Karen Kingsbury - Gary Smalley - Historia rodziny Baxterów 01 - Ocalenie 04 - Radość.pdf

(1424 KB) Pobierz
Historia rodziny Baxterów 01 - Ocalenie 04 - Radość
2
KAREN KINGSBURY
I
GARY SMALLEY
Historia rodziny Baxterów 01 - Ocalenie 04
RADO ŚĆ
Tłumaczenie: Agnieszka Rasztawicka-Szponar
211568126.149.png 211568126.160.png 211568126.171.png 211568126.182.png 211568126.001.png 211568126.012.png 211568126.023.png 211568126.034.png 211568126.045.png 211568126.056.png 211568126.067.png 211568126.078.png 211568126.089.png 211568126.100.png 211568126.109.png 211568126.110.png 211568126.111.png 211568126.112.png 211568126.113.png 211568126.114.png 211568126.115.png 211568126.116.png 211568126.117.png 211568126.118.png 211568126.119.png 211568126.120.png 211568126.121.png 211568126.122.png 211568126.123.png 211568126.124.png 211568126.125.png 211568126.126.png 211568126.127.png 211568126.128.png 211568126.129.png 211568126.130.png 211568126.131.png 211568126.132.png 211568126.133.png 211568126.134.png 211568126.135.png 211568126.136.png 211568126.137.png 211568126.138.png 211568126.139.png 211568126.140.png 211568126.141.png 211568126.142.png 211568126.143.png 211568126.144.png 211568126.145.png 211568126.146.png 211568126.147.png 211568126.148.png 211568126.150.png 211568126.151.png 211568126.152.png 211568126.153.png 211568126.154.png 211568126.155.png 211568126.156.png 211568126.157.png 211568126.158.png 211568126.159.png 211568126.161.png 211568126.162.png 211568126.163.png 211568126.164.png 211568126.165.png 211568126.166.png 211568126.167.png 211568126.168.png 211568126.169.png 211568126.170.png 211568126.172.png 211568126.173.png 211568126.174.png 211568126.175.png 211568126.176.png 211568126.177.png 211568126.178.png 211568126.179.png 211568126.180.png 211568126.181.png 211568126.183.png 211568126.184.png 211568126.185.png 211568126.186.png 211568126.187.png 211568126.188.png 211568126.189.png 211568126.190.png 211568126.191.png 211568126.192.png 211568126.002.png 211568126.003.png 211568126.004.png 211568126.005.png 211568126.006.png 211568126.007.png 211568126.008.png 211568126.009.png 211568126.010.png 211568126.011.png 211568126.013.png 211568126.014.png 211568126.015.png 211568126.016.png 211568126.017.png 211568126.018.png 211568126.019.png 211568126.020.png 211568126.021.png 211568126.022.png 211568126.024.png 211568126.025.png 211568126.026.png 211568126.027.png 211568126.028.png 211568126.029.png 211568126.030.png 211568126.031.png 211568126.032.png 211568126.033.png 211568126.035.png 211568126.036.png 211568126.037.png 211568126.038.png 211568126.039.png 211568126.040.png 211568126.041.png 211568126.042.png 211568126.043.png 211568126.044.png 211568126.046.png 211568126.047.png 211568126.048.png 211568126.049.png 211568126.050.png 211568126.051.png 211568126.052.png 211568126.053.png 211568126.054.png 211568126.055.png 211568126.057.png 211568126.058.png 211568126.059.png 211568126.060.png 211568126.061.png 211568126.062.png 211568126.063.png 211568126.064.png 211568126.065.png 211568126.066.png 211568126.068.png 211568126.069.png 211568126.070.png 211568126.071.png 211568126.072.png 211568126.073.png 211568126.074.png 211568126.075.png 211568126.076.png 211568126.077.png 211568126.079.png 211568126.080.png 211568126.081.png 211568126.082.png 211568126.083.png 211568126.084.png 211568126.085.png 211568126.086.png 211568126.087.png 211568126.088.png 211568126.090.png 211568126.091.png 211568126.092.png 211568126.093.png 211568126.094.png 211568126.095.png 211568126.096.png 211568126.097.png 211568126.098.png 211568126.099.png 211568126.101.png 211568126.102.png 211568126.103.png 211568126.104.png 211568126.105.png 211568126.106.png 211568126.107.png 211568126.108.png
1
Naszym Ukochanym Rodzinom, które nieustannie dostarczają nam
niezliczonych powodów do radości.
I Wszechmocnemu Bogu, Autorowi Życia, który - właśnie teraz - nam
błogosławi.
Od Autorów
Seria Ocalenie rozgrywa się głównie w Bloomington, w Indianie. Niektóre
z miejsc - jak Uniwersytet Stanu Indiana - istnieją naprawdę. Inne budynki,
parki i placówki nie są niczym innym, jak tylko wytworami naszej wyobraźni.
Mamy nadzieję, że Ci, którzy znają Bloomington i jego okolice, rozróżnią te
dwie rzeczywistości.
Akcja w Nowym Jorku łączy autentyczne obserwacje z tymi, które
stworzyła wyobraźnia.
2
ROZDZIAŁ 1
Przyjęcie na basenie, to brzmiało świetnie; doskonałe zakończenie
cudownego lata.
Przyjaciółka Brooke z kliniki pediatrycznej miała córeczkę w wieku
Maddie. Postanowili z mężem, że na jej urodziny zaproszą dzieci wraz z
rodzicami.
Już od dwóch tygodni Maddie i Hayley wyczekiwały tych urodzin,
wypytując o nie Brooke niemal każdego wieczoru.
- Mamusiu, kiedy będzie to przyjęcie na basenie?
Jednak na dwa dni przed tym wielkim wydarzeniem, jeden z lekarzy z
kliniki otrzymał wiadomość zza Wschodniego Wybrzeża, że jego matce,
kobiecie w podeszłym już wieku, zostało niewiele dni życia. Zanim
zarezerwował lot do Kalifornii, zapytał Brooke, czy nie przejęłaby jego
weekendowego dyżuru pod telefonem.
- Jesteś moją ostatnią szansą - powiedział. - Moja rodzina mnie potrzebuje.
Brooke nie znosiła dyżurować pod telefonem, gdy miała zaplanowane
popołudnie z dziewczynkami. Ale oprócz przyjęcia na basenie, nie miała
innych planów na weekend, więc mogła zabrać ze sobą pager. Szanse na
wezwanie przez telefon w sobotnie popołudnie były niewielkie. Sobotni
wieczór - tak, ale nie sobotnie popołudnie.
Jednak w dniu przyjęcia, u Brooke pojawiły się wątpliwości. Pomyślała, że
należało podzwonić po znajomych i poszukać kogoś, kto przejąłby dyżur.
Dziewczynki potrzebowały jej obecności na przyjęciu; a jeśli okaże się, że
będzie musiała pojechać do pacjenta, straci szansę na cieszenie się ostatnimi
podrygami lata.
Wcisnęła spodenki na kostium kąpielowy. Właśnie zasuwała suwak, gdy
usłyszała głos Petera, dobiegający z dołu.
- Pospieszcie się. - Frustracja w jego głosie narastała. - Przyjęcie
rozpoczyna się za dziesięć minut.
Brooke przewróciła oczami i chwyciła torbę - tę z kamizelkami
ratunkowymi i kremem do opalania. Co z nim było nie tak? Wiecznie miał
skwaszoną minę; nie pamiętała już kiedy ostatnio normalnie rozmawiali.
Nawet Hayley dostrzegła panujące w ich domu napięcie.
- Czy tatuś jest na ciebie zły, mamusiu? - zapytała ostatnio. Brooke
powiedziała coś na temat zmęczenia tatusia i żeby się za niego modliły. Ale
tak naprawdę miała już dosyć postawy Petera. Od chwili gdy zdiagnozowano
gorączki Maddie, traktował ją jak kogoś niekompetentnego i irytującego. Czy
3
nie mógłby już z tym skończyć? Maddie obecnie czuła się znacznie lepiej; nie
miała gorączki już od ponad dwóch miesięcy.
Brooke wyszła na korytarz i wpadła na Hayley i Maddie.
-Wiecie co, dziewczynki - jedno spojrzenie na buzie dziewczynek i
uśmiech przyszedł jej łatwo - mam już na sobie kostium!
- Super, mamusiu! - Maddie zaczęła podskakiwać i złapała Hayley za rękę.
- Zjemy podwieczorek na dworze.
Dołączyły do Petera. Podczas jazdy samochodem do domu na drugim
krańcu miasta - gdzie mieszkała Aletha, koleżanka Brooke, oraz jej mąż
DeWayne - jedynie radosny szczebiot dziewczynek wypełniał milczącą
atmosferę.
Trzyletnia Hayley była jeszcze za mała, żeby wspinać się po schodach,
więc Brooke wzięła ją na ręce, gdy szli chodnikiem w kierunku wejściowych
drzwi. Po drodze Hayley chwyciła Brooke za dłoń i ścisnęła ją trzy razy. Był
to ich specjalny znak, który mówił - kocham cię. Miłość jej młodszej córeczki
była cudownym lekarstwem na chłód Petera.
- Jesteś kochana, Hayley, wiesz o tym? - Brooke poprawiła torbę na
ramieniu.
- Ty też, mamusiu. - Hayley potarła swoim małym noskiem o nos Brooke. -
Jesteś kochana. Wiesz dlaczego?
- Dlaczego? - Brooke i Hayley zostały w tyle za Peterem i Maddie, ale nie
przeszkadzało im to. Uwielbiała takie chwile, czas spędzany ze swoimi
córeczkami.
- Dlatego że... - Hayley przechyliła główkę. Blond włoski niczym jedwab
opadły na jej twarz - ja też cię kocham, i tyle.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich uśmiechnięta Aletha.
- Cześć. Przyjęcie właśnie się zaczyna.
Na twarzy Petera pojawił się uśmiech, ten który przywoływał, gdy
znajdowali się w towarzystwie. Brooke miała ochotę odciągnąć go na bok i
zapytać, dlaczego nie uśmiecha się tak do niej, ale nigdy nie było ku temu
okazji. Akurat w tym momencie włączył się jej pager. Odpięła go z
wszywanego paska i spojrzała na ekran. „Pilne" - mówił napis. Zaraz potem
pojawił się numer do szpitala. Świetnie - pomyślała - nie spędzę z nimi w
basenie nawet jednej godziny.
Peter zerknął przez ramię.
- O co chodzi?
- Wezwanie ze szpitala. - Nie kryła swojego rozczarowania. - Może to nic
ważnego.
4
Na hol wpadła gromadka rozradowanych dzieciaków, które zaraz otoczyły
Hayley i Maddie. Brooke ukryła się w jednym z pokoi i wyjęła z torebki
komórkę.
- Mówi doktor Brooke West. Właśnie odebrałam wezwanie.
Pielęgniarka po drugiej stronie wyrecytowała informację. U jednego z
pacjentów kliniki wykryto gronkowca. Wyglądało to poważnie. Niezwłocznie
potrzebowano konsultacji pediatry.
- Już jadę. - Brooke rozłączyła się i wyszła na hol.
Peter zauważył ją i uniósł brwi.
- Więc?
- Muszę jechać - sapnęła. Właśnie tego nie lubiła w swoim zawodzie.
Wezwań, które kolidowały z życiem rodzinnym. - Wrócę tak szybko, jak
tylko to będzie możliwe.
- To wyłącznie twoja wina. Wstęga złości opasała jej serce.
- Co to miało znaczyć?
Peter wzruszył ramionami i spojrzał na nią chłodno.
- To ty wzięłaś dyżur pod telefonem. Maddie podbiegła do niej.
- Mamusiu, Natasha chce, żebyśmy popływały. Możemy? Proszę. Czy
możemy już teraz?
Wtedy podbiegła Natasha i przytuliła się do Maddie. Ich rodziny
przyjaźniły się już od lat, a Maddie i Natasha wprost przepadały za sobą.
- Kochanie - Brook spojrzała na Hayley, stojącą kilka kroków dalej i
czekającą na odpowiedź - a nie chcecie zaczekać aż wrócę?
- Później też możemy popływać. Proszę, mamusiu. Możemy?
- Prosimy, możemy popływać? - Natasha wzięła Maddie za rękę, obydwie
uśmiechnęły się najbardziej czarująco, jak tylko potrafiły.
Brooke poczuła, że walka wewnątrz niej ustaje. Straci jakąś część zabawy.
Ale jeśli się pospieszy, niedługo wróci i będzie mogła popływać razem z nimi.
- Okay - uśmiechnęła się łagodnie. - Ale najpierw muszę porozmawiać z
tatusiem.
Brooke poszła do salonu, gdzie Peter siedział obok DeWayne'a, obydwaj ze
wzrokiem wlepionym w telewizor. Czas rozgrywek baseballowych. Aletha
ostrzegała, że przyjęcie w tym czasie będzie równało się z nieobecnością
mężczyzn.
Brooke przeszła przez pokój i usiadła naprzeciw męża.
- Muszę jechać, a dziewczynki chcą popływać. - Torba, którą trzymała w
dłoniach była wypchana; postawiła ją na podłodze pomiędzy nimi. - Tutaj jest
Zgłoś jeśli naruszono regulamin