Pedersen, Bente Raija ze śnieżnej krainy 16. Niszczący płomień.pdf

(716 KB) Pobierz
Pedersen Bente - Raija ze śnieżnej krainy 16 - Niszczący płomień.rtf
BENTE PEDERSEN
NISZCZĄCY PŁOMIEŃ
1
Siedemnaście lat. Kiedy ma się siedemnaście lat i pogodne usposobienie, słoneczne
miesiące otwierają nieskończenie wiele możliwości. Ten, komu wyobraźnia z łatwością
wskazuje drogi do krainy marzeń, na całe życie zachowa w pamięci młodzieńcze czerwcowe i
lipcowe uniesienia.
Ida miała siedemnaście lat. Krucha, żywa jak srebro, z wiecznym wyrazem zadumy na
twarzy, który jednych przyciągał, innych odpychał.
Rude włosy zazwyczaj splatała w warkocze. Czyniła tak dlatego, że grube i sięgające
pasa sploty łatwiej było w ten sposób utrzymać w ładzie.
Poza tym warkocze ujmowały jej lat. Niewiele dziewcząt w jej wieku chciało
wyglądać młodziej i mniej kobieco.
Ida chciała.
Zielonobrązowymi oczyma spoglądała na świat i ludzi i w chłonnej pamięci
zapisywała wszystko, co ujrzała.
Niewiele czasu upłynęło od chwil, kiedy wydeptano ścieżki na cypel. Potem zarosły
na parę lat.
I znów pojawiły się na nich ślady chłopięcych stóp. Tłumnie wyruszali z wioski do
domu Kwena Reijo, by pukać w okiennice izby jego pięknej córki. Ida była im zresztą
całkiem rada. Przynajmniej odrobinę.
Nie lubiła tylko, kiedy bili się o nią. Kiedy z jej powodu kłócili się między sobą.
Ida darzyła wszystkich jednakową sympatią. Przy żadnym z zalotników nie zabiło jej
żywiej serce. Za każdym razem, splatając palce z palcami kolejnego chłopaka, czekała na
znak. Flirtowanie sprawiało jej przyjemność, władza, którą miała nad nimi, sprawiała jej
zadowolenie. Popełniali dla niej rozmaite głupstwa, a ona zawsze ich żałowała.
I za każdym razem doznawała równie silnego rozczarowania.
Elise napomknęła kiedyś o wielkim uczuciu. Ilekroć spoglądała na wujka Mattiego,
czerwieniła się po same uszy. Wystarczało, by zasiedli oboje po dwóch stronach stołu, a
powietrze w izbie przenikała przedziwna atmosfera.
Ida nie przeżyła nic podobnego podczas nocnych wizyt chłopców z osady.
Błagali, by wpuściła ich do środka. Obrzucali ją wyzwiskami tylko dlatego, że
żadnemu nie otworzyła drzwi.
Ale nie przestawali przychodzić, wierząc niezachwianie, że w końcu ulegnie. Podda
się czarowi jednego z nich. A Reijo o przenikliwych zielonych oczach niczego się nie dowie.
Ida zamykała okiennice. Raz nawet przytrzasnęła palce rozochoconemu
młodzieńcowi, który wspiął się aż na parapet.
Zapamiętali to zdarzenie i stali się ostrożniejsi.
Ale wciąż krążyli wokół niej. Rozmawiali o niej, czasami aż nadto rubasznie,
używając języka śmielszego niż w marzeniach. Podrzucali sobie nawzajem słowa, ubodzy we
własne doświadczenia na tym polu. Lecz nie przestawali darzyć jej szacunkiem.
Wszystkich traktowała jednako. Jeśli kogoś wyróżniła większym zainteresowaniem, to
i tak nie pozwalała mu na więcej niż pozostałym. Ukradkowy pocałunek, to wszystko.
Nikomu nie pozwoliła się dotknąć.
Pozostawała tajemnicza. Pociągająca, baśniowa nieomal postać, do której biegły ich
marzenia.
Zdawali sobie sprawę, że ten, kto ją zdobędzie, ten, któremu uchyli okiennicy, musi
mieć w sobie coś szczególnego.
Zwykli chłopcy nie mieli przystępu do takich księżniczek jak Ida.
Ale każdy z nich wierzył święcie, że zostanie wybrankiem. Że w końcu dziewczyna
dostrzeże ukrytą w nim wyjątkowość.
Ida nie czyniła nic, by się wyróżnić, ale przejrzeli ją na wylot. Dobrze wiedzieli, co
ukrywa. To, że nie podkreślała swej niezwykłej urody, zwiększało ich szacunek.
Nie wynosiła się nad innych. Była sobą.
Reijo widział, jak jego córka rozkwita, a świat staje przed nią otworem. Pamiętał
własną młodość, miał wtedy mniej lat niż Ida i gotów był zrobić wszystko dla dziewczyny tak
do niej podobnej.
Wewnętrzny głos domagał się, by chronił córkę, zamknął ją przed ludźmi, trzymał z
dala od tych rozpalonych chłopców, którzy pragnęli pozbawić ją niewinności. Czuł to samo,
co czuło tysiące ojców przed nim. I tylko wspomnienie tamtych letnich dni, kiedy marzył o
Raiji, kazało mu poskromić zbytnią surowość.
Nie pomógłby Idzie, odmawiając jej zabaw, ekscytacji, zalotów, ukradkowych
pieszczot, bólu i radości...
To było jej życie i sama musiała dokonywać wyborów. Nie powinien wtrącać się w
nie zbyt natarczywie i w ten sposób odpychać jej od siebie. Jedynego dziecka, które mu
pozostało.
Tego kruchego, choć pełnego życia kwiatu o twarzy Raiji, takim samym uśmiechu i
sposobie bycia, z identyczną zmarszczką zdziwienia między wygiętymi w łuk brwiami i
równie silnym zamiłowaniem do fantazjowania - i z jego nosem, zamyślonym spojrzeniem i
spokojem ducha...
Tej niezwykłej mieszanki siebie samego i Raiji. Nie mógł nacieszyć nią oczu.
Dziecko, o którym nawet nie śnił. Los obdarzył go nim wtedy, gdy najmniej na to
zasługiwał.
Dziecko dziewczęcia, które kochał letnią porą, równie gorącą i czarowną jak ta teraz.
Ida roztaczała wokół siebie ten sam urok co jej matka. Tę samą radosną magię.
I przerastała Raiję na wiele sposobów. Miała coś, czego tamtej brakowało.
Korzenie.
Zaufanie do świata.
Poczucie przynależności i własnej wartości.
Przyjaciół.
Umiejętnością nawiązywania kontaktów bila matkę na głowę.
Miała to, czego Raija szukała całe życie. Przyjaciółki.
Dziewczęta nie spędzały wiele czasu na beztroskich pogawędkach.
Praca wypełniała nieomal całe ich życie. Ci, którym bieda zaglądała w oczy, nie
narzekali na brak zajęcia.
A w Roku Pańskim tysiąc siedemset czterdziestym siódmym mało kto cieszył się
dostatkiem.
Zimą i wiosną osadę zamieszkiwały głównie kobiety. Większość zdolnych do pracy
mężczyzn ruszała na Lofoty lub do Finnmarku. Połowy w fiordzie nie starczały na chleb
codzienny, spłatę długów i dziesięciny.
Musieli ruszać w świat.
Tylko w ten sposób mogli zatrzymać biedę na progach domostw, rzadko jednak
zasiadali do suto zastawionego stołu. Gospodarzyli oszczędnie i ostrożnie. Nigdy nie można
było przewidzieć, czy morze nie poskąpi swych skarbów, a do kaprysów północnej ziemi
każdy już zdążył się przyzwyczaić. I nikt nie miał pewności, że odpłaci choć w części za trud
włożony w uprawę.
Lud był pracowity.
Niedziele jednak dziewczęta miały tylko dla siebie.
Zbierały się, by się nacieszyć młodością.
Siadały pod ścianą domku na cyplu, wystawiając twarze do popołudniowego słońca.
Reijo usuwał się na bok, kiedy nadciągała szczebiocząca gromadka panien w
odświętnych długich, czarnych sukniach. Spuszczał łódź i wypływał na fiord. Też miał na
sobie niedzielny strój. Nie zabierał rybackiego ekwipunku, wiosłował tylko po to, by napełnić
się spokojem, znaleźć się w miejscu, gdzie nic nie mogło zakłócić toku jego myśli. Gdzie był
sam na sam Z niebem i słoną wodą, z dala od lądu.
Gdzie znajdował ukojenie.
Dziewczęta nie miały nic przeciw temu. Nigdzie indziej nie dawano im tyle swobody.
Wszędzie byli rodzice, nastawiający uszu, zaniepokojeni, często niepotrzebnie
wtrącający się w sprawy, które dziewczęta uznawały za ważne. Rodzice, którzy wciąż
uważali je za małe dzieci.
Zazdrościły Idzie ojca. Różnił się wszystkim od ich własnych, nawet wyglądem.
- Jest przystojny - zachichotała Henriettę, przygryzając warkocz ciemnych włosów.
Ida spojrzała zdumiona na przyjaciółkę, zupełnie jakby ta twierdziła, że na księżycu
żyją ludzie.
Reszta dziewcząt wybuchnęła śmiechem, w którym pobrzmiewała jednak nutka
akceptacji dla słów Henriettę. Henriettę mówiła zwykle, co jej ślina na język przyniesie, ale
tym razem trafiła w samo sedno.
- Tata? - zdziwiła się Ida. - Tata przystojny? Skierowała wzrok na fiord. Łódka
odcinała się maleńkim brązowym półksiężycem na lazurowej toni.
Może i był przystojny, Ida nie potrafiła się zdecydować. Córki nie myślą w ten sposób
o własnych rodzicach.
- Nie wygląda jak inni ojcowie - dodała zamyślona Sofia. Miała niebieskie oczy, w
których nieomal łatwiej było utonąć niż w oczach Idy. - Ale twój brat jest ładniejszy - dodała
rozmarzona. - Macie jakieś wieści od niego?
Ida pokręciła głową. Knut nie odzywał się od dawna. Siostra myślała o nim
codziennie, nieustannie modliła się o jego powrót.
To nic, że stracił ukochaną, nie musiał też przywozić złota. Niech tylko wróci!
Ida nie podzieliła się tymi myślami z przyjaciółkami. Nie wiedziały ani o złocie, ani o
ukochanej Knuta. Ida lubiła się zwierzać, ale nigdy nie mówiła wszystkiego.
Taką miała naturę.
Indianne milczała. Kiedyś była dziewczyną Knuta.
Wtedy nie widziała w tym nic szczególnego, ale długa nieobecność chłopaka
dodawała dawnemu związkowi nimbu tajemniczości. Teraz Knut stał się ukochanym z
marzeń, a przez to innym i niezwykłym.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin