Courths Mahler Jadwiga - Sobowtór lady Gwendolin.pdf

(620 KB) Pobierz
JADWIGA COURTHS-MAHLER
SOBOWTÓR LADY GWENDOLIN
Młoda kobieta torowała sobie drogę wśród śpieszących się ludzi.
Zeszła do stacji kolejki podziemnej, kupiła bloczek biletów i
pośpiesznie przechodziła przez peron. Zatrzymała się pośrodku,
czekając, aż nadjedzie pociąg, którym chciała pojechać.
Jak zwykle był przepełniony. Jednak szczupła kobieta o
delikatnych rysach miała szczęście - jakiś młody człowiek wstał i
zaofiarował jej swoje miejsce. Podziękowała uprzejmie i usiadła.
Młody człowiek patrzył na nią, jego wzrok zatrzymał się na jej
twarzy, której czarujący wyraz zwracał uwagę nawet w tak
pospolitym i przygnębiającym miejscu jak metro.
Na następnej stacji młodzieniec wysiadł, a młoda dama wstała,
aby wyświadczyć grzeczność starszej kobiecie, wyglądającej na
bardzo zmęczoną. Żaden z zagłębionych w lekturze panów nie
poczuwał się do ustąpienia jej miejsca, a więc zrobiła to młoda dama,
traktując swój postępek jako coś oczywistego, ponieważ starsza
kobieta zdawała się nie mieć sił, aby ustać na nogach.
Podziękowała dziewczynie niewyraźnym uśmiechem, a ta
cierpliwie znosiła teraz poszturchiwania wsiadających i
wysiadających pasażerów. W końcu jeden z czytających gazety
panów, który przy wejściu starszej kobiety się nawet nie poruszył,
spojrzał na nią i zdecydował się oddać jej swoje miejsce. Ona jednak
nie zareagowała. Uczynił tak prawdopodobnie dlatego, że była młoda
i ładna. Ona wiedziała jednak doskonale, jak ocenić taką „rycerskość".
Na następnym przystanku wysiadła i w jego pobliżu zrobiła
zakupy. Niosąc kilka małych pakunków szła dalej, aż dotarła do
Muzeum Cesarza Fryderyka. W kwadrans później siedziała przed
jednym z obrazów Rembrandta. Obok niej stała na w pół gotowa
kopia dzieła mistrza, właśnie przez nią malowana. Pilnie pracowała
nie zważając na przechodzących przez salę ludzi, którzy zwiedzali
muzeum. Kopię tego obrazu wykonywała na konkretne zamówienie, z
czego bardzo się cieszyła, niewiele bowiem pieniędzy przeznaczano
na sztukę w obecnych czasach.
Kiedyś miała nadzieję, że zostanie znaną malarką. Musiała jednak
porzucić te marzenia, gdy stwierdziła, że jej zdolności są
niewystarczające. Jako kopistka tworzyła, mimo swej młodości,
rzeczy znakomite i zarabiała na swe utrzymanie. Mogła sobie nawet
pozwolić na trochę przyjemności.
Przede wszystkim, dzięki swoim umiejętnościom, wywalczyła
sobie Vivian Bruns pewną niezależność. Mniej więcej od roku
udowadniała swojemu opiekunowi, w którego domu dotychczas
mieszkała, że zarabia dostatecznie dużo, aby zrezygnować z
jakichkolwiek zapomóg.
Wynajęła sobie małe, dwupokojowe mieszkanie. Jeden z pokoi
używany był przez nią w dzień jako pokój gościnny, w nocy jako
sypialnia, drugi przeznaczony został na pracownię. Czuła się dobrze w
swoim małym królestwie, ponieważ nie musiała znosić teraz przez
cały dzień ględzenia ciotki Marty i kuzynki Idy. Zawsze
przeszkadzało jej to w pracy.
Nie to jednak było główną przyczyną, która spowodowała
opuszczenie domu opiekuna przez Vivian. Nadużywał on swych
uprawnień w ten sposób, że, mimo próśb dziewczyny, odbierał dla
niej zapomogę od pewnej osoby, wobec której Vivian nie chciała być
w żadnym wypadku zobowiązana.
Ciągle przypominała mu, aby zrezygnował z tych pieniędzy.
Opiekun nie czynił tego; pod pretekstem niemożności zapewnienia
dziewczynie utrzymania z własnych funduszy przyjmował sumy, o
których wysokości nie miała pojęcia. Vivian skorzystała z pierwszej
sposobności, aby opuścić jego dom.
- Nie chcę być dla ciebie ciężarem, a jeszcze bardziej nie chcę,
abyś brał te pieniądze. Teraz sama zatroszczę się o to, aby te przesyłki
nie nadchodziły - oświadczyła.
Opiekun nie był zadowolony z jej postępowania, ponieważ
pośrednicząc robił dobry interes. Było nie było - Vivian miała dopiero
dwadzieścia lat, a on przed sobą perspektywę pobierania zapomogi
jeszcze przez rok, co pozwoliłoby mu uskładać wcale ładną sumkę. Z
racji swych praw opiekuna chciał bezwzględnie zatrzymać Vivian w
swoim domu pod pretekstem, że nie jest pełnoletnia.
Na to Vivian odpowiedziała:
- Jeśli nie pozwolisz mi odejść, zwrócę się do sądu i przedstawię
swoją sprawę.
Opiekun, radca Holstein, ciotka Marta i kuzynka Ida zarzucili
Vivian niewdzięczność. Jednak Vivian nie pozwoliła odwieść się od
realizacji powziętych decyzji i wyprowadziła się ze swoim skromnym
dobytkiem do wynajętego małego mieszkanka, czując się wolną od
przytłaczającego ją ciężaru. Zaraz po swej wyprowadzce napisała do
mister Reginalda Gordona list następującej treści:
„Sir! Nie mam innego wyboru. Muszę napisać do Pana osobiście,
prosząc, aby zaprzestał Pan wypłacania jakichkolwiek świadczeń na
moją korzyść. Mój opiekun, którego od dłuższego czasu bardzo proszę
o nieprzyjmowanie żadnych sum dla mnie, nie spełnił mojej prośby, co
więcej, powiedział mi, że musi nadal przyjmować pieniądze, bo nie
jest w stanie zapewnić mi utrzymania. Musiałabym znosić tę przykrą
sytuację jeszcze dłużej, gdyby nie to, że w międzyczasie udało mi się
zdobyć wystarczające, jak na moje potrzeby, środki, które pozwalają
mi na utrzymanie mieszkania.
Proszę więc Pana o natychmiastowe wstrzymanie Pańskich
przesyłek pieniężnych i powiadomienie mnie, jaką kwotę przekazał
Pan opiekunowi. Nie spocznę póki nie zapłacę Panu ostatniego grosza
z tej sumy. Od mężczyzny, który zostawił moją matkę w momencie, gdy
najbardziej potrzebowała pomocy, nie mogę przyjmować pieniędzy,
niezależnie od tego, jaki jest jego stosunek do mnie.
Nie spocznę, dopóki nie odkupię winy, którą zostałam obarczona
wbrew mnie samej. Tak więc proszę o powiadomienie mnie o
wysokości sumy, która wchodzi w rachubę, a ja postaram się
przekazać Panu stopniowo to, co zaoszczędzę. Najlepiej, jeśli poda mi
Pan nazwę swego banku, abym mogła uiścić dług.
Vivian Bruns"
Na ten list nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Jednakże dotarł on
na pewno do sir Reginalda, gdyż w przeciwnym razie wróciłby do
Zgłoś jeśli naruszono regulamin