Nowy3.txt

(24 KB) Pobierz

Sokoli Jar


Było bardzo zimno i nieg padał coraz gęciej. Krętš drogš opucilimy Dolinę Norstead, dalej szlak wiódł przez góry, gdzie ciemne pasma lasów wyglšdały jak czarne blizny na tle wszechobecnej bieli. Na wiosnę, w lecie i na jesieni w dolinach rosła bujna trawa, najróżniejsze drzewa i krzewy, a w powietrzu unosił się zapach dzikich róż. W zimie za wydawały się dalekie i obce mieszkańcom wiosek i samotnych zagród.
W Dolinie Harrow droga się zwęziła. Przed długš wojnš z Ogarami Alizonu ludzie zapuszczali się coraz dalej na północ i na zachód, bioršc pod uprawę dziewiczš ziemię. Górskie szlaki roiły się od wędrownych kupców, szlachty ze zbrojnymi pocztami, wieniaczych rodzin pędzšcych bydło i podšżajšcych za wozami, na które załadowano całe mienie, w poszukiwaniu nowych siedzib. Od tego czasu ruch pomiędzy dolinami bardzo się zmniejszył, a wygodne trakty zamieniły w zaronięte krzakami i trawš cieżki.
W drodze niewiele rozmawialimy, częciej milczelimy. Podróżowalimy na kosmatych, krótkonogich kucykach, które wprawdzie wolno kłusowały, ale były tak silne i wytrzymałe, że bez trudu przemierzały góry tam i z powrotem.
Poczštkowo jazda odbywała się trójkami lub czwórkami:
jeden lub dwóch żołnierzy towarzyszyło każdej parze narzeczonych Jedców Zwierzołaków. Póniej, gdy droga stała się wšskš cieżkš, ruszylimy gęsiego. Przez jaki czas siedziałam sztywno w siodle, sparaliżowana ze strachu,
obawiajšc się wysłanego w ostatniej chwili gońca z klasztoru, który wyjawiłby, kim jestem. Nie dawało mi też spokoju dziwne zachowanie Przeoryszy Julianny, która nie zdradziła mnie w chwili pożegnania. Czy tak bardzo troszczyła się o Mariamme, iż gotowa była zaakceptować oszustwo, żeby tylko uratować swojš ulubienicę? A może uważała mnie za ognisko niepokoju w spokojnej społecznoci klasztoru i chętnie się mnie pozbyła?
Każda godzina podróży zmniejszała prawdopodobieństwo mojego przymusowego powrotu do opactwa. Na domiar pan Imgry starał się zwiększyć tempo jazdy do granic możliwoci i co jaki czas naradzał się z milczšcym zwykle przewodnikiem. Jak daleko było do miejsca spotkania? Wiedziałam tylko, iż jest to tak charakterystyczny fragment krajobrazu na skraju Wielkiego Pustkowia, że niepodobna z niczym go pomylić.
Pozostawilimy za sobš Dolinę Harrow z jej odizolowanymi od wiata zagrodami i pięlimy się coraz wyżej i wyżej. Można by pomyleć, że przejeżdżamy przez całkowicie opustoszałš okolicę; nie zobaczylimy po drodze żadnego zwierzęcia czy ptaka ani tym bardziej człowieka. Gdy tylko zima obiegła zagrody, ludzie prawie nigdy nie wychodzili na dwór: kobiety tkały, a mężczyni zajmowali się pozostałymi robotami gospodarskimi.
Po stromym zboczu zjechalimy w Dolinę Hocker. Usłyszelimy szmer płynšcej wody, gdyż lód nie skuł jeszcze całkowicie rwšcego potoku. Minęlimy posterunek pilnujšcy wejcia do doliny. Żołnierze zasalutowali i wdali się w rozmowę z naszym dowódcš i przewodnikiem. Podczas tej przerwy w podróży jedna z dziewczšt podjechała do mnie i pochyliła się lekko do przodu.
- Czy oni nigdy nie pozwolš nam odpoczšć? - zapytała dostatecznie głono, żeby jej słowa dotarły do pana Imgry'ego.
- Na to wyglšda - odparłam cicho, nie chcšc, by ktokolwiek inny usłyszał mój głos.
Moja rozmówczyni niecierpliwie szarpnęła welon. Kaptur zsunšł się nieco i zobaczyłam jej twarz. Była to ta sama
Kildas, na której Tolfana ostrzyła swój złoliwy język. Miała podkršżone oczy i mocno zacinięte usta, wydawało się, że silne wiatło słońca i mróz chwilowo jš postarzyły.
- To on ciebie wybrał - ruchem głowy wskazała na pana Imgry'ego - a teraz jedziesz i milczysz. W jaki sposób zdołał cię zmusić do posłuszeństwa? Wczoraj wieczorem zaklinała się, że nie pojedziesz... - Nie wyczułam w jej głosie współczucia, tylko ciekawoć, jakby cierpienia innych miały pomóc jej łatwiej znieć swój ciężki los.
- Miałam całš noc do namysłu - odparłam najzręczniej jak umiałam.
- Zaiste! - Kildas rozemiała się i dokończyła złoliwie: - Głębokie to musiały być myli, skoro następnego dnia tak panujesz nad sobš! Od twoich wrzasków trzęsły się ciany, kiedy dowiedziała się, co cię czeka. Czyżby teraz zapragnęła wyjć za mšż za czarownika?
- A ty? - odparowałam. Niezbyt się zaniepokoiłam wiadomociš, że Mariamme zrobiła z siebie przedstawienie, okazujšc wszystkim swój strach i wstręt. Nie byłam Mariamme i nie umiałam dobrze jej naladować. A pan Imgry przez cały ranek pragnšł tylko jednego: jechać jak najszybciej, i nie zwracał na nas uwagi. Ale co się stanie, gdy odkryje, że wyprowadzono go w pole? Potrzebna mu jestem do wypełnienia warunków Wielkiego Paktu i ta okolicznoć powinna uchronić mnie przed jego gniewem.
- A ja? - Ocknęłam się z zamylenia na dwięk głosu Kildas. - Tak jak my wszystkie: nie miałam wyboru. Ale... ale jeli ci Zwierzołacy sš podobni do naszych mężczyzn, to niczego się nie boję. - Podniosła wyżej głowę, gdyż siła charakteru i  uroda umacniały jej  pewnoć  siebie. - Nie, nie obawiam się, że ten, kto na mnie czeka, le mnie przyjmie!
- Jacy oni sš? Czy kiedykolwiek widziała jakiego Jedca? - Postanowiłam wybadać jej wiadomoci. Dotychczas bardziej interesowała mnie ucieczka, niż to, co mnie spotka u celu podróży.
- Czy ich widziałam? - Odpowiedziała najpierw na moje ostatnie pytanie. - Nie. Nigdy nie przyjeżdżali do
 - Rok Jednorożca                                                        J J

Krainy Dolin, chyba tylko wtedy, gdy napadali na Alizoń-czyków. Ludzie mówiš, że Jedcy podróżujš wyłšcznie w nocy. Co do ich wyglšdu... Kiedy z nami paktowali, mieli ludzkš postać. Wiem też, że władajš dziwnymi mocami... - Straciła pewnoć siebie i szarpnęła okręcony wokół szyi welon, jakby jš dusił. - Jeli nasi krajanie wiedzš co więcej... nikt nam o tym nie powiedział.
Usłyszałam, że gdzie w pobliżu, na lewo od nas, kto głono wcišgnšł powietrze do płuc i dwięk ten bardzo przypominał szloch. Zaraz potem przyłšczyła się do nas inna dziewczyna. Była to Solfinna, która wczoraj wieczorem jadła z tego samego talerza co Kildas. Jej znoszony podróżny strój kontrastował z wykwintnš szatš towarzyszki niedoli.
- Wypłacz oczy, jeli chcesz, Solfinno! - warknęła Kildas. - Ale nawet wielkie jak morze jezioro łez nie odmieni twojej przyszłoci.
Tamta drgnęła, jakby smagnięto jš biczem po zgarbionych plecach. Kildas najwidoczniej zawstydziła się, gdyż powiedziała miękko:
- Pomyl tylko, ty mogła wybierać. Jeste więc najodważniejsza z nas wszystkich. A skoro wierzysz w moc modlitwy, czy nie wierzysz też, że dobro zawsze zostaje nagrodzone, nawet jeli trzeba na to trochę poczekać?
- Ty sama zdecydowała się na tę podróż w nieznane? - zapytałam z ciekawociš.
- Tak... tylko w ten sposób mogłam pomóc moim bliskim. - Solfinna urwała, po czym mówiła dalej mocniejszym głosem: - Masz rację, Kildas. Żałujšc teraz dobrego uczynku, podważam wartoć wszystkiego, w co wierzę. Ale wiele bym dała, żeby jeszcze rš^obaczyć mojš paniš matkę, siostry i zamek Wasscot. Ale wiernie nigdy tak się nie stanie.
- Czy nie znalazłaby się w podobnej sytuacji, gdyby polubiła jakiego szlachcica lub dowódcę oddziału z południa High Hallacku? - zapytała bardzo łagodnie Kildas. - Wtedy także nie mogłaby wrócić do domu.
- Pamiętam o tym i czepiam się tej myli jak tonšcy brzytwy - odparła szybko Solfinna. - Zaręczono nas i jedziemy na wesele. Taki już jest kobiecy los od niepamięt-


nych czasów. Jeżeli o mnie chodzi, moja rodzina wiele na tym zyska. Ale ci Jedcy...
- Spójrz też na to wszystko w inny sposób i dobrze się zastanów - podchwyciłam. - Ci Jedcy Zwierzołacy tak bardzo chcieli się ożenić, iż zgodzili się wzišć udział w obcej im wojnie. Wydaje mi się, że jeli jaki mężczyzna naraża życie, by zdobyć żonę, na pewno będzie jš kochał i szanował.
Solfmna odwróciła się, aby mi się lepiej przyjrzeć. Zamrugała zaczerwienionymi od płaczu powiekami, nie wierzšc własnym oczom. Kildas za krzyknęła cicho i podjechała do mnie jeszcze bliżej.
- Kto ty? - zapytała z mocš wykluczajšcš w odpowiedzi wszelkie kłamstwo. - Nie jeste tš płaczliwš pannš, którš wyniesiono z refektarza ubiegłej nocy!
Czy muszę udawać Mariamme przed moimi towarzyszkami podróży? Nie widziałam takiej potrzeby i miałam nadzieję, że minęlimy już miejsce, skšd pan Imgry mógłby jeszcze zawrócić.
- Masz rację - odparłam. - Nie jestem Mariamme...
- Więc co ty za jedna? - Kildas nie ustępowała, podczas gdy Solfmna wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
- Jestem Gillan, która od kilku lat przebywała w opactwie. Nie mam rodziny i przybyłam tu dobrowolnie.
- Jeli nie masz krewnych, którzy by cię zmusili albo skorzystali na twojej decyzji - zapytała z jeszcze większym zdziwieniem Solfmna - dlaczego z nami wyruszyła?
- Może dlatego, że sš w życiu gorsze rzeczy niż wyruszyć na spotkanie nieznanej przyszłoci.
- Gorsze rzeczy? - powtórzyła Kildas.
- Perspektywa zbyt dobrze znanej przyszłoci. Solfmna cofnęła się nieco.
- Czy ty zrobiła co, wobec czego...
- ...taki los jest mniejszym złem? - dokończyłam za niš miejšc się. - Nie, nie popełniłam żadnej zbrodni. W High Hallacku nie było dla mnie miejsca poza murami opactwa Norstead. Nie chciałam też składać lubów zakonnych ani


pędzić życia tak monotonnego, że mijajšce dni i lata stajš się jednym nie kończšcym się cišgiem identycznych godzin.
- Tak, to możliwe. - Kildas skinęła głowš. - Lecz co będzie, gdy on - ruchem głowy wskazała pana Im-gry'ego - dowie się o wszystkim? Upierał się przy Mariam-me ze względu na jakie własne plany. A należy do ludzi, którym niełatwo jest się sprzeciwić.
- Wiem o tym. Wiem też jednak, że bardzo mu się spieszy. Nie będzie mógł zawrócić do Norstead, gdyż musi pod słowem honoru dostarczyć w terminie dwanacie i jednš narzeczonš.
Kildas znowu się rozemiała.
- Logicznie rozumujesz,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin