Balzac - Fizjologia małżeństwa.pdf

(1372 KB) Pobierz
665731 UNPDF
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk ,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
665731.001.png 665731.002.png
HONORIUSZ
BALZAC
Fizjologia Małżeństwa
PRZEŁOŻYŁ I WSTĘPEM OPATRZYŁ
TADEUSZ ŻELEŃSKI–BOY
2
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
OD TŁUMACZA
Fizjologia małżeństwa 1 nosi datę 1824–1829; przypomnijmy w paru słowach, kim był Bal-
zac w owej epoce. Jako dwudziestoparoletni chłopiec (ur. w 1799), wbrew woli rodziny, która
nie wierzyła w jego talent, przybywa do Paryża z postanowieniem zdobycia piórem sławy i
majątku. Pasując się z oporem stylu, kleci, dla wprawy i zarobku, szereg romansideł, których
nigdy nie podpisał swoim nazwiskiem; wreszcie, znużony tą zbyt powolną drogą do niezależ-
ności, rzuca się w przedsiębiorstwa, które kończą się bankructwem 2 , po czym znów wraca do
pióra. Tym razem talent jego, zmężniały, pogłębiony pracą nad sobą, doświadczeniem życia,
zwycięża. Pierwszy jego triumf to Szuanie (1829), a tuż po tej powieści Fizjologia małżeń-
stwa, która narobiła ogromnej wrzawy i uczyniła Balzaka patentowanym spowiednikiem ko-
biecego serca.
„Spowiednik” ów z wyglądu przypominał raczej jednego z owych mnichów, których z lu-
bością maluje Rabelais, pisarz w owej epoce wielce bliski sercu Balzaka. Krępy, gruby, hała-
śliwy, rubaszny, z okiem sypiącym iskry geniuszu, kipiący werwą, Balzac posiada jednak
równocześnie zakątki serca, w których wschodzą kwiaty tkliwego i delikatnego uczucia. I w
tej książce, tak bujnej, tak pełnej soku, czegóż bo nie znajdziemy obok siebie! Zawiesiste
jovialitates 3 i głębokie rzuty oka w rodzące się nowe społeczeństwo; zaduma artysty, szelmo-
stwo obserwatora; to znów czasem westchnienie gorącego i czułego kochanka, zamkniętego
przez naturę–macochę w grubej skorupie... I cóż za klawiatura tonów! Mamy tu w skrócie
jakby wszystkie warstwy kultury galijskiej: od Rabelais’go i Moliera, poprzez XVIII wiek
Chamforta i XVIII wiek Russa, aż do naszych czasów, w które wybiega wzrok myśliciela,
wyprzedzając 4 swoją epokę. A wśród tego, od czasu do czasu, niby świst bicza, jakieś krótkie,
urwane, wzgardliwe zdanie, rzucone przez Napoleona podczas prac nad kodeksem w Radzie
Stanu... Bo po tym można by odgadnąć, że książka ta poczęła się w młodości pisarza, iż lek-
tura zajmuje w niej co najmniej tyleż miejsca, co bezpośredniość przeżycia. Mamy wrażenie,
że patrzymy na młodego Balzaka, gdy, jak ów d’Arthez, jak Lucjan w Straconych złudze-
niach, trawi dnie cale w Bibliotece Św. Genowefy, łykając, pochłaniając wszystko, a potem, z
nabrzmiałą głową wędruje przez ulice Paryża, bezwiednie porządkując i ożywiając chaos
książkowych wrażeń genialną intuicją obserwatora.
1 Pełny tytuł oryginału brzmi: „Fizjologia małżeństwa, czyli rozważania filozofii eklektycznej nad szczę-
ściem i nieszczęściem w małżeństwie”.
2 Patrz: Dwaj poeci, „od tłumacza”. (Przypis tłumacza).
3 J o v i a l i t a t e s (łac.) – burleski, farsy.
4 Kiedy się czyta np. „Małżeństwo koleżeńskie” Lindsaya, uderza nas, ile myśli tej książki, która dziś jeszcze
jest książką przyszłości, znajduje się już w „Fizjologii małżeństwa” Balzaka. (Przypis tłumacza).
4
Przede wszystkim tedy Rabelais, ów praojciec, patriarcha literatury francuskiej. Do niego,
do tego – jak pisze – „wspólnego naszego patrona”, nawiązuje Balzac swoje dzieło w pierw-
szym „rozmyślaniu”; jego wprost słowami apostrofuje czytelnika. Było snadź jakieś powino-
wactwo duchowe między tymi dwoma pisarzami, dwoma synami Turenii; a niebawem Balzac
da temu powinowactwu wyraz, kreśląc swoje trzy dziesiątki „trefnych opowiastek” („Contes
drolatiques”) w starej francuszczyźnie i w stylu Rabelais’go.
Otóż wśród pięciu ksiąg dzieła Rabelais’go jedna (III) poświęcona jest w całości niemal
roztrząsaniu arcydrażliwych problemów matrymonialnych. Panurg, zamierzający wstąpić w
związki małżeńskie, uważa za właściwe zasięgnąć rady wszystkich, którym przypisuje jakąś
kompetencję w tym przedmiocie: od znachorów i astrologów aż do lekarza, prawnika, filozo-
fa i kapłana. Biedny człowiek! po każdej konsultacji mina przeciąga mu się coraz bardziej:
„Pozostaje mała wątpliwość do usunięcia. Mała, powiadam, mniej niż nic. Zali żona nie
przyprawi mi rogów? – Z pewnością nie, mój przyjacielu – odparł Hipotades – jeśli taka bę-
dzie wola boska. – O miłosierdzie boże, racz nam być ku pomocy – wykrzyknął Panurg. –
Dokądże wy mnie odsyłacie, dobrzy ludzie? Do trybów warunkowych, do jeżeli, do dialekty-
ki, kędy czyhają same sprzeczności i niemożliwości. Gdyby mułek latał, mułek miałby skrzy-
dła. Gdyby ciocia miała wąsy, byłby wujaszek. Jeśli Bóg pozwoli, nie będę rogalem: będę
rogalem, jeśli Bóg pozwoli. Gdybyż to jeszcze był warunek zależny ode mnie: tedy nie rozpa-
czałbym o tym. Ale wy mnie zdajecie na prywatne rozporządzenia Pana Boga, odsyłacie mnie
do departamentu jego drobnych przyjemności. Ojczulku szanowny, kiż diabli mieszać do tego
imię boskie?
–...Hm – rzekł brat Jan – nie każdemu dano jest nosić rogi. Jeśli będziesz rogalem,
Ergo 5 śliczniutka będzie twoja żona,
Ergo uprzejmą dla cię będzie ona;
ergo będziesz miał wielu przyjaciół; ergo będziesz zbawiony. To jest topika monachalna.
Tylko ci to na lepsze wyjdzie, grzeszniku. Nigdy tak dobrze czuć się nie będziesz jak wtedy.
Nic ci nie ubędzie. Dostatku ci się przymnoży. Jeśli tak ci jest przeznaczone od losów, zali
chciałbyś się im przeciwić? Powiedz, kusiu przywiędły, kusiu sparciały, kusiu zatęchły... [Tu
spiętrza Rabelais 148 przymiotników!]... kuś–kusiu diabelski, Panurgu, mój stary druhu: sko-
ro ci tak jest przeznaczone, czy chciałbyś wstecz cofnąć gwiazdy w ich biegu? wyważyć z
zawiasów wszystkie kręgi niebieskie? łgarstwo zadawać poruszającemu je Intellektowi, stę-
piać wrzeciona Parek, wysadzać je z panewek, szkalować ich szpulki, plątać kądziel, gma-
twać kłębki?
Niechże cię febra ściśnie, kusiuniu! Porwałbyś się na większe dzieło i zuchwalsze, niż nie-
gdyś Olbrzymi. Chodź no, kusieńko. Czy wolałbyś być zazdrosnym bez przyczyny, czy ro-
galem bez świadomości?
– Nie chciałbym – odparł Panurg – być ani tym, ani tym...”
Otóż Balzac podejmuje niejako ideę takiej konsultacji, przeniósłszy ją w nowoczesne wa-
runki życia i obyczajów; przeprowadza ją najbardziej drobiazgowo, przydając jej całe brze-
mię niby „naukowego” aparatu, iżby wynik tej ankiety tym większym ciężarem runął na gło-
wę biednego żonkosia. Ale jest zasadnicza różnica: Rabelais dworuje sobie po prostu z pew-
nej niedoli ludzkiej, która najbardziej, od wieków, pobudzała do drwin i konceptów; poza tym
małżeństwo i jego losy niewiele go obchodzą. Ani on sam, ani jego epoka nie zaprzątała się
tymi rzeczami. Inaczej zgoła Balzac. Przyszły twórca Komedii ludzkiej widzi w małżeństwie,
5 E r g o (łac.) – zatem, a więc.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin