IGOR CYPRJAK PIORUN jesie� 1947 roku, gdzie� w Rosji �o�nierz Iwan Iwanowicz Pietuszkin �ciska� kolanami karabin i niecierpliwi� si�. Od zachodu nadci�ga�a burza, soczysta burza - z piorunami. Nie u�miecha�o si� Pietuszkinowi t�uc w deszczu na drugi koniec miasta. Mo�e kto podwiezie, mo�e nie - wr�ci do domu p�no, a Sonia skorzysta, pobiegnie zaraz do Ka�uszyna z parteru, �eby jej dogodzi� na chybcika. Psi syn, Ka�uszyn! I Sonia - suka! Gdyby Pietuszkin mia� dowody, �e mu przyprawiaj� rogi, zabi�by oboje na miejscu. A mo�e lepiej nie mie� dowod�w? Wstyd by by�, straszny wstyd - przed towarzyszami, przed s�siadami, przed ca�ym �wiatem. A teraz nie wstyd? Pietuszkinowi zdawa�o si�, �e w ka�dym spojrzeniu widzi to �r�ce dusz� wsp�czucie, �e s�yszy, jak ludzie szepcz� mi�dzy sob�: "Ech, ten Pietuszkin! Taki czujny komunista, a �ony upilnowa� nie umie..." Iwan Iwanowicz zas�pi� si� pod ponurym niebem i westchn�� ci�ko - sercowo. Niechby ju� sprowadzili na d� skaza�ca, niechby ju� by�o po wszystkim - szast, prast i do domu. Ale kazali czeka�, trzeba czeka� - rozkaz jest rozkaz. Swoj� drog� musi by� kto znaczny - inaczej kapitan Wo�kow sam by go sprawi� w piwnicy. Pewnie szpieg wysokiej klasy albo zdrajca, co wdrapa� si� do Komitetu, �eby sprzeda� Mateczk�-Parti�. Zreszt� wszystko jedno - przyjdzie czas, szast i prast... Byle jak najszybciej. * Kapitan Wo�kow sta� przy oknie i patrzy� w d� - na plac, na palik przed podziobanym pociskami murem, na �o�nierzy z plutonu specjalnego imienia Fiedki Powrozowa. Burza b�dzie, pomy�la� i odwr�ci� si� do m�czyzny, kt�rego twarz odbija�a si� w ciemnej szybie. - Podpisz - powiedzia�. M�czyzna milcza� - wyprostowany na chudym krze�le, zapatrzony gdzie� w bok, nieruchomy, jakby nie s�ysza� i nie widzia� Wo�kowa. Marnie wygl�da�, a jednak po pa�sku - nie naruszy�y go dni i noce w zawilgoconej, zaszczurzonej celi. Ani straszenie, ani bicie. Nic - nawet pr�d. - Jak cz�owieka ci� prosz�, podpisz. Ani ci on swat, ani brat. Masz sentyment, bo�cie razem pracowali u Canarisa? Ja to rozumiem, ale o ciebie mi chodzi. Podpisz, �ycie ocalisz. - Do�ywocie na Ko�ymie nazywasz ocaleniem? Wo�kow a� drgn�� - ale� dumny, ale� si�y jest jeszcze w tym g�osie, pomy�la� z podziwem. - Lepsze to ni� kulka w �eb, co? Tam pluton ju� czeka na ciebie. Daj� ci ostatni� szans�. Jemu i tak nic ju� nie pomo�e, sam Stalin chce go wyko�czy�. Znajdziemy dziesi�ciu innych, co go oskar��. Mo�e nie b�d� tak wiarygodni jak ty, ale to nie pierwszy raz... No, podpisz. M�g�bym ci� przecie� tu, natychmiast... ale rozmawiam z tob�. Przecie� ty jeste� zdrajca. - Swoich nie zdradzi�em. - Swoich! Dure�. Ech, wy, Polacy. - Wo�kow si�gn�� po papierosa, zapali� i zaci�gn�� si� mocno. Nagle pochyli� si� i zacz�� szepta�: - �ona i dziecko ju� w Anglii? Wiem o nich, wiem. M�g�bym za nimi pos�a� psy go�cze, m�g�bym ich znale��. - Nigdy! - Dobrze ich ukry�e�, co? - szepta� Wo�kow. - Nie b�j si�, ja zapomn�. Uratowa�e� mi kiedy� �ycie, to teraz jeste�my kwita. Potem odsun�� si� i popatrzy� na siedz�cego z g�ry - wyci�gn�� ku niemu paczk� papieros�w. Masz, zapal sobie - powiedzia� na g�os. - To ostatni... * Pietuszkin nie m�g� przesta� my�le� - nie o Soni i jej Ka�uszynie, ale o m�czy�nie , kt�rego dopiero co poch�on�a ziemia. Kiedy kapitan z lejtnantem wyprowadzili skaza�ca z budynku na plac, Pietuszkin od razu go pozna�. Ale gdzie go widzia� wcze�niej?... Spokojna twarz, krok pewny - oficerski. Pod innym nogi by si� ugina�y, a ten szed� sam - odepchn�� rami� lejtnanta, kt�ry chcia� mu pom�c. Pietuszkinowi nie dawa�o spokoju, �e gdzie� ju� spotka� tego cz�owieka. Nie mia� on wtedy na sobie cywilnych szmat, ot co, ale mundur. Pietuszkin przedar� si� przez zamienion� w strumie� ulic�, prawie ton�c w strugach wody. Niebo przeci�a jasna b�yskawica i wtedy przypomnia� sobie. Stan�� i duchem cofn�� si� w czasie, zapominaj�c o deszczu i ch�odzie. Wtedy te� by�a burza i la�o podobnie - ca�y front zatrzyma� si� na Odrze. Pietuszkin z towarzyszem z okopu dostali rozkaz: os�ania� oficera, kt�ry szed� na spotkanie z agentem po niemieckiej stronie. Ze dwie godziny przedzierali si� przez bagna, omijaj�c pozycje wroga - a� stan�li na le�nej polanie z drewnian� chat� w cieniu drzew. Oficer - bydl� - kaza� im czeka� na deszczu, a sam wszed� do �rodka. I w�a�nie wtedy, gdy otwiera� krzywe drzwi, niebo poja�nia�o od piorun�w, a Pietuszkin zobaczy� m�czyzn� w mundurze hitlerowca - z nerw�w ma�o brakowa�o, �eby wygarn�� do niego z pepeszy. To by� ten sam m�czyzna, kt�rego przed chwil� poch�on�a ziemia. Ale oficer roze�mia� si� tylko i przywita� z Niemcem jak z bratem. Jak te� on do niego m�wi�? Dziwnie tak, bo nie po imieniu - pewnie kryptonimem szpiegowskim, my�la� gor�czkowo Pietuszkin, jakby od przypomnienia sobie tego kryptonimu wszystko zale�a�o. I nagle przypomnia� sobie i ucieszy� si�, cho� sam nie wiedzia�, czemu. Oficer nazwa� tamtego "J-23". zima 1977 roku, Berlin To by�a wielka kl�ska Stasi - jedna z najwi�kszych. Moskwa wisia�a na telefonie, rozkazuj�c w�ciek�ymi g�osami wierchuszki KGB, by jeszcze wi�cej agent�w wysy�a� na drug� stron� Muru. Ale nikt ju� nie liczy�, �e uciekinier si� znajdzie. Po k�tach szeptano, �e polec� g�owy - kto� s�ysza�, �e Bre�niew nabawi� si� niestrawno�ci ze zgryzoty, a Honecker spakowa� ju� ciep�� odzie�. Ca�y ten ruch i rejwach wywo�a� profesor Hans Schmidt, fizyk, a �ci�lej - jego znikni�cie z pilnie strze�onego o�rodka bada� nad nap�dem rakietowym. Gdy Stasi zorientowa�a si�, �e Schmidta nie ma, profesor lecia� w asy�cie Brytyjczyk�w z MI6 do Londynu. Ale ludzie z MI6 nie �wi�towali - nie la� si� Guiness ni szampan, nikt nie �piewa� w pijackim kanonie spro�nych piosenek z Eton. W brytyjskim wywiadzie nasta� czas �a�oby - bowiem Thunderbolt, agent, kt�remu zawdzi�czano sukces, wci�� nie odzyskiwa� przytomno�ci. Ranny w p�uco i g�ow�, gdy przeprowadza� profesora przez Mur, tkwi� teraz zawieszony mi�dzy �yciem i �mierci� w szpitalu wojskowym w Berlinie Zachodnim. Czeka� otoczony troskliw� opiek� bezradnych lekarzy. Wreszcie zwierzchnicy zadecydowali, �e umar�. I umar� - dla reszty �wiata. Ale kilku wtajemniczonych przygotowywa�o przewiezienie jego ci�gle �ywych zw�ok do Szkocji - do miejsca zwanego Inverness, gdzie pewien doktor konstruowa� dla Thunderbolta ch�odn� i cich� trumn�, w kt�rej postanowiono pogrzeba� go �ywcem. 