J�zefowicz Tadeusz Matczyna mi�o�� I Kr�tki, pa�dziernikowy dzie� szybko zasun�� nad �wiatem ci�k� zas�on� z o�owianych chmur, przez kt�r� tu i �wdzie przedziera�y si� ja�niejsze plamki �wiat�a, jak blady u�miech ko�cz�cego si� dnia. Wkr�tce te� razem ze zmierzchem zacz�� sp�ywa� dokuczliwy jesienny deszcz. Zrazu niezdecydowany, jakby pr�bowa� swoich si�, a potem monotonnie i uparcie pocz�� wlewa� si� do wszelkich wg��bie� na chodnikach, do do�k�w po kamieniach wyrwanych z bruku, i rozlewa� si� po wszystkich ni�ej po�o�onych miejscach, tworz�c ka�u�e, w kt�rych niczym w ma�ych, przy�mionych lusterkach przegl�da� si� dogasaj�cy dzie�. Wraz z tym deszczem wlewa� si� w ludzkie serca smutek i piek�cy b�l beznadziejno�ci. Dorota sz�a mechanicznie obok swojej s�siadki. Nie m�wi�y do siebie ni s�owa. Nie mia�y o czym rozmawia�. Jeszcze przed godzin� nie wiedzia�y o swoim istnieniu. Zaledwie popatrzy�y na siebie przez chwil� w sali, gdzie Niemcy zgromadzili grup� wysiedle�c�w z Warszawy i mieszka�c�w Pruszkowa. Tam Dorota dowiedzia�a si�, �e b�dzie mieszka� u tej starszej, na ciemno ubranej kobiety, obok kt�rej teraz sz�a w nieznanym kierunku w�r�d deszczu i ciemno�ci. Zreszt� nawet gdyby chcia�y nawi�za� rozmow�, to i tak by�oby to niemo�liwe. Szum deszczu, wycie wiatru i chlupotanie n�g w ka�u�ach zag�usza�o wszelkie inne odg�osy. Tote� Dorota nie my�la�a o nawi�zywaniu znajomo�ci w tych warunkach. Pragn�a tylko wypoczynku. Po nieprzespanej nocy musia�a przeby� kilkana�cie kilometr�w w�r�d ruin kochanego miasta. Kontrola dokument�w, rewizja, ci�g�e podchwytliwe pytania, niepewno��, d�ugie wyczekiwanie, przyjazd w nieznane i ta pogoda - wszystko to sprawi�o, �e Dorota sta�a si� jaka� nieczu�a i oboj�tna. W tej chwili nie my�la�a o tragicznej przesz�o�ci ostatnich tygodni, o znajomych, przyjacio�ach, o swoim mieszkaniu i o tym wszystkim, co utraci�a. Je�eli co� odczuwa�a, to chyba tylko to, �e zamkn�y si� za ni� jakby olbrzymie wrota, kt�re oddzieli�y j� od dotychczasowego �ycia i �e znalaz�a si� w innym, nieznanym �wiecie. Najch�tniej usiad�aby gdzie� na mokrym chodniku i odda�a si� pod opiek� Morfeusza. Mo�e przespa�aby ten straszny koszmar. Tymczasem brn�y po ka�u�ach w�skimi ciemnymi uliczkami, coraz bardziej oddalaj�c si� od centrum miasta. Wreszcie towarzyszka jej pchn�a niewielk� furtk�, kt�ra ze zgrzytem otwar�a si� na wysypan� �wirem �cie�k�, odbijaj�c� si� ja�niejszym pasem od podw�rka, w g��bi kt�rego majaczy�y kontury niskiego domku. Wkr�tce znalaz�y si� w w�skiej sieni, gdzie powita�o je �a�osne mia�czenie kota. Na g�os swojego ulubie�ca gospodyni jakby si� o�ywi�a. Przem�wi�a do niego pieszczotliwie i pog�aska�a po grzbiecie. Potem otworzy�a drzwi i wprowadzi�a Dorot� do niedu�ego pomieszczenia, kt�re, s�dz�c po zapachu jarzyn i suszonych grzyb�w, musia�o by� kuchni�. Gospodyni szybko zamkn�a drzwi i, sprawdziwszy rolet� w oknie, zapali�a niedu�� lamp� naftow�. W nik�ym jej �wietle Dorota mog�a przyjrze� si� swojej gospodyni. By�a to mo�e sze��dziesi�cioletnia kobieta �redniego wzrostu. G�ste, niegdy� czarne w�osy przypr�szy� szron siwizny. Tylko oczy pozosta�y czarne, przenikliwe i jakie� niezg��bione. Dorota mimo woli odczuwa�a dziwny strach. W tej kobiecie by�o co� niezwyk�ego, tajemniczego, co�, co wzbrania�o zbli�y� si� do niej. Jak si� jednak wkr�tce okaza�o, ta nieznajoma starsza kobieta, mimo pozornego ch�odu, zatroszczy�a si� o swoj� sublokatork�. Naszykowa�a jej wanienk� z ciep�� wod�, kt�r� zaczerpn�a ze zbiornika wmontowanego w kaflow� kuchni�, poda�a myd�o i r�cznik i zaprowadzi�a do pokoju, aby mog�a si� w nim rozgo�ci�. Potem zabra�a si� do rozpalania ognia pod p�yt� kuchenn� i do podgrzewania przygotowanego uprzednio krupniku. Tymczasem Dorota pocz�a gospodarzy� w swoim pokoju. W�a�ciwie to by�o tylko p� pokoju. Gospodyni wida� by�a uprzedzona, �e b�dzie mia�a sublokatork�, bo przygotowa�a swoje ma�e mieszkanie na jej przyj�cie. Pok�j by� przedzielony parawanem na dwie cz�ci, z kt�rych jedna by�a przeznaczona dla Doroty. Sta�o tam ��ko, krzes�o i co� w rodzaju nocnej szafki. Na wprost wej�cia do pokoju by�o okno zas�oni�te rolet� tak samo, jak pozosta�e, a obok przy �cianie sta�a dwudrzwiowa szafa, ustawiona w taki spos�b, �e jedna po�owa otwiera�a si� na stron� Doroty, a druga na stron� jej gospodyni. Upewniwszy si�, �e mo�e korzysta� ze swojej cz�ci szafy, Dorota przyst�pi�a do zaprowadzenia �adu wok� siebie. Najpierw mokry p�aszcz za�o�y�a na wieszak i zawiesi�a po zewn�trznej stronie szafy. Potem otworzy�a walizk� i pocz�a wydobywa� z niej ca�y sw�j maj�tek, jaki uda�o si� jej uratowa� ze zburzonego mieszkania. W pokoju nie by�o lampy, ale �wiat�o docieraj�ce z kuchni przez uchylone drzwi dostatecznie rozprasza�o mrok. Dorota z rozkosz� zanurzy�a twarz i r�ce, a potem ca�e cia�o polewa�a wod�. Nawet nie zwr�ci�a uwagi, �e wanienka nie mog�a si� r�wna� z jej wann� w Warszawie. Ta k�piel by�a dla niej najwi�ksz� rozkosz�. Na szcz�cie mia�a w walizce troch� bielizny, tote� mog�a nareszcie za�o�y� j� i pozby� si� brudnej, przepoconej, noszonej od wielu tygodni. Po tym gruntownym od�wie�eniu poczu�a si� lepiej. Pozosta�� zawarto�� walizki umie�ci�a w szafie i nocnej szafce. Z rado�ci� zauwa�y�a przy tym, �e w walizce znalaz�a si� jej torebka, a w niej z�oty zegarek i broszka ozdobiona szmaragdem, pami�tki po matce, oraz kilkadziesi�t z�otych. Nie pami�ta�a nawet, kiedy umie�ci�a torebk� w walizce i jak to si� sta�o, �e jej tego nie odebrali podczas rewizji. Tym wi�ksza teraz by�a jej rado��. Kiedy gospodyni krz�taj�ca si� w kuchni oznajmi�a, �e krupnik czeka na stole, Dorota przypomnia�a sobie, �e od poprzedniego dnia, kiedy to zjad�a ostatnie suchary czerstwego chleba i popi�a zimn� wod�, nie mia�a nic w ustach i poczu�a g��d. Apetyt zwi�kszy� si� jeszcze bardziej, kiedy usiad�a przy stole i uderzy� w ni� silny zapach gor�cej zupy, w kt�rej p�ywa�y jarzyny, grzybki, a nawet drobne kawa�ki mi�sa. Po wielotygodniowej g�od�wce kolacja ta wyda�a si� jej prawdziw� uczt� kr�lewsk�. Mimo to nie mog�a je��. Ju� po prze�kni�ciu kilku �y�ek poczu�a nienaturaln� syto�� i zm�czenie. Reszt� zupy jad�a z wielkim wysi�kiem, by nie okaza� si� niegrzeczn� wobec gospodyni. Ta jednak, widz�c wysi�ek Doroty, powiedzia�a spokojnie: - Niech si� pani nie kr�puje. Je�li pani nie mo�e, niech pani zostawi. Dorota zmiesza�a si� i pocz�a t�umaczy�, �e zupa bardzo smaczna, tylko ona si� zm�czy�a i... Gospodyni nie da�a jej jednak doko�czy�. - Ja rozumiem. Za bardzo si� przeg�odzi�a�, moja droga, ale jutro ju� b�dzie lepiej. Biedni ci ludzie, ile musieli wycierpie�. I po co to by�o robi� to ca�e powstanie. Ja tam jestem prosta kobieta, a przecie� wiedzia�am, �e to si� nie mo�e uda�. Pyta�am marsza�ka Pi�sudskiego, genera�a Sikorskiego i mojego syna lotnika, kt�ry zgin�� w bitwie o Angli� i wszyscy odradzali. Jeszcze pod koniec lipca ostrzega�am jednego znajomego ch�opca z tej armii podziemnej, ale kto tam pos�ucha starej. Ten ch�opiec te� zgin�� w powstaniu. Rozmawia�am z nim wczorajszej nocy. M�wi�, �e Warszawa zniszczona, �e pe�no trup�w i rannych. Zgroza! W tym momencie Dorota rzeczywi�cie odczu�a zgroz�. Na nowo stan�a przed ni� ca�a tragedia, na nowo odczu�a rozpacz i bezradno��. Bezradno�� by�a tym wi�ksza, �e oto znalaz�a si� w nieznanym miejscu, w towarzystwie osoby chorej psychicznie, kt�ra w swojej chorej wyobra�ni przyjmowa�a nie�yj�cych ludzi. Prawda, �e by�a �agodna, opanowana i troskliwa, ale by�a jaka� tajemnicza. Co b�dzie, jak uzna siebie sam� za kr�low� Marysie�k� albo za jak�� inn� kr�low� czy �wi�t�? Co robi�? Wkr�tce jednak miejsce strachu zast�pi�a niepewno��. �e kobieta, u kt�rej przysz�o jej zamieszka�, by�a jaka� dziwna i tajemnicza, nie ulega�o w�tpliwo�ci, ale nie wygl�da�a na osob� ob��kan�. Na pewno by�a dziwaczk�, a mo�e oszustk�, kt�ra zajmowa�a si� przepowiadaniem dla zysku. Dorota dosz�a do tego przekonania, kiedy gospodyni spyta�a j�, czym si� zajmowa�a w Warszawie, a kiedy dowiedzia�a si�, �e jest filologiem i zna kilka j�zyk�w, o�ywi�a si� na dobre. - Kochana pani, to pani mi spad�a jak z nieba. Widzi pani, ja prawie co noc kogo� do siebie zapraszam. Tylko niech mnie pani �le nie s�dzi. Przecie� ju� jestem stara baba i co m�j m�� by powiedzia�, kt�rego dawno pochowa�am. - Gdzie�bym �mia�a - zaoponowa�a Dorota. - Ja zapraszam tych, kt�rzy od nas odeszli i przebywaj� po tamtej stronie. P�nym wieczorem k�ad� na stole kartk� papieru i o��wek i zapraszam r�nych go�ci. Jak si� taki duch zg�osi, zadaj� mu pytanie, a on mi pisze odpowied� na kartce. Czasem nikt si� nie zg�osi, a czasem przyjdzie kto inny. Najwi�cej mam k�opotu, kiedy przychodzi kto� z cudzoziemc�w. Ja nie znam obcych j�zyk�w. Troch� po niemiecku i po �ydowsku, ale to za ma�o, �eby odczyta� i zrozumie�. Musz� prosi� tych, co znaj� obce j�zyki. Z niemieckim, francuskim jeszcze p� biedy, bo s� tu tacy, co znaj� te j�zyki, ale gorzej z �acin� czy greckim. �acin� zna wprawdzie ksi�dz, ale on nie chce mi t�umaczy�, bo m�wi, �e to grzech i tylko ka�e si� modli� za nieboszczyk�w. A jaki to grzech. Po chwili upewni�a si� jeszcze czy Dorota zna �acin�, a kiedy dowiedzia�a si�, �e nie tylko �acin�, ale grecki i sanskryt, o kt�rym nigdy nie s�ysza�a, angielski, hiszpa�ski i w�oski, nie m�wi�c ju� o rosyjskim, niemieckim czy francuskim, rozpromieni�a si� i opr�cz wsp�czucia nabra�a szacunku do Doroty. II Nazajutrz, kiedy Dorota si� obudzi�a, d�ugo le�a�a w zaciemnionym pokoju, usi�uj�c przypomnie� sobie wydarzenia ubieg�ego dnia, a zw�aszcza wieczoru. Spa�a smacznie i czu�a, �e sen j� pokrzepi�. Teraz stara�a si� po...
ZuzkaPOGRZEBACZ