Christine Rimmer - Czarujący książę.pdf

(1206 KB) Pobierz
159210939 UNPDF
Christine Rimmer
Czarujący ksiąŜę
Rozdział 1
KsięŜniczka Liv Thorson obudziła się nos w nos z owcą.
Karavik, pomyślała półprzytomnie. W Gullandrii owce
nazywają się karavik...
Odkąd przyjechała do kraju ojca, czyli od sześciu dni,
posłusznie uczestniczyła w wycieczkach. Dzięki nim
widziała mnóstwo karavików... choć zawsze z duŜej
odległości.
Ten karavik zwrócił się do niej z bliska, mówiąc to, co
zapewne powiedziałaby kaŜda amerykańska owca:
- Baaaa!
I miał wilgotny nos.
- Fuj. - Liv odsunęła się gwałtownie. Jej nagie plecy do-
tknęły innych nagich pleców. Goła stopa natrafiła na
owłosioną łydkę.
Zmarszczyła czoło. Postanowiła na razie nie myśleć o
tych nagich plecach i owłosionej łydce.
Spłoszona owca zerwała się do ucieczki. Liv patrzyła na
jej kudłaty ogonek, dopóki nie zniknął w porannej mgle i
zielonej gęstwinie zarośli.
Miała okropny smak w ustach. LeŜała na lewym boku na
chłodnej, wilgotnej trawie. Myśl o przybraniu pozycji
siedzącej czy choćby o uniesieniu bolącej głowy
przyprawiła ją o mdłości. Wstrząsnął nią dreszcz. Choć
niewielka polana, na której się znalazła, osłonięta była
zwartym kręgiem drzew, panował na niej chłód.
159210939.002.png
Zwłaszcza Ŝe Liv nie miała nic na sobie.
Powinna się ubrać.
Jednak Ŝeby to zrobić, musiałaby się poruszyć, usiąść...
Aha. W tym momencie siadanie nie wchodziło w grę.
Spoglądając poprzez dorodne źdźbła trawy, wyrastające
tuŜ przed jej twarzą, zastanawiała się, jakim cudem
znalazła się w takiej sytuacji.
Wszystko zaczęło się poprzedniego wieczoru. Poza tym,
Ŝe akurat przypadała wigilia świętego Jana, jedno z
głównych świąt wyspiarskiej Gullandrii, poprzedniego
wieczoru jej siostra Elli poślubiła Hauka Wyborna.
Liv przesunęła językiem po spieczonych wargach.
Marzyła o tym, by mewy w jej głowie przestały tupać i
odleciały.
Wróćmy jednak do wczorajszego wieczoru.
Wróćmy do Elli i Hauka.
Liv nie była pewna, czy aprobuje to małŜeństwo. W isto-
cie Elli i Hauk nie widzieli świata poza sobą. Ale co
mogło łączyć nauczycielkę nauczania początkowego z
Sacramento z wielkim, zwalistym gullandryjskim
wojownikiem?
Niecierpliwie odepchnęła źdźbło łaskoczące ją w nos. Ci
Gullandryjczycy... Nie zdołali jej nabrać. Przewodnicy
turystyczni lubili wskazywać na strzeliste wieŜe
miejscowych kościołów i nazywać się luteranami, ale
wszyscy wiedzieli, jak jest naprawdę. Minęło osiemset
lub dziewięćset lat od czasu, gdy ostatni gullandryjski
wędrowiec ucałował Ŝonę na poŜegnanie i wyruszył
szybką, zwinną łodzią ku wybrzeŜom Anglii i Francji.
Jednak kaŜdy Gullandryjczyk znał skandynawskie mity.
Tak naprawdę Ŝyli według nich, poniewaŜ w głębi serca
pozostali wikingami.
I dla uczczenia letniego przesilenia urządzali niesamowi-
tą zabawę.
159210939.003.png
Liv westchnęła cicho.
Właściwie niewiele pamiętała z ostatniej nocy. Było
mnóstwo tego smacznego, lekko słodkiego
gullandryjskiego piwa. Nie powinna pić go tak duŜo.
Pamięta...
Śmiech. I mnóstwo sprośnych Ŝartów na temat nocy
poślubnej.
Hauk w końcu miał ich dość, wszystkich tych nieŜona-
tych młodych męŜczyzn i wolnych jeszcze kobiet, i
kazał im się wynosić. Liv i reszta wybiegli tylnymi
schodami, przez ogród do otwartego parku, gdzie ojciec
Liv, król, kazał podpalić łódź wikingów.
Chyba tańczyła?
O tak, tańczyła. Oszołomiona alkoholem tańczyła ze
wszystkimi, śmiejąc się i podśpiewując, krąŜyła wokół
płonącego kadłuba.
Ale potem wszystko jakoś się zatarło.
Teraz za to mogła opanować dreszcze. Splotła ramiona,
daremnie próbując się trochę ogrzać.
W odległości dwóch lub trzech metrów, mniej więcej w
połowie drogi do drzew, dostrzegła strzępek granatowe-
go jedwabiu. Jej biustonosz. Obok biustonosza, bliŜej
drzew, leŜała długa, zielononiebieska spódnica od
eleganckiego aksamitnego kostiumu, który miała na
sobie podczas wesela. Gdzie była reszta jej ubrania?
Och, doprawdy, jak mogła aŜ tak się zapomnieć? Co ją
opętało?
Odpowiedź na to pytanie leŜała tuŜ za nią. OstroŜnie,
wciąŜ drŜąc na całym ciele, krzywiąc się od bólu głowy i
skurczów Ŝołądka, odwróciła się na drugi bok.
Był tam. KsiąŜę Finn Danelaw.
O BoŜe. Przypomniała sobie, co się wydarzyło.
Całowała się z nim w cieniu drzew. Przyprowadził ją tu,
w to śliczne, przytulne, odosobnione miejsce. Trawa
159210939.004.png
połyskiwała złociście w niekończącym się zmierzchu
gullandryjskiego lata. Rozebrał ją, a potem ona go
rozebrała i...
Powróciła do poprzedniej pozycji, opadła na ziemię i
zamknąwszy oczy, wydała z siebie jęk pełen Ŝalu nad
sobą.
To takie do niej niepodobne. Była studentką drugiego ro-
ku prawa w Stanford, najlepszą w grupie. Trzeźwo
myślącą, odpowiedzialną i zawsze opanowaną.
KsięŜniczką? No tak, owszem. Z racji urodzenia. Ale nie
z przekonania. W sercu i w duszy Liv Thorson uwaŜała
się za Amerykankę. I miała własne plany Ŝyciowe. Wiel-
kie plany.
Przed czterdziestką zostanie senatorem, co najmniej. Al-
bo moŜe zasiądzie w Sądzie NajwyŜszym. Nie moŜe być
prezydentem, poniewaŜ nie urodziła się w USA. Ale nie
da się zajść daleko, nie myśląc z rozmachem. A
perspektywy miała doskonałe.
Dlatego obecna sytuacja tak ją... rozczarowała.
Kobieta, która marzy o zasiadaniu w Sądzie
NajwyŜszym, nie uprawia seksu na polanach. Nigdy nie
uprawiała seksu z męŜczyznami, których znała krócej
niŜ tydzień. A juŜ na pewno nie kochała się z
męŜczyznami takimi jak Finn, który był czarujący,
oszałamiająco przystojny i miał wręcz legendarne
powodzenie u kobiet.
Powoli, ostroŜnie, starając się nie myśleć o nadweręŜo-
nej głowie, Liv uniosła się na łokciach i jeszcze raz na
niego spojrzała.
LeŜał odwrócony do niej tyłem, pięknie umięśnione ple-
cy wygiął w łuk, długie nogi podkulił z zimna.
Wydawało jej się, Ŝe jest pogrąŜony w głębokim śnie.
Ciemne włosy o złotawym połysku skręcały się lekko na
karku.
159210939.005.png
Mimo fatalnego samopoczucia Liv miała ochotę wyciąg-
nąć rękę i dotknąć tych jedwabiście miękkich
kosmyków, przesunąć palcami po wypukłościach
kręgosłupa. Naprawdę był wyjątkowym okazem męskiej
urody. A ostatniej nocy, przynajmniej z tego, co
pamiętała, spisał się znakomicie.
Znów z tłumionym jękiem opadła na trawę, zamknęła
oczy. Och, jak ona mogła?
Liv nie była zamęŜna. Nie była nawet zaręczona. Jednak
wraz z Simonem Gravesem, kolegą ze studiów w
Kalifornii, właściwie tworzyli parę. Jednak nawet gdyby
była wolna, nie powinna zadawać się z księciem. Finn
Danelaw był zwykłym podrywaczem. Słynął z
niewiarygodnego czaru. Wszystkie dostępne... i niektóre
z tych mniej dostępnych kobiet na dworze jej ojca
wprost za nim szalały. Rywalizowały o jego względy.
WyróŜniał niektóre z nich, a wszystkie starał się
zadowolić.
Liv nigdy nie przyszłoby do głowy, Ŝe pewnego ranka
obudzi się i odkryje, Ŝe została kolejną zdobyczą, jedną z
wielu, jakiegoś playboya. Była sobą naprawdę powaŜnie
rozczarowana.
Musi uciec, i to natychmiast.
Z rozpaczliwą determinacją odepchnęła się od ziemi.
Pozycja na czworakach zdecydowanie nie słuŜyła jej
Ŝołądkowi - Liv bała się nawet pomyśleć, co moŜe się
zdarzyć, kiedy podniesie się na nogi.
Nie mogła jednak nic na to poradzić. Musiała wstać, i to
natychmiast.
Wyprostowała się jednym szybkim ruchem. Przez dłuŜ-
szą chwilę się chwiała, pewna, Ŝe zaraz zrobi się jej nie-
dobrze.
Jakimś cudem zdołała utrzymać się na nogach.
Ich ubrania walały się po całej polanie, ale udało jej się
159210939.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin