Wyznania Szpiega.doc

(176 KB) Pobierz
WYZNANIA SZPIEGA

 

Poczta Internetowa:

jasiek@sprint.ca

jasiek80@hotmail.com

WYZNANIA SZPIEGA

 

Pod takim tytulem ukazala sie ksiazka ujawniajaca, niektóre zakulisowe sprawy izraelskiego wywiadu jakim jest Mosad. Autor na podstawie swoich

szescioletnich doswiadczen w agencji (Mosad), opisuje niektóre fakty ze swojej dzialalnosci, jak równiez dzialalnosci calego Mosadu i wspólpracy z

CIA. Oto w krótkim streszczeniu zamieszczam z niej kilka interesujacych fragmentów.

 

KADET ( Pierwsze kroki

 

W Izraelu wielu ludzi jest przekonanych, ze kraj znajduje sie w obliczu stalego zagrozenia. Nawet silna armia nie jest w stanie zapewnic bezpieczenstwa. Ja tez w to wówczas wierzylem.

Wiadomo wiec, ze sluzby bezpieczenstwa sa niezmiernie potrzebne i ze istnieje organizacja pod nazwa Mosad. Oficjalnie w Izraelu czegos takiego

nie ma, ale kazdy obywatel wie, "ze jest". Ale to i tak tylko czastka wiedzy, wierzcholek góry. To niezwykle tajna organizacja. Jesli sie do niej wstapilo, to robi sie wszystko, co kaza, jest sie bowiem przekonanym, ze za wszystkim kryje sie cos bez mala magicznego, co mozna zrozumiec dopiero z biegiem czasu.

 

U kazdego, kto wyrasta w Izraelu, takie przekonanie staje sie czastka jego podswiadomosci. Zaczyna sie to wraz z przystapieniem do brygad mlodziezowych. Tam nauczylem sie strzelac. Gdy mialem 14 lat, bylem w kraju drugi w strzelaniu do celu. W strzelaniu z broni snajperskiej uzyskalem 192 na 200 mozliwych punktów, tylko cztery mniej niz zwyciezca.

Spedzilem takze kilka lat w armii. Tak wiec wiedzialem, a w kazdym razie wydawalo mi sie, ze wiedzialem ( w co wchodze.

Nie kazdy Izraelczyk dziala w ciemno. Ale ludzie wyszukani przez Mosad i sprawdzeni przez jego testy sa ( przynajmniej na tym etapie ( takimi, którzy gotowi sa zrobic wszystko, co sie im poleci. Jesli ktos pyta o

cokolwiek, to cala operacja moze potem utonac w bagnie.

*  *  *  *  *  *

 

Pierwsze szesc tygodni byly bardzo spokojne. Pracowalem w biurze glównie jako urzednik zajmujacy sie papierkami. Pewnego lutowego dnia 1984 r. wraz z 14 kolegami znalazlem sie w jadacym mikrobusie. Zadnego z nich nie znalem. Wóz wspinal sie pod góre, potem przejechal strzezona brame i

zatrzymal sie przed dwupietrowym budynkiem Akademii.

Podszedl do naszej grupy mezczyzna o ciemnej karnacji, z siwiejacymi wlosami, i przeprowadzil nas do bocznego pomieszczenia wygladajacego jak

szkolna klasa. Powiedzial tylko, ze dyrektor bedzie wkrótce.

Przyjrzalem sie pomieszczeniu. Okna wychodzily na obie strony, tablica szkolna wisiala na glównej scianie, w srodku znajdowal sie stól w ksztalcie litery T, a na nim stal projektor. Kurs, w którym mielismy wziac udzial, mial nazwe Kadet 16, bowiem byl z kolei szesnastym kursem dla kadetów Mosadu.

 

Uslyszelismy szybkie kroki na pokrytym zwirem dziedzincu. Do pokoju weszlo trzech mezczyzn. Jeden z nich byl niski, przystojny, z ciemna karnacja,

drugi ( którego rozpoznalem ( starszy i wygladajacy dosc wyszukanie, trzeci, okolo piecdziesiatki, wysoki na okolo 6 stóp i dwa cale, blondyn w okularach, mial na sobie koszule i sweter. Ten ostatni podszedl energicznie do stolu, gdy pozostali dwaj zasiedli z tylu. ( Nazywam sie Aharon Sherf.

Jestem szefem Akademii. Witam w Mosadzie. Pelna nazwa tej instytucji brzmi:

 

Ha Mosad'le Modiyn le Tafkidim Mayuhadim (Instytut Wywiadu i Operacji Specjalnych). Mottem naszego dzialania sa slowa: Prowadz wojne droga

podstepu. Zatkalo mnie. Wiedzielismy, ze to jest Mosad, ale po raz pierwszy nam to powiedziano. Sherf lepiej znany jako Araleh, stal nachylony nad

stolem. Potem wyprostowal sie. I znowu nachylil. Sprawial wrazenie surowego i silnego.

 

( Jestescie zespolem ( mówil dalej ( Zostaliscie wybrani sposród tysiecy.

Przesialismy ogromna liczbe ludzi, by wybrac wlasnie was. Macie wszelkie mozliwosci, by stac sie tymi, jakich potrzebujemy. Macie warunki sluzenia

naszemu krajowi w sposób, jaki jest dany tylko "wybranym". Niczego sobie bardziej nie zyczymy niz tego, abyscie wszyscy ukonczyli ten kurs i podjeli

wazne zadania. Ale nie przepuscimy nikogo, kto nie zdobedzie kwalifikacji stuprocentowych. Jesli nikt z was nie przejdzie przez ten trudny egzamin, tez bedzie dobrze. Tak sie juz zdarzalo.

 

( To jest niezwykla akademia. Bedziecie pomagac w procesie nauczania przez przeksztalcanie samych siebie. Stanowicie material, który bedzie uformowany

do zadan w zakresie bezpieczenstwa na obecnym etapie. Wyjdziecie stad jako najlepiej wyszkoleni pracownicy wywiadu na swiecie.

( Jestem dyrektorem tej akademii i szefem wydzialu szkoleniowego. Zawsze mozna mnie tu znalezc, moje drzwi stoja dla was otworem. Zycze szczescia. A

teraz zostawiam was z waszymi instruktorami.

Wyszedl.

Pózniej odkrylem, jak ironicznie brzmia slowa znajdujace sie na drzwiach Sherfa. Sa to slowa przypisane bylemu prezydentowi USA Warrenowi

Hardingowi: "Nie dzialaj w sposób niemoralny dla osiagniecia moralnych celów".

Sentencja ta byla czyms przeciwnym temu, czego uczy Akademia.

Podczas przemówienia Aharona Sherfa jeszcze jeden mezczyzna wszedl do sali.

Po wyjsciu dyrektora ten silnie zbudowany czlowiek z pólnocnoafrykanskim akcentem stanal przed nami i przedstawil sie.

( Nazywam sie Eiten. Jestem odpowiedzialny za wewnetrzne bezpieczenstwo.

Mam wam powiedziec o kilku sprawach, ale nie chce zabierac zbyt wiele czasu. Jesli bedziecie mieli jakies pytania, bez wahania przerywajcie mi i pytajcie.

Jak pózniej przekonalismy sie, kazdy wykladowca rozpoczynal zajecia od takiego samego wstepu.

( Chce wam powiedziec ( kontynuowal ( ze sciany maja uszy. Sa pewne technologiczne rozwiazania, które znamy i o których wam powiemy, ale sa tez

i nowe, których jeszcze nie znamy. Badzcie wiec ostrozni.

 

Wiem, ze macie za soba sluzbe wojskowa, ale tajemnice, jakie poznacie, sa o wiele wazniejsze.

Pamietajcie o tym zawsze. Dalej, zapomnijcie o slowie >>Mosad<<. Wymazcie je ze swojej pamieci. Nie

chce go wiecej slyszec. Nigdy!!! Od tej chwili, gdy mowa o Mosadzie, uzywacie slowa >>biuro<<. W kazdej rozmowie jest tylko biuro, nie ma slowa

Mosad. Swoim bliskim przyjaciolom mozecie powiedziec, ze pracujecie w >>ministerstwie obrony<<, ale nie wolno wam o swej pracy rozmawiac.

Jesli chodzi o nowe blizsze znajomosci, to nie wolno wam ich zawierac bez uprzedniej naszej aprobaty. Zrozumiale? Nie wolno tez telefonicznie

rozmawiac o waszej pracy. Jesli zlapie kogos na rozmowie z domowego telefonu o biurze, surowo ukarze. Jestem odpowiedzialny za bezpieczenstwo w

biurze i wiem wszystko o wszystkich.

Raz w miesiacu poddamy was kontroli z pomoca wykrywacza klamstwa.

 

W przyszlosci poddawani temu testowi beda tylko powracajacy z pobytu poza Izraelem. Macie prawo odmowy poddania sie temu testowi. Ale to daje mi

prawo rozstrzelania was.

Bedziemy sie spotykac jeszcze wiele razy i powracac do tych spraw. W ciagu dwóch dni otrzymacie dowody osobiste. Fotograf zrobi wam zdjecia. Do tego

czasu macie mi przyniesc wszelkie dokumenty zagraniczne, jak paszport czy dowód identyfikacyjny ( wasz, zon i dzieci. W bliskiej przyszlosci nigdzie

nie wyjedziecie, wiec bedziemy to trzymac tutaj.

Eiten skonczyl i wyszedl. Bylismy nieco oszolomieni. Ocenialismy jego zachowanie jako grubianskie i wulgarne. Nie byla to "przyjemna postac". Dwa

miesiace pózniej zniknal z horyzontu. Juz nigdy go nie widzialem.

 

Teraz przed nami pojawil sie mezczyzna o "ciemnej karnacji". Przedstawil sie jako Oren Riff ( szef kursu.

( Dzieci ( zaczal. ( Jestem za was odpowiedzialny. Wszystko uczynie, by wasz pobyt tutaj byl przyjemny. Mam nadzieje, ze bedziecie sie uczyc tak dobrze, jak to jest tylko mozliwe.

Nastepnie przedstawil nam czlonka grupy kierowniczej. Ran S. ("Donovan" opisany w Operacji Sfinks) byl asystentem na kursie. Tym dobrze ubranym facetem okazal sie Shai Kauly ( zastepca szefa Akademii. Poznalem go, bo juz wczesniej przeprowadzal na mnie jedna z prób.

Riff opowiedzial troche o sobie. Pracowal w biurze (tzn. w Mosadzie) wiele lat. Jednym z jego zadan bylo udzielanie pomocy (w postaci broni, doradctwa

czy nawet ludzi) Kurdom w pólnocnych rejonach Iraku walczacym przeciw Irakijczykom. Byl tez lacznikiem w urzedzie premiera Goldy Meir, a takze

katsa na placówce w Paryzu i lacznikiem w róznych czesciach swiata. Skarzyl sie, ze teraz juz tylko do nielicznych miejsc na swiecie moze jechac

bezpiecznie. Potem Riff przeszedl do glównego tematu a mianowicie dwóch przedmiotów, które zajma najwiecej czasu w ciagu nastepnych kilku tygodni.

Pierwszy to bezpieczenstwo, którego beda nauczac instruktorzy Shaback (Sluzba Bezpieczenstwa Wewnetrznego Izraela), a drugi to NAKA, jak w

skrócie okresla sie jednolity system pisania. Pamietam jego slowa.

 

( Raporty trzeba pisac w jeden jedyny sposób. Jesli robicie cos, ale o tym nie raportujecie, to tak jakbyscie nic nie robili. A jesli nic nie robicie, ale raportujecie, to tak jakbyscie cos zrobili ( konkludowal ze smiechem.

Pózniej w wielkim skrócie, zrobil wyklad na temat depesz informacyjnych. W wielkim skrócie, poniewaz w nastepnych dniach, mielismy spedzic wiele

godzin na praktykowaniu NAKA, bowiem glównym celem organizacji jest zbieranie informacji i przekazywanie ich dalej.

Nastepny wyklad byl bardzo dorzeczny. Wyglaszal go Pinhas Adaret, a dotyczyl on dokumentów: paszportów, dowodów tozsamosci, kart kredytowych,

praw jazdy itd. Najwazniejszymi dokumentami Mosadu sa paszporty. Jest ich cztery rodzaje: najlepsze, drugiego gatunku, dla operacji terenowych i

przypadkowe.

 

Paszporty przypadkowe to takie, które zostaly albo "znalezione", albo "ukradzione" i byly uzywane tylko wtedy, kiedy trzeba bylo nimi "blysnac".

Nie poslugiwano sie nimi do potwierdzenia tozsamosci. Zmieniano fotografie, czasami tez nazwisko, ale starano sie zmieniac mozliwie niewiele. Taki dokument nie wytrzymywal dokladnego badania. Oficerowie neviot, ci, którzy sie wlamywali, kontrolowali domy itp., korzystali wlasnie z nich. Uzywano ich tez w toku cwiczen w Izraelu, lub dla werbunku w Izraelu.

 

Dla kazdego wydanego paszportu istnial duzy arkusz zawierajacy nazwisko, adres oraz fotokopie tej czesci miasta, w której sie adres znajdowal.

Odpowiedni dom byl zaznaczony na planie, byla tez jego fotografia i opis otoczenia. Jesli sie przypadkowo napotkalo kogos, kto znal te okolice, nie dawano sie zlapac na proste pytania a dotyczace wlasnie tej okolicy.

Jesli sie korzystalo z paszportu przypadkowego, zalaczony do niego arkusz stwierdzal, gdzie byl on "uprzednio uzywany". Nie mozna bylo na przyklad

okazywac go w Hiltonie, jezeli niedawno ktos poslugiwal sie nim w tym hotelu. A poza tym trzeba bylo miec gotowa historyjke na temat kazdej

pieczeci, która znajdowala sie w takim paszporcie.

Paszporty do operacji terenowych uzywane byly do szybkiej pracy w "obcym panstwie". Nie poslugiwano sie nimi jednak przy przekraczaniu granicy.

Katsa bardzo rzadko uzywaja falszywych dokumentów osobistych udajac sie z kraju do kraju. Chyba ze towarzyszy im agent, czego na ogól staraja sie unikac. Falszywy paszport przewozony jest zwykle w worku dyplomatycznym zapieczetowanym bordero, czyli pieczecia wojskowa ze sznurkiem w niej,

pokazujacym, ze nie mozna jej otworzyc tak, by tego nie zauwazono. Uzywa sie jej do przewozenia dokumentów miedzy ambasadami i uznaje sie na calym swiecie, ze przy przekroczeniach granic nie wolno jej naruszac.

 

Kurier korzysta z immunitetu dyplomatycznego. Ponadto nasze pieczecie woskowe zostaly zrobione tak, zeby mozna bylo latwo otwierac i zamykac koperty nie pozostawiajac sladu.

Paszporty drugiego gatunku byly to w istocie doskonale paszporty sporzadzone na podstawie maskujacych opowiadan katsa. Ich najwazniejsza

cecha bylo jednak to, ze ludzie, na których nazwiska dane opiewaly, nie istnieli. Byly to paszporty z "fikcyjnymi" nazwiskami.

Paszporty najlepsze pasowaly zarówno do opowiadan ochronnych jak i do okreslonych ludzi, którzy opowiadanie takie mogli uprawdopodobnic.

Wytrzymywaly one doskonale wszelkie oficjalne badania, lacznie ze sprawdzeniem przez kraj, na który opiewaly.

Paszporty produkuje sie z róznych rodzajów papieru. Jest niemozliwe, zeby na przyklad rzad kanadyjski sprzedal komukolwiek papier, którego uzywa do

produkowania paszportów kanadyjskich ("ulubionych" paszportów Mosadu). Ale podrobionego paszportu nie mozna zrobic z niewlasciwego papieru. Akademia

Mosadu miala przeto mala fabryczke i laboratorium chemiczne, które wytwarzaly rózne rodzaje papieru paszportowego. Chemicy dokonywali analizy

prawdziwych paszportów i opracowywali dokladny proces produkcji papieru bedacego replika tego, czego potrzebowali.

 

Dla przechowywania tego papieru istnial specjalny magazyn o okreslonej temperaturze i wilgotnosci. Spoczywaly w nim papiery paszportowe dla

niemalze wszystkich krajów swiata. Inna czescia tej samej "produkcji" bylo np. podrabianie dinarów jordanskich. Z powodzeniem wymieniano je pózniej na prawdziwe dolary. Uzywano tez do zalewania Jordanii masa pieniadza, co poglebialo inflacje w tym kraju.

Kiedy w czasie cwiczen znalazlem sie w fabryce, zobaczylem duza paczke nie wypelnionych paszportów kanadyjskich. Sadzilem, ze musialy byc ukradzione.

Bylo ich ponad tysiac. Jednakze nie slyszalem, zeby kiedykolwiek ogloszono o takiej stracie. W kazdym razie na pewno nie w srodkach przekazu.

Wielu imigrantom do Izraela proponuje sie tez, by oddali swe paszporty dla rzekomego ratowania Zydów. Na przyklad ktos, kto wlasnie przeniósl sie z

Argentyny do Izraela, nie bedzie mial prawdopodobnie nic przeciw temu, zeby

oddac swój argentynski paszport. Paszport ten wyladowalby w wielkiej, przypominajacej biblioteke sali mieszczacej wiele tysiecy paszportów,

ulozonych wedlug krajów, miast, a nawet dzielnic, uporzadkowanych wedlug wieku wlasciciela, a takze zawierajacych zarówno nazwiska brzmiace z

zydowska, jak i niezydowskie. Wszystkie dane sa skomputeryzowane.

Mosad mial tez duza kolekcje pieczeci i podpisów paszportowych, których uzywano przy "produkcji" paszportów. Kolekcja ta byla dokladnie

skatalogowana. Wiele tych pieczeci zebrano przy pomocy policji, która mogla na jakis czas zatrzymac paszport i sfotografowac rózne pieczecie przed

zwróceniem dokumentu wlascicielowi.

Systematycznosc cechowala nawet stemplowanie falszywego paszportu. Jesli np. w moim paszporcie umieszczono pieczatke atenska z okreslona data, to

wydzial sprawdzal w aktach, jaki byl podpis i pieczatka tego dnia o godzinie przylotu tak, ze gdyby nawet ktos sprawdzil w Atenach, kto mial wtedy sluzbe, dane paszportu bylyby prawidlowe. Pracownicy byli dumni ze swoich osiagniec. Niekiedy zapelniali paszport nawet dwudziestoma pieczatkami.

 

Twierdzili, ze nigdy jeszcze nie spartaczono zadnej operacji z powodu zle wykonanego dokumentu.

Nastepnego dnia Ran S. mial wyklad o sayanim, niepowtarzalnym i niezmiernie waznym czynniku dzialalnosci Mosadu. Sayanim, czyli "pomocnicy", musza byc 100-procentowymi Zydami, zyjacymi za granica. I choc nie sa obywatelami izraelskimi, dociera sie do wielu z nich za posrednictwem ich krewnych w

Izraelu. Mozna np. prosic Izraelczyka, który ma krewnego w Anglii, by napisal list, wspominajac w nim np., ze osoba wiozaca przesylke jest

przedstawicielem organizacji pomagajacej ratowac Zydów w diasporze. Czyz taki brytyjski krewny odmówi pomocy?

 

Na swiecie sa tysiace "pomocników". Tylko w Londynie jest ich 2 tysiace aktywnie dzialajacych i 5 tys. w rezerwie. (Odgrywaja wieloraka role. Na

przyklad: sayan posiadajacy wypozyczalnie samochodów moze pomóc Mosadowi wynajmujac wóz bez koniecznej w takich wypadkach dokumentacji, sayan posrednik mieszkaniowy znajduje odpowiedni lokal bez wywolywania

jakichkolwiek podejrzen, pracujacy w banku moze dostarczyc potrzebnych pieniedzy nawet w srodku nocy, a pomocnik lekarz wyjmie np. kule z rany bez

informowania o tym policji. Cala idea polega na tym, by miec caly zestaw uzytecznych ludzi, którzy sa w stanie zapewnic pewne uslugi i beda o nich milczec ze wzgledu na poczucie lojalnosci wobec sprawy Izraela.( Za uslugi te "pomocnicy" otrzymuja pieniadze, ale tylko jako zwrot kosztów. Jednak

czesto katsa naduzywaja lojalnosci tych ludzi. Po prostu korzystaja z ich pomocy dla osobistych potrzeb, i nie ma mozliwosci sprawdzenia tego.

 

Nie ma zadnych watpliwosci, ze nawet jesli taki Zyd wie, iz chodzi o Mosad i nie zgadza sie na wspólprace, nikogo nie wyda. Natomiast katsa niczym nie

ryzykujac, ma do dyspozycji ogromna baze ludzka dla werbunku. Zapewniaja ja miliony Zydów poza granicami Izraela, a o wiele latwiej jest dzialac przy

pomocy ludzi dostepnych na miejscu. A sayanim daja wszedzie niewiarygodne wrecz praktyczne wsparcie. Jednak nie stawia sie ich wobec ryzyka. A takze

nie udostepnia sie im poufnych informacji.

Zalózmy, ze podczas jakiejs operacji katsa, w celu zamaskowania sie, musi miec sklep np. z elektronika. Jeden telefon do sayana z tej branzy wystarczy, by sprzet wartosci 3 czy 4 milionów dolarów znalazl sie w upatrzonym budynku.

Dzialalnosc Mosadu koncentruje sie glównie w Europie. Z tego wzgledu pozadanym jest posiadanie adresów handlowych w Ameryce Pólnocnej. Sa wiec

adresy i numery telefonów nalezace do sayanim. Jesli katsa musi dac komus adres czy numer telefonu, posluguje sie odpowiednim "pomocnikiem". Kiedy

zas ten otrzymuje list lub telefon, wie juz, co ma z tym zrobic. Sa biznesmeni majacy po 20-tu operatorów, którzy odpowiadaja na telefony, pisza listy, przekazuja wiadomosci faksem. I wszyscy pracuja dla Mosadu.

Mówi sie zartem, ze 60% operacji takich firm zajmujacych sie telefonicznym posrednictwem dla potrzeb Europy zapewnia Mosad.

 

System ten ma jednak pewien slaby punkt. Otóz Mosad nie przejmuje sie, ze dzialalnosc sayanim moze stac sie w skutkach niszczycielska dla statusu

Zydów w diasporze, gdyby caly ten system zostal ujawniony. Watpliwosci takie sa kwitowane krótko: "A cóz zlego moze sie stac tym Zydom? Przyjada

wtedy do Izraela! To wspaniale!"

Katsa pracujacy na stacjach odwiedzaja bardziej "aktywnych" sayanim co trzy miesiace. Ci w terenie maja osobiste spotkania z tymi ludzmi dwa do

czterech razy dziennie. Do tego dochodza liczne rozmowy telefoniczne. Caly ten system pozwala Mosadowi pracowac tylko ze "szkieletowym personelem".

Oto dlaczego, na przyklad, stacja KGB (notabene, w której wiekszosc agentów jest Zydami ( ukrytymi Zydami ( wspólpracujacymi z Mosadem) zatrudnia w

jakims miescie okolo 100 ludzi, podczas gdy porównywalna stacja Mosadu potrzebuje tylko szesciu lub siedmiu.

Mosad np. nie posiada stacji we wszystkich krajach, które sa obiektem jego zainteresowania. Niektórzy mysla, ze stanowi to slabosc, ale to nieprawda.

Izrael nie ma tez stacji w Damaszku. Po prostu Mosad traktuje jako swój obiekt zainteresowania caly swiat poza Izraelem, a przede wszystkim Europe i Ameryke Pólnocna. To podejscie dyktuje specyficzny sposób dzialania. Na przyklad arabskie zbrojenia. Otóz wiekszosc krajów arabskich nie produkuje wlasnej broni.

 

Wiekszosc z nich nie posiada równiez wyzszych uczelni wojskowych. Jesli chce sie zwerbowac dyplomate syryjskiego, nie trzeba tego robic w Damaszku. Mozna to uczynic w Paryzu. Jesli chce sie zdobyc dane o arabskiej rakiecie, to otrzymuje sie je w Paryzu, Londynie, czy w Stanach Zjednoczonych ( tam, gdzie zostala wyprodukowana. Od Amerykanów mozna dostac wiecej informacji o Arabii Saudyjskiej niz od samych Saudyjczyków.

Do czego tu wiec potrzebni sa Saudyjczycy? Podczas mojej pracy w Instytucie (Mosad ( tl.) zwerbowalem w Arabii Saudyjskiej tylko jednego czlowieka (byl to attache ambasady japonskiej. To wszystko.

 

Jesli natomiast chce sie dotrzec do starszych oficerów arabskich, to studiuja oni w Anglii i Stanach Zjednoczonych. Piloci szkola sie w Anglii, Francji i Stanach Zjednoczonych. Komandosi odbywaja szkolenia we Wloszech i Francji. To w tych krajach mozna ich wszystkich werbowac. (Oczywiscie za

wielkie pieniadze). Jest to latwiejsze i mniej niebezpieczne.

Ran S. uczyl nas takze o "bialych agentach". Osoby te werbuje sie srodkami posrednimi lub bezposrednimi, tak ze moga one wiedziec, ze pracuja dla Izraela, ale moga tez byc tego nieswiadomi. Z reguly sa to nie-Arabowie i zwykle biegli w wiedzy technicznej. W Izraelu panuje przekonanie, ze Arabowie nie rozumieja techniki.

 

Wspólpraca z "bialymi agentami" jest mniej ryzykowna niz z "czarnymi" (tj. arabskimi). Arabowie pracujacy za granica sa czesto kontrolowani ( ze

wzgledów bezpieczenstwa ( przez wywiad arabski, a ten jesli trafia na slad wspólpracy Araba z Mosadem, stara sie zabic agenta izraelskiego, który utrzymywal ten kontakt. Natomiast, najgorszym co moze sie przydarzyc Izraelczykowi pracujacemu z "bialym agentem" we Francji, jest deportacja.

Ale samemu "bialemu agentowi" grozi oskarzenie o zdrade. Dlatego trzeba wszystko robic, by go chronic, co nie zmienia sytuacji, ze to jemu najwiecej zagraza. Jesli natomiast pracuje sie z Arabem, to obaj sa

zagrozeni.

 

Pierwsze dzialania praktyczne

W tym czasie kadeci zdobyli juz duzy zasób wiedzy technicznej. Teraz trzeba ja bylo zastosowac w zyciu. Jedna z metod byly cwiczenia zwane "butikami".

Czesto odbywaly sie one dwa razy dziennie. Celem cwiczen bylo nauczenie nas, jak odbywac kolejne spotkanie po nawiazaniu pierwszego kontaktu z

potencjalnym zwerbowanym.

W oddzielnych pokojach znów kazdy obserwowal przez monitor dzialania jednego z kadetów, dokonujac intensywnej i czesto niezyczliwej analizy jego

wysilków. Kazde cwiczenie trwalo okolo 90 minut i naprawde wywracalo flaki.

 

Kazde nasze slowo bylo analizowane i krytykowane, podobnie jak kazdy ruch i kazde dzialanie. "Czy wlozyles w to dosyc przynety? Co myslales, gdy

powiedziales, ze ma on ladne ubranie? Dlaczego zadales mu to pytanie? A tamto? Itd."

Blad popelniony w butiku, jakkolwiek klopotliwy, nie byl jednak zabójczy.

Blad popelniony w prawdziwym swiecie wywiadu mógl sie takim okazac. A my wszyscy chcielismy dojrzec do tego wlasnie swiata.

Chcielismy wygrac jak najwiecej punktów, aby uchronic sie od wszelkich przyszlych niepowodzen. Obawa przed niepowodzeniem byla olbrzymia. Bylismy przeciez skazani na prace w Mosadzie. Wydawalo sie, ze poza nim nie ma juz dla nas zycia. Cóz moglibysmy robic? Co moglo jeszcze wywolac w kims przyplyw adrenaliny po doswiadczeniach w Mosadzie?

 

Nastepny wazny cykl wykladów prowadzil szef wydzialu Dalekiego Wschodu i Afryki ( tevelu (lacznosc), Amy Yaar. Jego opowiadania byly tak

fascynujace, ze po ich zakonczeniu kazdy myslal: "jak sie do niego zapisac?"

Wydzial Yaara mial ludzi na calym Dalekim Wschodzie. Niewiele zajmowali sie prawdziwym wywiadem, natomiast budowali zreby przyszlych zwiazków gospodarczych i dyplomatycznych. Wydzial mial w Dzakarcie czlowieka z paszportem brytyjskim, który pracowal pod oslona. Znaczylo to, ze wladze indonezyjskie wiedzialy o jego przynaleznosci do Mosadu. Mial przygotowana

droge ucieczki, a wsród innych zabezpieczen ( pas ze zlotych monet. Glównym jego zadaniem bylo ulatwianie handlu bronia w tym regionie. Mieli tez

czlowieka w Japonii, innego w Indiach, jeszcze innego w Afryce, a od czasu do czasu ludzi w Sri Lance i w Malezji. Punktem corocznych zjazdów zespolów

Yaara byly Seszele. Mial zajecie przyjemne i malo niebezpieczne.

 

Pracownicy Yaara w Afryce równiez obracali milionami dolarów handlujac bronia. Pracowali etatowo, najpierw nawiazywali kontakty, zeby zorientowac sie, czego dany kraj potrzebowal, czego sie obawial, kogo uwazal za wroga.

Informacje te zdobywano dzialajac na miejscu. Chodzilo o to, aby opierajac sie na poznanej sytuacji nawiazac mocne kontakty, a nastepnie uzmyslowic

ludziom, ze zaleznie od ich potrzeb Izrael moze zaopatrywac dane rzady w bron i organizowac dla nich szkolenia. Z chwila, gdy przywódca jakiegos kraju dal sie znecic bronia, czlowiek Mosadu oswiadczal mu w koncu tego etapu, ze musi równiez kupic na przyklad troche maszyn rolniczych. W ten sposób przywódca kraju dochodzil do sytuacji, w której musial stwierdzic, ze dalsze rozszerzanie kontaktu z Izraelem wymaga nawiazania pelnych stosunków dyplomatycznych. Byl to wiec sposób tworzenia tych stosunków "tylnymi drzwiami", bowiem najczesciej transakcje bronia byly tak dochodowe, ze lacznik nie musial zadawac sobie trudu zalatwiania niczego

wiecej.

Inaczej bylo, na przyklad, w Sri Lance. Kontakty nawiazal Amy Yaar. Zwiazal kraj wojskowo, dostarczajac mu podstawowego wyposazenia, lacznie z kutrami torpedowymi dla przybrzeznej sluzby patrolowej. Jednoczesnie Yaar i jego ludzie dostarczali walczacym Tamilom wyposazenia do zwalczania takich kutrów, w toku tych walk z silami rzadowymi Sri Lanki. (Izraelczycy szkolili równiez elitarne oddzialy obu stron). Przy czym oczywiscie zadna

ze stron nie wiedziala o sobie. Ponadto Izraelczycy pomagali Sri Lance wyludzac od Banku Swiatowego i innych inwestorów miliony dolarów na zaplacenie za bron, która jej dostarczali.

Rzad Sri Lanki niepokoil sie wrzeniem wsród chlopów ( kraj mial dluga historie trudnosci gospodarczych ( i chcial czesc ludnosci miejskiej przesiedlic z jednego kranca wyspy w drugi (oczywiscie bylo to spowodowane przez doradców Mosadu, celem rozproszenia zzytych ze soba i zwiazanych kulturowo i patriotycznie grup spolecznych, które byly powodem tworzenia partyzantki). Potrzebowal jednak do tego jakiegos wiarygodnego powodu. Tu wlaczyl sie Amy Yaar. Wymyslil wielki "plan Mahaweli" ( koncepcje

olbrzymich robót inzynieryjnych dla odwrócenia naturalnego biegu rzeki Mahaweli, aby osuszyc czesc terenów kraju. Twierdzil, ze pozwoli to podwoic

zasoby energii elektrycznej dostarczanej przez elektrownie wodne i udostepni 750 tysiecy akrów (300 tysiecy ha.) nowo nawodnionej ziemi. Bank Swiatowy, Szwecja, Kanada, Japonia, Niemcy, EWG i Stany Zjednoczone zainwestowaly w ten projekt 2,5 miliarda dolarów.

 

Od poczatku byl to projekt przesadnie ambitny. A co najwazniejsze, ze podjety w innym celu. Poczatkowo plan opiewal na 30 lat. Zostal nagle przyspieszony w 1977 roku, gdy prezydent Sri Lanki, Junius Jayawardene, doszedl do wniosku, ze przy niewielkiej pomocy Mosadu przedsiewziecie to moglo stac sie dla niego niezmiernie wazne.

Aby rzekomo przekonac inwestorów (których elity i tak wiedzialy w czym partycypuja), ze projekt jest wykonalny i posluzy jednoczesnie za dogodny

pretekst dla przeniesienia chlopów z ich ziemi, Mosad zlecil dwóm uczonym izraelskim ( ekonomiscie z uniwersytetu w Jerozolimie i profesorowi

specjalizujacemu sie w problematyce rolnej (napisanie naukowych opracowan podkreslajacych jego "donioslosc" i okreslajacych koszty. Wielka izraelska

firma budowlana Soleh Bonah otrzymala duzy kontrakt na udzial w budowie.

Co pewien czas przedstawiciele inwestorów? udawali sie do Sri Lanki dla przeprowadzenia kontroli na miejscu. Nauczono jednak tamtejszych ludzi, jak

oszukiwac tych inspektorów (ci inspektorzy rzeczywiscie nie byli wtajemniczeni w sedno sprawy, wierzac, ze rzeczywiscie inwestycja taka ma miejsce) wozac ich okreznymi trasami (co latwo bylo wyjasnic wzgledami bezpieczenstwa (i przywozac z powrotem zawsze w to samo miejsce, gdzie wlasnie dla tego celu rzeczywiscie prowadzono jakies niewielkie prace

budowlane.

 

Pózniej, gdy pracowalem w wywiadzie Yaara, w kwaterze glównej Mosadu, zlecono mi towarzyszenie synowej Jayawardene ( imieniem Penny (która zlozyla "potajemnie" wizyte w Izraelu. Znala mnie jako "Simona".

Prowadzilismy ja wszedzie, gdzie chciala. Rozmawialismy ogólnikami. Ale ona koniecznie chciala opowiadac mi o tej budowie i jak przy pomocy

przeznaczonych na nia pieniedzy finansowano wyposazenie dla armii. Skarzyla sie, ze budowa nie posuwa sie dosyc sprawnie. (Ironia sytuacji polegala na tym, ze budowa zostala przeciez wymyslona tylko po to, aby otrzymac od Banku Swiatowego pieniadze na zaplacenie za bron. (

 

Szkolenie Hindusów

Obok glównej kwatery Mosadu stoi dom pod nazwa Asia Building. Nalezy on do zamoznego przemyslowca izraelskiego (Saula Eisenberga, który mial silne powiazania z Dalekim Wschodem i dlatego "utrzymywal dla Mosadu kontakty z Chinami". Eisenberg i jego ludzie handlowali bronia z róznymi partnerami.

Sprzedawali takz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin