Asnyk Adam - Kilka wierszy.pdf

(110 KB) Pobierz
12386879 UNPDF
Adam Asnyk
Miłość jak słońce
Posyłam kwiaty
Miłość jak słońce: ogrzewa świat cały
I swoim blaskiem ożywia różanym,
W głębiach przepaści, w rozpadlinach skały
Dozwala kwiatom rozkwitnąć wiośnianym
I wyprowadza z martwych głazów łona
Coraz to nowe na przyszłość nasiona.
Posyłam kwiaty - niech powiedzą one
To, czego usta nie mówią stęsknione!
Co w serca mego zostanie skrytości
Wiecznym oddźwiękiem żalu i miłości.
Posyłam kwiaty - niech kielichy skłonią
I prószą srebrną rosą jak łezkami,
Może uleci z ich najczystszą wonią
Wyraz drżącymi szeptany ustami,
Może go one ze sobą uniosą
I rzucą razem z woniami i rosą.
Miłość jak słońce: barwy uroczemi
Wszystko dokoła cudownie powleka;
Żywe piękności wydobywa z ziemi,
Z serca natury i z serca człowieka
I szary, mglisty widnokrąg istnienia
W przędzę z purpury i złota zamienia.
Szczęśliwe kwiaty! Im wolno wyrazić
Wszystkie pragnienia i smutki, i trwogi
Ich wonne słowa nie mogą obrazić
Dziewicy, choć jej upadną pod nogi;
Wzgardą im usta nie odpłacą skromne,
Najwyżej rzekną: "słyszałam - zapomnę".
Miłość jak słońce: wywołuje burze,
Które grom niosą w ciemnościach spowity,
I tęczę pieśni wiesza na łez chmurze,
Gdy rozpłakana wzlatuje w błękity,
I znów z obłoków wyziera pogodnie,
Gdy burza we łzach zgasi swe pochodnie,
Szczęśliwe kwiaty! mogą patrzeć śmiele
I składać życzeń utajonych wiele,
I śnić o szczęściu jeden dzień słoneczny...
Zanim z tęsknoty uwiędną serdeczniej.
Miłość jak słońce: choć zajdzie w pomroce,
Jeszcze z blaskami srebrnego miesiąca
Powraca smutne rozpromieniać noce
I przez ciemność przedziera się drżąca,
Pełna tęsknoty cichej i żałoby,
By wieńczyć śpiące ruiny i groby.
Karmelkowy wiersz
Między nami nic nie było
Bywało dawniej, przed laty,
Sypałem wiersze i kwiaty
Wszystkim dziewczątkom,
Bom myślał, o piękne panie,
Że kwiat lub słowo zostanie
Dla was pamiątką.
Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych.
Nic nas z sobą nie łączyło --
Prócz wiosennych marzeń zdradnych;
Wierzyłem - zwyczajnie - młody
Że jeszcze nie wyszło z mody
Myśleć i czuć,
Że trocha serca kobiecie
Świetnej kariery na świecie
Nie może psuć.
Prócz tych woni, barw i blasków
Unoszących się w przestrzeni,
Prócz szumiących śpiewem lasków
I tej świeżej łąk zieleni!
Prócz tych kaskad i potoków
Zraszających każdy parów,
Prócz girlandy tęcz, obłoków,
Prócz natury słodkich czarów;
Aniołków brałem na serio
I z śmieszną donkiszoterią
Wielbiłem lalki,
I gotów byłem, o zgrozo,
Za Dulcyneę z Tobozo
Stanąć do walki !
Prócz tych wspólnych, jasnych
zdrojów,
Z których serce zachwyt piło,
Prócz pierwiosnków i powojów,
Między nami nic nie było!
Lecz dziś komedię salonu,
Jak człowiek dobrego tonu,
Na wylot znam;
Z serca pożytek niewielki,
Więc mam w zapasie karmelki
Dla dam.
Sonet
Bez granic
Jednego serca! Tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi.
Potoki mają swe łoża-
I mają granice morza
Dla swojej fali-
I góry, co toną w niebie,
Mają kres dany dla siebie,
Nie pójdą dalej!
Jednych ust trzeba! Skąd bym
wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdzie bym patrzał śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.
Lecz serce, serce człowieka,
Wciąż w nieskończoność ucieka
Przez łzy tęsknoty męczarnie
I wierzy, że w swoim łonie
Przestrzeń i wieczność
pochłonie
I niebo całe ogarnie.
Jednego serca i rąk białych dwoje!
Co by mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach do nieba;
Jednego serca! Tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele!
Rezygnacja
Z całego tłumu zmyślonych
aniołów,
Połyskujących tęczą swoich
skrzydeł,
Została tylko szara garść popiołów
I wiotkie nici porwanych już sideł.
Wszystko skończone już pomiędzy
nami !
I sny o szczęściu pierzchły
bezpowrotnie,
Wziąłem już rozbrat z tęsknotą i
łzami
I żyć, i umrzeć potrafię samotnie.
Dziś jeden tylko duch mi
towarzyszy,
Co rezygnacji nosi ziemskie miano,
On wszystkie burze na zawsze
uciszy
I da mi zbroję w ogniu hartowaną.
Dziś nic z mych piersi skargi nie
dobędzie.
Nic jej nie przejmie zachwytem lub
trwogą.
Nie wyda dźwięku rozbite narzędzie,
Pęknięte struny zadrżeć już nie
mogą.
W tej zbroi - przejdę przez świat
obojętnie,
Surowe prawdy życia mierząc
wzrokiem,
Ani się gniewem kiedy
roznamiętnię,
Ani się ugnę przed losu wyrokiem.
Nie ma boleści, co by mnie trwożyła,
Bo dzisiaj nawet w własny ból nie
wierzę,
Ogniowa próba dla mnie się
skończyła
I do cierpiących więcej nie należę.
Patrząc się z dala na kłamliwe
rzesze,
Na ich zabiegi o błyskotki próżne,
Kamieniem na nie rzucić nie
pośpieszę
I pobłażania jeszcze dam
jałmużnę.
I żadne szczęście ziemskie mnie nie
zwabi,
Żebym się po nie miał schylić ku
ziemi...
I żaden zawód sił mych nie osłabi -
Przebytą męką panuję nad niemi.
Niech się więc kończy owa sztuka
ładna,
Co się zowie życiem, w cieniu
cichej nocy,
Bo żadna rozpacz i nadzieja żadna
Nad moim sercem nie ma już dziś
mocy !
Światowych uczuć nicość i obłuda
Już mnie nie porwie swym
chwilowym szałem,
Przestałem wierzyć w te fałszywe
cuda,
Więc i zwątpieniu ulegać przestałem.
Szkoda!
Szkoda kwiatów, które więdną
W ustroni
I nikt nie zna ich barw świeżych
I woni.
Szkoda pereł, które leżą
Tęsknota
Obłoki, co z ziemi wstają
i płyną w słońca blask zloty
ach, one mi się być zdają
skrzydłami mojej tęsknoty
W mórz toni;
Szkoda uczuć, które młodość
Roztrwoni.
Szkoda marzeń, co się w ciemność
te białe skrzydła powiewne
często nad ziemia obwisną
łzy po nich spływają rzewne
czasem i tęczą zabłysną
Rozproszą;
Szkoda ofiar, które nie są
Rozkoszą.
Szkoda pragnień, co nie mogą
gwiazdy, co krążą w
przestrzeniach
po drogach nieskończoności
są one dla mnie w marzeniach
oczami mojej miłości
Wybuchać,
Szkoda piosnek, których nie ma
Kto słuchać;
Szkoda męstwa, gdy nie przyjdzie
patrzą się w ciemne odmęty
te wielkie ruchome słońca...
i ja, miłością przejęty
patrzę i tęsknię bez końca
Do starcia -
I serc szkoda, co nie mają
Oparcia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin