8. Prawodawcy t.II.pdf

(1739 KB) Pobierz
8. Prawodawcy t.II
Wiera Iwanowna
Krzy˝anowska
Pi´cioksiàg ezotoryczny
dziewi´ciotomowy
P R A W O D A W C Y
Tom II
wydane przez
Powrót do Natury
Katolickie publikacje
80-345 Gdaƒsk-Oliwa ul. Pomorska 86/d
tel/fax. (058) 556-33-32
7701944.003.png 7701944.004.png
Spis rozdzia∏ów
Rozdzia∏ I str - 2
Rozdzia∏ II str - 12
Rozdzia∏ III str - 25
Rozdzia∏ VI str - 34
Rozdzia∏ V str - 44
Rozdzia∏ VI str - 56
Rozdzia∏ VII str - 68
P r a w o d a w c y
TOM II
Rozdzia∏ pierwszy
U podnó˝a tego p∏askowy˝u, na którym wznosi∏o si´ miasto, omi´dzy skalistymi brzegami przep∏y-
wa∏a szeroka i g∏´boka rzeka. Tam te˝, z olbrzymiego pnia wy˝∏obiona by∏a pierwsza ∏ódka, a z powià-
zanych belek urzàdzony pierwszy prom. Olbrzymów opanowa∏a nie dajàca si´ opisaç radoÊç, kiedy ich
nauczono korzystaç i pos∏ugiwaç si´ tymi dwoma przedmiotami i odtàd bez przerwy p∏ywali po rzece,
a na promie zaÊ przywozili p∏ody, owoce, orzechy, dziczyzn´, którà dostarczali do miejskich sk∏adów.
Coraz bardziej przywykali dzicy do pracy i Abrasak przekona∏ si´, ˝e nawet u pierwotnych ludzi po-
trzeba pracy by∏a ju˝ wrodzonà, dajàc im zadowolenie i rozwijajàc ich zdolnoÊci.
W miar´ rozwoju pojmowania zaczynali oni rozumowaç i pojawi∏a si´ u nich indywidualna Êwiado-
moÊç; zacz´li oceniaç dobrodziejstwo posiadania w∏asnego schroniska dla ochrony ich z ˝onami i dzieç-
mi przed niepogodà i w∏adania bronià w celu samoobrony, bronià bardziej skutecznà ni˝ prosta maczu-
ga i musku∏y w∏asnych ràk.
Ani na chwil´ nie tracàc z widoku swego g∏ównego celu, Abrasak zaczà∏ tworzyç wojsko w celu ob-
l´˝enia i zdobycia miasta magów, a w osobach przyjació∏ swoich mia∏ oddanych sobie i czynnych po-
mocników.
Powoli, lecz nieprzerwanie prowadzono çwiczenia groênych dzikusów, którzy z wzrastajàcà wcià˝
zr´cznoÊcià i sprawnoÊcià uczyli si´ wycinaç strza∏y, wiàzaç ∏uki, wyrabiaç kiÊcienie, grube krzemienne
topory i wszelkà innà broƒ. Organizowano liczne oddzia∏y i choç uzbrojenie i bojowe wyszkolenie ˝o∏nie-
rzy–olbrzymów nie osiàgn´∏o doskona∏oÊci, to jednak zapa∏ by∏ ju˝ nadzwyczajny, a zachodzàce coraz
cz´Êciej krwawe potyczki dowodzi∏y, ˝e zmys∏ wojenny by∏ ju˝ zupe∏nie rozbudzony.
Podobnie jak rzucony w wod´ kamieƒ powoduje kr´gi, idàce coraz dalej od miejsca uderzenia, tak
te˝ i wywo∏any przez Abrasaka ruch cywilizacyjny rozszerza∏ si´ coraz bardziej i obejmowa∏ coraz szer-
sze kr´gi, zagarniajàc nawet najbardziej oddalone plemiona wÊród nieprzejrzanych lasów. Wsz´dzie
karczowano drzewa, uprzàtano ziemi´ i budowano domki o p∏askich dachach, które dzikusom podoba∏y
si´ bardzo.
Tak wi´c wszystko p∏yn´∏o niby zupe∏nie dobrze, a mimo to Abrasak nie by∏ zadowolony i cz´sto te˝
oblicze jego chmurzy∏o si´, a pi´Êci groênie zaciska∏y.
Dr´czy∏o go wspomnienie o Ur˝ani i pali∏a zazdroÊç. Zamiar porwania jej i uczynienia swojà ˝onà
pozostawa∏ w dalszym ciàgu niewzruszony, trwo˝àc go podczas dnia i okrutnie przeÊladujàc w nocy,
lecz zdarza∏o si´ niejednokrotnie, ˝e opanowywa∏a go wÊciek∏oÊç, a wówczas kiedy obrzuca∏ wzrokiem
to, co go otacza∏o, dumna g∏owa opada∏a smutnie.
Gdzie˝ pomieÊci on córk´ maga, przywyk∏à do wyszukanego komfortu i pi´kna we wszystkich jego
formach.
2
7701944.005.png
W tej chwili ˝yje ona prawdopodobnie w bajkowym pa∏acu Narajany, jakby wyrzeêbionym z olbrzy-
miego szafiru.
Tam by∏o pi´kno, harmonia, poczynajàc od wspania∏ych ogrodów, pe∏nych rzadkich ptaków, kwia-
tów, fontann, a˝ do najmniejszych drobiazgów, upi´kszajàcych komnaty mieszkalne.
Widzia∏ on kiedyÊ przy pracy Narajan´ gdy w jego artystycznych r´kach mi´kkie metale zamienia∏y
si´ w dzie∏a sztuki; pami´ta∏ równie˝, jak trzymajàc w r´ku maleƒki instrument, ów przekrawa∏ ska∏y jak
wosk, lecz tajemnicy tej maszyny nie uda∏o mu si´ jednak˝e posiàÊç.
A g∏ównà przyczynà wstrzemi´êliwoÊci Narajany by∏ zwyczajny zakaz Ebramara, aby nie wtajemni-
czaç Abrasaka w sposób korzystania z eterycznej si∏y, poniewa˝ wielki mag uwa˝a∏ za nader niebez-
pieczne oddawanie do ràk cz∏owieka jeszcze w ogóle niezrównowa˝onego takiej strasznej si∏y; w ten te˝
sposób zakaz kochanego nauczyciela po∏o˝y∏ piecz´ç milczenia na gadatliwych ustach Narajany.
Z uczuciem gorzkiego smutku porównywa∏ Abrasak ordynarne budowle swojej “stolicy”, tonàcej
wmroku dziewiczych lasów i zamieszka∏ej przez wstr´tnych dzikusów, z boskim miastem, w istocie cza-
rownym miejscem, ozdobionym wszystkim, co tylko mog∏a daç sztuka i nauka.
Z wrodzonà sobie ˝elaznà wolà otrzàsa∏ z siebie chwilowà s∏aboÊç i rozpacz, postanawiajàc, ˝e
Ur˝ani b´dzie musia∏a zadowoliç si´ tym, co zdo∏a∏ tymczasem przygotowaç dla niej. KiedyÊ potem, gdy
ju˝ zostanie zdobyte miasto magów, z∏o˝y on wszystkie jego skarby u nóg ubóstwianej kobiety.
Pomimo takiego postanowienia, wszelkimi jednak sposobami stara∏ si´ przygotowaç dla przysz∏ej
branki mo˝liwe pi´kne i wygodne mieszkanie. Drogà badaƒ uda∏o mu si´ odkryç ca∏e pok∏ady ró˝nych
minera∏ów i jego silni s∏udzy musieli wydobywaç ogromne masy tego drogocennego materia∏u; lecz kie-
dy Abrasak nakreÊli∏ plan budowy pa∏acu i pozosta∏o rozwiàzaç zadanie, jak zastosowaç wszystkie te
bogactwa – wpad∏ we wÊciek∏oÊç.
– Wydaje mi si´ niekiedy, ˝e zwariuj´.
Odda∏bym wszystko na Êwiecie, ˝eby móc rozszarpaç choç jednego z tych z tych przekl´tych ma-
gów lub rozerwaç n´dznà planet´, na której nie ma nic oprócz potworów, pustego astralu i gniazda tyra-
nów – eogistów!
– Zawo∏a∏ oszala∏y ze z∏oÊci Abrasak.
– Ja ciebie nie pojmuj´ – zauwa˝y∏ zdziwiony Jan d*`Igomer, rzucajàc kawa∏ek gliny, z której próbo-
wa∏ ulepiç waz´.
– Oprócz twoich urodziwych poddanych jest tu tak˝e solina kolonia ziemian, a i my przecie˝ za∏o˝y-
my fundament pod przepi´knà ras´ ˝o∏nierzy, królów i kap∏anów, zdobàdêmy tylko pi´kne maginie, któ-
re nam obiecywa∏eÊ.
I jak˝e mo˝e byç pustym astral tej ziemi?
Ja sam z niego wyszed∏em i zapewniam, ˝e jest on bardzo zaludniony …
– Ech! ty jeszcze nic nie rozumiesz! – przerwa∏ z niezadowoleniem Abrasak.
– Ja mówi´, ˝e astral jest pusty, poniewa˝ nie ma w nim ani jednej kliszy, którà móg∏bym wykorzy-
staç, choç znany mi jest magiczny sposób wywo∏ywania i materializowania astralnych klisz.
Czemu si´ tak dziwisz? Có˝ to jest halucynacja, wyobra˝enia itp. Jest to w∏aÊnie – wywo∏ywanie
i nieÊwiadoma materializacja astralnych klisz; wywo∏ania te sà cz´Êciowe i przypadkowe, czynione bo-
wiem przez nieuÊwiadomionego, lecz sama istota zjawiska nie ulega zmianie, kiedy zostanie ono wywo-
∏ane Êwiadomà, magicznà si∏à uczonego.
GdybyÊmy si´ teraz znajdowali jeszcze na naszej starej Ziemi, móg∏bym swobodnie wybraç sobie
astralnà klisz´ pa∏acu jaki mi si´ podoba – choçby na przyk∏ad pa∏acu Semiramidy – wywo∏aç go, zmate-
rializowaç i nadaç mu rzeczywistoÊç prawdziwego budynku na czas okreÊlony lub nawet na zawsze.
Móg∏bym dokonaç tego i budynek by∏by gotowy, a w podobny sposób mo˝na by∏oby go równie˝
umeblowaç i urzàdziç.
Lecz w tym przekl´tym nowo narodzonym Êwiecie nie ma jeszcze artystycznej architektury, a klisze
sza∏asów lub wydrà˝onych drzew, zamieszka∏ych przez “ma∏py” w rodzaju naszych – nie sà mi potrzeb-
ne. Nie ma tutaj nawet ˝adnych ukrytych skarbów, z których s∏udzy moi mogliby wydobywaç dla mnie
∏adne i drogocenne rzeczy.
Co si´ zaÊ tyczy pi´knych magiƒ, to trzeba je przede wszystkim zdobyç! …
Przysi´gam, ˝e je zdobàdziemy! – doda∏, o˝ywiajàc si´ nagle i potrzàsajàc zaciÊni´tà pieÊcià.
3
7701944.006.png
– A poniewa˝ wszystkie one sà pierwszorz´dnymi artystkami, wi´c wykonajà dla nas wszystko, co
potrzebne, zarówno strojnà odzie˝, jak i artystyczne sprz´ty.
Jan d`Igomer rozeÊmia∏ si´ bardzo zadowolony.
– Miejmy nadziej´, ˝e ten szcz´Êliwy czas wkrótce nadejdzie, a los zeÊle mi za ˝on´ przepi´knà
blondynk´ z Ênie˝nobia∏ym obliczem i szafirowymi oczami.
Taki jest bowiem mój idea∏ kobiecej pi´knoÊci.
Abrasak nagle zaÊmia∏ si´ g∏oÊno, drwiàcym Êmiechem.
Wyobra˝am sobie, jaki one podniosà krzyk, kiedy ich po∏àcz´ z takimi, jak wy, m∏odzieƒcami – amfi-
biami dwóch Êwiatów – niepodobnymi zupe∏nie do nudnych panów boskiego miasta, prze∏adowanych
cnotami i idea∏ami …
Lecz, wszystko to sà sprawy przysz∏oÊci, a tymczasem trzeba wziàç si´ do roboty i przygotowaç na-
szym damom mo˝liwe wygody.
I rzeczywiÊcie wzi´li si´ do pracy. Chocia˝ wznoszony przez Abrasaka pa∏ac by∏ z drogocennego
materia∏u, lecz ci´˝ki i prymitywny w formie, nie∏adny, z czworokàtymi kolumnami i niezgrabnym p∏askim
dachem. Wyrabiali tak˝e i naczynia ze z∏ota i srebra, lecz wszystkie te przedmioty pierwszej potrzeby
bynajmniej nie mog∏y mieç pretensji do artystycznego pi´kna.
Niekiedy w tym dzikim otoczeniu opanowywa∏a Abrasaka t´sknota za ojczyznà, nieprzeparte pra-
gnienie zobaczenia porzuconego przezeƒ, pe∏nego pi´kna i spokojnej harmonii miejsca. W chwilach ta-
kich wsiada∏ on na “Mroka” i kierowa∏ si´ w stron´ kraju magów; pragnà∏ przelecieç nad miastem, a mo-
˝e i zobaczyç Ur˝ani.
Lecz ju˝ w pobli˝u zakaznej granicy doznawa∏ trwogi i zaczyna∏y go m´czyç podejrzenia, czy nie
czeka go tam jaka pu∏apka, która by zburzy∏a wszystkie jego plany.
Pomimo tego jednak, jego nieustraszona odwaga zwyci´˝y∏a i przekroczy∏ kràg magiczny; zbli˝y∏ si´
na tyle do miasta magów, ˝e móg∏ z oddali widzieç ró˝nobarwne pa∏ace i olbrzymie astronomiczne wie-
˝e. Jednak˝e nic mu nie przeszodzi∏o i nikt, zdawa∏o si´, nie zauwa˝y∏ nawet obecnoÊci buntownika. Pe-
∏en dumy i nadziei powróci∏ Abrasak do swych posiad∏oÊci; odtàd przesta∏ ju˝ wàtpiç w mo˝liwoÊç wkro-
czenia kiedykolwiek ze swoimi hordami do miasta i zaw∏adni´cia upragnionymi skarbami.
W tym czasie kiedy Abrasak przygotowywa∏ si´ do Êmia∏ego napadu i ozdabia∏ w miar´ mo˝noÊci
przysz∏e mieszkanie ubóstwianej kobiety – w mieÊcie magów Êwi´cono uroczystoÊç ma∏˝eƒstwa Naraja-
ny z Ur˝anià.
Zwyczajna, rodzinna uroczystoÊç min´∏a skrom nie i z prostotà wÊród wielu innych b∏ogos∏awieƒstw
i obrz´dów w szeregu licznych Êlubów magów i ziemian.
Ur˝ani by∏a w prostej, bia∏ej, szerokiej tunice, przepasanej takim˝e pasem; g∏ow´ jej okrywa∏ d∏ugi,
srebrzysty welon, przypi´ty wiankiem kwiatów, w kielichach których miga∏y b∏´kitnawe ogniki, a z szyi
opada∏ na piersi, zawieszony na cienkim d∏ugim ∏aƒcuszku, z∏oty medalion, który wyró˝nia∏ córk´ maga
wy˝szych stopni. W towarzystwie swoich rodziców, m∏odych przyjació∏ek i kole˝anek, równie˝ wtajemni-
czonych – narzeczona odesz∏a do podziemnej Êwiàtyni, gdzie znajdowali si´ ju˝: Narajana, Supramati,
Udea, Nara, Olga i niektórzy z bliskich przyjació∏.
Nabo˝eƒstwo odprawia∏ Ebramar, stojàc przy mistycznym kamieniu, ponad którym jaÊnia∏o imi´ Nie-
wypowiedzianej Istoty. Obok wielkiej czary z p∏onàcà i wrzàcà w niej pierwotnà materià nowego Êwiata,
sta∏ niewielki kielich nape∏niony równie˝ materià, podobnà do p∏ynnego ognia.
Oboje narzeczeni ukl´ki na stopniach o∏tarza, a Ebramar b∏ogos∏awi∏ ich przy dêwi´kach niewidzial-
nego chóru, Êpiewiajàcego dêwi´czny i przepi´kny hymn.
Nast´pnie kryszta∏owà ∏y˝eczkà zaczerpnà∏ z ma∏ego kielicha p∏ynnego ognia, pola∏ go sobie na
d∏oƒ i wymawiajàc Êpiewnym g∏osem formu∏y, utoczy∏ najpierw kulk´, a nast´pnie zrobi∏ dwie obràczki,
które w∏o˝y∏ na palce narzeczonym. Dziwne te obràczki podobne by∏y teraz do napó∏przezroczystego
z∏ota, z ró˝nobarwnym odcieniem.
Potem, z tej samej materii utoczy∏ Ebramar i po∏o˝y∏ na g∏owy nowo˝eƒców dwie ma∏e kulki, które
rozpuÊci∏y si´ i wesz∏y zdawa∏o si´ w nich. W koƒcu da∏ im si´ napiç z kielicha i po∏o˝ywszy r´ce nad ich
g∏owami, przemówi∏ uroczyÊcie:
– ¸àcz´ was na wspólne ˝ycie i wspólnà prac´. WznoÊcie si´ razem ku doskona∏emu Êwiat∏u, ku Oj-
4
7701944.001.png
cu wszechrzeczy i nie przestawajcie nigdy czciç i szanowaç ustawionych przez Niego niewzruszonych
praw. Bàdêcie godnymi wydawaç na Êwiat potomstwo nie tylko cia∏em i rozkoszami lecz wychowywaç
istoty wy˝sze, odwa˝ne, silnych bojowników na drodze dobra, zwalczajàcych tkwiàce w cz∏owieku
“zwierz´”, które musimy pokonaç i zwyci´˝yç na tej nowej Ziemi, gdzie poruczono nam tak wielki obo-
wiàzek.
Po skoƒczonej ceremonii Ebramar poca∏owa∏ nowo˝eƒców, poczym wszyscy udali si´ do domu Da-
chira, który by∏ ca∏y przybrany kwiatami. Tam z∏o˝yli im ˝yczenia rycerze Graala, bioràc nast´pnie udzia∏
w uczcie, która si´ odby∏a wÊród wielkiej radoÊci i o˝ywienia.
Z nadejÊciem nocy, oswojone ptaki, przypominajàce ∏ab´dzie, odwioz∏y ma∏˝onków ∏odzià do pa∏acu
Narajany, gdzie u wejÊcia powitali ich uczniowie maga i wr´czyli im kwiaty. Poniewa˝ s∏ug w ogóle nie
by∏o, wi´c m∏odzi ma∏˝onkowie sami przeszli poprzez milàcze pokoje do sypialni. Ca∏y pokój tonà∏ w bia-
∏oÊci; bia∏e by∏y Êciany, firanki, a umeblowanie uderza∏o swojà przedziwnà prostotà.
W przybranej kwiatami i roÊlinami niszy, na podwy˝szeniu sta∏ kielich rycerzy Graala, uwieƒczony
krzy˝em.
Od chwili, kiedy Narajana zamieszka∏ w swoim pa∏acu, zasz∏a w nim wyraêna przemiana. Z wes∏oka
i hultaja nic nie pozosta∏o; pi´kne jego oblicze sta∏o si´ powa˝ne i skupione, a w spojrzeniu, którym
ogarnia∏ m∏odà ˝on´, da∏o si´ wyczytaç g∏´bokà mi∏oÊç.
– Ur˝ani! Szcz´Êcie, które pozwoli∏o mi nazwaç ci´ mojà, jest dla mnie zupe∏nie niezas∏u˝one – rzek∏
przyciskajàc do ust jej r´k´.
– Pomimo zdobiàcego mnie promienia maga, w duszy mej tai si´ jeszcze wiele s∏abostek zwyk∏ego
cz∏owieka, lecz ja chc´ je pokonaç, a ty pomo˝esz mi, gdy˝ w tobie jest harmonia sp∏ywajàca od twoich
rodziców.
B∏ogos∏awiona niech b´dzie chwila, w której wstàpi∏aÊ pod mój dach, dobry mój aniele i bàdê po-
b∏a˝liwa dla swego niedoskona∏ego m´˝a.
– Ja kocham ci´ takim, jakim jesteÊ w rzeczywistoÊci i wiara moja w ciebie równa jest sile mej mi∏o-
Êci.
A teraz pójdêmy i pomódlimy si´.
PoproÊmy Ojca wszechrzeczy o b∏ogos∏awieƒstwo dla naszej pracy na drodze doskonalenia si´ –
prosto i swobodnie odpowiedzia∏a Ur˝ani, pociàgajàc go do niszy.
Wraz z zakoƒczeniem wszystkich uroczystoÊci, ˝ycie w mieÊcie magów pop∏yn´∏o znów swoim zwy-
czajnym trybem. Otwarto szko∏y oÊwiatowe, a przywiezieni z umar∏ej Ziemi koloniÊci pracowali z wielkà
gorliwoÊcià we wszystkich ga∏´ziach wiedzy i na wszystkich jej stopniach.
Narajana, ten “najbardziej ziemski” z magów, jak go przezwa∏ Ebramar, otworzy∏ równie˝ osobnà
szko∏´ ducha artystycznego. Wybra∏ z poÊród ziemian nieznacznà liczb´ najzdolniejszych ludzi i uczy∏
ich muzyki, Êpiewu, deklamacji, rzeêby, malarstwa i archiketury na zasadach tajemnych praw magicznej
nauki. A dla bogatej, szerokiej i genialnej natury otwiera∏o si´ tutaj obszerne pole po˝ytecznej pracy.
Czasami jego buntownicza dusza, pragnàca ruchu, zmian i pracy, znajdowa∏a ujÊcie w wybuchach
w ró˝nych szaleƒstwach, lekkomyÊlnych porywach i orgiach.
Teraz t´ swojà potrzeb´ ró˝norodnej czynnoÊci zaspakaja∏ on w laboratoriach, gdzie by∏ surowym,
lecz sprawiedliwym i dobrym nauczycielem, posiadajàcym rzadki talent zajmowania uczniów, szczepie-
nia w nich zami∏owania do pracy i zatrudnienia ka˝dego w odpowiednim miejscu, gdzie móg∏by byç naj-
bardziej po˝ytecznym.
– B´dziesz znakomitym administratorem – uÊmiechajàc si´ przyjaênie rzek∏ pewnego razu Ebramar
podczas odwiedzin szko∏y, przeznaczonej na wychowanie pierwszych artystów dla paƒstw i Êwiàtyƒ no-
wego Êwiata.
Dachir mia∏ tak˝e niewielkà liczb´ uczniów, lecz nie wyk∏ada∏ on w szkole, poniewa˝ mia∏ innà wa˝-
nà prac´, o której ju˝ wspomniano wy˝ej.
Powoli Kalityn sta∏ si´ jego najulubieƒszym uczniem, a skromnoÊç jego, gorliwoÊç i przyzwyczajenie
do naukowej pracy u∏atwia∏y wyk∏ady. Wed∏ug ustalonego zwyczaju ka˝dego wieczoru Dachir odbywa∏
z nim godzinnà pogaw´dk´, a godzina ta up∏ywa∏a zawsze weso∏o i po˝ytecznie.
Pewnego razu Dachir zauwa˝y∏, ˝e jego uczeƒ jest zafrasowany i troch´ roztargniony, co si´ nie
zdarza∏o poprzednio. Przez chwil´ mag patrza∏ na niego uwa˝nie, a nast´pnie uÊmiechnà∏ si´ ˝artobli-
5
7701944.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin