Carey Suzanne - Spadkobiercy.pdf

(663 KB) Pobierz
Carey Suzanne - Spadkobiercy
Suzanne Carey
Spadkobiercy
169493104.002.png
Rozdział 1
Dzień był bardzo piękny. A jednak ani błękit nieba, ani rzadkie o tej porze roku
ciepło nie rozwiały ogarniającego Hattie Lawford niepokoju. Właściwie zawsze się
tak czuła, gdy miała rozpocząć pracę nad nowym projektem. A moŜe nie chodzi o
strach przed nowym zadaniem? – przemknęło jej przez myśl. MoŜe jestem
obieŜyświatem, który szuka domu?
JuŜ z mostu nad rzeką Ashley, który dopiero co minęła, widać było stare domy
Charlestonu. Jasne i lekkie, sprawiały wraŜenie mniejszych, niŜ zachowały się w
jej pamięci z okresu, gdy mieszkał tu jej ojciec. Od tej pory minęło jednak wiele
lat.
Dla kogoś, kto jak ona przybywał z tętniącej Ŝyciem Florydy, gdzie wszystko
ulegało ciągłym zmianom, te domy, których spora część pochodziła z osiemnastego
wieku, stanowiły niewiarygodne zjawisko. Fakt, iŜ wciąŜ tu stały i tworzyły
scenerię Ŝycia codziennego, był dla Hattie cudem trwałości.
Wiele mieszkających tu rodzin szczyci się historią równie dawną jak ich domy,
ostrzegał Charley Daniels, szef Hattie, kiedy rozmawiała z nim w biurze w St.
Petersburgu.
– Dziś w Charlestonie wiele się zmienia – wyjaśniał. – Ale nie wszystkim
starym rodzinom się to podoba. UwaŜają, Ŝe najwaŜniejszą sprawą jest ocalenie
własności i tradycji dla następnych pokoleń. Taka postawa jest typowa dla ludzi
takich jak Summerfieldowie... Ashe nazwał ich „braminami z Głębokiego
Południa”.
Paul Ashe sam był charlestończykiem i członkiem rodziny Summerfieldów.
– To po co właściwie mam tam jechać? – spytała. – Dlaczego myślisz, Ŝe w
ogóle zechcą słuchać moich rad, jak najlepiej przekształcić ich rodzinną plantację
w kompleks wypoczynkowy? Nawet jeŜeli rzeczywiście jest to dla nich najlepsze
rozwiązanie.
– Jedziesz tam, bo takie ci dałem zadanie, moja droga – uśmiechnął się
nieznacznie. – I dlatego, Ŝe spodobało mi się to, co usłyszałem od Ashe’a. Pewnie
masz zresztą rację, ale gdyby udało nam się ubić interes z Summerfieldami... –
przerwał, jego spojrzenie rozjaśniło się. – Shadows to skarb, nawet jeśli będziemy
musieli włoŜyć okrągły milion w remont domu. Otrzymanie tego zlecenia dodałoby
nam chwały.
Hattie wiedziała, Ŝe gdyby udało im się zdobyć prawo przebudowy posiadłości
169493104.003.png
Summerfieldów, standard, jaki osiągnęłoby to miejsce, nie miałby sobie równych.
Stara konstrukcja harmonijnie połączyłaby się z nową i historyczne miejsce
oŜyłoby.
A jednak, zagłębiając się w labirynt wąskich uliczek zabudowanych uroczymi
willami, Hattie nie była pewna, czy chce, aby jej misja się powiodła. Gdyby któryś
z tych domów naleŜał do mnie, myślała, zatrzymałabym go za wszelką cenę...
zwłaszcza gdyby był własnością rodziny od pokoleń. WyobraŜała sobie, jakiej
mocy nabierały podobne odczucia w przypadku plantacji – jak wielkie poczucie
więzi z historią i miłość do ziemi musieli odczuwać ich właściciele.
Parkując obok ogrodów White Point naprzeciwko hotelu, zaczęła rozmyślać o
rodzinie Summerfieldów. Paul Ashe, który parę tygodni wcześniej przyjechał na
Florydę, aby zaproponować Charleyowi pracę nad projektem, był jedynym, jak
dotąd, członkiem rodziny, którego poznała. Razem ze swym kuzynem Jayem,
trzydziestoośmioletnim pośrednikiem w sprzedaŜy nieruchomości i
sześćdziesięciotrzyletnią ciotką Sarą Summerfield Ra wis, był spadkobiercą
właścicielki Shadows. Mariah Ashe, młodsza siostra Paula, równieŜ uczestniczyła
w spadku, ale jedynie Jay miał prawo do mieszkania w posiadłości.
Podobnie jak Hattie, Paul Ashe był architektem. Trzydziestokilkuletni, średniej
budowy, miał lekko siwiejące ciemne włosy, wyraźne rysy i w sumie sprawiał
sympatyczne wraŜenie. Hattie nie mogła jednak nabrać do niego przekonania. Nie
zjednał jej usilnym pragnieniem dysponowania rodzinnym majątkiem jeszcze przed
śmiercią swej babki. Frances Summerfield bowiem wciąŜ Ŝyła, chociaŜ
prawdopodobnie niedługo juŜ miała walczyć z rakiem.
Świadom sytuacji, Charley prosił Hattie, aby działała ostroŜnie, mając wzgląd
na uczucia poszczególnych członków rodziny. Takie uwagi nie były jej potrzebne.
Tym, co najbardziej podobało jej się w firmie prowadzonej przez Charleya, była
stosowana przez niego Ŝelazna zasada: nie rozpoczynał on Ŝadnych prac, dopóki
wszystkie zainteresowane osoby nie czuły się zadowolone z projektu.
Sytuacja Summerfieldów była jednak wyjątkowo skomplikowana. Szalone
przywiązanie, jakim Frances Summerfield darzyła rodzinną siedzibę, nie dawało jej
jednak prawa do zakazania sprzedaŜy majątku po swojej śmierci. Ale zrobiła
wszystko, aby tę sprzedaŜ utrudnić.
Gdyby majątek pozostał w rodzinie, Jay Summerfield, najstarszy spadkobierca,
otrzymałby doŜywotnie prawo rezydenta. Gdyby jednak zdecydowano się na
sprzedaŜ, Jay musiałby się podzielić zyskiem z Sarah Rawls, Mariah i Paulem.
Pani Rawls była wygodnie urządzona, a rodzina oczekiwała, Ŝe poślubi
169493104.004.png
owdowiałego sędziego, który dotrzymywał jej towarzystwa. Nie potrzebowała
pieniędzy i prawdopodobnie podporządkowałaby się woli matki odnośnie
Shadows. Mogła jednak zostać przekonana, Ŝe sprzedaŜ leŜy w interesie plantacji;
Resorts America było w stanie przywrócić jej dawną świetność.
Siostra Paula, Mariah, nie osiągnęła jeszcze pełnoletności i nad jej majątkiem
sprawował nadzór brat. Prawdziwy problem stanowił Jay Summerfield; w
przypadku sprzedaŜy Shadows, on straciłby najwięcej.
Paul nieznacznie wzruszył ramionami, gdy Charley poruszył sprawę pozycji
Jaya.
– Nie mam pojęcia, jak on się zachowa. Nie jesteśmy... w bliskich stosunkach.
Jay to zagorzały konserwatysta, który zezwoli na zmiany tylko wobec braku realnej
alternatywy. Sądzi, Ŝe Bóg stworzył Shadows, a dopiero później resztę świata. Ale
kto wie? Jest prezesem zarządu Komitetu Odnowy Historycznej i nieraz
podejmował dość liberalne decyzje.
Nie w tym przypadku, o ile instynkt mnie nie myli, pomyślała Hattie, dźwigając
bagaŜe do hotelu. Postara się jednak spełnić polecenia Charleya. Po południu
spotka się z Paulem, a rano zwiedzi plantację. Za kilka dni telefonicznie przekaŜe
uwagi Charleyowi. Pragnęła przekonać go jednak, Ŝe gdyby zdecydował się
przyjąć projekt, rozmowy z rodziną powinien podjąć dopiero po śmierci Frances.
Hattie szybko rozpakowała się i stanęła przed lustrem, by poprawić makijaŜ.
Energicznie rozczesała kręcone, rozjaśnione słońcem włosy i spięła je w luźny
węzeł. Opalona słońcem Florydy twarz nie wymagała róŜu, Hattie wytuszowała
wiec tylko rzęsy okalające duŜe, zielone oczy i musnęła szminką wargi o lekko
opadających kącikach.
Daleko mi do piękności, pomyślała. Wyglądam wciąŜ dziecinnie, mimo
dwudziestu dziewięciu lat.
Wiatr rozwiewał włosy Hattie, gdy jechała wzdłuŜ East Battery, opuściwszy
dach swego mustanga. Zgodnie ze wskazówkami Paula skręciła w lewo na stary
rynek, który zdawał ciągnąć się przez kilka przecznic. Towary i sprzedawcy
znajdowali cień pod stiukowymi łukami.
Zdołała znaleźć miejsce naprzeciw Henry’ego, znanej charlestońskiej
restauracji. Paul czekał juŜ w barze. Na jej widok poderwał się z miejsca.
– Mam nadzieję, Ŝe miała pani dobrą podróŜ. Czego się pani napije?
Hattie zdecydowała się na gin z tonikiem. Obserwowała Paula, gdy składał
zamówienie i po raz kolejny ogarnęła ją myśl, Ŝe Paul niemal odpowiada jej
ideałowi męŜczyzny. Bogu dzięki za to „niemal”, pomyślała, patrząc na złotą
169493104.005.png
obrączkę na jego lewej dłoni. Nie zniosłabym myśli, Ŝe męŜczyzna moich marzeń
jest juŜ Ŝonaty.
Nietrudno było zauwaŜyć, Ŝe on teŜ uwaŜał ją za atrakcyjną dziewczynę.
Spojrzał na nią ciepło, zapalając papierosa i Hattie zaczęła się zastanawiać, czy
Paul zamierza ją poderwać.
– Jak się czuje pana babcia? – spytała. – Rozmawiał pan juŜ z rodziną o
projekcie?
– Najpierw drugie pytanie – uśmiechnął się. – Przygotowałem grunt w
rozmowie z ciocią Sulky, jak ją nazywamy, ale nie poruszyłem jeszcze sprawy
naszego projektu. Nie chcę o niczym mówić Jayowi, dopóki nie obejrzy pani
plantacji. Co do babci, koniec moŜe nastąpić w kaŜdej chwili. Niech pani nie myśli,
Ŝe jestem gruboskórny, ale to będzie dla niej najlepsze.
Nawet jeśli jest zgryźliwą, starą kobietą, troszczę się przecieŜ o jej dobro.
Czy moja dezaprobata była aŜ tak widoczna?
– pomyślała Hattie .
– Nie mam co do tego wątpliwości – odpowiedziała.
– I zgadzam się, Ŝe na razie lepiej jest trzymać nasz projekt w tajemnicy. DuŜo
myślałam o pańskim kuzynie. Z tego, co mówił pan w St. Petersburgu, wnioskuję,
Ŝe moŜe on przeszkodzić w realizacji naszych planów. Czy mogłabym coś więcej o
nim usłyszeć?
– Proszę bardzo. – Paul wzruszył ramionami. – Co chciałaby pani wiedzieć?
– Stan cywilny – odparła bez wahania. – Czy ma dzieci, które będą po nim
dziedziczyć. Osobowość... czego moŜna się spodziewać w kontaktach z nim.
– Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to Jay jest kawalerem. Typ samotnika. O ile
wiem, jedyną kobietą, której zaproponował małŜeństwo, była moja Ŝona.
Hattie spojrzała na niego ze zdumieniem. Nie umknęła jej uwagi duma Paula
związana z faktem, iŜ zdobył kobietę, o której względy zabiegał takŜe jego kuzyn.
Paul obserwował ją, jakby był ciekaw reakcji, jaką wywołała ostatnia
wiadomość. MoŜe spodziewał się, Ŝe Hattie zechce drąŜyć temat stosunków
rodzinnych. To jednak nie nastąpiło.
– Nie odpowiedział pan na moje kolejne pytanie – przypomniała. – Jaki jest
pański kuzyn? Spokojny? Rozsądny? Czy on w ogóle będzie chciał nas wysłuchać?
– Na wszystkie te pytania mogę odpowiedzieć: tak. Gdybym nie widział
moŜliwości przekonania go o celowości naszych planów, nie zaczynałbym całej
sprawy. Jeśli chodzi o Jaya, najwaŜniejszą rzeczą, jaką trzeba sobie uświadomić, to
fakt, Ŝe jest on arystokratą... poczynając od jaguara, a kończąc na kucykach do gry
169493104.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin