GY�RGY SANDOR GAL W blasku s�awy POWIE�� O LISZCIE GRYF NA CHOR�GWI l O marca 1813 roku, kiedy d�wi�k dzwon�w obwiesz- czaj�cych po�udnie pop�yn�� nad maj�tkiem Esterha- zych, na wie�� starego zamku Frakn� wci�gni�to her- bow� chor�giew rodu: na niebieskim polu gryf w z�o- tej koronie trzymaj�cy w szponach jednej nogi miecz, drugiej za� � trzy czerwone r�e. Dzwony bi�y: ko�ci� Benedyktyn�w w Sopron od- powiada� kaplicy si�str Urszulanek, ko�ci� w Kismar- toni poj�kiwa� b�agalnym g�osem, a na plebani! w L�k prawdopodobnie zepsu� si� zegar, bo tamtejszy stary dzwon z op�nieniem do��czy� si� do po�udniowej mod- litwy. Nad r�wninami, lasami, polami i �a�cuchem g�r grzmia� pot�ny psalm; niczym wielka rzeka zbieraj�- ca wod� ma�ych dop�yw�w, tak r�s� d�wi�k dzwon�w, gdy do��cza�y do niego ko�cio�y w Kabold, Feherygy- haza, Nagymarton, Volgyfalu, Galos i Oroszvar. Ale mieszka�cy wiosek patrzyli przede wszystkim na szarpan� marcowym wiatrem chor�giew i na stra�e przechadzaj�ce si� po zamkowym dziedzi�cu. Chor�- giew na wie�y i pojawienie si� stra�y mog�o oznacza� tylko jedno: powr�t ksi�cia. Poddani Esterhazych za- stanawiali si�, co sprowadzi�o ksi�cia do domu? Na pewno nie polowanie, bo na ziemi le�y jeszcze war- stwa topniej�cego �niegu, tak gruba, �e ko� zapada � W�gierska nazwa Eisenstadt. si� po pier�. Zapewne tak�e nie zwyczajowe zabawy zimowe � kulig czy �lizgawka na Ferto, bo na jezio- rze l�d jest ju� tak cieniutki jak bielmo na oczach nie- widomego. By� mo�e ksi��� schroni� si� przed niebez- piecze�stwami wojny? Jednak�e oficjali�ci dobrze zo- rientowani w skomplikowanych wydarzeniach politycz- nych twierdzili, i� ksi��� Miko�aj wcale nie musia� ucieka� przed Francuzami, ju� dawno bowiem rozesz�a si� wie��, �e Napoleon z dwudziestoma �o�nierzami ledwie uszed� spod Moskwy, zgubiwszy po drodze na- wet koron�, i teraz w�druje od miasta do miasta, lecz nikt nie chce udzieli� mu go�ciny. Echa wielkich wydarze� rozchodzi�y si� jak pod- wodne pr�dy morskie. G�rny pr�d przyni�s� oficjali- stom wie�� o kl�sce pod Austerlitz, o zwyci�stwie pod Aspern, o masakrze pod Borodino. Lecz g��binowe pr�- dy nios�y nieuczonemu ludowi zupe�nie inne wie�ci. Lud nie interesowa� si� sztandarowymi zwyci�stwami i przyodzian� w godn� czer� dworsk� �a�ob�. W czwo- rakach niewiele wiedziano o czynach arcyksi�cia Ka- rola czy Murata; zapami�tano jedynie, �e Francuzi nie zawahali si� powiesi� stolarza Tella, kt�ry broni�c swe- go dobytku, go�ymi r�kami z�ama� oficersk� szabl� pewnego francuskiego kirasjera. W ksi���cych maj�tkach, w tartaku w Marc, w fab- ryce sukna w Pottendorf czy w�r�d doborja�skich pa- sterzy rozprawiano nie o polach walk, lecz raczej o panice spowodowanej spadkiem bankocetli� i o tym, �e warto�� pieni�dzy cesarskich spad�a pi�ciokrotnie. Teraz wszyscy wpatrywali si� w powiewaj�c� chor�- giew: powr�t ksi�cia zapewne nie wr�y� nic dobrego. �Jego Ksi���ca Mo�� kaza� prosi� o natychmiastowe przybycie do sali rycerskiej zamku Frakn�" � konni pos�a�cy ju� par� godzin wcze�niej powie�li ten rozkaz ' Bankocetel (z niern. Bankzettel) � banknot, pieni�dz. do wszystkich zarz�dc�w, administrator�w, �upan�w i rachmistrz�w. Teraz ksi��� czeka�. W d�ugiej o�mio- okiennej sali rycerskiej wraz z ksi�ciem czekali: Kar- ner � dyrektor kancelarii wiede�skiej i ksi���cy za- usznik, oraz Szentga�y, zarz�dca maj�tku z Kismarton. Kamer siedzia� w g��bokim fotelu. Drzema�, lecz zmar- szczki na jego czole �wiadczy�y o trapi�cych go nawet we �nie k�opotach. Zarz�dca Szentga�y, drobny cz�owieczek o dobro- dusznej twarzy i dziecinnym, marzycielskim spojrzeniu niebieskich oczu, pochyli� twarz nad dokumentami � przegl�da� je albo te� tylko udawa�, �e je przegl�da, nie chc�c przeszkadza� ksi�ciu, kt�ry spacerowa� tam i z powrotem po ogromnej sali, zatrzymuj�c si� nie- kiedy przed kt�rym� z portret�w swych przodk�w. Czas mija�. � Cz�owieku, zbud��e si� wreszcie � ksi��� bezli- to�nie przerwa� drzemk� Kamerowi. Kamer otworzy� zm�czone oczy, przez chwil� patrzy� na ksi�cia nie- przytomnym wzrokiem, po czym zerwa� si� na r�wne nogi: � Na rozkaz! Ksi��� Miko�aj zaj�� miejsce u szczytu sto�u. Jego twarz by�a niby pi�kny, lecz zle�a�y nieco owoc: usta o szlachetnej niegdy� linii z wiekiem nabra�y wyrazu jakiego� niesmaku, a sk�ra wok� wielkich, lekko wil- gotnych oczu pociemnia�a i pokry�a si� siatk� zmarsz- czek. Ksi��� m�wi� pr�dko i niewyra�nie. � Wkr�tce wszyscy si� tu zbior�... Chcia�bym wi�c teraz wyja�ni� par� spraw; pan Szentga�y nie ma o nich poj�cia... Wynika to zreszt� z jego meldunk�w. Obie- cuje z�ote g�ry za rok albo jeszcze p�niej... Ale nigdy teraz, natychmiast. Niech pan wyja�ni, Kamer, jak stoimy... Kamer, wci�� jeszcze na pograniczu snu i jawy, z trudem formu�owa� my�li: � Dwa lata temu skarbiec nasz dozna� wielkich strat. W my�l rozporz�dzenia rz�du Jego Cesarskiej Mo�ci warto�� b�d�cych w obiegu banknot�w zdewa- luowa�a si� do jednej pi�tej. �r�d�a dochod�w zacz�y wysycha�, cho� do tej pory transakcje przebiega�y g�adko. Zwr�cili�my si� do banku Aguado w Pary�u, ale odm�wiono nam po�yczki. Udzielono nam jedynie rady, i� nale�y zabiega�, aby wielkie banki wsp�lnie podj�y si� pokrycia transakcji finansowych dominium Esterhazych. Wst�pne rozmowy pozwoli�y mie� nadzie- j� na pomy�lne za�atwienie sprawy. Przygotowane ju� nawet zosta�y odpowiednie dokumenty. W ostatniej chwili jednak wszystko si� zawali�o. Nieoczekiwanie zmar� pan Amschel Mayer Rothschild, pozostali za� cz�onkowie konsorcjum odst�pili od umowy. Spod bramy wyjazdowej rozleg� si� g�o�ny turkot karoc, bryczek i kolas przeje�d�aj�cych kolejno po deskach zwodzonego mostu. Niebawem sala rycerska pocz�a si� zape�nia�. Za- rz�dcy maj�tk�w Esterh�zych wchodzili do sali g�o�no rozprawiaj�c i dyskutuj�c, lecz na widok ksi�cia s�owa zamiera�y im na ustach. Ksi��� rozpocz�� narad�. � Zaprosi�em pan�w tutaj, poniewa� sprawa jest powa�na. Stan�li�my przed konieczno�ci� podj�cia trud- nych decyzji... Chwalebna wojna Jego Cesarskiej Mo�ci na�o�y�a na nas wielkie ci�ary. Stracili�my wiele krwi (ksi��� przymkn�� oczy, jakby my�la� o poddanych ro- du Esterhazych, kt�rzy z�o�yli �ycie w s�u�bie ojczyz- ny), tak, wiele krwi i bardzo wiele pieni�dzy. Dlatego te� obecnie zmuszony jestem zaleci� panom najwy�sz� surowo��, gdy� tylko w ten spos�b b�dzie mo�na uzu- pe�ni� nasze wielkie straty. Chcia�bym, aby zarz�dca Szentga�y wypowiedzia� si� w tej sprawie. Zapanowa�a przyt�aczaj�ca cisza. Oczy obecnych spo- cz�y na drobnej postaci zarz�dcy. � Zawsze czyni�em i dalej b�d� czyni� wszystko, aby zas�u�y� na zaufanie Waszej Ksi���cej Mo�ci... � za- cz�� Szentga�y, jednak�e przerwa� mu nadle�niczy Kraitschek, kt�ry od pocz�tku siedzia� jak na roz�a- rzonych w�glach i czeka� tylko sposobnej okazji, aby si� odezwa�. � A ja uwa�am � zagrzmia� � �e pan zarz�dca wszystko za�atwia zbyt delikatnie, zapominaj�c o sta- rym przys�owiu, kt�re m�wi, �e kto siedzi na ko�le, ten czasem musi pos�u�y� si� batem. Ci przekl�ci ch�o- pi rozpu�cili si� jak nigdy dot�d. Pracuj� jakby z �as- ki, nie chc� dawa� zaprz�g�w, uciekaj� od karczowa- nia las�w, a jak trzeba naprawia� wal�cy si� most czy przeprowadzi� drog�, zg�aszaj� si� tylko staruchy albo kaleki i jeszcze p�acz� mi w g�os: �Nie ma r�k do pracy, �askawy panie, wygin�li na wojnie albo zo- stali w niewoli u Napoleona, kt�ry pije ludzk� krew jak biblijny bo�ek Bal". W ciszy, kt�ra zapad�a po okrzykach nadle�niczego, g�os Szentga�yego zabrzmia� jak westchnienie. � I co im pan odpowiedzia�, panie Kraitschek? Prze- cie� ich s�owa to szczera prawda. Gruby nadle�niczy obrzuci� go spojrzeniem pe�nym pogardliwej wy�szo�ci. � Pan pewnie my�li, �e bawi� si� z nimi w dyplo- macj�? M�j rachunek jest bardzo prosty. Je�eli nie ma cz�owieka, kt�ry mo�e chwyci� �opat�, oskard, siekie- r� czy st�por, niech do pracy przychodz� dzieci. Za jedn� par� r�k: pi�cioro, dziesi�cioro, ca�a familia. Ro- bota nie mo�e czeka�. Ju� nast�pnego dnia rozesz�a si� wiadomo��, �e za- rz�dca Szentga�y omal nie straci� stanowiska, nato- miast Kraitschek, nadle�niczy, przeprowadzi� si� ze swego skromnego domu do pi�knego dworku. Na trze- ci dzie� do kancelarii w Kismarton wezwany zosta� Schmidt, kierownik trupy �piewaczej. � Co nowego, Schmidt � ksi��� z pewnym rozba- wieniem spojrza� na ma�ego gnoma, kt�ry pochylony �w s�u�alczym uk�onie czeka� na pozwolenie wyprosto- wania si�. � Dowiedzia�em si�, Wasza Ksi���ca Mo��, �e roz- kaz brzmi: oszcz�dno��, oszcz�dno�� i jeszcze raz oszcz�dno��... Obawiam si�, �e oznacza to... � Tak � potwierdzi� ksi��� � pewne zmiany s� nieuniknione... Lecz Schmidt, zapominaj�c o kanonach dworskiej �etykiety, przerwa�: � Ju� wyznaczy�em muzyk�w, tancerzy i �piewa- k�w, bez kt�rych, cho� serce moje krwawi, b�d� si� m�g� jako� obej��. Ksi��� wsta�, przespacerowa� si� po pokoju, po czym stan�� przed muzykiem: � Przyjacielu, chodzi o co� wi�cej. Rozpuszczam "trup� �piewacz�... � Wasza Ksi���ca Mo�� nie m�wi tego powa�nie! � wybe�kota� os�upia�y Schmidt. � Rozp�dzi� muzy, ska- za� Schmidta i jego dzieci na tu�aczk�! Ksi��� podszed� do biurka i usiad� w fotelu. � Zatroszcz� si� o was, Schmidt! 600 forint�w wy- starczy? � Och � muzyk westchn�� z ulg�, a na jego twa- rzy rozla� si� promienny u�miech. � I 600 forint�w dla pa�skiej �ony. Nadle�niczy Kraitschek dobrze wiedzia�, jak wype�- ni� polecenie ksi�cia. Od dawna uwa�a�, �e wszystko �z�o tego �wiata bierze si� z niesubordynacji, bezbo�no- �ci i nauk jakobin�w, a dominia Esterhazych pustosz� k�usownicy i z�odzieje. Teraz wi�c ostro zabra� si� do dzie�a. Rozpocz�y si� przes�uchania. Jeden z rachmi- strz�w pas� �winie w ksi���cym lesie. Inny zabra� tro- ch� �upk�w i belek z rozburzonego zamku w L&nzser, aby podreperowa� wal�cy si� dom � z tych casus�w niewiele mo�na by�o wycisn��. Na haczyk donos�w Kraits...
ZuzkaPOGRZEBACZ