20 lat p�niej, Szkocja Limuzyna sun�a mi�kko drog� w�r�d wzg�rz upstrzonych liliowymi plamami wrzosu. W oddali wida� by�o zamek - szarobury, przysadzisty, jakby wyciosany z jednego kamiennego bloku. Inverness, powtarza� w duchu pasa�er auta, siwiej�cy d�entelmen w skrojonym na miar� garniturze. Dlaczego w�a�nie tak ochrzcili�my t� ponur� twierdz�? Czy dlatego, �e tu rodz� si� demony? - Za chwil� b�dziemy na miejscu, sir - rzuci� kierowca nie odrywaj�c spojrzenia od drogi. Stary, poczciwy Jones - wielu m�g�by zmyli� pospolitym wygl�dem dobrodusznego szoferaka. Ale Jones pod mundurem kry� nie tylko szybkostrzelny pistolet, lecz i mi�nie komandosa, wyszkolone do zadawania �miertelnych uderze�. Biada ka�demu , kto powa�y�by si� zagrozi� �yciu jego pracodawcy. Sir Frederic Forsyth - komandor Royal Navy, oficjalnie w stanie spoczynku - czu� si� z Jonesem bezpiecznie - jak z wiernym bulterierem przy nodze. Na mil� przed zamkiem samoch�d znalaz� si� w "polu ra�enia" - tak nazywali t� przestrze� technicy ukryci za murami. Czujniki i kamery obserwowa�y i prze�wietla�y limuzyn�, a grupa uderzeniowa czeka�a czujnie na sygna� do ataku. Wystarczy� najdrobniejszy szczeg�, wzbudzaj�cy niepok�j obs�ugi, by w ci�gu kilkunastu sekund okuta brama wyplu�a na drog� opancerzony w�z bojowy. Inverness umia�o strzec swoich tajemnic. Przy wje�dzie na dziedziniec odby�a si� ostatnia kontrola - dw�ch agent�w, udaj�cych s�u�b� w�a�ciciela zamku, zlustrowa�o siatk�wki go�ci, przystawiaj�c im kolejno do oka b�yskaj�cy na czerwono skaner. Chwil� p�niej brama zamkn�a si� za limuzyn�. * - Alistair, byku, �wietnie wygl�dasz! - wo�a� z u�miechem sir Frederic ju� od progu sali rycerskiej. - Ty te� si� trzymasz, stary koniu! - odpowiedzia� MacLean, nios�c przyjacielowi szklank� whisky. Firma wiele lat temu wyznaczy�a MacLeana dozorc� Inverness - wszystko wok� zmienia�o si� szybciej ni� tytu�y brukowc�w, a Alistair wci�� trwa� na posterunku jako pan i w�adca naziemnej cz�ci zamku. Podziemiem w�ada� kr�l demon�w - doktor Moreau. - Nie boisz si�? - zapyta� cicho sir Frederic, staj�c obok przyjaciela. - Ja troch�. To by� wspania�y facet, cho� czasem nieobliczalny. A kim b�dzie teraz? - Je�li w og�le b�dzie. Doktorek nie daje gwarancji. - Mo�e tak by�oby lepiej? - Dla kogo? - I dla nas, i dla Thunderbolta. MacLean wzruszy� ramionami jak cz�owiek, kt�ry od lat bezskutecznie pr�buje zrzuci� z grzbietu ci�ar. - Chcieli�my by� Bogiem. Tylko �e by� Bogiem oznacza nie tylko m�c, ale i wiedzie�, jakie b�d� konsekwencje takich mo�liwo�ci. �eby wyj�� z tego z twarz�, musimy poci�gn�� rzecz do ko�ca... Dopili whisky - MacLean podszed� do kryszta�owego lustra, szepn�� has�o i l�ni�ca powierzchnia cofn�a si�, ods�aniaj�c kabin� windy. Nim wsiedli, sir Frederic zapyta�: - A jak si� sprawuje nasz "kuzyn"? - Major Robert M�w-mi-Bob Ludlum? Pe�en entuzjazm, cho� z miejsca za��da� rachunk�w. W ko�cu to pieni�dze Wuja Sama. - Stary John si� w�cieka, �e zmieniaj� nam "kuzyna" co dwa lata. Przy takiej rotacji �atwo o przeciek. - Ale John to nie Ian, nie postawi si�. - Dlatego tylko si� w�cieka. Jechali szybem w d� - i by�o w tym co� z zej�cia do piekie�, tyle �e cicho, prawie bezszelestnie, bez j�k�w pot�pie�c�w w tle i porykiwa� diab��w. Mo�e przez to demony czaj�ce si� w podziemiach zdawa�y si� bardziej straszne. Doktor Moreau od ponad dwudziestu lat produkowa� tu...
ZuzkaPOGRZEBACZ