R778. Bernard Hannah - Poufna sprawa - DUO.pdf

(807 KB) Pobierz
Mission: Marriage
Hannah Bernard
Poufna sprawa
96641408.230.png 96641408.241.png 96641408.252.png 96641408.263.png 96641408.001.png 96641408.012.png 96641408.023.png 96641408.034.png 96641408.045.png 96641408.056.png 96641408.067.png 96641408.078.png 96641408.089.png 96641408.100.png 96641408.111.png 96641408.122.png 96641408.133.png 96641408.144.png 96641408.155.png 96641408.166.png 96641408.177.png 96641408.188.png 96641408.198.png 96641408.199.png 96641408.200.png 96641408.201.png 96641408.202.png 96641408.203.png 96641408.204.png 96641408.205.png 96641408.206.png 96641408.207.png 96641408.208.png 96641408.209.png 96641408.210.png 96641408.211.png 96641408.212.png 96641408.213.png 96641408.214.png 96641408.215.png 96641408.216.png 96641408.217.png 96641408.218.png 96641408.219.png 96641408.220.png 96641408.221.png 96641408.222.png 96641408.223.png 96641408.224.png 96641408.225.png 96641408.226.png 96641408.227.png 96641408.228.png 96641408.229.png 96641408.231.png 96641408.232.png 96641408.233.png 96641408.234.png 96641408.235.png 96641408.236.png 96641408.237.png 96641408.238.png 96641408.239.png 96641408.240.png 96641408.242.png 96641408.243.png 96641408.244.png 96641408.245.png 96641408.246.png 96641408.247.png 96641408.248.png 96641408.249.png 96641408.250.png 96641408.251.png 96641408.253.png 96641408.254.png 96641408.255.png 96641408.256.png 96641408.257.png 96641408.258.png 96641408.259.png 96641408.260.png 96641408.261.png 96641408.262.png 96641408.264.png 96641408.265.png 96641408.266.png 96641408.267.png 96641408.268.png 96641408.269.png 96641408.270.png 96641408.271.png 96641408.272.png 96641408.273.png 96641408.002.png 96641408.003.png 96641408.004.png 96641408.005.png 96641408.006.png 96641408.007.png 96641408.008.png 96641408.009.png 96641408.010.png 96641408.011.png 96641408.013.png 96641408.014.png 96641408.015.png 96641408.016.png 96641408.017.png 96641408.018.png 96641408.019.png 96641408.020.png 96641408.021.png 96641408.022.png 96641408.024.png 96641408.025.png 96641408.026.png 96641408.027.png 96641408.028.png 96641408.029.png 96641408.030.png 96641408.031.png 96641408.032.png 96641408.033.png 96641408.035.png 96641408.036.png 96641408.037.png 96641408.038.png 96641408.039.png 96641408.040.png 96641408.041.png 96641408.042.png 96641408.043.png 96641408.044.png 96641408.046.png 96641408.047.png 96641408.048.png 96641408.049.png 96641408.050.png 96641408.051.png 96641408.052.png 96641408.053.png 96641408.054.png 96641408.055.png 96641408.057.png 96641408.058.png 96641408.059.png 96641408.060.png 96641408.061.png 96641408.062.png 96641408.063.png 96641408.064.png 96641408.065.png 96641408.066.png 96641408.068.png 96641408.069.png 96641408.070.png 96641408.071.png 96641408.072.png 96641408.073.png 96641408.074.png 96641408.075.png 96641408.076.png 96641408.077.png 96641408.079.png 96641408.080.png 96641408.081.png 96641408.082.png 96641408.083.png 96641408.084.png 96641408.085.png 96641408.086.png 96641408.087.png 96641408.088.png 96641408.090.png 96641408.091.png 96641408.092.png 96641408.093.png 96641408.094.png 96641408.095.png 96641408.096.png 96641408.097.png 96641408.098.png 96641408.099.png 96641408.101.png 96641408.102.png 96641408.103.png 96641408.104.png 96641408.105.png 96641408.106.png 96641408.107.png 96641408.108.png 96641408.109.png 96641408.110.png 96641408.112.png 96641408.113.png 96641408.114.png 96641408.115.png 96641408.116.png 96641408.117.png 96641408.118.png 96641408.119.png 96641408.120.png 96641408.121.png 96641408.123.png 96641408.124.png 96641408.125.png 96641408.126.png 96641408.127.png 96641408.128.png 96641408.129.png 96641408.130.png 96641408.131.png 96641408.132.png 96641408.134.png 96641408.135.png 96641408.136.png 96641408.137.png 96641408.138.png 96641408.139.png 96641408.140.png 96641408.141.png 96641408.142.png 96641408.143.png 96641408.145.png 96641408.146.png 96641408.147.png 96641408.148.png 96641408.149.png 96641408.150.png 96641408.151.png 96641408.152.png 96641408.153.png 96641408.154.png 96641408.156.png 96641408.157.png 96641408.158.png 96641408.159.png 96641408.160.png 96641408.161.png 96641408.162.png 96641408.163.png 96641408.164.png 96641408.165.png 96641408.167.png 96641408.168.png 96641408.169.png 96641408.170.png 96641408.171.png 96641408.172.png 96641408.173.png 96641408.174.png 96641408.175.png 96641408.176.png 96641408.178.png 96641408.179.png 96641408.180.png 96641408.181.png 96641408.182.png 96641408.183.png 96641408.184.png 96641408.185.png 96641408.186.png 96641408.187.png 96641408.189.png 96641408.190.png 96641408.191.png 96641408.192.png 96641408.193.png 96641408.194.png 96641408.195.png 96641408.196.png 96641408.197.png
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Posiadanie dzieci to duży kopot, zdecydowała Lea,
sadzając sobie na kolanach jedenastomiesięcznego synka
przyjaciółki. Ogromny kłopot. Nie dość, że sprowadzenie
potomstwa na ten świat jest bardzo bolesne i trwa wiele
godzin, to gdy rozkoszne maleństwa już się pojawią, nie dają
swoim matkom ani chwili wytchnienia. Są jak pasożyty.
Wysysają ze swych rodziców całą energię, nie pozwalając na
żadne działania niezwiązane bezpośrednio z nimi.
A kiedy już dorosną, stają się rozwydrzonymi
nastolatkami, przynoszącymi jedynie zmartwienia. W końcu
opuszczają rodzinne gniazdo i najczęściej nie zadają sobie
trudu, aby zadzwonić czy złożyć wizytę tym, którzy przez
nich osiwieli.
Tak, dzieci są kłopotliwe. Zdecydowanie.
Boże, ale ona tak bardzo pragnęła mieć dziecko!
Nie wiadomo dlaczego, jej oczy zrobiły się wilgotne.
Spojrzała na małego Danny'ego, starając się skoncentrować
na skomplikowanej czynności karmienia. Co się ze mną
dzieje? Sięgnęła po chusteczkę i pod pretekstem wycierania
resztek banana z nosa chłopczyka, ukradkiem otarła łzy.
- Wszystko w porządku? - krzyknęła z kuchni Anne, po
czym pojawiła się w drzwiach.
- A dlaczego niby miałoby być nie w porządku? - odpo
wiedziała pytaniem, nie potrafiąc ukryć rozdrażnienia.
Anne popatrzyła na nią zaskoczona.
- Danny nie przepada za bananami. Gdy go nimi karmię,
potrafi wymazać siebie i wszystko dookoła. Byłam ciekawa,
jak ci idzie.
Lea potrząsnęła głową.
- Przepraszam. Jakoś dajemy sobie radę.
2
Cała buzia Danny'ego była upaćkana. W końcu jednak
część owocu trafiła do jego ust, co wcale nie oznaczało, że
również do żołądka.
- Je chętniej, kiedy karmi go ktoś obcy. Jest wtedy zajęty
obserwacją i nie kombinuje, co by tu spsocić.
Lea włożyła chłopcu do buzi kolejną porcję banana,
patrząc, jak znaczna część papki ścieka malcowi po brodzie
na kolorowy śliniaczek. Mała łapka natychmiast pochwyciła
zdobycz i z wielkim upodobaniem rozmazywała ją po
ubranku.
- Sporo przy nim pracy, prawda? - spytała Lea
przyjaciółkę.
- O tak, na brak zajęć nie mogę narzekać. Ale najgorsze
zacznie się dopiero wtedy, gdy Danny nauczy się chodzić. Na
szczęście przesypia już całą noc. Mówiłam ci? - Młoda
matka nie potrafiła ukryć podniecenia. - W zeszłą sobotę
spałam siedem godzin bez przerwy. Kiedy mnie obudził i
spojrzałam na zegarek, nie mogłam uwierzyć.
- Tak, mówiłaś mi.
Anne zadzwoniła do niej o siódmej rano, aby podzielić się
tą niezwykłą wiadomością. Oczywiście obudzona brutalnie
Lea, nie wiedzieć czemu, nie zareagowała na tę rewelacyjną
wiadomość z należytym entuzjazmem.
Tak, z całą pewnością lepiej nie mieć dzieci.
A zegar biologiczny?
- Przepraszam, że cię wtedy obudziłam - roześmiała się
Anne, jakby odgadła myśli przyjaciółki. - Jak urodzisz
dziecko, zobaczysz, że wszechświat zmniejszy się do
rozmiarów dziecinnego pokoju. Najdrobniejsze wydarzenie
wydaje się wtedy cudem świata i odnosisz wrażenie, że
wszyscy inni też tak myślą. Wydaje ci się, że cała reszta
świata wstaje o szóstej rano, niezależnie od tego, czy jest to
zwykły dzień, czy sobota.
3
- Ależ nic się nie stało - zaprotestowała Lea. - Nie
powinnam przecież przesypiać weekendu.
- Jeśli chcesz, możesz posadzić Danny'ego w krzesełku. Nie
zabrudzi cię tak bardzo.
- Lubię go trzymać.
Rzeczywiście, nie chciała puścić malca. Kiedy wzięła go
dziś w ramiona, odczuła nagle, jak puste jest jej życie.
Chciała mieć dziecko. Potrzebowała go.
Ale to pragnienie nie miało sensu. Nie była mężatką, nie
miała nawet narzeczonego. Cały swój czas poświęcała pracy.
Dlaczego akurat teraz zapragnęła dziecka?
A pragnęła go bardzo i logika nie miała z tym nic
wspólnego.
Mijały lata, a wraz z nimi ginęły kolejne, niezapłodnione
komórki jajowe. Nieodwracalnie.
Siła pragnienia była obezwładniająca. Biologiczny zegar
zdawał się biec coraz szybciej i coraz częściej dawał o sobie
znać.
To na pewno z powodu trzydziestych urodzin, pomyślała
Lea, wzdychając w duchu. Dodatkowo uzmysłowiła sobie, że
w tym tygodniu minie rok od dnia, w którym ostatecznie
rozstała się z Harrym, a raczej wyrzuciła go ze swego życia.
Jej książę okazał się zwykłym palantem. Zmarnowała przy
nim najlepsze lata i niczego nie osiągnęła. Pozostawił po
sobie kompletny brak wiary w ludzi i bardzo niską
samoocenę. Nie wspominając o stracie kolekcji pyt
kompaktowych.
Już od roku pielęgnowała złamane serce i użalała się nad
sobą, nadszedł więc czas ruszyć do przodu, poznać nowych
ludzi.
Nowych mężczyzn.
Gdyby jeszcze wiedziała, jak się do tego zabrać. Jak
poznać tego jedynego, właściwego mężczyznę? Gdzie go
szukać?
4
- Spotykasz się z kimś?
Anne chyba potrafiła czytać w myślach.
- Z nikim specjalnym. - Lea wzruszyła ramionami. Nie
wiedzieć czemu, poczuła się niezręcznie, jakby fakt, że jest
samotna, czynił ją gorszą od reszty kobiet. Wszystkie jej
przyjaciółki miały mężów, dzieci i tylko ona płynęła przez
życie w pojedynkę, niczym samotny żaglowiec.
- Rozumiem, to znaczy, że nie spotykasz się z nikim.
- Byłam ostatnio bardzo zajęta.
- Odkąd zerwałaś z tym szczurem, zawsze jesteś zajęta.
Nie uważasz, że najwyższa pora znów zacząć się z kimś
widywać? - Ton głosu przyjaciółki świadczył o tym, że choć
żyją w czasach emancypacji, samotna kobieta nie powinna
ustawać w dążeniu do znalezienia męża i założenia rodziny.
Danny ziewnął.
Cóż, posiadanie męża ma swoje zalety, ale gdy się go nie
ma, też można jakoś żyć, prawda?
- Co masz na myśli mówiąc ,,znów"? Harry'ego poznałam
na pierwszym roku studiów i był jedynym chłopakiem, z
którym się spotykałam.
- Ale poznanie kogoś nowego nie może być chyba tak
bardzo trudne. Wszyscy ciągle kogoś poznają.
Lea potrząsnęła głową.
- Czytujesz kobiece pisma? Pełno w nich artykułów na
temat anatomii pierwszego pocałunku, nie mówiąc już o
reszcie... - Zakryła Danny'emu uszy, na wypadek gdyby to,
co zamierzała powiedzieć, mogło zagrozić jego
prawidłowemu rozwojowi. - Przeczytałam taki artykuł w
poczekalni u dentysty. Okazuje się, że są określone zasady,
które jasno definiują, co można robić na pierwszej randce, a
czego nie. Wyobrażasz sobie? Nie możesz zrobić tego, dopóki
on nie zrobi tamtego, chyba że... - jęknęła, pozwalając
Danny'emu wyswobodzić się z jej uścisku. Zadowolony z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin