Here Kitty, Kitty - Rozdział 12.pdf

(92 KB) Pobierz
Here Kitty, Kitty - Rozdział 12
382467346.001.png
ROZDZIAĀ XII
Telefon zadzwonił po raz kolejny i Angie zabrała go z szafki. Powinna zmienić ten dzwonek. Po
otrzymaniu dwóch orgazmów wróciła do swojego łóżka, i teraz uważała, że dzwonek jej telefonu
jest cholernie wkurzający.
Otworzyła klapkę, bez podnoszenia głowy znad jej fantastycznej poduszki, odpowiedziała.
– Taa?
– Hej. Hej. Złapałam ją. Hej dziecinko.
Angie podskoczyła, siadając prosto. Teraz była zupełnie obudzona.
– Mama?
– Tak. Cześć. Jest ze mną twój ojciec.
Okej, co się do cholery działo? Najpierw rano figle z Nikiem, a teraz to.
– Wszystko w porządku?
– Tak, tak. Ale dzisiaj rano przeglądałam swój kalendarz próbując odnaleźć jakieś notatki,
kiedy zauważyłam że przegapiłam twoje urodziny. Więc chcieliśmy do Ciebie zadzwonić i
życzyć ci wszystkiego najlepszego.
Angie zamknęła oczy – Moje urodziny? Miałam je trzy miesiące temu.
– No wiesz, lepiej późno niż wcale.
Angie wolałaby wcale. Nie wiedziała dlaczego, ale brak telefonów byłby lepszy niż te po miesiącu
czy po roku na które nalegali jej rodzice. Czy naprawdę próbowali udowodnić, że w jakiś sposób
zależało im?
Ale ona dobrze wiedziała, że tak nie było. Nie jeżeli chodziło o Angie. Obydwoje byli
archeologami, może jeżeliby mieli wykopać ją gdzieś w Sudanie, troszczyliby się odrobinę
bardziej.
Ale troska o ludzi zwyczajnie nie leżała w ich charakterach. Nigdy.
Poczuła jak cała robiła się lodowata. Serce twardniało z bólu. Twardniało w ogóle. Zanim nauczyła
się jak to robić, zazwyczaj reagowała w najgłupszy sposób. Każdego dnia dziwiło ją, że Sara i Miki
trzymały się jej w czasach podstawówki i liceum. Te dwie kobiety, wtedy ledwie dziewczyny,
zmywały krew z jej włosów, nakładały maść na jej skaleczenia, i ukrywały jakiekolwiek dowody.
Przypominały jej, że były jej rodziną i że kochają ją nawet kiedy myły jej dłonie pokryte krwią.
– Więc – jej matka męczyła się w czasie rozmowy – Jak leci?
Co powinna jej odpowiedzieć? Wiesz, moja najlepsza przyjaciółka jest zmiennokształtną, a moja
druga przyjaciółka jest zakochana w jednym zmiennym i jest z nim w ciąży. W dodatku banda hien
próbowała mnie zabić. I cholera wie co planują lwy. I tymczasowo mieszkam z tygrysem który
wydaje się wyraźnie napalony. A co u was?
Nie chciała, mimo wszystko, rozmawiać z matką. Ale nie mogła się też zmusić do rozłączenia.
– W porządku.
– Tak czy owak, jest pewna sprawa. - Powinna wiedzieć lepiej. Zawsze musiał być powód dla
którego jej rodzice nagle do niej dzwonili.
– Czego chcesz mamo?
– Potrzebuję pewnych informacji o majątku twojej babci.
– Wiesz, że ja nie mam z tym nic wspólnego. Wujek Ernesto zajmuje się wszystkim. Od lat. -
Babcia przekazała Angie dużą część swoich pieniędzy, kiedy ta skończyła college.
Wiedziała, że jej córka i zięć będą sprawiać w tym wypadku trudności jej wnuczce. W
końcu uniwersytety nie płaciły dużo, a kontynuowanie wykopalisk kosztowało.
Kiedy zmarła, testament przekazywał kontrolę wujkowi Angie, który nadal żył w Brazylii, ale
Angie miał już pieniądze i nie chciała więcej.
– Radzisz sobie z nim lepiej.
– To twój brat.
– Tak, ale to z tobą lubi rozmawiać.
– O co mnie prosisz, mamo?
– Więc...
Angie podskoczyła odrobinę kiedy wielkie palce delikatnie wyciągnęły telefon z jej dłoni. Spojrzała
do góry, żeby zobaczyć Nika patrzącego się na nią.
– To Cukiereczku, nazywa się potęga rozłączenia. - Zamknął telefon. - A teraz, co powiesz na
śniadanie?
***
Niewiele mówiła, nawet kiedy poszła za nim do kuchni. Nie pozwoliła mu także zbliżyć się do
siebie. Unikała jego dotyku bardziej niż za pierwszym razem. Cholerni rodzice. Tak daleko z nią
zaszedł, a oni odepchnęli go z powrotem na 20 metrów. Gdyby nie wiedział lepiej, mógłby
przysiądź, że to co wydarzyło się dzisiejszego ranka, z jej jęczeniem i szybkim jak pociąg
ekspresowy dojściem, nigdy nie miało miejsca. Ale on przecież wiedział, że miało. Jego głowa
nadal bolała w miejscach z których wyrwała mu włosy.
Do diabła, jak rodzice mogą zapomnieć o urodzinach swoich dzieci? Może ojciec, ale matka?
Czy to nie ona musiała wypchnąć z siebie Angie? Przeważnie kobiety zapamiętywały takie rzeczy, i
raczej nigdy nie pozwalały ci o tym zapomnieć. A na pewno tak robiła jego matka. W szczególności
kiedy odkryła poczucie winy, jako świetną metodę otrzymywania takiego czego chce od niego i
jego braci.
I jego rodzice zawsze obchodzili urodziny swoich dzieci. Była to jedna z niewielu rzeczy które
chcieli robić razem. Od przyjęcia o tematyce westernowej do imprezy z udziałem klauna, którego
bliźniaki wystraszyły prawie na śmierć i goniły za nim po lesie, ponieważ zabawnie było słyszeć
jego krzyk. Jego rodzice upewnili się, że każde z ich dzieci czuło się kochane i chronione.
A tygrysice, które same wychowują swoje dzieci zawsze upewniały się, że ich te to rozumieją.
Nieważne jak wielu tatusiów było w zaangażowanych.
A teraz rozumiał dlaczego dwie kobiety o których często mówiła były dla niej tak ważne. Były
jedyną rodziną jaką miała. Nawet Sfora psów za rodzinę, była lepsza niż ci ludzie z którymi
rozmawiała.
Kiedy ona jadła, poszedł do jej pokoju zabierając telefon. Przeglądał jej kontakty, do czasu aż
znalazł to co chciał. Wcisnął klawisz połączenia. Po trzech sygnałach usłyszał:
– Jest pierdolona dziewiąta rano, więc lepiej żeby to było kurwa ważne.
Dobry boże.
– Yhh...rozmawiam z Miki?
– Taa.
– Z tej strony Nik. Nikolai Vorislav. Mam Angie.
– A tak. Buraczany porywacz. Wszystko z nią w porządku?
– Ta. Ta. W porządku.
– Więc czego chcesz Wieśniaku?
Wziął głęboki oddech. Jedna rzecz być obrażanym przez Angie, która sprawiał że jego fiut
twardniał tylko krzyżując nogi, ale nie miał zamiarua akceptować tego od kochającej psy suki. - Jej
rodzice dzwonili dzisiaj.
– Po co dzwonili?
– Chyba, aby złożyć jej życzenia urodzinowe.
Ciszaa trwała jakieś pół minuty, a potem – Jaja sobie, kurwa, ze mnie robisz? Jej urodziny były,
pieprzone trzy miesiące temu. Przysięgam, ze ci ludzie to pieprzeni idioci!
Łał. Co za interesująca, młoda kobieta. Z takim urozmaiconym słownictwem.
– Możesz dać ją do telefonu.
– Tak. Poczekaj.
Wrócił do kuchni i podał telefon Angie. Spojrzała na niego z przerażeniem, jakby spodziewała się
że to znowu jej rodzice. Jednak sądził, że nie usłyszy ich jeszcze przez jakiś czas. Wzięła telefon z
jego ręki.
– Taak? - naburmuszyła się. A potem z ulgą uśmiechnęła. - Ale z ciebie suka, nigdy tak nie
powiedziałam. Nie nie powiedziałam. Nie. Nie. Nieprawda.
Nik pokręcił głową wyszedł z kuchni. Spodziewał się, że jej przyjaciółka ją uspokoi, sprawi że
Angie poczuje się lepiej. A nie zacznie z nią kłótnię. Ale kiedy ona położyła stopy na stole i
warknęła „Opowiadasz same gówna Kendrick”, zdał sobie sprawę z tego, że tego właśnie
potrzebowała.
***
Czterdzieści pięć minut kłótni nad wszystkim, zaczynając od tego czy Angie obiecała zadzwonić
wczoraj w nocy czy nie, poprzez prezent jaki zaplanowały dla Sary i czy Zach się na to zgodzi, a
kończąc na Miki twierdzącej, że jeżeli urodzi chłopca nazwie go Bartolomeo, sprawiło że Angie
poczuła się na nowo częścią czegoś.
– Więc właściwie planujesz wytatuować na jego tyłku napis „kopnij mnie”.
– Co to ma znaczyć?
– Nazwiesz dzieciaka Bartolomeo, a zapewnisz mu życie pełne tortur. Pamiętasz te czasy,
prawda Miki?
– Brzmisz jak Conall.
– Widzisz, chociaż jedno z was ma jakieś cholerne poczucie rozsądku.
Angie westchnęła. Lodowate napięcie jakie czuła po rozmowie z matką zostało zakrzyczane.
– Więc co sprawiło że zadzwoniłaś?
– Nie zadzwoniłam. Buraczany tygrys zadzwonił do mnie.
Angie zsunęła swoje nogi ze stołu, siadając prosto. - Co? Dlaczego?
Chryste jej sutki twardniały na najmniejsze wspomnienie tego faceta. Czy takie rzeczy były chociaż
normalne?
– Zgaduję, że martwił się o Ciebie. Potrafisz stać się trochę przerażająca po jednym z tych
zaskakujących telefonów od rodziców. Razem z Sarą nazywałyśmy to twoimi „epizodami”.
Oczywiście, jeżeli się martwi może to oznaczać tylko jedno...
– Zamknij się Kendrick.
– Ktoś jest zakochany.
– Zamknij się!
– Nie miałam czasu dodać zmiennych do Listy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin