Verne Juliusz - Gil Braltar.pdf

(379 KB) Pobierz
371423613 UNPDF
J ULIUSZ V ERNE
G IL B RALTAR
I
Było ich tam przynajmniej od siedmiuset do ośmiuset. Średniego wzrostu ale silnie
zbudowani, zręczni, zwinni, posuwali się niesamowitymi susami, skakali przy ostatnich
blaskach słońca, które chowało się poza górami, ciągnącymi się ku zachodowi, aż do
przystani. Wkrótce jednak czerwonawa tarcza szybko zniknęła i nastała ciemność pośrodku
tej kotliny obramowanej odległymi sierram i 1 : Sanorra i Ronda oraz opustoszałą krainą del
Cuervo.
Nagle cała gromada znieruchomiała. Ich dowódca właśnie pokazał się na chudym
grzbiecie osła, bowiem taki kształt przybiera wierzchołek góry.
Żołnierze z posterunku siedzieli wysoko, na samym szczycie olbrzymiej skały i stamtąd
nie mogli zobaczyć tego, co się dzieje pod słupami skalnymi.
“Śświiss! Śświiss!” świsnął dowódca, który z nadzwyczajną mocą wydał przez ściśnięte
wargi to gwizdnięcie.
Dowódca był istotą osobliwą: wysokiego wzrostu, odziany w skórę małpy obróconą
włosiem na zewnątrz, głowę miał obrośniętą gęstymi, skołtunionymi włosami, a na twarzy
jeżyła się krótka broda. Stopy miał gołe i twarde pod spodem jak końskie kopyta.
Herszt uniósł prawe ramię i wyciągnął je w kierunku grzbietu położonego poniżej szczytu
góry. Natychmiast wszyscy powtórzyli ten gest z iście wojskową dokładnością, słuszniej
byłoby powiedzieć – mechanicznie. Wykonując identyczne ruchy przypominali tym samym
nieme kukły. Dowódca opuścił ramię. Pozostali też opuścili wyciągnięte ręce. Pochylił się ku
ziemi. Oni pochylili się w jednakowym tempie. Przywódca podniósł mocną pałkę, którą
zamachnął się. Oni również machnęli swoimi pałkami i zakręcili nimi identyczny młynek –
ten młynek, który zabijaki nazywają “ukrytą różą”.
Następnie dowódca upadł na ziemię, wślizgnął się pomiędzy trawy i poczołgał pod
drzewami. Banda, czołgając się, podążała za nim.
Nie minęło dziesięć minut jak opuścili wydrążone przez deszcze górskie ścieżyny, a
żaden stukot spadającego kamienia nie oznajmił obecności tej poruszającej się masy.
Po kwadransie dowódca zatrzymał się. Wszyscy zatrzymali się natychmiast, jakby
zakrzepli w miejscu.
Dwieście metrów poniżej ukazywało się miasto, rozciągnięte wzdłuż ciemnej przystani.
Liczne światła rozsiewały się niby gwiazdy na grupie tam portowych, domów, willi, koszar.
Dalej rozlewały się szeroko, odbijając się na spokojnej powierzchni wód, blaski latarni
okrętów wojennych, światła statków handlowych i hulków 2 . Jeszcze dalej, na samym skraju
2
cypla Europa, latarnia morska rzucała na cieśninę świetlistą wiązkę.
W tym momencie rozległ się strzał armatni, first gun-fir e 3 , oddany z jednej z naziemnych
baterii. Natychmiast rozległo się bicie w bębny, towarzyszące ostrym gwizdom piszczałek.
Zatem była to godzina capstrzyku, godzina powrotu do domu. Od tej chwili żaden obcy
nie miał prawa chodzić po mieście bez eskorty oficera garnizonowego. Był to również nakaz
dla załóg, aby powracały na pokład zanim zostaną zamknięte bramy. Co kwadrans okrążały
miasto patrole, które doprowadzały na posterunki spóźnialskich lub pijaków. Później
wszystko się uspokajało.
Generał Mac Kackmal e 4 mógł spać twardo i spokojnie. Był przekonany, że tej nocy
Anglia nie musi się niczego obawiać na swej Skale Gibraltarskiej.
3
II
Wiadomo jak wygląda ta wspaniała skała, wysoka na czterysta dwadzieścia pięć metrów,
spoczywająca na podstawie o szerokości tysiąca dwustu czterdziestu pięciu i długości
czterech tysięcy trzystu metrów. Jest nieco podobna do olbrzymiego śpiącego lwa, który
mocząc ogon w morzu, głowę trzyma od strony Hiszpanii. Jego pysk ukazuje zęby, zęby
staruszki , jak mówią – siedemset dział wycelowanych poprzez strzelnice w murze. Staruszka,
która gryzie mocno jeżeli jej się dokucza. Dlatego też Anglia trzyma się tam dobrze, podobnie
jak w Pekinie, Adenie, na Malcie, na Pulau Pinan g 5 i Hongkongu, równie skalistymi, które
kiedyś, wraz z postępem mechaniki, uczyni twierdzami obrotowymi.
naprzeciw siebie Abilę i Calp ę 6 , na samym dnie wód śródziemnych.
Czyżby Hiszpanie wyrzekli się tego skrawka ich półwyspu? Niewątpliwie tak, ponieważ
wydaje się on być niedostępny od strony lądu jak i od morza.
Wszelako znalazł się ktoś, kogo prześladowała natrętna myśl odzyskania tej wyzywającej
i niedostępnej skały. Był nim przywódca bandy, człowiek dziwny, można nawet powiedzieć –
szalony. Ten hidalg o 7 nazywał się dokładnie Gil Braltar, które to nazwisko, według niego,
upoważniało go do tej patriotycznej wyprawy zdobywczej. Lecz jego umysł nie był tak do
końca w porządku i jego miejsce było w domu dla obłąkanych, gdzie znano go zresztą bardzo
dobrze. Jednakże od dziesięciu lat nie wiedziano zupełnie gdzie przebywał. Czyżby obracał
się między ludźmi? W rzeczywistości jednak nie opuszczał wcale swej rodowej posiadłości.
Żył tam jak troglodyta : 8 pod drzewami, w jaskiniach, a bardzo wyjątkowo w głębi tych
niedostępnych zakątków grot San Miguel , 9 które, jak mówią, mają połączenie z morzem.
Sądzono więc, że umarł. Jednak on żył, lecz na sposób tych dzikich, pozbawionych ludzkiego
rozumu, którzy ulegają tylko zwierzęcym instynktom.
4
Tymczasem Gibraltar zapewniał Zjednoczonemu Królestwu niezaprzeczalne panowanie
nad osiemnastoma kilometrami tej cieśniny, którą otwarła maczuga Herkulesa, stawiając
Zgłoś jeśli naruszono regulamin