Biały Jaguar.pdf

(889 KB) Pobierz
Microsoft Word - Fiedler Arkady - Biały Jaguar.doc
„ Biały Jaguar” Fiedler
Arkady
Kilka słów wstępnych
W Gujanie Brytyjskiej byłem dwa razy, za pierwszym razem w czasie drugiej wojny światowej, w
1942 roku, i wtedy dzięki wojennym perypetiom zahaczyłem nie tylko o Georgetown, ale wpadłem także
na Trynidad i do wenezuelskiej Cumany. Tu los zetknął mnie w jakimś klasztorze z pożółkłymi
kronikami z osiemnastego wieku i doszła mnie wieść o niejakim Johnie Boberze Polonusie, który według
wzmianek sprzed dwóch wieków wyrył w drzewie łodzi swe nazwisko w roku 1726 na wyspie Cocha,
leżącej na północ od Cumany.
Idąc po zawiłej nitce do zamglonego kłębka, zdobyłem kruche wiadomości o owym półlegendarnym
Janie Boberze i stąd kilka lat później powstały moje dwie książki: „Wyspa Robinsona" (1954) i
„Orinoko" (1957).
Bujne dzieje Gujany i owego tajemniczego Jana Bobera nie dawały mi spokoju i w latach 1963/4
zapędziłem się ponownie do Gujany Brytyjskiej, by powłóczyć się wśród kilku szczepów indiańskich w
interiorze. Szczególnie zaprzyjaźniłem się z ujmującymi Arawakami (moja książka: „Spotkałem
szczęśliwych Indian"), a gdy przebywałem u nich nad rzeką Pomerun, zaszedł niezwykły i doniosły
wypadek. Mianowicie radio w Georgetown podało wywiad ze mną, nagrany na taśmę magnetofonową
przed kilkunastu dniami, w którym to wywiadzie mówiłem serdecznie o moim postanowieniu napisania
historycznej powieści z pierwszej połowy XVIII wieku, traktującej o ówczesnych wydarzeniach wśród
Arawaków i dzielnej tychże walce o byt.
1
68056259.002.png
Gdy ów wywiad nadawano, byłem właśnie w Cabacaburi, ludnej wsi Arawaków nad rzeką
Pomerun, a arawaski naczelnik owej wsi, „kapitan" William, słysząc mój wywiad (miał dostęp do
aparatu radiowego u pastora), wielce moją sprawą się zaciekawił, po prostu zapłonął. Chwalebnym
ferworem zaraził także kilku najstarszych mieszkańców Cabacaburi, którzy niemal na wyścigi
zaczynali sobie przypominać to i owo, co kiedyś zasłyszeli od swych dziadków i pradziadków.
Arawakowie oczywiście nigdy nie mieli pisanych kronik, natomiast żywą zachowali tradycję w
pamięci, a podania oraz klechdy wędrujące z ust do ust, nie zawsze zmyślone, a często bliskie prawdy
lub półprawdy, sięgały wielu, wielu pokoleń wstecz.
- A o takim bohaterskim Białym Jaguarze czyście coś słyszeli? zapytałem się ich z uśmiechem.
Pytaniem byli zaskoczeni, coś tam pod nosem niewyraźnego mruknęli. Ale zaczęli się namyślać i
domyślać i już po dwóch, trzech dniach mogli mi coś powiedzieć. Zrazu niewiele, potem trochę
więcej, później jeszcze więcej.
Urocze Cabacaburi! Ileż mi tam naopowiadano rzeczy!
Więc opowieść o Białym Jaguarze - podobnie jak w „Wyspie Robinsona" i w „Orinoku" - ująłem
tak, jak gdyby sam Biały Jaguar swe niezwykłe przejścia nam ujawniał.
ARKADY FIEDLER
2
68056259.003.png
1. Po klęsce wroga
Szedł w gujańskiej puszczy rok 1728.
Lubo nasze zwycięstwo na wyspie Kaiiwie było całkowite, a klęska napastniczych Akawojów
druzgocąca, to przecie straszny wróg nielicho utoczył krwi nam także. Naszych zginęło kilkunastu
Arawaków, a przeszło dwudziestu padło Warraułów, naszych sojuszników, którym przypłynęliśmy z
pomocą.
Jak Gujana Gujaną nie było od pokoleń tak zażartego zabijania się i takiego pogromu. Całą
zbójecką wyprawę wroga, blisko stu wojowników Akawojów, wybiliśmy w pień, do nogi, krom
ośmiu pojmanych żywcem. A przecież owi Akawoje należeli dotychczas do niezwyciężonych i byli
postrachem wszystkich inszych szczepów Indian gujańskich. Wódz ocalonych Warraułów, Oronapi,
nie wiedział, jak się wywdzięczyć, chciał nam dawać zdrowe dziewki na żony i służebnice, alem za
jego dar grzecznie podziękował.
Natomiast chciwie zagarnęliśmy wszelką od wroga zdobycz, a było tam siedem wielkich łodzi
itaub i cztery mniejsze jaboty, dalej: siła oręża, włóczni, oszczepów, łuków i strzał, maczug, tudzież
holenderskich toporów, a czemu byłem szczególnie rad, dwanaście strzelb. Aliści zaraz ostygłem, bo
rusznice były ohydnie zaniedbane, rdzą zapuszczone: Akawoje dostali je od Holendrów znad rzeki
Esseąuibo.
W drodze powrotnej do naszej sadyby Kumaka mieliśmy, nie gnając, a z przypływu morza robiąc
użytek, trzy dni wiosłowania rzeką Orinoko. Było nas teraz mniej, niespełna stu dwudziestu
Arawaków i kilka niewiast, a łodzi mieliśmy więcej, toteż na czółno przypadało mniej wioślarzy.
Przyjaciele chcieli mi zaoszczędzić wiosłowania, jako żem ich wódz, aleć ja, żartobliwie zaperzony,
szpetnie ich spiorunowałem i pozostałem przy wiośle jak oni.
Ochoczej waśni przysłuchiwała się rozbawiona Lasana, moja indiańska żona, wiosłująca wedle
mnie.
- Biały Jaguarze, czy ty nie chcesz być nazbyt dzielny? - zaśmiała się ze mnie.
- Nie, Czarowna Palmo! - odparłem kłótliwie. - Chcę, być równy wam wszystkim, moim druhom.
I tobie równy!
- Nie jesteś nam równy!
- O, carramba, jak mówią Hiszpanusy! To mi niespodzianka!
- Jesteś wyższy...
- Głupstwo!
- Jesteś wyższy od nas prawie o całą głowę...
Wszyscy na naszej itaubie buchnęli śmiechem, ja też. Bo to prawda, byłem wyższy wzrostem.
Duch odniesionej wiktorii wciąż w nas żywo siedział i panował na naszych łodziach. Jużem
dostatecznie poznał mych Arawaków, by wiedzieć, jak wśród Indian zawsze blisko życia czyhała
śmierć i jak im się widziała rzeczą powszednią. Utrata dwudziestu bez mała współbraci była w ich
oczach rzeczą nieodzowną, przeto zwykłą, przeto już teraz nie umniejszającą naszej radości ze
zwycięstwa. A przy tym spostrzegłem z zadziwieniem, żem i ja nie lepszy od nich i już jakoby pół
Indianin z usposobienia. Straciłem z mego hufca dwóch bitnych wojenników-przyjaciół, co mi
szczególną żałość sprawiło, a jednak teraz na itaubie, płynąc potężną rzeką, brzegiem niezgłębionej
puszczy, jużem podzielał szumne nastroje towarzyszy.
A byli to moi najbliżsi: hoża Lasana pracowała wiosłem tuż wedle mnie, pod bokiem; przed nami,
tyłem do nas, wiosłowali wspólnym rytmem wierny i szlachetny Arnak, mądry doradca i chyba
najbliższy mi sercem junak dwudziestoletni; tudzież nieco młodszy od niego Wagura, trzpiot i
mądrala, a chwat nieustraszony i już doświadczony w dziele wojennym; tudzież Pedro Martinez,
Hiszpan wzięty na llanosach Wenezueli do niewoli, a potem nieodstępny przyjaciel nas wszystkich.
Przy tym Pedro był pilnym moim nauczycielem mowy hiszpańskiej, tak jak Arnak i Wagura byli mi,
lubo mimowolnymi, nauczycielami arawaskiego; tudzież na łodzi dzierżył wiosło kulawy Arasybo,
kuty na cztery nogi czarownik szczepu Arawaków, zezowaty i brzydki jak ostatnie niebożę z gęby, a z
mózgu najprzemyślniejszy znawca jaźni indiańskiej i wszelakich tajemnic puszczy; poza tym żarliwy
mój zwolennik i sprzymierzeniec, bom kiedyś na wenezuelskich llanosach nie pozwolił go porzucić;
tudzież był na naszej itaubie jeszcze Murzyn Miguel, olbrzym, siłacz i niechybny oszczepnik, duszą i
ciałem oddany mi z tego samego źródła co czarownik Arasybo, a człek ze wszech miar dobroduszny.
Na sąsiedniej itaubie płynął inny towarzysz, szczery przyjaciel ze szczepu Warraułów, waleczny
Manduka na czele swych dziesięciu rodaków. Ich wódz Oronapi oddał nam całą ową grupę ludzi do
3
68056259.004.png
rozporządzenia, ażebyśmy tych chwatów przekształcili w doskonałych, bitnych wojenników.
Warraułowie, szczep na błotach u ujścia Orinoka do morza żyjący, wojownikami ani zuchami nie
byli, rybożery bić się nie umieli. Toteż wojaki, że pożal się Boże, dawno by wyginęli od
drapieżniejszych szczepów, gdyby nie ochronne moczary. Ale Manduka był inszy, i tacyż byli jego
towarzysze, których miał przy sobie.
Na czele naszych czółen i na ich zadzie pruły wodę itauby reszty wojowników. Płynęły tam
drużyny Arnaka i Wagury, a także wojownicy z rodów wodza Jokiego i wodza Konaury. Onże
Konauro, mąż w sile wieku, a osobliwie godny i poczciwy (jak mi się zdawało), poniósł z nas
wszystkich najdotkliwsze straty w boju z Akawojami i jego grupa żałośnie zeszczuplała, on sam zaś,
przejęty zgryzotą, nie mógł wciąż wyzwolić się z ponurego oszołomienia.
Wszyscy oni byli moimi przyjaciółmi, wzajemnie znaliśmy swe radości i troski, ufaliśmy sobie
nawzajem i cieszyli się sobą. Aleć tuż wedle nas na całym brzegu rzeki jeżyła się okrutnymi milami
jedna ciągła puszcza. Nieustanna, groźna tajemnica. Tam na wschodzie bowiem, gdzieś w gąszczu
nad rzeką Cuyuni, oddalonym o dwadzieścia dni chybką łodzią od nas, szczep Akawojów będzie
opłakiwał śmierć swych wojowników, gdy dowie się o ich pogromie.
Czy wezwie demona zemsty, kanaimę, by nas ukarał? Czy, przeciwnie, przerażony skuli się? Od
sędziwych drzew puszczy wyrastały srogie konary nad wodą i sięgały ponad nasze itauby, jakby
chciały nas porwać swymi pazurami. Albo ochrony udzielić.
4
68056259.005.png
2. Ważkie postanowienie
Około południa przypływ od morza zawahał się i osłabł, wkrótce ustał do cna, rzeka
stanęła, a po godzinie zaczęła płynąć w przeciwnym niżeli dotychczas kierunku, ku
morzu.Śpieszno nam nie było. Tedy gdy znaleźliśmy nieco wyższy brzeg, nie bagnisty,
wylądowaliśmy tam wszyscy, ilu nas było, ażeby rozłożyć się przejściowym obozowiskiem;
za kilka godzin zaś, około północy, ruszyć dalej. Wonczas od nowa prąd będzie nam
pomyślny: obróci się od morza w górę rzeki i poniesie w głąb kraju. Manduka i jego
Warraułowie, znający tu każdy skręt i każdą zatokę tudzież odnogę, mieli nam w nocy
wskazywać drogę.
Jakże w tym obozie przydały nam się zdobyte na Akawojach holenderskie siekiery! Były
poręczne, snadno wchodziły w garść i kilkunastu nas migiem ochędożyło kawał lasu z
krzewów i podszycia. A tymczasem kobiety, wznieciwszy ogniska, przygotowywały strawę:
Oronapi, wódz Warraułów, przy odjezdnym hojnie nas zaopatrzył w żywność; smakowały
nam osobliwie owoce i suszone ryby.
Kiedym wśród krzaków spotkał na uboczu Arnaka, zapytałem go szeptem:
- Arnaku! Czy pomyślałeś o zabezpieczeniu obozu? Młodzian aż żachnął
się serdecznie:
- Ależ tak, Janie!
- Czy wystawiłeś czaty?
- Tak, tak! Jedną nad rzeką, drugą w puszczy!
Najchętniej uściskałbym go: nauka nie szła w las. A on był rzeczywiście moją prawą ręką
i zaufanym przyjacielem.
Gdy wszyscyśmy się najedli i napoili, był jeszcze pełny, jasny dzień. Wtedy najbliższym
z mego rodu oświadczyłem, że chciałbym niezwłocznie zwołać wojowników na wspólną
naradę i powiedzieć kilka ważkich słów do nich, a szczególnie do wodzów i wojenników
starszych, naj doświadczeńszych.
- Jaka szkoda, że nie masz tu swej skóry jaguara! - wyskoczył z pewnym żalem bystry
jak zwykle Wagura.
- Prawda! - przyznał Arnak. - Szkoda!
- Nie ma szkody! - wtrąciła się Lasana. - Mamy skórę pumy, ubitej przed tygodniem. A
ta wystarczy!...
- Więc serdeczna czeladź jednomyślnie orzekła, że skóra pumy to dostateczna tu oznaka
wodza, i jak tylko ludzie zaczęli się schodzić i siadać na ziemi dokoła, przerzuciłem przez
ramię pumę, dodającą mi ponoć uroczystej powagi.
- Chcę z wami pogadać o tym, co niedawno było, i o tym, co wkrótce
będzie! - przemówiłem po arawasku, bom językiem władał już niezgorzej. - A że to sprawy
doniosłe, dotyczące całego naszego szczepu, wszystkich was proszę na wspólną rozmowę i
żądam od was rozważnej rady...
Z zaciekawieniem łowili Indianie me słowa i spoglądali na mnie nader życzliwie, aleć nie
wszyscy: grupa Konaury, siedząca najdalej, na szarym końcu ciżby ludzkiej, patrzała na
mnie spode łba, niechętnie.
- Nie ulega wątpliwości - mówiłem dalej - że ostatnie wydarzenia na wyspie Kaiiwie
były tak rzetelnym zwycięstwem, że muszą napawać dumą cały nasz szczep Arawaków;
więcej, wiem, że jeszcze wasi prawnukowie po stu latach was wszystkich tu obecnych
wojowników z należną czcią będą wspominali. Z chlubą będą sławili wasz czyn...
Lubo z nikim wprzódy nie umawiałem się co do przedmiotu naszego spotkania, to
przecie Arnak, który był jednako rozumny, jak i bojowy, uznał za wskazane, by mi w tej
chwili przerwać, dając do zrozumienia, że chciałby też coś powiedzieć.
Nieco zdumiony, kiwnąłem głową.
- Znam niezgorzej - oznajmił Arnak - dzieje wszystkich szczepów w Gujanie, bo nie
tylko Arawaków i Warraułów, ale tak samo dzieje Akawojów, Karibów, Arekunów,
Patemonów, Makuszi i z całej duszy potwierdzić mogę, że wszystko, co przed chwilą
powiedział Biały Jaguar, jest najprawdziwszą, świętą prawdą: nigdy w Gujanie, między
Orinokiem a Amazonką, nie było tak diabelnej klęski, jaką zadaliśmy
przed kilku dniami napastnikom..
5
68056259.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin