Baigent Michael - Eliksir i kamień.doc

(1827 KB) Pobierz
MICHAEL BAIGENT Eliksir i kamień

MICHAEL BAIGENT

 

 

Eliksir i kamień

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wstęp

 

Od XVII wieku nauka walczyła z filozofią, religią i sztuką o panowanie nad cywilizacją i społeczeństwem Zachodu. Tuż po II wojnie światowej wydawało się., że dominującej pozycji nauki nic nie jest w stanie zagrozić. Po 1945 roku kultura Zachodu weszła w nową erę naukowego racjonalizmu i sceptycyzmu. Wszystko co „irracjonalne”, najmniejsze wzmianki o „magii” czy „zabobonach”, było nie tylko ignorowane, ale wrecz przyjmowane z jawną nieufnością i wrogością.

Dla tych, którzy żyli w czasie II wojny, dla tych, którzy w niej walczyli, tych, którzy ją przeżyli lub choćby obserwowali ją jako dzieci, nauka wydawała się. stanowić nowy, najwyższy autorytet. Nauka dawała takie korzyści jak antybiotyki. Dzieki nauce rozwineły się. nowe środki komunikacji, na przykład telewizja. Dostarczyła też oczywiście nie spotykanych wcześniej narzedzi do zabijania — takich jak samoloty napedzane silnikiem odrzutowym, pociski rakietowe, bomba atomowa, a w końcu wodorowa. Ale nawet te potencjalnie zatrważające wynalazki wydawały się. nieść — po zaadaptowaniu do celów pokojowych — obietnice, niewyobrażalnego do tej pory „postepu”. Silnik odrzutowy można było bez trudu wykorzystać w samolotach pasażerskich, aby zrewolucjonizować transport i zintegrować Ziemie.. Rakiety sprawiły, że niewyobrażalny dotychczas podbój kosmosu stał się. zupełnie realny. Technologia nuklearna kusiła obietnicą nieograniczonego źródła energii. W rezultacie naukowiec zyskał szczególną pozycje.. Jego rola — arcykapłana, „maga” — wydawała się. niepodważalna. Można było się. obawiać sił, jakie potrafiłby wyzwolić. Ale także ufano mu. Został powołany na opiekuna przyszłości rodzaju ludzkiego.

Pokolenie, które przeżyło II wojnę, światową, miało na pozór powody, by ufać nauce. Miało też podstawy, by nie dowierzać temu, co uznawało za irracjonalne. Nierzadko samą II wojnę, światową uważano za krucjatę, przeciwko siłom irracjonalizmu. Irracjonalizm był przerażająco widoczny w manipulowanej masowej histerii zwolenników partii faszystowskiej. Był obecny w nazistowskiej ideologii, w przemówieniach Hitlera, w zdehumanizowanej wielkości tak zwanego „ostatecznego rozwiązania”. Dawał się. zauważyć w fanatycznych szarżach japońskiej piechoty w walkach na Pacyfiku, w haniebnym traktowaniu jeńców przez Japończyków, w kodeksie nakazującym popełnienie samobójstwa pokonanym japońskim oficerom, w daremnych ofiarach z własnego życia, składanych przez pilotów kamikadze.

Spotkawszy się. z takimi przejawami irracjonalizmu, brytyjscy i amerykańscy weterani unikali wszelkich jego form. Nic dziwnego, że po powrocie do domu żołnierze pragneli przede wszystkim spokoju, powrotu do normalności i solidnej przyszłości, jaką obiecywała nauka. „Normalność”, zmierzona i zdefiniowana przez naukowy racjonalizm, została uznana za ne plus ultra zachodniej cywilizacji. Normalność i nierozerwalnie z nią związany konformizm miały się. stać znamionami epoki teraz kojarzonej z „szarym flanelowym garniturem”. Ustanowiły standardy, w jakich ludzie pokolenia wojennego spodziewali się., że dorosną i bedą żyły ich dzieci. W tym celu pokolenie wojenne przekazało swoim dzieciom - tak zwanym „baby boomers” - dobrodziejstwa cieżko wypracowanego dobrobytu, bogactwo zaawansowanych technologicznie dóbr konsumpcyjnych i wykształcenie (zwłaszcza wyższe) na niespotykaną wcześniej skale..

W latach 60., kiedy „baby boomers” zaczeli osiągać wiek dojrzały, „nowy wspaniały świat” wysławiany przez pokolenie wojenne zaczął się. wydawać coraz bardziej pusty, coraz bardziej pozbawiony jakichkolwiek wyższych wartości i celów, poza sukcesem materialnym; o tym wszystkim przypominała coraz dobitniej ta sama edukacja, którą odbierała młodzież lat 60. Zamiast świetlanej przyszłości, młodzi ujrzeli trzy przerażające i poteżne widma, jakich historia ludzkości nie widziała nigdy wcześniej - widmo nuklearnej zagłady, przeludnienia i katastrofy ekologicznej. Każde z nich wystarczyło, aby przekształcić biblijną wizje, apokalipsy z religijnego dogmatu w rzeczywiste - aż nazbyt realne — zagrożenie.

Młodzież lat 60. dorastała w ponurym cieniu tej stworzonej przez człowieka potrójnej apokalipsy. Ten cień padł też na wiarę, pokolenia wojennego w rozum i naukowy racjonalizm. Sam rozum wydawał się. jedynie maską, mającą dostarczyć usprawiedliwienia, próbą racjonalizacji dla nowej formy szaleństwa. Trudno było uznać za „rozumne” zgromadzenie broni nuklearnej w ilości wystarczającej do zniszczenia piećdziesieciokrotnie wiekszej planety. Trudno było uznać za „rozumne” dopuszczenie do przeludnienia, bez stworzenia odpowiednich warunków dla takiej liczby ludności. Trudno było uznać za „rozumne” zużycie zasobów naturalnych, bez prób ich odtworzenia.

Jeśli rozsądek mógł doprowadzić do tak oczywistych przejawów braku rozsądku — doszło do wniosku pokolenie lat 60. — to znaczy, że nie spełnił nadziei, jakie w nim pokładali starsi. Jeśli nauka doprowadziła do takiego impasu, to znaczy, iż nie można jej dłużej wierzyć. Jeśli normalność i konformizm posłużyły tylko do tego, że ludzie stworzyli narzedzia swej własnej zagłady, to znaczy, że normalność i konformizm nie są już wartościami godnymi propagowania. Młodzież lat 60. coraz dotkliwiej czuła się. zdradzona. Poczucie zdrady podsycała - nie tylko      Wstęp     w Stanach Zjednoczonych, ale także za ich granicami — wojna, której usprawiedliwienia brzmiały coraz bardziej fałszywie. W ciągu dziesieciu lat konfliktu 56 tysie.-cy młodych Amerykanów, walczących w imię, ideałów nie swoich własnych, lecz swych rodziców, umarło w dżunglach, deltach rzek i na polach ryżowych południowo-wschodniej Azji. Później 60 do 100 tysiecy odebrało sobie życie. Konflikt w Wietnamie był pierwszą wojną, w której liczbę, ofiar przekroczyła później liczba samobójstw weteranów.

Kiedy młodzież lat 60. zbuntowała się., jej bunt przybrał wiele różnych i nie zawsze spójnych form. Cechami tego buntu najcześciej potepianymi przez współczesnych luminarzy są przede wszystkim permisywność tak zwanej „kultury narkotyków” i całkowity brak szacunku dla ustalonych autorytetów. Oprócz tych wy-stepków krytycy przytaczają najcześciej odrzucanie moralności chrześcijańskiej, zgłebianie innych religii (zwłaszcza ze Wschodu), zwrócenie się. ku psychologii (szczególnie Junga) i „niezdrowe” zainteresowanie „okultyzmem” i „ezoteryką”.

W przeszłości zdarzały się. oczywiście od czasu do czasu „okultystyczne odrodzenia” - najcześciej w burzliwych okresach przejściowych: w przeddzień rewolucji francuskiej, po wojnie francusko-pruskiej 1870 roku i upadku francuskiego Drugiego Cesarstwa, tuż przed I wojną światową i rewolucją w Rosji. Naturalnie pomiedzy tymi najbardziej jaskrawymi manifestacjami, „okultyzm” czy „ezote-ryzm” także istniały, choć na peryferiach rozwoju społecznego. W ciągu ostatnich czterech wieków trudno byłoby znaleźć dziesięciolecie, w którym jakaś wybitna postać lub grupa osób nie prowadziła eksperymentów i badań w zakresie tego, co uważano za „sztuki zakazane”.

W latach 60. odrodzone zainteresowanie „sztukami zakazanymi” znowu zbiegło się. w czasie z okresem burzliwych przemian. Tym razem jednak skala tej zbieżności była bezprecedensowa - miała ona miejsce nie w obrebie nielicznej elity, nie w kontekście struktury masońskiej loży, ale w całym zachodnim świecie, w całym pokoleniu rozczarowanych, lecz starannie wykształconych młodych ludzi. Wśród rodziców tego pokolenia donośnie rozległy się. dzwonki alarmowe. Dzwoniły tak przez całą nastepną dekadę.. Na początku lat 70. jeden z autorów tej książki, dopiero co przeprowadziwszy się. do Londynu, zaczął wykładać na tamtejszej politechnice. Z powodu jego powszechnie znanego zaangażowania w amerykański ruch obrony praw człowieka i sprzeciw wobec wojny w Wietnamie, wiek-szość jego kolegów, zaciekłych marksistów, uważała błednie, że podziela on ich poglądy. „W gruncie rzeczy to nie faszyzm nas martwi - wyznał jeden z nich w czasie rozmowy. — Faszyzm jest martwy. Prawdziwe zagrożenie stanowi Jung i całe to mistyczne towarzystwo”. Zdaniem strapionego ideowca „Jung i całe to mistyczne towarzystwo” zagrażali jego sprawie, nakłaniając ludzi do spojrzenia w głąb siebie i osłabiając ich świadomość konieczności rewolucji społecznej i politycznej.

W rezultacie, jak na ironie., za sprawą „Junga i całego tego mistycznego towarzystwa” przeciwne obozy polityczne, prawica i lewica, obóz pragnący zachowania wygodnego status quo i samozwańcze „siły rewolucyjne”, zjednoczyły się. właśnie przeciw niemu. „Jung i całe to mistyczne towarzystwo” połączył też dwa inne tradycyjnie wrogo do siebie nastawione ugrupowania: przedstawicieli religii 12    ELIKSIR I KAMIEŃ

i nauki. Naukowcy i ludzie kościoła regularnie narzekali na to, w jakim stopniu „ezoteryzm” naznaczył ducha epoki. A dzwonki alarmowe, które rozległy się. w latach 60., słychać i dzisiaj, choć zazwyczaj tylko w formie butnego szyderstwa. Wśród źle poinformowanych dziennikarzy, medrków, komentatorów i polityków jest w dobrym tonie rzucanie sarkastycznych uwag o „modach i dziwactwach New Agę” — zupełnie jakby te „mody i dziwactwa” nie były w znacznej mierze równie stare, jak początki zachodniego myślenia filozoficznego i religijnego.

Nie da się. oczywiście zaprzeczyć, że zainteresowanie „ezoteryką” w latach 60. było pod wieloma wględami głupie - tabele astrologiczne, zasiewanie rady zodiaku, tarota, czy I-cing przed podjeciem każdej, mniej lub bardziej ważnej decyzji, gotowe programy samorealizacji, łatwa do osiągniecia nirwana, zestawy „zrób to sam” do trepanacji. Nie można też zaprzeczyć, że wynikiem zainteresowania okultyzmem w latach 60. były zupełnie poważne zjawiska - na przykład fascynacja satanizmem i działalność grup takich jak sekta Charlesa Mansona. Ale koncentrowanie się. wyłącznie na tych zjawiskach równa się. ignorowaniu bardziej twórczych i konstruktywnych aspektów „odrodzenia okultyzmu”. Na przykład wielu literatów debiutowało w latach 60. jako zwolennicy „ezoterycznego” myślenia — Carlos Fuentes i Gabriel Garcia Marąuez w Ameryce Łacińskiej, Thomas Pynchon w Stanach Zjednoczonych, Michel Tournier we Francji, by wymienić tylko kilku. Byli naukowcy tacy jak Edgar Wind i Frances Yates, których badania nad „ezoteryzmem” utorowały drogę, do zrozumienia renesansu i reformacji, do elżbietańskiej Anglii, do Szekspira, Marlowe’ai im współczesnych. Przez Junga i niektórych z j ego uczniów „ezoteryzm” lat 60. wytworzył świadomość „Żeńskiej Zasady”, Ewigweibliche Goethego, i potrzebę zintegrowania jej z Zachodnią świadomością i kulturą. A, czego zamierzamy dowieść w tej książce, „ezoteryczna” zasada magicznych wzajemnych powiązań zainspirowała całą sferę, badań nad środowiskiem naturalnym i uznanie Ziemi za żywy organizm, wszechobejmujący „ekosystem”.

W „okultystycznym odrodzeniu” lat 60. ważne jest nie tyle to, ile uczyniło ono dobrego czy złego, lecz sam fakt, że ono zaistniało. Fakt ten wydawał się. początkowo zaskakujący w zestawieniu z okresem, jaki je bezpośrednio poprzedzał, z powojennym okresem „normalności”, umiarkowania, naukowego racjonalizmu, konformizmu, konsumpcjonizmu i „szarych flanelowych garniturów”. Ale „odrodzenie okultystyczne” było właśnie reakcją na te zjawiska i towarzyszące mu samozadowolenie, ciasnotę, umysłową, zaściankowość i jałowość. Pokolenie wykształconej młodzieży wyraźnie dostrzegło, że wartości wyznawane przez ich rodziców prowa-dząw ślepy zaułek. Jeśli miała być znaleziona jakakolwiek droga wyjścia z impasu, musiała nastąpić przemiana postawy człowieka - przemiana, która równoważyłaby rozdrobnienie z integracją, specjalizacje, z wszechstronnością, mechanizm z organizmem i analizę, z syntezą.

W takim właśnie kontekście należy rozumieć „okultystyczne odrodzenie” lat 60. — oraz wiele innych zjawisk tej epoki. Mentalnością lat 60. rządziła dynamika, parcie ku przewartościowaniu - ku integracji, całości, organizmowi i syntezie. W powietrzu wisiało słowo „rewolucja”. Ludzie prostsi i rozumujący bardziej dosłownie nie rozpoznali sił, działających pod powierzchnią, zinterpretowali      Wstęp     to słowo powierzchownie i próbowali zastosować je w brutalnej polityce. Ostatecznie jednak miała miejsce bardziej doniosła rewolucja, przewrót tego rodzaju, jaki charakteryzował renesans - rewolucja postaw i wartości, osobistych i zbiorowych priorytetów, samej świadomości, sposobu widzenia, rozumienia i wzajemnych relacji z rzeczywistością.

Rewolucja ta wiele zawdzięczała tak zwanemu „okultystycznemu odrodzeniu”. Mówiąc dokładniej, zawdzięczała wiele pewnemu szczególnemu zbiorowi nauk „ezoterycznych”, zazwyczaj określanych zbiorczym terminem „hermetyzmu”. Hermetyzm kładzie między innymi nacisk na wzajemne powiązania wszelkiej wiedzy i podkreśla wagę. łączenia różnych sfer nauki. W tym zakresie rewolucje, świadomości, jaka miała miejsce w latach 60., można nazwać w pewnym sensie hermetyczną.

Autorzy tej książki są wytworem lat 60. Nie zamierzamy za to przepraszać. Przeciwnie, jesteśmy raczej dumni z tego faktu. Jesteśmy też dumni z tego, że uczestniczyliśmy - choć nie bez sceptycyzmu - w „okultystycznym odrodzeniu” tej epoki.

Podobnie jak w przypadku wielu nam współczesnych, dotarliśmy do hermetyzmu, przemierzając wiele dróg. Jedne z najważniejszych otworzył przed nami ten sam system edukacyjny, który skazał hermetyzm na banicję. Uniwersytet okazał się. wcale nie „uniwersalny”. A jednak na ściśle rozgraniczonych wydziałach, poświeconych studiom — jakby zawieszonej w próżni — literatury angielskiej, amerykańskiej, francuskiej czy niemieckiej, czytaliśmy dzieła poezji i prozy, tworzące powiązania, jakich sam uniwersytet unikał jak ognia — powiązania między sztukami, naukami, historią, filozofią, psychologią, mitologią, religioznawstwem. Podczas gdy uniwersyteckie wydziały sprzeczały się o granice terytorialne z zaciekłością purytańsłach nacjonalistów, Blake, Goethe i Balzac, Flaubert, Tołstoj i Dostojewski, Joyce, Proust, Mann, Yeats i Rilke dawali znacznie rozleglejsząperspektywę. A u wielu spośród tych postaci - nawet tak wiktoriańsko poważnych jak George Elliot i Robert Browning -znaleźliśmy wyraźne nawiązania do hermetyzmu i jego zwolenników.

Były też postacie nie dopuszczone jeszcze do oficjalnego kanonu. Na przykład Lawrence Durrell bywał potępiany przez ówczesny naukowy establishment, ale w brytyjskich i amerykańskich kampusach uniwersyteckich początku lat 60. niewielu było studentów, którzy nie czytaliby jego Kwartetu Aleksandryjskiego. To właśnie na stronach tetralogii Durrella zetknęliśmy się — podobnie jak wielu innych - po raz pierwszy z tajemniczym zbiorem nauk zwanym „hermetica”. Również u Durrella napotkaliśmy takie imiona jak Paracelsus czy Agryppa, nigdy nie wspominane w ortodoksyjnych podręcznikach i antologiach. To właśnie romantyczny obraz Aleksandrii przedstawiony przez Durrella wprowadził nas do kolebki hermetyzmu. I u Durrella zetknęliśmy się z najbardziej hermetyczną ze wszystkich nauk, alchemią, przedstawioną nie jako prymitywną formę chemii, lecz jako skomplikowany i złożony system symboliki, wykorzystujący seksualność jako metaforę sztuki, sztukę jako metaforę seksualności, a obie -jako metaforę samotransformacji.

Podobnie jak Durrell, również Jung nie znalazł miejsca w ówczesnych kanonach akademickich. Dotarliśmy jednak do niego przez literaturę, mając poczucie podniecającego odkrycia. A od Junga droga prowadziła z powrotem do alchemii i hermetyzmu - bezpośrednio, albo przez Goethego. Wkrótce zrozumieliśmy, że 14   ELIKSIR I KAMIEŃ

wiele dróg prowadzi do hermetyzmu — chociaż wydawało się., że uniwersytet stracił lub celowo ukrył pokazujące je mapy.

Odkryliśmy, że hermetyzm pozwala ujrzeć z zaskakującej nowej perspektywy świat wiedzy, reprezentowany ponoć przez uniwersytet. Widok z tej perspektywy zapierał nam dech w piersiach, tak jak ziemski glob astronautom, którzy właśnie w tamych latach po raz pierwszy wyruszyli w przestrzeń kosmiczną. Można było zobaczyć wiedze, i rzeczywistość, podobnie jak Ziemie, z kosmosu, jako spójną i niepodzielną całość. Z tego punktu widzenia dało się, dostrzec powiązania mie-dzy rzekomo osobnymi „dyscyplinami” i „dziedzinami wiedzy”, które uniwersytet sztucznie rozdzielał, segregował i separował od siebie, odrebne i jałowe. Oferując perspektywę,, przekraczającą rygorystycznie wyznaczone podziały nauki, hermetyzm pozwalał zrozumieć, jak dalece te dziedziny się, łączą, zaze,biają, nakładają i podsycają wzajemnie. Pozwalał też dostrzec szczeliny i pe,knie,cia powstałe za sprawą ich rozdrobnienia i separacji.

A jednocześnie hermetyzm dawał coś wie,cej niż tylko abstrakcyjne, teoretyczne rozumienie, coś wie,cej niż ogólna orientacja filozoficzna. Dawał też empiryczne spojrzenie na sposób, w jaki „magia” — niemal zawsze szkodliwa forma „magii” - była stosowana i wykorzystywana w funkcjonowaniu współczesnego zachodniego społeczeństwa. Krótko mówiąc, hermetyzm pozwalał się, człowiekowi przekonać, jak niektóre z jego najważniejszych zasad i sił bywały stosowane w zdecydowanie niecnych celach. „Magia”, przynajmniej we współczesnym świecie, jest równoznaczna z pewnymi szkodliwymi manipulacjami - ze „sztuką sprawiania, że coś się, zdarzy” w sposób sprzeczny z samym hermetyzmem.

Hermetyzm oferował też nowe spojrzenie na historie,. Na przykład według wiejcszości ówczesnych podręczników i wiejcszości dzisiejszych profesorów, doniosłe zjawisko, które określamy mianem renesansu, było głeboko zakorzenione w wartościach później nazwanych „humanistycznymi” - wartościach ucieleśnianych przez Marcina Lutra, Erazma z Rotterdamu czy Thomasa Morę’a, autora Utopii. Oczywiście nie byliśmy wrogo nastawieni do tak pojętego humanizmu. Ale w miarę, jak prowadziliśmy nasze własne ponadobowiązkowe studia, jak odkrywaliśmy nowe pokolenia uczonych, takich jak Edgar Wind czy Frances Yates, zaczynaliśmy widzieć renesans w nieco innym świetle. Wprawdzie niewątpliwie zawdzięczał on wiele humanizmowi, ale jeszcze wie,cej -jak odkryliśmy - hermetycznemu myśleniu i hermetycznej tradycji. Prawdziwa siła napedowa renesansu, jak się, wydawało, była zdecydowanie „magiczna”.

To odkrycie doprowadziło nas do innego, które akademia, zgodnie z powojennym racjonalizmem, starała się, dyskretnie ukryć. Jeśli korzeni renesansu należy szukać nie tyle w humanizmie, co w hermetyzmie, to „człowiekiem renesansu” — ucieleśnieniem tej epoki w oczach potomnych — był niekoniecznie Luter, Erazm czy Thomas Morę. Któż wie,c? Wkrótce znaleźliśmy go w osobach, nazwanych przez Francesa Yatesa „magami renesansu”. Ale kiedy już byliśmy w stanie zidentyfikować te historyczne postacie, zdaliśmy sobie sprawę,, że już wcześniej spotkaliśmy się, z nimi jako z postaciami fikcyjnymi. Poznaliśmy ich, choć zamkniejych w ciasnej chrześcijańskiej moralności, w osobie Doktora Faustusa      Wstęp     Marlowe’a. Spotkaliśmy ich, w kontekście bardziej tolerancyjnym, jako Fausta Goethego. Im dłużej nad tym rozmyślaliśmy, tym ważniejszą postacią wydawał nam się. Faust. Ucieleśniał niespokojnego ducha, ciekawość, śmiałość, głód wiedzy, sprzeciw wobec konwencji, które charakteryzowały nasze pokolenie. A niebawem zaczął znaczyć dla nas jeszcze wiecej.

Przez kogo nasza cywilizacja stara się. określić swoją tożsamość? Odpowiedź wydaje się. z początku oczywista. Ludzie cały czas mówią o „kulturze chrześcijańskiej”, „chrześcijańskiej cywilizacji”, „chrześcijańskim świecie”. Nadal, choć już nie tak czesto jak w przeszłości, mówią o „chrześcijaństwie”. Z takich określeń jasno wynika, że społeczeństwo Zachodu uważa Jezusa Chrystusa za postać definiującą rzeczywistość, którą stworzyło. W rzeczywistości jednak postacią najtrafniej ucieleśniającą zachodnią kulturę, nie j est pokorny jak owieczka „Zbawca” przybity do krzyża. Wre.cz przeciwnie, jest to ktoś zupełnie inny - mag, czarownik, który w renesansowym folklorze własną krwią podpisał pakt z „Diabłem”. Postacią definiującą naszą cywilizacje, nie jest Jezus, lecz Faust.

Faust, czy też Faustus, przetrwał do dziś głównie, chociaż nie wyłącznie, w dwóch monumentalnych dziełach literatury — sztuce Marlowe’a i poemacie Goethego. Oba te dzieła stawiają przed oczami cywilizacji Zachodu ucieleśnienie jej zbiorowej tożsamości. Oba rozgrywają się. wokół człowieka, który — już gdy go po raz pierwszy spotykamy - opanował wszystkie sfery uznanej wiedzy, przeszedł całe spektrum ludzkich doświadczeń i zastanawia się., dokąd iść dalej — rozmyśla, jakie nowe światy czekają na zdobycie, jakie nowe dziedziny czekają na zbadanie, jakie nowe obszary nauki są do zgłebienia. W przeciwieństwie do Jezusa Chrystusa, ta postać nie stara się. prowadzić innych do Boga, ani nawet samemu osiągnąć jedności z Bogiem. Dąży do tego, by -ni mniej, ni wiecej - samemu stać się Bogiem. W dążeniu tym stosuje cały techniczny aparat swojej epoki, aby zdobyć do własnej dyspozycji ogromnąi nieposkromioną moc - moc, która zgodnie ze standardami tradycyjnej chrześcijańskiej moralności bywa nazywana „piekielną”, „demoniczną”, „szatańską”, „diabelską”. Z taką właśnie mocą Faust podpisuje swój pakt. Otrzyma sposoby i możliwości osiągniecia wszystkiego, co zapragnie osiągnąć, opanowania nowych dziedzin wiedzy, zbadania wyżyn i otchłani ludzkich doświadczeń, spenetrowania i opisania tego, co do tej pory nie zostało zgłebione i opisane. W zamian za to, po ustalonym czasie straci dusze..

Jest j ednak istotna różnica miedzy szesnastowieczną wersją tej opowieści według Marlowe’a, a wersją Goethego, powstałą w ostatnich latach XVIII i pierwszych XIX wieku. Na koniec dramatu Marlowe’a Faust traci dusze, na zawsze i nieodwracalnie. W poemacie zaś Goethego, za sprawą Zasady Żeńskiej, das Ewigweibliche, Faust może uzyskać odkupienie i zbawienie.

Dzisiaj, u schyłku XX wieku, nasza cywilizacja ma okazje, napisać swoją własną wersje, scenariusza. Pozostaje tylko przekonać się., czy bedzie ona bliższa wersji Marlowe’a czy Goethego.

Część pierwsza Rozdział l Hermes, po trzykroć wielki Magowie, szamani, wizjonerzy, cudotwórcy i uzdrowiciele byli znani bez wątpienia od samego początku istnienia ludzkości. Na długo przedtem, zanim zaczęto spisywać historie,, postaci te spełniały funkcje kapłanów, mędrców, czarodziejów, wróżbitów, tłumaczy snów, astrologów, bardów i lekarzy. Opisy tego, co robili, znalazły się. w najstarszych kronikach.

Na Bliskim Wschodzie u zarania ery chrześcijańskiej postaci takich było mnóstwo. Niekiedy twierdzono wręcz, że i Jezus był jednym z tłumu ówczesnych cudotwórców, i tylko szczęśliwym trafem udało mu się. wywrzeć tak wielki wpływ na cywilizację. Według zmarłego profesora Mortona Smitha z Columbia Univer-sity, chrześcijaństwo zawdzięcza swoje powstanie przypadkowi; równie dobrze wydarzenia, które dały mu początek, mogły potoczyć się. inaczej, lub w ogóle nie mieć miejsca Gdyby wypadki potoczyły się. inaczej, moglibyśmy mieć zamiast dwóch tysięcy lat chrześcijaństwa, dwa tysiące lat religii opartej na naukach -dajmy na to - Apoloniusza z Tiany. Jezus bowiem, jakiego znamy z tradycji chrześcijańskiej, ma z Apoloniuszem wiele wspólnego.

Apoloniusz urodził się. w Tianie, w dzisiejszej Turcji, na początku I wieku, umarł zaś między 96 a 98 rokiem n.e. Jego żywot opisał niejaki Filostratos około 220 roku n. e. Według legend zebranych i spisanych przez Filostratosa Apoloniusz uzdrawiał chorych, wskrzesił przynajmniej jednego zmarłego, a w chwili własnej śmierci wstąpił cieleśnie do niebios przy wtórze śpiewów służebnic świątynnych. Początkowo podobno przyjął zasady pitagorejskie. Gorliwy wegetarianin, zapuścił długie włosy. Wstręt do krwawych ofiar skłonił go do noszenia odzieży z lnianego płótna, a nie ze skóry, futra, czy jakichkolwiek innych produktów zwierzęcych. Zamiłowanie do filozoficznych dociekań popchnęło go do podjęcia dalekich podróży - do Italii, Egiptu, Syrii i Babilonu. Zrezygnował z odwiedzenia Palestyny, ponieważ uważał, że judaistyczny kult ofiar świątynnych profanuje zarówno kraj, jak i ludzi. Między 41 a 54 rokiem n.e. przebywał w Indiach, studiując nauki hindu-istyczne i to, co zostało z buddyzmu. Do zwolenników Apoloniusza zaliczał się 20    ELIKSIR I KAMIEŃ

rzymski cesarz Wespazjan, który wybrał go na swego duchowego doradcę.. Apolo-niusz uważał, że jedyna prawdziwa filozofia zajmuje się. sprawami duszy, „ponieważ to dusza, nie podlegająca ani śmierci, ani narodzinom, jest źródłem istnienia”1.

Nietrudno byłoby sobie wyobrazić o wiele gorsze rzeczy niż dwa tysiąclecia religii opartej na naukach Apoloniusza - chociaż, podobnie jak każda inna religia, z czasem i ta zostałaby niewątpliwie zniekształcona pod wpływem nacisków społecznych i politycznych, czy przez dogmatyzm i fanatyzm jej wyznawców. Jednak historia potoczyła się. tak, że Apoloniusz zniknął z areny dziejów; tylko dzie-ki biografii spisanej przez Filostratosa - dokumentowi nie zawsze w pełni wiarygodnemu — wiemy dziś w ogóle o jego istnieniu. Inni cudotwórcy tamtych czasów byli skazani na całkowite zapomnienie.

Jeden cudotwórca jednak, prawdziwy czy też fikcyjny, przetrwał w tradycji chrześcijańskiej i kolejne pokolenia znały go jako prototyp czarodzieja - „czarnego”, czyli złego maga, dając początek „pierwszej w pełni rozwiniętej legendzie o (...) złym magu” w historii Zachodu2.

Postać ta po raz pierwszy pojawia się. w Dziejach Apostolskich (8, 9-24), a później w pismach ojców Kościoła i późniejszych komentatorów, jako Szymon Mag. Właśnie w roli Szymona zadebiutował Faust.

Istnieje mnóstwo świadectw, wskazujących, że prawdziwy Szymon — czy też postać lub postaci, na których był on wzorowany - był wyznawcą „herezji” zwanej gno-stycyzmem. Jeden z ojców Kościoła z IV wieku, Epifaniusz, potepiał go nawet jako założyciela gnostycyzmu - co jest raczej mało prawdopodobne3. Według innych kościelnych pisarzy on sam twierdził, że jest Mesjaszem, Synem Bożym, a nawet ucieleśnieniem Boga Ojca. Miał podróżować w towarzystwie prostytutki z Tyru imieniem Helena - uważanej za reinkarnacje. Heleny trojańskiej. Jednym z innych imion, jakimi ją określano, było Zofia, gnostycła termin oznaczający ucieleśnienie Bożej Mądrości. Według jednego z komentatorów: „Jej przedstawienie jako nierządnicy miało ukazać głebie, jakiej siejgne.ła boska zasada, angażując się. w stworzenia”4.

W Biblii i późniejszej tradycji Kościoła Szymon funkcjonuje jako swego rodzaju arcywróg — wcielenie sił ciemności, nieczystych mocy, którym przeciwstawia się. dopiero co sformułowane przesłanie chrześcijaństwa. Dlatego w Dziejach Apostolskich pojawia się. on jako samozwańczy samarytański cudotwórca i rzekomy Mesjasz. Ta charyzmatyczna postać, mająca gorliwych wyznawców, jest - podobnie jak Piotr, ale w swój własny, bardziej złowrogi sposób — „rybakiem ludzi”, czy też „rybakiem dusz”. Kiedy zaś spotyka się. z Piotrem, proponuje apostołowi pieniądze w zamian za dar uzdrawiania przez nałożenie rąk. Innymi słowy, próbuje kupić uzdrowicielskąmoc Ducha Świętego do swoich własnych egoistycznych celów - stąd pochodzi nazwa grzechu, zwanego „symonią”. Podaje też w wątpliwość status Jezusa i kwestionuje autorytet Piotra jako apostoła.

Według późniejszych doniesień kulminacyjny moment spotkania nastąpił, kiedy Szymon wyzwał Piotra na rodzaj duchowego czy też magicznego pojedynku — jeden musiał dorównać drugiemu w czynieniu cudów5. Początkowo Szymon rzeczywiście prześcignął Piotra, gdyż cuda, które czynił, były bardziej imponujące. Jednak w przeciwieństwie do czynionych przez Piotra, nie pochodziły one z boskiej mocy, lecz - dzieki Hermes, po trzykroć wielki    czarom — ze znacznie bardziej wątpliwego i (według chrześcijańskich komentatorów) demonicznego źródła. Dlatego były nieczyste, skalane, zhańbione. Wprawdzie wydawały się. olśniewające, ale stanowiły produkty kuglarstwa, szachrajstwa, mistyfikacji i oszustwa; odwoływały się. do świadomości, ale nie miały głębszego znaczenia. Nie warto chyba wspominać, że według tradycyjnych źródeł Szymon otrzymał zasłużoną nauczkę. - spadł w trakcie lewitacji i złamał nogę., rujnując sobie reputacje..

Szymon w Dziejach Apostolskich jest mało ważną postacią - kuglarzem i szarlatanem, drobną przeszkodą, którą Piotr musiał pokonać w swym triumfalnym marszu z misją ewangeliczną do Samarytan. Dla późniejszych komentatorów stał się. jednak kimś więcej niż skazanym na przegraną rywalem Piotra. Został ni mniej, ni więcej tylko Antychrystem - nie zwykłym człowiekiem, lecz ucieleśnieniem czy też emisariuszem najwyższego zła. Dla pobożnych chrześcijan ów arcymag stał się. z definicji „czarnym” magiem, ambasadorem sił piekielnych. Moce, którymi się. posługiwał, uznano za pochodzące z ostatecznego źródła nieprawości, od Antychrysta, czyli Diabła. Zatem i wszyscy późniejsi czarownicy, ponieważ uprawiali sztukę, „magiczną”, byli potępieni jako naśladowcy Szymona. Zresztą, znając nauki Kościoła, nie możemy się. spodziewać, by traktowano ich inaczej. Oczywiście nie można było uznać, że mają dostęp do boskich mocy; nie można było uznać ich za apostołów, ponieważ złamałoby to monopol Kościoła na kontakty z boską mocą. A wszelkie korzystanie z mocy, nie pochodzących z oficjalnie usankcjonowanych źródeł kościelnych, z samej definicji musiało być demoniczne.

Zatem Szymon Mag utorował drogę Faustowi - magowi, który zawarł pakt z Diabłem. Związki między tymi dwiema postaciami nie ograniczają się do para-lel tematycznych i skojarzeń z Heleną trojańską. W języku niemieckim słowo Faust znaczy „pięść”, co do pewnego stopnia może być trafną metaforą. W łacinie jednak faustus znaczy „obdarzony łaskami” i jest przydomkiem, jakim posługiwał się Szymon. Według profesora Hansa Jonasa:

Ciekawe jest, (...) że w środowisku łacińskim Szymon używał przydomka Faustus („obdarzony łaskami”): to, w połączeniu z jego stałym przydomkiem „Mag” i faktem, że towarzyszyła mu Helena, o której twierdził, że jest odrodzoną Heleną trojańską, wskazuje, że mamy tu do czynienia z jednym ze źródeł legendy Fausta (...)• Z pewnością niewielu wielbicieli sztuk Marlowe’a i Goethego zdaje sobie sprawę, że ich bohater jest potomkiem gnostycznego heretyka i że piękna Helena przywołana dzięki jego sztuce była niegdyś upadłą Myślą Boga, dzięki której wyniesieniu miała być zbawiona ludzkość6.

W Dziejach Apostolskich Szymon Mag nie występuje jako prawdziwe zło, jako emisariusz mocy piekielnych. Ale nawet wówczas — w drugiej połowie I wieku — taki człowiek byłby potępiany przez większość Żydów i wyznawców ruchu, z którego miało w przyszłości powstać chrześcijaństwo. Dla Żydów byłby on przestępcą religijnym, działającym poza oficjalnie usankcjonowanym klerem, poza skrajnie narodowymi sektami mesjanistycznymi i poza rodzącym się rabinicznym judaizmem. W oczach wyznawców nowej religii - czy to głoszonej przez członków frakcji założonej przez Jakuba, czy też nawróconych przez niezależnego Pawła - byłby czymś 22    ELIKSIR I KAMIEŃ

jeszcze gorszym7. Zostałby uznany za konkurencyjnego mesjasza, którego nauki i działalność zagrażałyby prerogatywom „jedynego prawdziwego” mesjasza. Pod tym względem byłby istotnie „Antychrystem”.

Jednak o ile postać maga, której ucieleśnieniem był Szymon Mag, została wyklęta w Palestynie czasów Nowego Testamentu, to istniały też inne środowiska, które przyjęłyby ją o wiele życzliwiej. WI wieku najważniejszym z nich był Egipt, a zwłaszcza Aleksandria.

Aleksandria: serce greckiego Egiptu Ponad pół tysiąca lat wcześniej zawiązały się. serdeczne stosunki między Egiptem a Grecją. Już w 610 roku p. n. e. została założona grecka osada, będąca ośrodkiem handlowym w delcie Nilu, greccy zaś żołnierze, którzy sami musieli stawiać opór perskiej ekspansji, często wspierali Egipcjan przeciwko najazdom Persów. Jednak Egipt, w przeciwieństwie do Grecji, nie był w stanie odeprzeć perskich agresorów. Przez prawie dwa stulecia - od 525 do 332 roku p.n.e. - Egipt cierpiał pod perskim jarzmem. W 343 roku p.n.e. Nektanebo II, ostatni z faraonów, uciekł w dół Nilu i starożytne dynastie faraonów przestały istnieć. Perscy najeźdźcy obracali w ruiny świątynie, kaplice, posągi i całe miasta.

Kiedy w 332 roku p.n.e. Aleksander Wielki zdobył Egipt, był witany przez egipski lud jako wybawiciel. Perskie wojska okupacyjne stawiały słaby opór i łatwo dały się. wypędzić. Rok później, w 331 roku, macedoński wódz założył miasto do dzisiaj noszące jego imię,. Wkrótce potem opuścił kraj i nigdy do niego nie wrócił. Umarł w Babilonie osiem lat później, a jego ogromne imperium- sięgające aż do granic Indii - zostało podzielone między jego generałów. Jeden z nich, Ptolemeusz, odziedziczył Egipt i w 305 roku wstąpił na tron jako Ptolemeusz I. Założył w ten sposób dynastię greckich monarchów, którzy władali Egiptem aż do śmierci ostatniej z ich rodu, Kleopatry VII, w 30 roku p.n.e.

Kleopatra popełniła samobójstwo, kiedy flota jej i zbuntowanego Rzymianina Marka Antoniusza została pokonana w bitwie pod Akcjum przez Oktawiana, adoptowanego syna Juliusza Cezara. W 27 roku p.n.e. zwycięski Oktawian ogłosił się cezarem, przybrał imię August i założył Cesarstwo Rzymskie. W ten sposób Egipt stał się satelitą Rzymu, rządzonym przez prefekta, odpowiedzialnego bezpośrednio przed cesarzem. Przez następne trzy i pół wieku Egipt pełnił funkcję spichlerza Rzymu. Statki z Aleksandrii przewoziły zboże przez Morze Śródziemne -najpierw do Rzymu, później do oddalonych prowincji imperium, a w końcu, po 324 roku n.e. do nowo założonej stolicy, Konstantynopola.

Za panowania greckiej dynastii Ptolemeuszy w Egipcie łatwo było zdobyć ziemię, wyższy status społeczny i fortunę. To naturalnie przyciągało rzesze imigrantów -wielu z nich cierpiało nędzę w ojczyźnie i teraz wykorzystywało okazję poprawienia swego losu, a nawet zdobycia pozycji i władzy. Za sprawą greckich osadników Egipt zhellenizował się i zmienił oblicze. Na przykład większość Egipcjan tradycyjnie piła piwo. Grecy jednak woleli wino, a to wymagało wielkich plantacji winorośli.

Hermes, po trzykroć wielki    Większość Egipcjan nosiła lnianą odzież, ale Grekom podobały się. szaty z wełny, co przyczyniło się. do zwiększenia importu owiec. Ponieważ Grecy nie uznawali substytutu dla swojej oliwy z oliwek, zakładali plantacje tej rośliny. Grecy zakładali także nowe miasta na ważnych szlakach handlowych. Aby zwiększyć wydajność rolnictwa, przeznaczyli jeszcze więcej ziemi pod uprawy; dzięki swemu doświadczeniu technologicznemu udoskonalili metody irygacji i osuszali bagna. Importowane żelazo pozwalało sporządzać narzędzia rolnicze lepsze od wcześniej używanych przez Egipcjan.

Bankowość stała się. nieodłącznym składnikiem ekonomii zhellenizowanego Egiptu. Założono oficjalny bank królewski, z centralą w Aleksandrii i przedstawicielstwami w całym kraju. Jako uzupełnienie królewskiego skarbca zajmował się. on wymianą i pożyczaniem pieniędzy oraz przyjmowaniem depozytów. Takie udogodnienia stworzyli Grecy, oczywiście przede wszystkim dla innych Greków. Rdzenna egipska ludność nie miała okazji korzystać z tych dobrodziejstw.

Jednak Egipt za panowania Ptolemeuszy rozkwitał - dobrze wiodło się. zarówno rodowitym Egipcjanom, jak i napływowym osadnikom. Do śmierci Kle...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin