Ivy Blossom - Lekarstwo na grypę.doc

(177 KB) Pobierz
Lekarstwo na grypę

Lekarstwo na grypę

Autorka: Ivyblossom

Tłumaczenie: NocnaMaraNM

Korekta: Kubiś

Tytuł oryginalny: Cure for the Flu

Oryginał: http://archive.skyehawke.com/story.php?no=3464

 

 

Harry był pewien, że wygra ten pojedynek. Malfoy miał grypę. Snape starał się co prawda wynaleźć eliksir, który by pomógł, ale jak na razie, Ślizgon nadal był bardzo chory. Miał czerwony nos, podpuchnięte oczy, mógł oddychać tylko przez usta, a gdy schodził po schodach, poruszał się powoli i niezdarnie. Prawdopodobnie właśnie ten paskudny, grypowy humor popchnął go do wyzwania Harry`ego na pojedynek, który miał odbyć się w przerwie między zajęciami. Stojąca pod ścianą Hermiona rzuciła Harry`emu spojrzenie mówiące: „Czy naprawdę warto poświęcać temu tyle czasu i zachodu?”. Och, ależ tak. Draco przechwalał się, że chociaż ma grypę i czuje się jak zezowaty mugol, i tak jest lepszym czarodziejem niż Harry. Takiego komentarza nie wolno było puścić mu płazem. Jedyną troska Harry`ego było to, że Malfoy może na niego kichnąć.

- Wolisz przyzdać, że białem rację - powiedział Malfoy przez nos - czy bab cię ubokorzyć przed dwoimi brzyjaciółmi? - Hermiona prychnęła, a Malfoy spiorunował ją wzrokiem. - Uważasz, że to zabawde, Szlabo? Czy boże śbiejesz się ze swoich koźlawych kolad? - Jego głos był niski i okropnie zachrypnięty. Gdyby Harry nie widział poruszających się ust Ślizgona, mógłby pomyśleć, że odgłos ten wydaje jakiś duch, jeden z potworów Hagrida albo Millicenta Bulstrode. Wyglądało na to, że nawet mówienie było dla Malfoya dużym wysiłkiem - stał nieco chwiejnie, przechylając się za bardzo na bok i sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał upaść.

- Na Merlina, Malfoy. Ty chyba żartujesz - zaśmiał się Harry.

- Nie śbiej się ze bnie, Bodder. Nadal bogę sgobać ci den dwój kościzdy...

- Dość gadania! Harry, pokonaj szybko tego zmutowanego zarazka i chodźmy na zaklęcia, dobrze? - Hermiona skrzyżowała ramiona na piersi i oparła brodę na trzymanej w rękach książce. - Na myśl o tym, że oddycham tym samym powietrzem co on, zaczyna mnie wiercić w nosie.

Harry nie był do końca pewien, jak to się stało. Gdy myślał o tym później, doszedł do wniosku, że było to po prostu zrządzenie losu. Malfoy dość niezdarnie postąpił krok naprzód i wycelował w Harry`ego różdżkę. Ten uchylił się i rzucił zaklęcie petryfikujące, które ominęło Malfoya i trafiło w ścianę. Następnie obaj równocześnie odskoczyli w tę sama stronę i w efekcie zderzyli się głowami. Gdy wylądowali na podłodze, jakaś rzecz zachrzęściła pod policzkiem Harry`ego i coś wilgotnego wsączyło mu się wprost do ucha.

- Bleee - jęknął Harry, wycierając rękawem twarz. Dotknął włosów, a jego palce natychmiast pokryły się jakąś lepką substancją. - Co to jest?

- Do boje lekarsdwo, dy durdziu. - Malfoy ostrożnie wyciągnął z kieszeni kawałek szkła. Świetnie. Teraz mam kieszeń pełną wstrętnego, lepkiego, potłuczonego szkła. Ten ofermowaty prostak niemal pozbawił mnie wyrostka robaczkowego. Och, fatalnie się czuję. Jestem taki zmęczony. A teraz jeszcze boli mnie tyłek. Ała.

Oczy Harry`ego rozszerzyły się ze zdumienia. Przez moment sądził, że ma omamy słuchowe, a potem znowu to usłyszał. Nie chce mi się wstawać. Nadziałem się na różdżkę Pottera i teraz będę miał siniaka na ramieniu. Chyba poleżę po prostu na tym korytarzu przez cały dzień. Nienawidzę zaklęć. Nienawidzę szkoły. Zresztą, mam to wszystko gdzieś. Draco opadł na podłogę i zamknął oczy.

- Idź sobie, Bodder. I zabierz ze sobą swoich brzyjadziół.

Przed zajęciami Harry zmył z siebie eliksir, ale przez całą lekcję słyszał Malfoya w swojej głowie. Lubię ołówki. Lubię pisać swoje imię. Mam bardzo ładne imię. D R A C O. Draco. Draco. Draco. Ślicznie brzmi. Draco Malfoy. Malfoy. Malfoy. Boli mnie gardło. Nudzę się.

Harry cały czas próbował zrozumieć, co właściwie się stało. W końcu doszedł do wniosku, że pewnie jedna z dziwnych mikstur, którą Snape zrobił dla Malfoya, dostała się do jego ucha i musiała mu jakoś zaszkodzić. Mam wrażenie, że moje buty robią się ciasne. Mam nadzieję, że nie będę miał wielkich stóp, gdy dorosnę. Nie chcę mieć śmiesznych stóp. Chcę mieć ładne stópki. Harry potrząsnął głową i zaczął obserwować Malfoya, który patrząc na Hermionę rozmyślał o swoich stopach. To nie miało sensu. Zmarszczył czoło.

- O co chodzi, Harry? - wyszeptał Ron. - Czy to twoja.... blizna?

Hermiona uniosła głowę znad pergaminu.

- Och, na Merlina, Ron - zaczął Harry. Ooooo, Potter i Weasley gadają na lekcji. Ciekawe o czym. - Nie, to nie blizna. Nie uwierzysz. Lekarstwo Draco... dostało mi się do ucha... - Wszystko mnie boli. Nie znoszę być chory. Tyłek mnie swędzi. Harry wybuchnął zduszonym śmiechem, ale usiłował mówić bardzo cicho. - I...

- Został otruty! - szepnęła Hermiona przerażona. - Tak jak w „Hamlecie”! Wszystko w porządku, Harry, zaprowadzimy się do pani...

- Nie, nie, nie! - wyszeptał Harry, wciąż chichocząc. Strasznie trudno podrapać się w klasie po tyłku. Szczególnie, jeśli się na nim siedzi. - Nie otruty. Nie, stało się coś bardzo, bardzo zabawnego. Mogę... Mogę słyszeć wszystkie myśli Malfoya.

Hermiona spojrzała na Harry`ego.

- Co?

Mam już za długie paznokcie. Obetnę je po zajęciach. Na łóżku Goyle`a. Ha!

- Naprawdę! Słyszę każdą jego myśl! Teraz właśnie planuje... obcinanie paznokci. Nie wyobrażacie sobie, jakie on ma nudne myśli.

- Jesteś pewien? - dopytywał się Ron podejrzliwie. - Znaczy się, skąd wiesz, że to Malfoy?

- Po prostu wiem - prychnął Harry. Obrzydliwe paznokcie. Ale w sumie bez nich moje dłonie wyglądałyby dziwacznie. Miękkie kikutki, fe.

- To niedobrze, Harry - szepnęła Hermiona poważnie. - Czarodzieje wariowali nawet z bardziej błahych powodów. Powinieneś iść z tym do Dumbledore`a.

Paznokcie u rąk są takie dziwne. Dlaczego u nóg nie musze obcinać ich tak często? Czy paznokcie są czymś w rodzaju szponów? Jak to się dzieje, że dostaje się pod nie aż tyle brudu, skoro jestem taki czysty?

- Tak - zgodził się Harry. - Koniecznie muszę zobaczyć się z Dumbledore`em. Czuję, że szaleństwo zbliża się do mnie wielkimi krokami.

 

*

 

- Och, cóż za straszny wypadek - powiedział Dumbledore, spoglądając na Harry`ego. - Czy pan Malfoy jest świadom sytuacji?

- Ummm, nie - odparł Harry, patrząc w ziemię. Uwielbiam ser. Mógłbym go jeść całymi dniami. Ale wtedy strasznie bym się obżarł, a skądinąd wiem, że to nie jest przyjemne. - Widział, że lekarstwo wlało mi się do ucha, ale nie powiedziałem mu, że... uh... - Przepadam za brie, ale chyba jeszcze bardziej lubię duński niebieski. Mmmm. Niebieskie żyłki pleśni. Mniam.

- Tak, rozumiem oczywiście twoje wahanie, Harry. - Oooo moja głowa. Boooli. Chyba pójdę się położyć. Snape na pewno mi pozwoli. Wybłagam zwolnienie z eliksirów i pójdę spać. - Ale oczywiście należy go powiadomić. Byłoby nie w porządku, gdybyś mu o tym nie powiedział. Mówiłeś, że to profesor Snape zrobił dla niego lekarstwo, tak?

Może wezmę też długi, gorący prysznic. Dzięki temu pozbędę się tego świństwa z nosa. - Tak, profesorze.

- No więc musimy zobaczyć się także z profesorem Snape`em. Może wspólnie rozwiążemy ten problem. - Uwielbiam być nagi. Rzadko mam tutaj okazję chodzić nago. Zawsze tyle ludzi kręci się w łazience, kiedy człowiek próbuje sobie...

- Tak, błagam! Zróbmy z tym coś!

 

 

 

2.

 

- No więc? - sapnął Snape. - O co tu chodzi, Potter? Znowu usiłujesz zwrócić na siebie uwagę, tak? Znowu będziesz oskarżał o coś biednego, chorego pana Mal...

- Severusie, proszę - przerwał ten wywód Dumbledore, i usiadł na przeciw mistrza eliksirów.

W lochach jak zwykle było zimno i wilgotno. Harry wyczuł słaby zapach soku z pijawek i skrzywił się. Ooooch. Chce się położyć. Dlaczego on tu jest? Przecież nic nie zrobiłem. Strasznie tu zimno. Harry zauważył, że Malfoy zadrżał, obrzucił pomieszczenie pogardliwym spojrzeniem, a potem dychawicznie zakaszlał.

- Panie Malfoy - zaczął dyrektor. Co? Dlaczego zaczyna ode mnie? Dlaczego to zawsze jestem JA? - Zdaję sobie sprawę, że nie czuje się pan najlepiej, ale to właśnie po części jest przyczyną naszej rozmowy.

- Złabałeb jakieś reguły? To już nie bożda zachorować? - oburzył się Ślizgon.

- Nie, nie zrobił pan nic złego. Nie w tym przypadku przynamniej. Panie Malfoy, jakie lekarstwo miał pan w kieszeni dziś rano? Musimy zidentyfikować miksturę, którą oblał się pan Potter.

- Co?

- Kiedy... wpadliście na siebie dziś rano - przypomniał Dumbledore, patrząc na niego wymownie. Och, świetnie. Teraz będę miał kłopoty z powodu tego pojedynku. Fantastycznie. Potter to wstrętna skarżypyta.

- Malfoy, tu nie chodzi o pojedynek. Na Merlina, nie mógłbyś po prostu odpowiedzieć na pytanie?! - zdenerwował się Harry.

Draco zmarszczył brwi.

Snape odchrząknął.

- Ostatnio dawałem panu Malfoyowi kilka eliksirów. Starałem się powstrzymać rozwój choroby, dyrektorze. Zapewniam, że żadna z mikstur nie była nielegalna albo niebezpieczna. Ależ on dobrze kłamie. Zjadłbym kawałek ciasta. Z borówkami. I z bita śmietaną. Mmmm. - O co chodzi?

- Cóż... - powiedział Dumbledore wolno. - Wygląda na to, że któreś z lekarstw, dostało się do ucha pana Pottera. I... w rezultacie...

- Tak? - zapytał Snape stropiony. Zapadło nieprzyjemne milczenie. Czy Potter umiera? Albo coś w tym stylu? Dlaczego Dumbledore jest taki poważny? Co tu się dzieje? Potter wygląda zupełnie normalnie. Snape przyjrzał się Harry`emu uważnie. - Pan Potter wygląda zupełnie normalnie.

- Och, pan Potter czuje się dobrze - kontynuował Dumbledore. - Po prostu, Severusie, cokolwiek to było, musiało znajdować się w jednym z twoich eliksirów. - Mmmmm, albo szarlotkę. Z lodami. Tak. Pewnie i tak nie poczułbym smaku, ale zjadłbym szarlotkę. W łóżku. Pod kocem. Przy ciepłym kominku. Dlaczego tu jest tak przeraźliwie zimno? I co z tym Potterem? - I sprawiło, że pan Potter może słyszeć teraz myśli pana Malfoya.

... CO?!

- CO?!

Harry skinął głową.

- Przykro mi. To prawda.

Oczy Malfoya zrobiły się wielkie jak spodki. Ślizgon otworzył usta. A potem kichnął. Chyba sobie żartujesz? Och, moje zatoki! Ten katar mnie zabije.

- Nie żartuję.

To chyba najbardziej upokarzający moment w całym moim życiu. Poza tym, kiedy Pansy dorwała zdjęcie, na którym mam rogi z piany od szamponu...

- To chyba jednak gorsze.

...I jestem ubrany w spódniczkę baletnicy.

- Hmm. Może jednak nie.

- Panie Potter! Gryffindor traci dwadzieścia punktów! Za czytanie w myślach pana Malfoya! - Snape z hukiem odsunął krzesło i przeszedł na tył klasy, gdzie gwałtownie zaczął rozrzucać korzonki i listki oraz stukać buteleczkami. - To po prostu niemożliwe, Albusie. Niemożliwe! Jakim cudem połączenie kamfory, mięty, skrzydeł szerszenia i mleczka pszczelego mogłoby spowodować... Och. Och, Merlinie!

- Tak, Severusie. Właśnie tego się obawiałem.

O czym oni mówią?

- O czyb wy bówidzie? - Draco skrzyżował ręce na piersiach.

- Mleczko pszczele, panie Malfoy - westchnął profesor Snape. - Oczywiście zupełnie nieszkodliwe, ale jeśli zmiesza się je z niektórymi substancjami, a konkretnie z sokiem z pijawek, staje się bardzo niestabilne i... kapryśne. Mmmm ciepłe mleczko.

- Ach - przypomniał sobie nagle Harry. - A na pierwszym roku robi się... Eliksir zmniejszający.

- Eliksir zmniejszający. Tak, panie Potter. - O Merlinie! - Najwidoczniej odrobina soku z pijawek musiała... w jakiś sposób... dostać się do...

- Bojego lekarsdwa?! - wrzasnął Draco. - Odrułeś bnie! Zrujdowałeś bi życie! Boczekaj, aż ojciec się o dym dowie...

- Zaraz, chwileczkę, panie Malfoy, to był przypadek i oczywiście możemy znaleźć antidotum - Snape nerwowo przestawiał buteleczki i kartkował wielką księgę.

Dumbledore zmarszczył brwi.

- Tak. Tak, jak przypuszczałem. Co musimy zrobić, aby rozwiązać ten problem? - Och, Merlinie, proszę, niech on powie, że to się da łatwo naprawić. Nie wytrzymam. ODWAL SIĘ, POTTER. WYŁAŹ Z MOJEJ GŁOWY!

- Nie robię tego celowo - wyszeptał Harry urażony. - To ty chciałeś się pojedynkować! Tak, a gdy mówiłem „pojedynek”, oznaczało to „proszę, wejdź do mojej głowy i podsłuchuj moje prywatne myśli”!

Harry stwierdził, że komentowanie jakości prywatnych myśli Malfoya, byłoby kuszeniem losu, więc prychnął tylko pogardliwie.

- Tak, tak, jestem pewien, że... eee... jest sposób. Tak. - Snape wyciągnął brązowy słoik i odkręcił go. - Potter, chodź tutaj. Spuść głowę. Hehehehe, powiedział „spuść”, nieźle. - A teraz spróbujemy... TEGO! - Snape wsadził palec do ucha Harry`ego.

- AAAAŁŁ - Hahahahaha! - Zamknij się, Malfoy!

- Nic nie bówiłem, Boddy - Nie możesz użyć moich myśli przeciwko mnie, ty kretynie! To może być fajniejsze, niż przypuszczałem.

- Hmm. Najwyraźniej nie zadziałało. Panie Malfoy, proszę tu podejść. - Dlaczego on chce robić te okropne rzeczy MNIE? To ja tu jestem ofiarą! AACH! Chyba mam wrośnięty paznokieć. Niech to diabli.

- To prawdopodobnie przez te za ciasne buty - zasugerował Harry szybko.

- Zabknij się! - Malfoy przyglądał się podejrzliwie, jak Snape delikatnie przytyka do jego ust łyżeczkę z mleczkiem pszczelim.

- Teraz proszę, panie Potter, czy...

- HEJ! - Draco wypluł część mleczka. - Chwileczkę. - Zamilkł na moment, a Harry zastanawiał się, czy Ślizgon ma zamiar kichnąć.

- Nie będę kichał, ty głupku. Podsłuchuję, jak myślisz, że masz teraz dobry widok na mój zgrabny tyłek.

Harry zagapił się na niego z otwartymi ustami.

- Zmyślasz - odezwał się wreszcie.

- Dzie zbyślab - Draco uśmiechnął się złośliwie.

- Chłopcy? - zapytał Dumbledore. - Co się dzieje?

- Deraz ja deż bogę słyszeć byśli Boddera, brofesorze. Bardzo bochlebde zreszdą, ale chyba jednak wołałbyb ich nie słyszeć. - oświadczył Ślizgon i kichnął.

- Tak, Potter. To nieprzyjemne, prawda? Nadal masz ochotę się ze mnie pośmiać?

Harry`emu wcale nie było do śmiechu. Czuł się okropnie i usilnie próbował o niczym nie myśleć. Jednak pomimo najszczerszych chęci, nie mógł nic poradzić, że zaczął się zastanawiać, czy faktycznie zerkał na pośladki Malfoya. No, ale skoro ten temat pojawiał się w głowie Draco mniej więcej raz na dwadzieścia sekund, oczywiście trudno było go pominąć.

- Och, przestań. Wcale nie myślę cały czas o swoim tyłku. Najwyraźniej ty za to skupiasz się na nim często.

- Na wrota Azkabanu! - Zaaferowany Snape chodził po klasie tam i z powrotem. - Muszę nad tym popracować. Nie mogę w to uwierzyć! Panie Malfoy - zwrócił się do podopiecznego przesłodzonym tonem. - Czy dopóki nie dowiemy się na ten temat czegoś więcej, moglibyśmy wstrzymać się z informowaniem pańskiego ojca o całym tym zajściu?

- Cóż - Draco przyjrzał mu się sceptycznie. Tak, wiem. Jesteś wstrętnym lizusem.

- Dziech będzie. Bogę iść teraz się bołozyć? Nabrawdę dzie czuję zię dobrze. - Dzięki, Potter. Nie wiedziałem, że zwracasz na to uwagę.

- O czym ty do diabła mówisz, Malfoy?, pomyślał Harry ze złością.

- Właśnie stwierdziłeś, że pomimo choroby i tak wyglądam bardzo dobrze.

- Wcale nie! - Harry poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. - Przysięgam, że to nie moje myśli. Pewnie słyszysz Snape'a.

- Ech. Proszę cię. Nie, nie. To mi wygląda jednak na Pottera. Uważasz, że jestem ładny, prawda? To słodkie, naprawdę. Doceniam twoje zainteresowanie, ale nic z tego. Interesują mnie tylko kobiety.

- Tak, oczywiście, panie Malfoy. Proszę iść do dormitorium i przespać się trochę. Na pewno niedługo poczuje się pan lepiej.

- Dzięguję - wysapał Draco i już miał wyjść z klasy, gdy Dumbledore odezwał się łagodnie:

- Postarajcie... nie denerwować się nawzajem, chłopcy.

- No, Potter. Nie sądziłem, że masz takie zbereźne myśli. Jak ty w ogóle możesz się na czymś skupić przez cały dzień? A może to tylko moja obecność tak na ciebie działa?

Harry usiadł naprzeciw Dumbledore`a i ukrył twarz w dłoniach. Wpadł jak śliwka w kompot.

- Aj, Potter. Tak swoją drogą, nie jestem aż TAK wygimnastykowany, ale gratuluję pomysłowości.

A raczej, jak w kadź z zacierem na śliwowicę.

 

3.

 

To było straszne. Podczas całego obiadu Harry i Malfoy kłócili się w myślach. Malfoy oskarżał Harry'ego, że ten wizualizuje go sobie leżącego nago na stole, wysmarowanego w newralgicznym miejscu deserem.

- PRZESTAŃ, MALFOY. Wszystko to i tak stoi mi kością w gardle. A ty tylko pogarszasz sprawę.

- Faktycznie Potter, stoi ci, tyle że nie w gardle. Masz pecha, bo wolę kobiety. Ale wydaje się, że znalazłeś też kilka pomysłów na wykorzystanie swojego przyjaciela, Wea...

- NA WROTA AZKABANU, ZAMKNIJ SIĘ! Zaraz zwymiotuję, jeśli nie przestaniesz.

Draco przez chwilę nie odzywał się do niego mentalnie, myśląc o swojej bieliźnie i tym, jak jest wygodna. Harry jęknął, gdy odkrył na którą stronę nosi się Draco. Przez moment przyglądał się swojej sałatce, po czym zapytał:

- Czy ty to widzisz?

- Oczywiście. A ty nie?

- Nie. Tylko słyszę twoje myśli. Nie widzę tego, co sobie wyobrażasz. I NIE MAM DOSTĘPU DO TWOJEJ PODŚWIADOMOŚCI!

- Chcesz powiedzieć, że nie zdajesz sobie sprawy ze swoich zbereźnych myśli?

- WŁAŚNIE TAK!

- Och, uspokój się. To bardzo zabawne, naprawdę. Mam teraz tyle materiału, że będę mógł cię szantażować przez kilka następnych lat.

Świetnie, pomyślał Harry. Po prostu wspaniale. Starał skupić się na swoim widelcu i usiłował zignorować Draco, który snuł właśnie rozważania na temat swoich skarpetek i przyjemności, jaką sprawia mu dotyk miękkiego materiału na stopach. W końcu westchnął ciężko i zjechał na krześle.

- Harry? - Ron dotknął jego ramienia, a Harry zrobił wszystko, żeby się nie wzdrygnąć.

- HAHAHAHAHAHAAA!!

Harry postanowił nie pytać nawet, co Draco zobaczył.

- Co z tobą, stary? - dopytywał się przyjaciel. - To Malfoy, tak? Twardy orzech do zgryzienia z tym wypadkiem...

- Powiedział „twaaaardy”! HAHAHAHAHA!

- Wszystko w porządku, Ron. Muszę się tylko do tego... przyzwyczaić.

 

*

 

Tej nocy Harry nie mógł zasnąć. Malfoy rozmyślał o lekko falujących zasłonach i o sposobie, w jaki cząsteczki kurzu wirują w smugach światła w prawym rogu łóżka. Zastanawiał się, do czego właściwie potrzebny jest wyrostek robaczkowy, a potem bardzo długo i intensywnie rozważał kwestię, czy bardziej lubi jabłka, czy pomarańcze.

- To chyba właśnie tak, jakby porównywać jabłka i pomarańcze, prawda?

- TAK! Harry miał już tego dość. To DOKŁADNIE tak, jak porównywanie jabłek i pomarańczy!

- Och, nie traktuj mnie tak z góry, Potter. To, że przesiadujesz całymi dniami, wymyślając coraz to nowe konfiguracje, w jakich chciałbyś mnie przelecieć, wcale nie oznacza, że jesteś ode mnie lepszy.

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.

- Na Merlina! Jakim cudem tego nie zauważasz? To znaczy wiesz, zastanów się trochę. O czym myślałeś dzisiaj, gdy odrabiałeś zadanie?

- O historii. Myślałem o historii.

- I?

- NIE MA ŻADNEGO “I”!

- Potter. Owszem, myślałeś o historii, ale cały czas wyobrażałeś sobie, że siedzę pod stołem, między twoimi nogami i liżę cię po kolanach. Czy to ci nic nie mówi?

Harry poczuł, że robi mu się niedobrze. Dziwne, ale to mu o czymś przypomniało. Właśnie zastanawiał się, jak napisać fragment o rewolucji trolli i... och. Faktycznie. Pod stołem siedział ubrany w strzęp przeźroczystej gazy Draco i leniwie przesuwał po jego kolanie językiem. Z każdym napisanym akapitem, gaza zsuwała się coraz niżej i niżej. Naprawdę o tym myślał?!

- Tak. Naprawdę. Co z tobą? Nikt cię nie przytulał, gdy byłeś dzieckiem? Jesteś strasznie niedopieszczony.

- Nikt mnie nie przytulał, gdy byłem dzieckiem.

- Och. Przepraszam.

- Hm, tak.

- Mmmmmmm.

- Co?

- Po prostu... napaliłem się. To twoja wina.

- Och, Merlinie!

- Cóż, to chyba naturalne! Ciężko się nie podniecić, siedząc w twojej głowie. A konkretnie, to chyba przez ten pomysł z biurkiem McGonagall.

- OCH, MERLINIE!!

- Czy ty naprawdę robisz to nieświadomie?

- Tak. Tak, nie miałem o tym pojęcia. - Harry przewrócił się na brzuch i ukrył twarz w poduszce. - Czy to zawsze dotyczy ciebie?

- Tak. No, nie do końca. Przeważnie, kiedy mnie widzisz. Albo kiedy o mnie myślisz. Czyli, no cóż, prawie cały czas. Ale kilka razy, kiedy Weasley...

- Och, błagam. Oszczędź mi tego.

- Nie wiedziałem, że bliźniacy mogą robić takie rzeczy, ale przyznaję, że to nawet intrygujące.

- Cóż, ty też nie jesteś taki niewinny. Słyszałem twoje długie dywagacje na temat kobiecych biustów.

- Och.

- I szczerze mówiąc, nie sądzę, żebyś był szczególnie entuzjastycznie nastawiony do kobiet.

- Kobiety mają jeszcze coś poza tymi dziwacznymi trzęsącymi się workami skóry.

- Byłeś za krótko karmiony piersią w niemowlęctwie?

- Zamknij się.

Harry zajęczał. To nieprawdopodobne. Jak mógł zasnąć, gdy ktoś siedział w jego głowie? Próbował myśleć o najniewinniejszych rzeczach pod słońcem. O niuchaczach i o tym, jak bardzo...

- HARRY! Na złamany pazur hipogryfa! Myślisz w ten sposób o swojej rodzinie?! W tym momencie przestałem się już czuć tak wyjątkowy!

- Teraz jestem pewien, że mnie nabierasz.

- No dobra, masz rację. Jak do tego doszedłeś? Hehehhehehe, powiedziałem „doszedłeś”!

- Zgłupiałeś? Zachowujesz się jak dziesięciolatek.

- Pff...

Harry usiłował zasnąć, starając się nie myśleć o tym, że Draco przegląda jego podświadomość jak magazyn pornograficzny i przy okazji urządza sobie niezbyt prywatną onanoorgię.

- Mmmmm. Może i jestem taki giętki.

- DRACO! PRZESTAŃ! Żadnych prac ręcznych dopóki jesteśmy połączeni mentalnie! To... to NIEETYCZNE...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin