Kiley_Deborah_Scaling_-_Albatros._Historia_kobiety,_która_przetrwała_na_otwartym_morzu.pdf

(748 KB) Pobierz
KILEY Deborah SCALING
KILEY Deborah SCALING
Albatros
Historia kobiety, która przetrwała na otwartym morzu
Z angielskiego przełożył Janusz Skowron
Świat Książki .
runku pia/\.
ponury okres na wybrzeżu Maine, między Bo/.ym Narodzeniem a późniejszym najazdem
turystów, kiedy wszystko: płynące nisko chmury, ogoło cone z liści drzewa, puste domki
letniskowe i parę plam śniegu wzdłuż drogi z wystającymi z nich drobnymi kamykami miało
kolor pozbawionej życia szarości.
Człowieku, czy wszystko jest takie ponure?
zapy tałam i kopnęłam w pełną butelkę Jacka danielsa leżącą przy moich nogach na
metalowej, pokrytej piaskiem podłodze furgonetki.
To na później, teraz napij się piwa.
Jest z tyłu za siedzeniem powiedział.
Otworzyłam puszkę budweisera i popatrzyłam przez okno.
Właśnie mijaliśmy zajazd "White Barn", który w tej okolicy był jedną z nielicznych
restauracji czynnych przez cały rok.
Z kominów zajazdu buchały kłęby dymu, a na parkingu stało kilka samochodów; na ich
karoseriach widniały ślady soli używanej do posypywania dróg.
Im bliżej byliśmy plaży, tym bardziej żałowałam, że nie mogę być teraz w "White Barn" i
popijać bloody mary, wybiera jąc delikatną bułeczką sos holenderski z talerza.
Zamiast tego odmrażałam sobie tyłek w rozsypującej się furgonet ce, a głowa niemal mi
pękała; w dodatku miałam pływać na desce.
Zaparkowaliśmy samochód przed szeroką plażą pełną ludzi.
Ocean był ciemny i wzburzony, wyglądał brzydziej niż kiedykolwiek przedtem.
Kilku pływaków okrakiem dosiadało desek poza miejscem, w którym łamała się wysoka fala.
Dwóch innych wiosłowało pośpiesznie za tym samym grzbietem, ale nim zdążyli wstać na
deskach, wylecieli w powietrze tak, jakby zostali wystrzeleni z ar maty.
Cholera, ale są wielkie powiedziałam i skoń czyłam jednym haustem puszkę piwa.
Zaczęło mi się robić mdło.
Oddychaj głęboko powiedziałam do siebie.
Oddychaj głęboko!
Zaczęłam odczuwać mrowienie w rękach.
Nie znosiłam tego uczucia.
Kiedyś kochałam morze bardziej niż cokolwiek innego, nawet wtedy, kiedy było wzburzone.
Ale teraz budziło we mnie przerażenie.
W porządku!
Woody uderzył dłonią w kierow cę.
Gwarantowane, błyskawiczne lekarstwo na kaca.
Wyszedł z furgonetki i wyciągnął z tyłu obydwie deski.
Tedną wetknął pod ramię i pobiegł do morza, wrzeszcząc na mnie, abym biegła za nim.
Wyskoczyłam z samochodu, wzięłam deskę, przełożyłam rzemień przez nogę i zmusi łam się,
żeby iść w kierunku wody.
Zanim doszłam do brzegu, Woody już zniknął za grzbietami fal.
Weszłam do wody.
Nawet ubrana w nie przemakalny kombinezon poczułam wszechogarniające zimno.
Położyłam się na desce i zaczęłam wiosłować szybko, jak tylko mogłam, poza falochron.
Byłam sama.
Woody i pozostali pływacy byli nieco dalej, ukryci za wielkimi grzbietami ciemnej wody.
Zęby mi dzwoniły.
Usiadłam na desce i zaczęłam wznosić się i opadać z każdą falą.
Nie chciałam tam być.
Nie chcę tu być powiedziałam do siebie i zaraz wykrzyczałam to samo na głos: "Nie
chcę już nigdy być na morzu!
"
Obejrzałam się i zobaczyłam, że w moim kierunku toczy się wielka fala, położyłam się
więc i zaczęłam mocno wiosłować.
Poczułam, że fala mnie unosi i pędzi w kierun ku plaży.
Kiedy deska zaryła się w piasku, otoczona białą pianą, zeskoczyłam z niej i wyciągnęłam ją z
wody.
Trzęsłam się cała.
Może powinnam po prostu siedzieć w furgonetce, aż Woody wróci pomyślałam.
Powiedziałam, że będę pływała, no i pływałam.
Przepłynęłam raz, to powinno wystarczyć.
Woody płynął na fali w kierunku brzegu.
Zeskoczył z deski i pokazał mi ręką, żebym wracała.
W porządku, spróbuję jeszcze raz i wrócę.
Po prostu wybiorę jakąś łatwiejszą falę i odbędę małą, przyjemną przejażdżkę.
Zaczęłam znowu wiosłować; oddalałam się od brzegu.
Wznosząc się na wysokie fale, usiadłam okrakiem na desce i zaczerpnęłam kilka głębokich
oddechów.
Nagle pojawiła się nade mną olbrzymia fala, toczyła się, waląc się na mnie i wciągając za
sobą w głębinę.
Rzemień szarpnął mnie do tyłu, ściągał w dół, może wypychał.
Sama nie wiedzia.
łam, co się dzieje.
Potrzebowałam powietrza, ale byłam pod wodą.
Poczułam dotkliwe ukłucia paniki w całym ciele i nagle odżyły wszystkie wspomnienia.
A kiedy już się pojawiły, nie mogłam ich w żaden sposób powstrzy mać.
Wszystko znowu do mnie wróciło: sztorm, wiatr i rekiny, zimno i strach, okropny strach.
Chciałam, żeby to się skończyło.
Fale ponownie mnie porwały, krztusiłam się i spadałam w głąb.
Nie mogłam utrzymać równowagi ani nie mogłam niczemu zapobiec.
W jakiś sposób zdoła łam wyjść na powierzchnię, od razu zachłysnęłam się i
zwymiotowałam.
Nakryła mnie kolejna fala i znów wciągnęło mnie pod wodę, rzucając mną do tyłu, aż otarłam
ramieniem o dno.
Potem nadeszła jeszcze jedna fala i jeszcze jedna.
Byłam całkowicie zdezorientowana, nie panowałam nad niczym, nie byłam pewna, czy niebo
jest nade mną czy pode mną.
W pewnej chwili sobie uświadomiłam, że moje stopy uderzają o piasek, i udało mi się
wygrzebać z wody na plażę.
Krztusząc się i płacząc, powlokłam się w kierunku furgonetki.
To wszystko, co próbowałam pogrzebać w niepamięci, nagle mnie otoczyło.
W grzmiącym odgłosie fal słyszałam wrzaski ludzi, w gnijących wodorostach czułam zapach
rozkładającego się ciała.
Wsiadłam do furgonetki i za trzasnęłam drzwi.
A potem położyłam głowę na kolanach i zapłakałam.
Co tu robisz?
zapytał Woody, gdy otworzył drzwi od strony kierowcy.
Przepuszczasz wszystkie najlepsze fale.
Muszę wracać do domu powiedziałam.
Byłam w furgonetce już od dwudziestu minut, ale w dalszym ciągu nie mogłam powstrzymać
drżenia rąk.
Zimno ci?
Wydawało mi się, że kombinezon będzie trochę za duży na ciebie.
Muszę wracać do domu powtórzyłam, patrząc nieruchomo przed siebie.
O co chodzi?
Niedobrze ci?
Po prostu muszę jechać.
Zgoda!
Możesz wytrzymać jeszcze chwilę?
Chciał bym sobie jeszcze raz popłynąć.
10
(y mógłbyś wziąć mnie do domu?
Proszę po wiedziałam powoli.
"Oddychaj rozkazałam sobie oddychaj dalej!
"
Dobrze, w porządku.
Niech się tylko przebiorę w suche ubranie.
Nie chcesz się przebrać?
Wyglądasz na przemarzniętą.
Nie, naprawdę, Woody powiedziałam i znowu zaczęłam łkać.
Nie mogłam się powstrzymać.
Muszę jechać do domu.
Siadaj do tego pieprzonego samochodu, zabierz mnie wreszcie do domu!
Dobrze, jadę.
Uspokoisz się?
wsiadł i zapalił
silnik.
Przepraszam powiedziałam i zakryłam twarz
dłońmi.
Woody zawiózł mnie do domu bez słowa.
Wszyscy w szkole wiedzieli, że miałam kiedyś bardzo niebezpiecz ny wypadek podczas
żeglowania, ale z Woodym niewiele o tym rozmawiałam i chociaż starał się okazywać mi
współczucie, wiedziałam, że nie próbował nawet zro zumieć, przez co przeszłam.
Patrząc teraz wstecz, widzę, że również sama nie mogłam tego wówczas pojąć.
Wydawało mi się, że sobie dobrze radzę.
Byłam twarda, potrafiłam dużo znieść.
To całkiem jak jazda na koniu.
Dęb mówiłam sobie.
Po prostu trzeba znowu wskoczyć na grzbiet.
Rzadko mówiłam o tym, co się stało w październiku osiemdziesiątego drugiego roku.
Próbowałam odrzucić od siebie tamte przeżycia jak jakiś worek niepotrzebnych śmieci.
Myślałam, że jeżeli będę robić normalne rzeczy, ta kie jak uczęszczanie na wykłady,
oglądanie telewizji i cho dzenie na przyjęcia, to będę normalna, ale się myliłam.
Kiedy Woody zatrzymał się przed moim domem, wyskoczyłam z samochodu,
wbiegłam do środka, za mknęłam drzwi, oparłam się o nie ciężko i zaczęłam płakać.
Płakałam, aż zrobiło się ciemno.
Potem położyłam się do łóżka i płakałam aż do rana.
Przez następne trzy tygodnie chowałam się za tymi zamkniętymi na klucz drzwiami;
nie otwierałam ich nawet dla moich przyjaciół.
Nie chodziłam do szkoły, prawie nic
11 .
Zgłoś jeśli naruszono regulamin