Nowy10.txt

(35 KB) Pobierz
    ROZDZIAŁ 10
    EKSPEDYCJA BASZKIRCEWA
    Styczeń 2622 r. Półwysep Alta-Kemado
    Planeta Wiosenna, Układ Krokus
    Nalot został idealnie skoordynowany z ciosami w twierdze orbitalne i naziemne radary. 
Floggery zmaterializowały się niespodziewanie z błękitu nieba, pozbyły bomb i pocisków, 
przemknęły nad wierzchołkami drzew, cinajšc falš ultradwiękowš gałęzie i cišgnšc za sobš 
zielony wir miriad zerwanych lici. Wizytówka asów szturmowców.
    Niestety, nie było nikogo, kto mógłby docenić klasę pilotażu: baza wojskowa na 
półwyspie Alta-Kemado spłonęła w pierwszej minucie nalotu. A razem z niš spłonšł obóz 
archeologów, zwany przez uczestników ekspedycji Wioskš.
    Zagłada obozu odbyła się równie bez walki jak zagłada bazy, tylko jeszcze szybciej. Po 
ataku czarnych floggerów z bazy zostały dymišce się ruiny, z obozu - kilka zwęglonych 
trupów. Lekkie namioty z emblematami Rosyjskiej Akademii Nauk stanęły w ogniu i szybko 
spłonęły - razem z tymi, którzy w nich byli.
    Ziemia wibrowała na niskiej nucie, huczało olepiajšce niebo, krzyczeli ogłuszeni ludzie 
- ci, którzy jakim cudem przeżyli w bazie. To Tania zapamiętała bardzo dobrze, choć sama 
nie wydała ani jednego dwięku.
    Nikita, który leżał na ziemi obok niej (gdy pojawiły się floggery, pracownik naukowy 
Nikita Andriejew padł na ziemię i pocišgnšł za sobš Tanie), powtarzał jak w malignie: Nie 
wierzę, nie wierzę...".
    Tania nie wiedziała, w co konkretnie on nie wierzył. W to, że nalot oznacza wojnę? Czy 
w to, że wszystko się dzieje naprawdę?
    Z ciężkim hukiem floggery zniknęły wysoko w górze, ale Tania i Nikita długo jeszcze nie 
odważyli się wstać. Wpatrywali się w dymišcš się stertę plażowych leżaków nad samš wodš, 
w czarnš chmurę kłębišcš się na miejscu bazy wojskowej, w spokojnš, połyskujšcš w słońcu 
powierzchnię oceanu.
    A gdy w końcu wstali, okazało się, że cali sš pokryci szarym pyłem. Pył chrzęcił w 
zębach, szczypał w oczy.
    - Jak mylisz, kto to był? - spytała Tania, wycišgajšc z kieszeni dżinsowych, 
własnoręcznie zrobionych szortów paczkę papierosów Trojka.
    - Czorugowie - mamrotał Nikita. - Czorugowie, Czorugowie... Tania obrzuciła go 
uważnym spojrzeniem. Oczy Nikity, zawsze ironiczne, drwišce, teraz płonęły pierwotnym, 
paleolitycznym przerażeniem.
    Gdy zgasiła drugiego papierosa o spękany kamień, odwróciła się do Nikity zastygłego w 
pozie Buddy i spytała:
    - No co, idziemy?
    - Dokšd? - Nikita wytrzeszczył na niš swoje niebieskie, dziecięce oczy.
    - Zobaczymy, czy kto z naszych... nie potrzebuje pomocy - dokończyła.
    - Wariatka! - zawołał histerycznie Nikita. - Tamci zaraz znowu przylecš i będzie po nas! 
Spalimy się jak oni, jak wszyscy, a ja wcale nie chcę...
    - Przestań, Nika - powiedziała Tania niemal ze złociš. - Jak się boisz, to zostań.
    Wyprostowała się, otrzepała ubranie i zaczęła ić łagodnym zboczem góry Juanita w 
kierunku Wioski. Po chwili wahania jej towarzysz powlókł się za niš.
    A wszystko zaczęło się tak wspaniale! Statek szczęliwy opucił prom Black Velvet i 
wylšdował na pasie startowym w pobliżu bazy wojskowej Alta-Kemado, należšcej do 
Dyrektorii Południowoamerykańskiej.
    Gdy uczestnicy ekspedycji pod kierownictwem geniusza archeologii Baszkircewa wyszli 
po trapie w objęcia goršcego subtropikalnego słońca, nie tylko Tani, ale nawet cynicznemu 
Dimie Steinholtzowi wydawało się, że sš w raju.
    - Oto nagroda za nasze dobre uczynki! - powiedział kierownik działu technicznego, Klin 
Katenin, cišgajšc kanarkowożółty T-shirt.
    - Można się tu kšpać? - zapytała Zanna Skriabina, zerkajšc w stronę wody. - Dobrze 
byłoby wypróbować nowy kostium!
    - Więc tak wyglšdasz, legendarny Sef-Se! - zawołał Kazimir Lach, spoglšdajšc na leżšce 
w nizinie miasto starożytnych oiunczów. Włanie tam mieli prowadzić wykopaliska.
    - Jak tu ładnie! - westchnęła profesor Arina Lewina-Archi-pienko.
    - Uhm! - przyznał rosyjski Japończyk Todo Aoi i włšczył swojš kamerę.
    A Tania, która po raz pierwszy znalazła się w prawdziwym" Pozaziemiu, nie 
powiedziała nic, ponieważ z zachwytu odebrało jej mowę. Najbardziej fantastyczne było to, 
że za pobyt w tym cudownym miejscu płacili im pensję, w dodatku podwójnš!
    - Normalka, zwykły dodatek za warunki szkodliwe - wyjanił Tani wszystkowiedzšcy 
Nikita Andriejew, który wzišł na siebie obowišzki Wergiliusza i wprowadzał młodš 
laborantkę w tajemnice archeologii. On miał już na swoim koncie osiem takich ekspedycji.
    - I na czym polega ta szkodliwoć? - zapytała Tania, patrzšc na wakacyjny krajobraz.
    - Po pierwsze, obca biosfera. Po drugie, g niższe od ziemskiego, po trzecie, 
niespecyficzne domieszki w atmosferze, po czwarte, podwyższony ultrafiolet, a po pište i 
szóste - inne nieprzewidziane zagrożenia.
    Tania skinęła głowš z roztargnieniem. Co mogło stanowić zagrożenia dla ludzi na 
planecie, której flora i fauna razem wzięte liczš żałosne dziewięćset gatunków? To, że 
zagrożenie mogš stanowić floggery z innymi ludmi, nikomu nie przyszło o głowy.
    Kandydat nauk ksenologicznych Kazimir Lach miał absolutnš rację. Sef-Se, miasto 
starożytnych ołunczów, znal każdy uczeń, który miał z historii więcej niż nacišganš troję.
    Zdjęcia żółtych budowli w kształcie pozbawionych otworów wejciowych kopuł zdobiły 
szkolne korytarze i okładki czasopism. A obraz największej kultowej budowli - Centralnego 
Dziurawego Cyrku - był nawet emblematem programu popularnonaukowego Ja i 
Wszechwiat". Emblemat powstał na podstawie obrazu ksenoklasy-fikatora Eridana - wielka 
budowla podziurawiona licznymi otworami, przez które przebijajš się rubinowe promienie 
wschodzšcego nad Wiosennš słońca, a to wszystko na tle spokojnego morza.
    Sami ołuncze budzili powszechnš sympatię, niemal tak jak dinozaury. I chociaż zupełnie 
dinozaurów nie przypominali, to jednak co ich łšczyło -jedni i drudzy wymarli, nie nadšżajšc 
za zmianami rodowiska.
    Naziemne i podwodne wykopaliska prowadzone na poczštku XXVII wieku zaczęły 
sugerować, że jednak losy dinozaurów i
    ołunczów różniš się pewnymi tragicznymi szczegółami. Poczštkowo zniknięcie 
ołunczów z powierzchni Wiosennej tłumaczono szeregiem kosmicznych i tektonicznych 
katastrof, jednak w latach 2601-2604 znaleziono na planecie piętnacie gigantycznych 
cmentarzysk. W iłach słodkich zbiorników wodnych, - w ciemnoci jaskiń, spoczywały 
sprasowane szczštki, z których udało się zrekonstruować wyglšd tych dziwnych 
ziemnowodnych istot.
    Stwory, kręgowce, przypominały wielometrowe dżdżownice lub, jak kto woli, węgorze 
gruboci pnia, wyposażone w ogromne paszcze. Wokół paszczy znajdowało się kilka 
zwinnych nibynóżek, tworzšcych jakby kwiat. Kształt tułowia, rozszerzajšcego się nietypowo 
od ogona do paszczy, sprawił, że stwory nazwano Tuba ierichonae vesnavinsis, czyli tršba 
jerychońska z Wiosennej.
    Pierwszš ciekawš rzeczš było to, że cmentarzyska zębatych potworów pojawiły się mniej 
więcej w tej epoce, na którš przypadło wymarcie ołunczów. Drugš - na Wiosennej nie 
odnaleziono ewolucyjnych protoplastów tršb. Ponadto w sztuce ołunczów wizerunki tršb 
jerychońskich nie pojawiły się ani razu.
    Mimo braku kilku fragmentów mozaiki ksenoarcheologom udało się stworzyć obraz 
zagłady ołunczów. Wyglšdało to mniej więcej tak: żyli sobie ołuncze cicho i spokojnie, 
nikomu nie przeszkadzali, aż tu nagle znienacka zjawiajš się tršby jerychońskie i zaskoczeni 
aborygeni zostajš zjedzeni w cišgu jakich dwóch pokoleń. Potwory przez pewien czas 
degustujš inne dostępne na Wiosennej gatunki, a potem ginš, roztrzaskujšc się po upadku z 
wierzchołka piramidy żywieniowej.
    Nigdy przedtem ksenoarcheologia nie spotkała się z czym podobnym. Przyjmowano za 
pewnik, że istoty rozumne, zdolne tworzyć broń i narzędzia pracy, budować domy i 
wištynie, zdołajš się obronić przed drapieżnikami. A tu co takiego! Pożarta cywilizacja 
ołunczów obalała ksenologiczny paradygmat! A ponieważ nikt nie lubi obalonych 
paradygmatów, za oficjalnš wersję zagłady ołunczów uznano ksenowizytę (ksenowizyta to 
bardzo ciężka artyleria myli naukowej). Przylecieli kosmici, zostawili na planecie swoje 
wirusy, wród ołunczów wybuchła pandemia i koniec, czeć pieni, a zębate monstra nie majš 
tu nic do rzeczy.
    Jednym słowem ołunczów potraktowano jak dinozaury - że niby wymarli sami z siebie. 
Choć trzeba przyznać, że aborygeni Wiosennej byli dużo sympatyczniejsi od dinozaurów. 
Przypominali lwy morskie. No i byli rozumni, bo budowali miasta. Byli także religijni - 
ksenohistorycy udowodnili istnienie kultury z elementami animizacji i polidemonizmu.
    Ołuncze oddawali czeć miejscowemu Malachitowemu Księżycowi, naturze i swemu 
protoplascie, przez niektórych badaczy utożsamianemu z Malachitowym Księżycem. Włanie 
temu satelicie Wiosennej powięcona była wištynia ołunczów - Centralny Dziurawy Cyrk.
    Pozostałe wištynie miały taki sam kształt i również powięcone były księżycowi, ale nie 
wyglšdały już tak imponujšco -przypominały stertę poroniętych wodorostami głazów 
(niemal wszystkie wištynie i miasta ołunczów znajdowały się pod wodš).
    Centralny Dziurawy Cyrk i miasto Sef-Se miały szczęcie - w efekcie tektonicznych 
obsunięć podniosły się razem z szelfem i znalazły w strefie przypływu pasa brzegowego. 
Dzięki temu znacznš częć kompleksu architektonicznego można było (w czasie odpływu) 
badać bez akwalungów i skafów
    A Sef-Se miało szczęcie również dlatego, że obok niego wyrosła baza wojskowa Alta-
Kemado i znudzeni pracownicy bazy (dziewięćdziesišt szeć osób) posyłali materiały 
filmowe dotyczšce starożytnej stolicy ołunczów. A Dyrektoria Południowoamerykańska, do 
której formalnie należała ta planeta, uznawa...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin