KOŚCIÓŁ TOBIE – A CO TY KOŚCIOŁOWI?
(dla młodzieży)
Tematem dzisiejszego rozważania będzie pytanie: Kościół tobie – a co ty Kościołowi? Słysząc taki temat, może ktoś ulec złudzeniu, że wzajemny stosunek Kościoła i zwykłego katolika da się uregulować w sposób handlowy według formułki: płacę i wymagam. Albo w sposób przemysłowy, np. wzrost wydajności proporcjonalny do zapłaty. Albo wreszcie w sposób polityczny, należy się do tej organizacji, więc ma się prawa i obowiązki.
Wszelkie tego rodzaju podejście do wzajemnego stosunku Kościoła i katolika powoduje, że te dwie rzeczywistości znajdą się na dwóch przeciwległych biegunach. Każda z nich będzie obliczać swoje należności według miary i wagi. Daje się to rozumowanie zauważyć w wypowiedziach niektórych katolików. Mówią sobie np. tak: chodzę do Kościoła, jestem ochrzczony, modlę się i wierzę, czego więc jeszcze Kościół ode mnie chce? Należą mi się za to sakramenty, ślub, porządny pogrzeb – i potem niech mi Kościół da święty spokój we wszystkich sprawach mojego życia. Czy takie rozumowanie świadczy o zrozumieniu Kościoła?
Co Kościół daje wam? Przede wszystkim życie Boże. Kościół nie jest jakimś przedsiębiorstwem wymiany handlowej, ani instytucją praktycznego pośrednictwa w sprawach nadprzyrodzonych, jak to sobie niektórzy wyobrażają. Kościół jest natomiast z pewnością Chrystusem żyjącym i działającym w społeczności wiernych. Chrystus żyje i działa przez Kościół, który jest przedłużeniem jego działalności na ziemi. A więc Kościołem, czyli Mistycznym Ciałem Chrystusa, jesteśmy my wszyscy, którzy jesteśmy ochrzczeni, wierzymy w Chrystusa i staramy się realizować Jego naukę. Ten zaś Kościół istnieje nie z pobudek handlowych, ale dlatego, że Chrystus poświęcił się dla całej ludzkości i postanowił obdarzyć wszystkich ludzi życiem Bożym. A wszystkim, którzy Go przyjęli, dał moc, aby stali się dziećmi Bożymi, które wierzą w Jego Imię. Cała ludzkość była skazana na wieczną zagładę, była wielkim zgromadzeniem bezbronnych sierot. A Pan Bóg uczynił ich Ludem Bożym. „A więc nie jesteście już obcymi i przechodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga – zbudowani na fundamencie Apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha” – napisze św. Paweł w liście do Efezjan.
Oto, co otrzymujemy, należąc do Kościoła Chrystusowego. Byliśmy umarłymi przez grzech – a żyjemy! Byliśmy obcymi i wrogami Boga – a oto jesteśmy Jego przyjaciółmi, domownikami i uczestnikami Jego chwały. Byliśmy skazani na wieczną zgubę – a oto przed nami życie wieczne w Chrystusie Jezusie. Byliśmy jak ten człowiek, który szedł z Jerozolimy do Jerycha i wpadł między zbójców, którzy go obrabowali i pobili. Leżał nieprzytomny, na próżno czekając ratunku. Zlitował się nad nim dopiero miłosierny Samarytanin, czyli Chrystus i przyniósł go na własnych rękach na miejsce bezpieczne, zatroszczył się o niego, opatrzył jego rany, zapewnił środki dla przeprowadzenia dalszej kuracji aż do całkowitego wyzdrowienia. Najważniejsze było jego osobiste zajęcie się poszkodowanym, jego troska, jego bezinteresowna miłość.
To samo ma miejsce w Kościele. Jest tutaj widzialna strona tej Bożej struktury, są różne ludzkie sposoby działania i ludzkie środki pomocy, nawet w sakramentach jest też element widzialny, konieczny jest udział człowieka, ale poza tą całą widzialną organizacją dostrzeganą przez człowieka w Kościele jest On sam Jezus Chrystus, który sam rozgrzesza, błogosławi, naucza, karmi swoim Ciałem. To wszystko składa się dopiero na Jego Kościół.
Co Kościół daje wam? Przede wszystkim ratuje wasze człowieczeństwo. Niektórzy chcieliby, aby Kościół jak najwięcej czynił dla tzw. Postępu gospodarczego, dla rozwoju cywilizacji, dla nauki, sztuki i innych tego rodzaju dziedzin naszego życia. Owszem – były czasy, kiedy Kościół to robił i to robił nieźle, zwłaszcza że inni na tych rzeczach się nie znali. Ale powiedzmy sobie prawdę, Kościół nie jest od tych rzeczy i spraw. Po co istniałoby państwo i różne instytucje społeczne i kulturalne? Kościołowi w ogóle nie zależy na chwale z powodu osiągnięć w dziedzinie doczesnej, a przecież mimo to posiada w tej dziedzinie niemałe zasługi, których mu nikt nie odbierze. Jest to przede wszystkim dzieło obrony godności człowieka, obrony jego praw. Chodzi tu o samą godność człowieka, o wartość życia ludzkiego, o zasady współżycia ludzkiego. Kiedy np. w starożytności panował taki ustrój, że cesarz czy król posiadał absolutną władzę nad człowiekiem, dzięki której mógł poddanym nakazywać, jakich bogów mają czcić, a jakich nie, w co wierzyć, a w co nie, jak prowadzić życie rodzinne, co robić z dziećmi itd. to Kościół czyli Chrystus, wprowadził w życie ludzkie zasadę i praktykę zarazem, w której człowiek w sprawach sumienia jest podległy tylko samemu Stwórcy. W ten sposób Chrystus poprzez Kościół uwolnił sumienia ludzkie spod tyranii władzy doczesnej.
W czasach pogańskich ludzie w ramach nakazanej religii zmuszani byli do czci bożków lub uznawania za bogów władców. Bardzo często w ramach obowiązującej religii popełniali kultowe morderstwa, uprawiali nierząd – niesłusznie nazywany misteriami czy obrzędami sakralnymi. Kościół, czyli Chrystus uwolnił ludzkość od tego wszystkiego, co w religii było poniżające oraz sprzeczne z godnością człowieka i świętością Boga. Chrystus poprzez swój Kościół otworzył równocześnie człowiekowi drogę do prawdziwej świętości, do najwyższych szczytów zjednoczenia z Bogiem.
Historia Kościoła poucza nas, że w ciągu wieków pod wpływem pogaństwa i słabości rozumu ludzkiego pojawiały się różnego rodzaju błędy. Zagrażały one życiu ludzkiemu, godności człowieka, podstawom życia rodzinnego i świętości małżeństwa. Zawsze jednak Kościół, trzymając się nauki Chrystusa, wskazywał ludzkości właściwą drogę i wychodził zwycięsko z różnych zagrożeń.
Również i w naszych czasach pojawiają się różnego rodzaju zagrożenia dotyczące organizowania życia indywidualnego, rodzinnego, międzynarodowego. Okazuje się, że sam postęp cywilizacyjny i techniczny nie uszczęśliwi człowieka. W tym wszystkim najważniejszy jest człowiek. On sam musi zawsze pamiętać, kim jest, po co żyje i jakie są najistotniejsze wartości człowieka.
Co wy możecie dać Kościołowi? Cóż damy Kościołowi, czyli Chrystusowi, za to wszystko, czym On jest dla nas? Czym mógłby odpłacić się człowiek umarły Temu, który go obdarzył najwyższym dobrem życia, istnienia? Czyż więzień skazany na wieczną karę może się odwdzięczyć temu, kto nie tylko wyzwolił go od tej kary, ale jeszcze obdarzył go przebywaniem w królestwie niebieskim? Pozostaje więc chyba tylko jedno: oddać Chrystusowi siebie i wszystko co nasze. Ale nawet i wtedy nie możemy uważać, żeśmy dali dużo, bo przecież to wszystko, co mamy do ofiarowania, też jest Bożym darem. Ale żebyśmy nie czuli się mali i upokorzeni, Chrystus znalazł dla nas niezwykły sposób, by nas uratować przed tym poczuciem małości. Otóż mamy wielki skarb, wielki dar, którym możemy dysponować, dany nam po to, abyśmy spłacili dług. Oto Chrystus dał nam siebie samego na własność w tajemnicy Eucharystii, abyśmy Jego samego ofiarowali Ojcu niebieskiemu w łączności z czynnością kapłana – ofiarnika.
Dając Kościołowi, dajecie sobie. Hojność Boża nie daje się jednak prześcignąć naszej ofiarności i wciąż znajduje nowe sposoby, by nas ubogacać nawet naszym własnym darem. Oto w niepojętej mądrości Bożej – to, co dajemy Bogu, Chrystusowi i Kościołowi – to właśnie dajemy w pewien sposób samym sobie. Jest bowiem wyraźnie objawione, że kto należy do Chrystusa i jego Mistycznego Ciała – to właśnie sam jako żywy członek tego Ciała wchodzi w niezmiernie ścisły związek z samym Chrystusem. Im więcej się do Niego zbliża, tym bardziej wzrasta w duchowym bogactwie. Dobro, które czynimy, jest w nas. Bóg bowiem, którego miłujemy, jest w nas, a my w Nim, jak uczył tego wyraźnie Pan Jezus. Bo któż naprawdę korzysta z tego, że my jesteśmy uczciwi wobec Boga? Któż się bogaci przez to, że my miłujemy Boga? Któż zyskuje jeśli nie my sami, gdy spełniając nakazy mądrości i miłości Bożej stajemy się do Boga podobni? Czyż nie my sami wzrastamy wtedy w wartości i nieśmiertelność? Czyż nie my sami otrzymujemy Chrystusa, wtedy, gdy dajemy Mu siebie samych? Co za przedziwna ekonomia Boża! Dając Kościołowi – dajemy sobie! Dając Chrystusowi – dajemy sobie! Dając Bogu – dajemy sobie! Wiele więcej, nieskończenie więcej, niż wart jest cały świat. Pozornie zdaje nam się, że kiedy musimy coś dać, to tracimy, bo tak nauczyliśmy się w świecie ludzkim, ale gdy dajemy siebie Kościołowi, to właśnie dajemy siebie w postaci nędzarzy, zabrudzonych grzechami, śmiertelnie chorych i umarłych na duszy, a odnajdujemy siebie w Kościele i Chrystusie już odnowionych, oczyszczonych, ocalonych, wyzwolonych, przebóstwionych i przyjętych do rodziny Bożej – odnajdujemy siebie jako nowych ludzi, prawdziwie wolnych i nieśmiertelnych. Czy nie warto więc dać Kościołowi siebie?
A wiec w Kościele Chrystusowym nie jesteśmy jakimiś patentami, klientami, abonentami, konsumentami czy pacjentami. Jesteśmy czymś więcej. Jesteśmy współpracownikami Boga, jesteśmy współpracownikami wielkiego dzieła zbawienia, członkami Bożej społeczności, współwłaścicielami i współbraćmi razem z Chrystusem. Jesteśmy potrzebni Chrystusowi nie w charakterze niewolników, najemników czy służących, którzy tylko wtedy słuchają Pana, gdy boją się kary, ale jesteśmy zaproszeni jako bracia, jako przyjaciele, którym Bóg zaufał i powierzył swoje skarby. Powinniśmy to wszystko jakoś uświadomić sobie. Nie powinniśmy być daleko od Chrystusa. Trzeba żebyśmy byli z Nim razem, we wszystkich sprawach swego życia. Trzeba, żebyśmy Jego przykazania uważali za najważniejszą własną życiową sprawę. Musimy dokonać w sobie czegoś, co można nazwać odkryciem Chrystusa w swoim życiu, żebyśmy wreszcie poczuli, że sprawa Chrystusowa to sprawa nasza, że Jego chwała to nasz interes, że Jego miłość to nasze zbawienie. Powinno nas duchowo porwać i zaabsorbować to wielkie dzieło, które prowadzi Chrystus i do którego i nas zaprasza. Polega ono na tym, aby wszyscy ludzie doszli do poznania jedynego i prawdziwego Boga, który posłał Jezusa Chrystusa, aby wszyscy byli jedno, aby ludzie poznali swoje przeznaczenie swoje Boskie powołanie, aby poczuli się braćmi, członkami społeczności Bożych synów. Musimy poczuć się potrzebni swoim bliźnim, wyjść poza krąg czysto prywatnych, egoistycznych zainteresowań. Musimy uświadomić sobie, że i od nas zależy, czy my sami i wszyscy ludzie zdobędą to, co Chrystus chce im ofiarować. Oto nasza rola w Kościele.
Pomyślmy:
Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że to, co jest w nas największe, to godność dziecka Bożego, którą otrzymaliśmy za pośrednictwem Kościoła? Jak się odnosimy do Kościoła? Czy może należymy do tych wierzących, którzy mają pod adresem Kościoła tylko same pretensje? Czy pamiętamy o swoich obowiązkach wobec Kościoła? Czy modlimy się za Kościół, Ojca Świętego, biskupów i kapłanów?
pawcio45