Mapa odkryć Tannenbergu(1).pdf

(159 KB) Pobierz
Microsoft Word - Mapa odkryć Tannenbergu
Mapa odkryć Tannenbergu
Poszukiwanie zabytków
Tekst prezentowany poniżej został napisany przez p. Damiana Czerniewicza, dyrektora
Gminnego Ośrodka Kultury w Jonkowie. Chcielibyśmy poprzez jego opublikowanie
zapoczątkować szerszą dyskusję nad kontrowersyjną sprawą poszukiwań zabytków z użyciem
wykrywaczy metali.
Damian Czerniewicz Mapa odkryć Tannenbergu
„Tannenberg” jak niegdyś, to także dzisiaj wysokie łąki, zapomniane lasy, mokradła i
niekończące się jeziora. To niedostępne okolice, gdzie zapuszczają się tylko drwale, wiekowi
grzybiarze i niezmordowani detektoryści, jak i orne pola przy często ruchliwych drogach.
Bitwa i to co działo się potem, objęła swoim zasięgiem praktycznie całą Warmię i południowe
Mazury. Odkrywane, nie znane historii bitwy epizody, to dzisiaj ślady zagubionych w borach
i pamięci, rozbrajanych i rozbrajających się jednostek, osobistych ludzkich tragedii, które idą
w parze z wciąż mało rozpoznanymi fazami samej walki, której ślady w różnej postaci można
napotkać także tam, gdzie dzisiaj łowi się ryby, rosną oziminy czy coraz bardziej popularna
intensywnie nawożona marchew. Opowieść o skarbach Armii Narew, rozsianych na
olbrzymim obszarze, odkrywanych z pasją przez wielu, jest zbiorem lat doświadczeń, które
być może pomogą nie tylko w odnalezieniu utraconych ponad 90 lat temu, kolejnych wciąż
niszczejących świadectw naszej historii. Tak to już ze skarbami przecież jest, że jedna
wskazówka, ujawnia następną, wiodącą do wymarzonego finału. Nie byłoby ich wcale, gdyby
nie towarzysząca nam od zarania, tak krępowana dzisiaj, już nie przez oceany czy lodowe
granie pasja odkrywania. Gdyby nie nadzwyczajna, ludzka ciekawość, silniejsza od wszelkich
ograniczeń, tajemnice wydzierane przeszłości... zresztą, sami posłuchajcie...
Strumienie
Dwadzieścia lat temu, a może wcześniej poszukiwania skarbów w leśnym kotle{1} rozpoczęli
także ludzie, którzy, nie oczekiwali „jedynie”stu, trzystu kilogramów czy jak protagoniści tej
potrzeby, ich poprzednicy całego złota Inków. Pasją, która gnała pierwszych
„klozetowców”{2} przez wykroty starych nasadzeń i zarastające łęgami kanały melioracyjne
zapomnianych pastwisk, była chęć rozpoznania oddalającej się, niejasnej, więcej już
legendarnej historii, chociaż może nie tak jeszcze odległej ale przynajmniej wciąż „legalnej”.
Czym że była przez 60 lat w zestawieniu z tajemnicami ostrogockich księżniczek, pamięć o
pruskim zwycięstwie nad drugim ciemięzcą, dla jedynie słusznej serii z pepeszy uwiecznionej
na tej czy tamtej pamiątkowej tablicy, szwabachą a nawet cyrylicą pisanej... Wędrówki
szerokimi połosami{3} rozpoczynały się od poszukiwań jakichkolwiek sygnałów, na które
oczywiście przy pomocy sprzętu własnej konstrukcji, można było trafić bez problemu nawet
na odległych mokradłach. Zbiór pierwszych danych stanowiły więc podkowy, czasem
strzemię czy stalowy orczyk lub zapyziały koński munsztuk. Duży sygnał to duży przedmiot
lub coś znajdującego się głębiej, więc nie tylko takie znaleziska wzbogacały dzisiejszą wiedzę
o tym co i gdzie wydarzyło się po bitwie. Szczyty sztandarowych drzewiec, odnajdywane od
Uścianka po Wielbark w cynkowych i stalowych nosidłach na amunicję, czekały głęboko
pomiędzy innymi skrzynkami pełnymi pocisków do armat „prawosławnych”{4}. To nie
441479685.001.png
kwestia jedynie dziewiczego terenu czy nie tkniętych „miejscówek” decydowała o odkryciach
z górnej półki a wytrwała wędrówka wielu osób wąskimi pasami terenu ciągnących się z
przerwami pozostałości ekwipunku. Dzisiaj, dyskryminowane często przez szukających
wytrawnych śladów uciekającej armii, omijane przez wyczulone na drobny mosiądz i płytko,
o czym jeszcze będzie widzące sprzęty, wciąż skrywają nie jedną wartą zapomnienia o „trybie
dyskryminacji”{5} tajemnicę. Pierwsze poszukiwania opierały się na dostępnych na bazarach
czy małych antykwariatach, nielicznych, propagandowych, pochodzących z dwudziestolecia
niemieckich książkach oraz światło- i kserokopiach jedynego polskiego również z przed
wojny opracowania. Zamieszczone w nich mapy w bardziej lub mniej udany sposób,
próbowały przedstawić zamęt Tannenbergu, grubymi liniami wskazując drogi ucieczki
pokonanych korpusów. Z jednej strony rzetelne, liczne niemieckie źródła w tym pułkowe
zapisy a nawet wspomnienia, oferują dane stosunkowo jednostronnie opisujące wydarzenia
zwycięskiego odwetu na słowiańszczyźnie. Oczywiście poszukiwanie tam, gdzie solidnym
kołem obrysowano cyfrę wziętych do niewoli jest jak najbardziej trafne. Zabranie się za
sukcesywne badanie terenu o powierzchni kilkudziesięciu kilometrów kwadratowych jest już
znacznie mniej chętnie dobieraną metodą, chociaż tak właśnie wygląda leśny kocioł
Tannenbergu, o czym przecież dzisiaj, większość z nas już wie.
Bez przecinania odnajdywanych strumieni mosinowskich dupek{6} wiodących z zachodu na
wschód i wijących się niemal nie widocznymi leśnymi duktami, podążania trawersami za
wąskimi pasami rozrzuconego żelastwa, łączącymi pozieleniałe fundamenty nieistniejących
domostw, liczyć można jedynie na św. Krzysztofa lub... „Dokłady komisji generała
Pantelejewa”{7}. Chociaż studia niedostępnych do niedawna, ciurkiem pojawiających się
materiałów pochodzących z państwowych archiwów rosyjskich, bez zestawienia ich z
dokonaną dzięki drwalom i detektorystom długą listą odkryć, wiodłyby do kolejnej metody
„na około”.
Wiedza, jaką przyniosły odkrycia już pokoleń poszukiwaczy jest nieoceniona także dla
przyszłych, jak się zdaje bardzo odległych fachowych badań. Chyba, że pola bitewne I wojny,
niebawem staną się w naszym kraju obiektem zainteresowania „poszukujących kontekstu
inaczej”{8}. Kontekst, jak wiemy, najważniejszy aspekt dokonywanego odkrycia, „pod
Tannenbergiem” zbliżył się oto do świata laików w sposób niezwykle istotny. Dzięki
„nowemu pojęciu kontekstu”{9}, konferencje naukowe, gdzie akademicy poznają obecnie
typy uzbrojenia walczących stron, zasoby i metody korzystania z archiwów akt nowych oraz
stosunek zwycięzców do zwyciężonych, czy poziom wiedzy młodzieży na temat I wojny w
regionie, z pewnością wzbogacą się o odczyty dotyczące zaginiętych bez wieści w czasie
ucieczki tysięcznych kolumn także naszych przodków i świadectw tych wydarzeń w postaci
nie tylko aparatu Hughesa{10}.
Nowy Kontekst
Kilkaset osób, od kilkunastu lat, przy użyciu wysokiej klasy urządzeń, wydając niebagatelne
pieniądze, przemierza dziesiątki kilometrów pól bitewnych Tannenbergu, ciesząc się z
każdego odnalezionego guzika. Jedni posiądą wspaniałe wspomnienia z letniej wyprawy
tropem skarbu gen. Samsonowa, inni powodowani strachem przed konsekwencjami włożą go
do szuflady, jeszcze inni anonimowo sprzedadzą, co skądinąd wzbogaca tak sprzedającego
jak posiadającego czyli obywateli w kontakt nie tylko z historią żywą ale co chyba
najważniejsze kulturowo. W ten sposób bogaci się także państwo{11}. Jak wiemy w
kontekście obowiązującego prawa trudno jest pochwalić się publicznie cenniejszym
znaleziskiem, bez narażania urzędu na konsekwencje. Urząd, zobligowany kulawym prawem,
przyjmując cenne znalezisko musi zająć wobec jego pochodzenia określone stanowisko. Gdy
zabytek jest dużej klasy, tym bardziej. Szczęśliwie nie musi go zajmować wobec
przedmiotów nie zgłoszonych, gdyż nic o nich nie wie. Przy okazji ten urząd, który
zaprenumerował miesięcznik, jak i ten który zajął stanowisko przyjazne dowiedzą się przeto,
jakie tajemnice skrywają zbiory anonimowych pasjonatów, więc z całym szacunkiem,
kłopotliwego dla siebie stanowiska zajmować nie musi{12}. Między innymi w tym nowym
kontekście, spróbuję przestawić wszystkim zainteresowanym odkrycia przedmiotów, które
podkreślam z całą pewnością nigdy nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby nie poszukiwania
prowadzone przez laików. Niech łamy miesięcznika będą kolejnym pomostem ułatwiającym
współpracę zainteresowanym stronom, prowadząc do, co niewątpliwe zmian zapisów
nieszczęśliwej ustawy o zabytkach lub uchwalenia całkowicie nowej w kontekście
prowadzenia poszukiwań.
Nie da się ukryć, iż wiele osób wyrusza „pod Tannenberg” motywowanych piękną, właściwą
pasji poszukiwaczy tajemnic tej bitwy idee fix - odnalezieniem „prawdziwego” skarbu. Jak
głosi nie tylko legenda, gdzieś na drogach odwrotu Armii Narew miałaby być ukryta armijna
kasa lub kasa generała Samsonowa. Przy okazji poszukiwania kasy, odkrywane są kolejne,
fascynujące skarby 2. Armii, które cieszą swoich znalazców, nie mniej niż magiczny żółty
metal cieszył odkrywców nowego świata. Są nimi guziki, żołnierskie klamry, szable czy
bebuty, bagnety, zniszczone karabiny, żołnierskie żetony, siodła i bączki z czapek. Wytrwali
odnajdują swoje pierwsze pułkowe odznaki czy znaczniejsze medale. Obok, dziesiątków
wspominanych a niedocenianych podków, w ziemi zalegają odłamki, taśmy wiodące
artyleryjskich pocisków i łuski karabinowej amunicji. To wszystko Wiecie ale piszę o tym
dlatego aby zwrócić Waszą uwagę na fakt, iż te skarby najczęściej znajduje się stosunkowo
blisko powierzchni. Tannenberg, głuchy w miejscu, gdzie należałoby spodziewać się
szaleństwa sygnałów, w innym wciąż dzwoni kolorem. Tymczasem tam, gdzie nie ma
wydawałoby się nic, spodziewać się można „prawdziwych” skarbów. Święty Krzysztof
wspomógł poszukiwacza, który odnalazł sztandar rosyjskiego 144. Pułku, oddając
świadectwo ostatnich chwil dowódcy i kilku pozostałych przy życiu żołnierzy z niewielkiej
głębokości. Dookoła była cisza. W bezpośredniej odległości od miejsca odkrycia, również
płytko zalegały zużyte karabinowe łuski obu systemów{13}. To wyjątek od reguły, mówiącej
iż tak znaczących odkryć nie można spodziewać się tak płytko. Sztandar zagrzebany w
pośpiechu w leśnym humusie, porzucony wręcz przez ochraniających go żołnierzy, nie był
wszak obiektem, który traktowano z taką lekkomyślnością. To przykład, iż żołnierze walczyli
do końca i do końca próbowali unieść sztandar z zagrożonego miejsca jak i na to, iż od
miejsca, gdzie cały 144. Kaszyrski pułk systematycznie rozstrzeliwała pruska artyleria do
miejsca odnalezienia sztandaru dzieliła spora przestrzeń kilku kilometrów. Miejsca ostatnich
walk danych jednostek, od miejsca ukrycia ważnych dla nich obiektów, w przypadku
Tannenbergu dzielą często dziesiątki kilometrów. Jak w takim wypadku trafić na kolejny
sztandar ? Dotychczasowe wieloletnie odkrycia, kwerendy, studia nowych materiałów,
regularne przeszukiwanie wytypowanego obszaru i oddział pasjonatów mogą być dobrym
sposobem na odnalezienie kolejnego ważnego wojskowego symbolu, który gdyby ponownie
miał się „podnieść” przypadkiem, to jedynie dzięki Św. Krzysztofowi. Co też z tym
świętym...
Szczyt, czy też po naszemu grot sztandaru 22. Nieżegorodzkiego pułku, nosił ślady
przebywania w ogniu. Jednym ze świadectw, iż sztandar został spalony przez żołnierzy pułku
jest zeznanie złożone w 1914 roku przed komisją badającą przyczyny tannenberskiej klęski.
Odnaleziony w pobliżu wsi Sadek, ponownie w pobliżu zrujnowanego siedliska, całkowicie
odpowiada pewnej metodzie stosowanej przez ukrywających, drodze jaką resztki pułku
przebyły do punktu rozbrojenia i wzięcia ich do niewoli jak i wersji szczytu, jaki posiadał
sztandar pułku, jedyny taki w całym korpusie. W przypadku innych jednostek, jest podobnie,
więc dane zawarte w „tabeli sztandarów” zebrane na podstawie dokonanych odkryć i
rosyjskich dokumentów z przed lat są wiarygodne. Pozostają sukcesywne badania okolic
„strumieni” w tym kontekście i tradycyjnie miejsc... gdzie nie ma nic.
Gdyby sztandar 30. Połtawskiego pułku, nie został znaleziony w... Muzeum Wojska
Polskiego, 30 lat po jego właściwym odkryciu przez żołnierzy LWP, w pewnym sensie nie
wiadomo byłoby, gdzie rzeczywiście dokładnie szukać kolejnych... Z braku miejsca, na razie
wspomnieć należy o zbiegu okoliczności, lub wskazówce... jaka miała miejsce w przypadku
nowego i poprzedniego odkrycia. Sztandar odnaleziony w latach siedemdziesiątych na
poligonie pod wsią Chwalibogi, ukryty został w cynkowej skrzynce na głębokości około 1,5
metra, w odległości 15 metrów od brukowanej drogi, kilka metrów od ruin mazurskiego
siedliska, pod korzeniami trzech starych brzóz. „Nowy” szczyt sztandaru, jaki został
odnaleziony, znajdował się w cynkowej skrzynce, na głębokości około 1,5 metra w
odległości... Poszukiwania kolejnych fragmentów sztandaru, jak się wydaje 24. Symbirskiego
pułku miały miejsce w rejonie na zachód od Wielbarka. Póki co, zapraszam Was do studiów
tabeli ukrytych i zaginionych sztandarów Tannenbergu i ich elementów...
Skarby Armii Narew
Ołtarz polowy jednego z pułków, do którego wiódł strumień rozbrojenia wymieszanych
jednostek XV i XIII Korpusu, odnaleziony został pomiędzy osadą Kiliszki i wsią Głuch.
Najczulszy z dostępnych na rynku wykrywaczy, nie mógł zdeterminować do podjęcia decyzji
- kopać czy nie. Głębokość ukrycia okazała się ledwie dostępną dla standardowej cewki
granicą. Jedynie doświadczenie operatora{14} oraz wiele lat poszukiwań różnych osób i ich
efekty pomogły podjąć odpowiednie działanie. Porzucony wręcz, w żaden sposób nie
zabezpieczony, wymieszany zespół przedmiotów liturgicznych, wydobyty został z głębokości
około 1 metra. Srebra i platery przetrwały do naszych czasów w fatalnym stanie. Ukryte w
ostatniej chwili, nocą 30 sierpnia 1914 r odnalezione zostały dzięki „przypadkowej
współpracy”{15} wielu osób. Gdyby nie halo, jakie utworzyło się dookoła depozytu w
procesie utleniania się metalu, na zawsze pozostałby na podmokłych łąkach i torfowiskach,
pogrążając się dalej w niepamięci zawróconego w ostatniej chwili, odchodzącego w niebyt
wojennego epizodu. Chyba, żeby Św. Krzysztof... albo nieszczęsny pułkowy
swiaszczennik{16} wymodlił przypadkowe odkrycie swojego zaginionego gdzieś w Prusach
ołtarza.
Gdyby wszystkie odkrycia Tannenbergu zebrać na jednym stole... kilkunastu stołów by nie
starczyło. Ilość skarbów jakie oddał i oddaje Tannenberg zebrana w jednym miejscu,
zaskoczyłaby nas Wszystkich. Są to najprawdziwsze, imaginowane przez pasję skarby, w
postaci nie tylko przepięknych kosztownych orderów, odznak szkolnych czy pułkowych,
zrabowanej przez kozaków złotej i srebrnej biżuterii czy dostojnych pieczęci wojskowych
dokumentów. Nagrodowe, złote oficerskie zegarki, odnajdywane niegdyś pod krzakami w
czasie grzybobrania, czy święty Jerzy{17} wysyłający po stu bez mała latach płomienne
refleksy z pomiędzy sosnowych igieł to kolejne przykłady odnajdywanych w strumieniach,
często delikatnych śladów pamiątek prowadzących niejednokrotnie już do odkryć o jakich
niegdyś jedynie rozprawiano, wybierając się w poszukiwaniu kasy generała Samsonowa,
czyli skarbu Armii Narew. Poszukiwanie tego skarbu zamieniło się w instytucję
poszukiwawczą żyjącą własnym życiem, nie od dzisiaj pobudzającą do działania Wielu.
Pierwsi odkrywcy, dopadali łupów w zdobytych rosyjskich pułkowych taborach. W czasie
bitwy i tuż po niej, Niemcy przejmowali sumy rzędu od kilkudziesięciu tysięcy do, jak
wspominał pruski gen. von Fracois około jednego miliona rubli w monetach i
banknotach.{21} Nie wiadomo czy kwota ta była realna, czy był to kolejny sposób na
uwypuklenie pruskiego zwycięstwa. Podobnie rzecz się miała z liczbami zabitych i wziętych
do niewoli Rosjan, armat, koni i innego wojennego dobra. Niemniej, w pułkowych taborach i
potem odnajdywano różne kwoty w sporej liczbie. Oznacza to ni mniej ni więcej, iż jeśli kasa
2. Armii istniała, to musiała podróżować jedynie ze sztabem i na pewno nie służyła do
wypłacania bardzo rozlicznych sum generalnie wszystkim uczestniczącym w pochodzie do
Prus Wschodnich. Wielokrotnie uzupełniane, wydane w wielu kolejnych wersjach przepisy i
regulaminy dotyczące „sztuki prowadzenia pułku” autorstwa carskiego pułkownika, naszego
rodaka Malinowskiego, podają dokładnie za co należały się tak zwane „dniewki”{18}, oraz
ile wypłacano tzw. furażnych, priwarocznych czy herbacianych pieniędzy, począwszy od
szeregowca a skończywszy na generale. Żołnierz otrzymywał np. 15 kopiejek miesięcznie na
sadło, herbatę itp., kolejne 25 kopiejek na inne potrzeby a w przypadku uczestniczenia w
wojnie, za jeden dzień w zależności od szarży od kilkudziesięciu kopiejek do paru rubli. W
świetle także niemieckich zapisów dotyczących przejętych pułkowych pieniędzy, mamy do
czynienia z monetami srebrnymi. W świetle odkrytych ostatnimi laty kas pułkowych, wiemy
że były tam monety od 1 miedzianej kopiejki do 50 kopiejek w srebrze. Inaczej nie można
byłoby płacić niewielkich i dokładnych sum chociażby „dniewek” i innych kwot wszystkim,
którym się one należały. Zawierały one po prostu tzw. „zołotniki”{19}, gdyż jak wszystkie
pieniądze imperium „opierały się” na parytecie złota. Należna, określana co rok liczba
„zołotnika” odpowiadała danej wadze np. należnego pudu kaszy. Zołotniki i kasza należały
się całej armii. Oczywiście nie można wyobrazić sobie kolejki po wypłatę do jedynej armijnej
kasy, więc należy pomyśleć, co mogło znajdować się w kasie wiezionej ze sztabem i do czego
jej zwartość miała służyć. Także dowódcy korpusów powinni dysponować sporymi kwotami.
Tymczasem dowódca XIII Korpusu, gen Klujew, gdy zajął Olsztyn ani myślał płacić za
kilkadziesiąt tysięcy bochenków chleba, jakie był zamówił w mieście, grożąc za nie
wywiązanie się z zamówienia jego zniszczeniem. Czy było to jedynie wojenne prawo
najeżdżającego? Dlaczego szukając tego skarbu oczekujemy, zagrzebanych w lesie,
legendarnych kilkuset kilogramów złota? Śmieje się ten, który czytając te słowa, wie co
odnalazł pod płotem leśniczówki Uścianek{20} ale jeśli było to złoto, to dlaczego przez tak
długi czas, pomiędzy znanymi długimi już latami poszukiwań przy użyciu wykrywaczy w
grupie kilkudziesięciu osób odnaleziono jedynie jedną i do tego fałszywą pięciorublówkę?
Pytania mnożą się także, gdy zastanawiamy się czy kasa 2. Armii nie została w Warszawie
czy Modlinie, skąd wyruszyła na podbój Prus. Jednakże regulaminy mówią swoje i jak się
zdaje, tędy właśnie droga czyli jak, ile i po co zabrać miał ze sobą pieniędzy sztab rosyjskiej
armii wyruszającej na wojnę... O tym przy kolejnej okazji, gdyż trzeba jeszcze szybko
wspomnieć o prawie 40 kilogramach srebra w 50 kopiejkowych monetach, czyli kolejnym
skarbie Armii Narew, który całkiem niedawno odnaleziono u brzegów... pewnego jeziora.
Szpital polowy wypełniony oficerami kilku pułków, osaczony przez landwerzystów, opierając
się o linię brzegową jeziora, w ostatniej chwili pozbył się walorów, jak się wydaje należących
do kilku jednostek... Worki z pułkowymi pieczęciami XV korpusu, jeden za drugim wpadały
do wody. Rozjuszeni Prusacy, długo mścili się na wziętych do niewoli rannych żołnierzach...
Dzisiaj pozostaje nam wyrywkowa pamięć i durna zazdrość, iż tak wielu ciekawych
świadectw historii nie można poznać do końca i obejrzeć choćby raz na jakiś czas, w
dobranym miejscu, w postaci chociażby depozytu, jak ma to miejsce w Londynie przy okazji
wystaw także nabytków odkryć dokonanych przez amatorów. Do tego zapewne nikt z
Zgłoś jeśli naruszono regulamin