Nocny nalot UFO i zieloni ludzie.pdf

(216 KB) Pobierz
67162905 UNPDF
Nocny nalot UFO i „zieloni ludzie”
Zajmując się od kilku lat badaniem zjawiska UFO, czasami natrafiamy na przypadki o wysokim
stopniu dziwności, począwszy od obserwacji dalekich typu NL ( Nocturnal Light – Nocne Światło)
aż po CE ( Close Encounter – Bliskie Spotkanie).
I chociaż pojawienie się UFO samo w sobie jest niezwykłe, to można wymienić kilka powodów,
dla których dane zdarzenie uznaje się za mniej lub bardziej dziwne. Charakteryzuje się ono
najczęściej „egzotycznym” wyglądem zaobserwowanego obiektu, nietypowym zachowaniem, a
także czasem obserwacji itp. Zdarzenie, które pragniemy przedstawić czytelnikom UFO , jest
niezwykłe przede wszystkim ze względu na czas trwania oraz różnorodność zaobserwowanych
obiektów.
Tego rodzaju obserwacje dosyć rzadko docierają do ufologów i łatwo się domyślić, dlaczego tak
się dzieje. W przypadku zaobserwowania zwykłego przelotu obiektu świadek jest o wiele bardziej
zdecydowany na podzielenie się swoją obserwacją z badaczami niż w przypadku zaobserwowania
kilku różnych obiektów i to w długim okresie czasu, w dodatku gdy zachowanie się owych
obiektów jest niezrozumiałe i wydaje się nie mieć żadnego celu. Podstawowym problemem jest to,
iż świadek odczuwa szereg obaw związanych z wyjawieniem swoich przeżyć, najczęściej jest to
strach przed ośmieszeniem i obawa, że jego relacja może zostać potraktowana jako żart itp. Sytuacja
ta dotyczy w szczególności naszego kraju, ponieważ w innych krajach takie obserwacje nie
wzbudzają zbytnich emocji.
Takie zdarzenia są jednak bardzo cennym materiałem badawczym, chociażby ze względu na
rzadkość występowania tego rodzaju relacji. Dlatego ciągłym nagłaśnianiem tego rodzaju relacji
można wpłynąć na to, że ludzie zaczną w większym stopniu dzielić się swoimi przeżyciami,
wyzbywając się obaw i stając się bardziej otwartymi w stosunku do ufologów, którzy najbardziej
potrafią ich zrozumieć.
Mieliśmy to szczęście, że świadkowie bardzo chętnie chcieli podzielić się swoimi przeżyciami,
oczekując jednocześnie od nas jakiegoś komentarza i ewentualnego wyjaśnienia zaobserwowanych
zjawisk.
O tym zdarzeniu dowiedzieliśmy się pod koniec lutego 2003 roku, kiedy do naszego
Ropczyckiego oddziału CBUFOiZA trafiła informacja o rzekomej obserwacji dziwnego obiektu i
istot. Informację tę przekazał nam mieszkaniec Wiercan Bogusław R., bliski przyjaciel państwa S.,
którzy, jak się później okazało, byli świadkami spektakularnej obserwacji. Oczywiście sprawą tą
zajęliśmy się tak szybko, jak tylko mogliśmy, i jeszcze w lutym skontaktowaliśmy się telefonicznie
ze świadkami, zaś 9 marca 2003 roku pojechaliśmy zarejestrować szczegółowo to zdarzenie na
miejscu. Ponieważ świadkowie nie powiedzieli zbyt wiele podczas rozmowy telefonicznej, nie
bardzo wiedzieliśmy, o jakiego typu obserwację chodzi.
Przypuszczaliśmy, że może chodzić o przypadek typu NL i że będzie on jednym z wielu, jakie
zarejestrowaliśmy, co jednak nie znaczy, że czyni go to mniej interesującym i że można go
zbagatelizować. Jednakże już po przyjeździe na miejsce zdarzenia i kilkuminutowej rozmowie
przekonaliśmy się, że mamy do czynienia z bardzo interesującym zdarzeniem. Dodajmy, iż w
trakcie prowadzonych przez nas badań UFO na terenie Podkarpacia mieliśmy po raz pierwszy do
czynienia z tego typu zdarzeniem, które nie ma podobnego odpowiednika w polskiej ufologii.
Z początkowych ustaleń dokonanych w oparciu o informacje uzyskane od Kazimierza S. i po
części od jego żony wynikało, że pod koniec lipca 1987 roku w miejscowości Będzienica położonej
w odległości około 25 km na południowy wschód od Ropczyc doszło do serii obserwacji typu NL,
CE-I, CE-II i CE-III. Wszystkie te zdarzenia rozegrały się na przestrzeni kilku kilometrów między
godziną 21 a 5 rano. Podczas naszego pobytu u świadków przeprowadziliśmy rozmowę z
Kazimierzem S. i jego żoną, którą nagraliśmy na magnetofonie. Część tej rozmowy zostanie
przytoczona w dalszej części artykułu.
W dniu rejestracji zdarzenia dała znać o sobie wiosna, błoto oraz topniejący śnieg, uniemożli-
wiając nam dokończenie rejestracji, która wymagała wizji lokalnej w terenie oraz wykonania
niezbędnych pomiarów. Co więcej, nie mieliśmy możliwości dłużej rozmawiać z żoną Kazimierza
S., która jako pierwsza dostrzegła obiekt, który zapoczątkował swoją obecnością to kilkugodzinne
zdarzenie. Dlatego też rejestrację postanowiliśmy dokończyć, gdy tylko pozwoli na to pogoda. Jako
termin kolejnego spotkania ze świadkami ustaliliśmy 30 marca 2003 roku. Tym razem pogoda
dopisała i mogliśmy zarejestrować całe zdarzenie, które prezentujemy poniżej.
Świadkowie twierdzą, że do zdarzenia doszło pod koniec lipca 1987 roku, podając, że było to tuż
przed żniwami na terenie Będzienicy i Nockowa.
Jak już wspomnieliśmy, seria zdarzeń rozpoczęła się od obserwacji
dwóch obiektów w kształcie złączonych ze sobą owali. Dochodziła
godzina 21.00, gdy świadkowie Zofia i Kazimierz S. wracali wozem
razem z córką Barbarą z pracy w pobliskiej cegielni. Panował już
półmrok i pogoda była bardzo dobra. Świadkowie mieli już za sobą
kilka minut jazdy i będąc na zakręcie piaszczystej drogi, Zofia S.
zwróciła uwagę męża na coś dziwnego lecącego dość szybko po niebie.
Po chwili także on dostrzegł to dziwne zjawisko, które obserwowane
było początkowo w zenicie na znacznej wysokości, którą świadkowie
ocenili na kilka kilometrów (?), i kierowało się na północny wschód
(Az=50). Były to dwa obiekty składające się z dwóch czerwonych
owali. Zofia S. twierdzi że „każda z kul miała wielkość domu”.
Nieznana pozostaje dokładna wysokość, na jakiej poruszały się
obiekty. Według świadków mogły one poruszać się na wysokości kilku
kilometrów, co jest raczej bardzo mało prawdopodobne ze względu na
ich bardzo dużą wielkość. Naszym zdaniem należałoby przyjąć, że
obiekty przemieszczały się stosunkowo nisko nad ziemią w odległości
nie większej niż około 200 metrów.
Po zebraniu informacji o wysokości i wielkości pozornej obu obiektów, które miały około 5 cm
w odległości wyciągniętej ręki, okazało się, że po przeliczeniu ich rzeczywista wielkość wahała się
w granicach od 16 do 20 metrów, co oznacza, że Zofia S. nie pomyliła się zbytnio w swoich
szacunkach. Obserwowane obiekty wyglądały w ten sposób, że pierwszy, mniejszy i bardziej
okrągły obiekt, znajdował się w pozycji poziomej, natomiast drugi, nieco bardziej wydłużony, był
jakby „doczepiony” z boku i znajdował się w pozycji pionowej. Według świadków owale były
obserwowane maksymalnie przez 5-6 sekund, po czym „spadły za dom” znajdujący się w odległości
około 300 metrów. Oczywiście należy wyjaśnić, że obiekty nie opadły za zabudowania, lecz
znacznie dalej na horyzoncie. Ów dom jedynie przysłonił dalszy lot obiektów, które zdaniem
świadków skryły się za horyzontem. Od strony obiektów nie dochodził żaden dźwięk, a ich światło
nie raziło w oczy. Oboje byli tym bardzo zdziwieni i po chwilowej obserwacji udali się w dalszą
drogę do domu, nie przypuszczając, że jest to dopiero preludium całej serii niezwykłych nocnych
zdarzeń.
Do gospodarstwa dojechali po kilku minutach i po wykonaniu kilku czynności udali się do domu.
W tym czasie na dworze zrobiło się zupełnie ciemno. Po pewnym czasie dostrzegli, że cała pobliska
okolica została „zalana” jasnobiałym światłem. Kazimierz S. twierdzi wręcz, że jasność była tak
wielka, iż można było spokojnie dostrzec igłę na podłodze. W
tym czasie w domu były również dwie córki państwa S. oraz
mama Zofii S., które również widziały tę dziwną jasność.
Po chwili zastanawiania się, co może być powodem takiej
jasności, świadkowie postanowili wyjść na zewnątrz przed dom.
Po wyjściu całą rodziną i stając przy drodze biegnącej kilka
metrów od domu dostrzegli niezwykły widok – białe kule
unoszące się nad ziemią obok siebie. Kule tworzyły dwie grupy,
po trzy w każdej. Pierwsze trzy znajdowały się w kierunku NE
(Az=50) na wysokości horyzontalnej około 10 stopni. Tak
twierdzą świadkowie, chociaż mogły się one znajdować jeszcze
niżej, gdyż były widoczne na tle pól położonych na niewielkich
wzniesieniach. Kule miały średnicę 2/3 wielkości tarczy
67162905.002.png 67162905.003.png
Księżyca w pełni i wisiały w bezruchu obok siebie, rozświetlając całą okolicę białym jasnym
światłem, które mimo swojej intensywności nie raziło w oczy. Ich odległość świadkowie szacują na
około 1 kilometr.
Trzy następne znajdowały się w niedużej odległości (około 5 stopni) od pierwszych. Odległość
od świadków wynosiła rownież około 1 kilometra. Były one wysunięte nieco na północ i tak jak
pierwsze wisiały bardzo nisko nad ziemią w całkowitym bezruchu także rozświetlając okolicę.
Wszystkie te obiekty tworzyły poziomy rząd świateł.
Kazimierz S. postanowił zawiadomić o tym swojego sąsiada mieszkającego obok. Udał się do
niego wozem i razem z nim skierował się drogą w kierunku, gdzie po raz pierwszy dostrzegli z żoną
dwa złączone owale. Po zatrzymaniu się na rozdrożu dróg przez kilka minut obserwowali światła.
W pewnej chwili sąsiad zwrócił uwagę Kazimierza S. na inne dziwne zjawisko. Był to unoszący się
w kierunku północno-wschodnim w odległości około 3 kilometrów olbrzymi pomarańczowo-
czerwony trójkąt.
Według świadka nie był to materialny obiekt, lecz ogień lub
jakieś światło, które swoją wielkością nieznacznie przewyższało
rosnące w tamtej okolicy sosny. Zjawisko to nie rozświetlało
jednak tak bardzo okolicy tak jak kule. Trójkąt ten nie tkwił w
jednym miejscu, lecz powoli wznosił się i opadał. Cała
obserwacja trwała około 6 minut, po czym podczas kolejnego
wznoszenia się w górę świetlisty trójkąt nagle zniknął.
Najciekawsze jednak było, jak twierdzi świadek, to, że od strony
obiektu dochodził sygnał. „Takiego sygnału w życiu jeszcze nie
słyszałem” – wspomina świadek. Twierdzi, że był on wysoki i nie
przypominał niczego, co dotąd słyszał. Dopiero po dłuższym
zastanowieniu powiedział, że ten dźwięk przypominał trochę
„klakson samochodowy”, z tym, że był wyższy. Po zniknięciu trójkąta świadkowie ponownie
skupili swoją uwagę na kulach, co chwilę pytając siebie, co to może być.
Po następnych kilkunastu minutach napięcie wśród obserwatorów wzrosło, gdy dostrzegli, że
stojąca w odległości około 300 metrów stodoła innego sąsiada „zaczyna się palić”. Kazimierz S.
postanowił jak najszybciej udać się w tamto miejsce, aby pomóc gasić pożar. Wcześniej jednak udał
się wozem do domu i razem z dwiema córkami w wieku 16 i 14 lat, które chciały zobaczyć, jak się
pali, wsiadł na motor marki WSK i pojechał w kierunku rzekomego pożaru. Podczas jazdy było
bardzo jasno, do tego stopnia, że gałęzie drzew rosnących wzdłuż drogi były widoczne niczym w
dzień.
W miarę zbliżania się do stodoły stwierdził, że coś jest nie w
porządku, ponieważ nie było widać ani ognia, ani dymu, ani też
gaszących pożar ludzi. Po około 7 minutach jazdy polnymi
drogami dotarł w pobliże stodoły i zobaczył, że żadnego pożaru
nie ma, że wszystko jest w porządku, z wyjątkiem unoszących się
nad polami świateł. Zastanawiało go, dlaczego sąsiad, którego
stodoła jest oświetlana, niczego nie zauważył ani też dlaczego
mieszkańcy okolicznych domów nie dostrzegli dziwnego
zjawiska. Był nieco przestraszony całym tym widokiem i miał
pewne obawy, czy nadal kontynuować jazdę, bo, jak powiedział,
zrozumiał, że to jest coś spoza Ziemi. Jednak ciekawość
przezwyciężyła strach i postanowił przejechać jeszcze około 100
metrów, aby zatrzymać się na wzniesieniu i poobserwować
stamtąd dziwne światła.
W tym samym czasie żona Kazimierza S. obserwowała kule z podwórka, a następnie z drogi. Po
dojechaniu na wzniesienie, z którego rozpościera się wspaniały widok na okoliczne tereny,
Kazimierz S. wyłączył silnik motoru i razem z córkami zszedł z niego obserwując obiekty. Wtedy
też dostrzegł, że w kierunku północnym znajdują się trzy kolejne kule koloru białego, które
rozświetlały pobliskie pola. Unosiły się bardzo nisko nad ziemią na tle pól i dlatego właśnie
świadkowie nie dostrzegli ich wcześniej – przysłaniało je wzniesienie, na którym obecnie stali.
Wielkość i ułożenie świetlistych kul było takie samo jak wcześniej zaobserwowanych świateł. Dla
67162905.004.png 67162905.005.png
świadka stało się jasne również i to, że nie jest to pożar, lecz efekt oświetlania stodoły promieniami
wydobywającymi się z kul, które wywołały efekt podobny do pożaru. Promienie te stawały się w
miarę oddalania się od kul coraz szersze. Świadek porównał je do promieni latarki, z tą różnicą, że
nie rozpraszały się tak mocno. Świadkowie cały czas szukali możliwych wyjaśnień, jednak nic nie
przychodziło im do głowy. Kazimierz S. twierdzi, że te ostatnie światła wziął początkowo za
kombajn, jednak odrzucił to wyjaśnienie, gdy uzmysłowił sobie, że jest po godzinie 22, o której nie
powinien już pracować żaden kombajn. Poza tym te światła były zupełnie nieruchome.
Świadek skupił swoją uwagę na światłach unoszących się w kierunku północnym, natomiast jego
córki obserwowały dwie grupy kul znajdujące siew kierunku północno-wschodnim. Dookoła
panowała zupełna cisza i świadkowie przez kilkanaście sekund obserwowali dziwne zjawiska.
Nagle jedna z córek, 16 letnia Barbara, chwyciła ojca za koszulę i zaczęła krzyczeć: „Matko
Boska, tato, zielone ludzie w tym kierunku tam od Rzeszowa!”
Tymi dwoma zdaniami rozpoczęło się jedno z najciekawszych zdarzeń, do jakich doszło tej nocy,
które było kulminacją nocnych zdarzeń z udziałem UFO.
Poniżej prezentujemy fragment rozmowy przeprowadzonej z Kazimierzem S. 9 marca 2003 roku,
w której opisuje on swoją obserwację prostym wiejskim językiem. Jest to wypowiedź bez żadnych
poprawek oraz szczegółów, które ustaliliśmy później i które przedstawimy po zapisie tego
fragmentu rozmowy jako uzupełnienie jego wypowiedzi.
Pytanie: Proszę opisać moment zauważenia obiektu, który dostrzegł pan będąc na polanie razem
z córkami.
Kazimierz S.: Któraś z córek, nie pamiętam która, krzyknęła, jeszcze mnie tak chwytając tu
[świadek pokazuje na koszulę]:. „Matko Boska, tato, zielone ludzie w tym kierunku tam od
Rzeszowa!”. Ja się odwróciłem i nic nie widzę. Ale one krzyczą, narobiły pisku, pokazały mi
gdzie, ja patrzę – są. Ekran jak w telewizji, tylko pieroński ekran. Wysokości około trzech
metrów. Jeden chłop, pieroński chłop stał...
Pytanie: Czyli jakiś ekran tam wisiał?
Wygląd obiektu i znajdujących się w jego wnętrzu istot według Kazimierza S. (obiekt i istoty naniesiono
na zdjęcie komputerowo).
K.S.: Ekran był bielutki, w powietrzu 20 metrów od ziemi wisiał, może 30. Wysokości mówię,
na oko mówię... około 2,5 metra. To było wyraźnie widać, jak was tu widzę teraz, wyraźnieńko.
Ramki czarne miało.
Pytanie: A jaki kolor miało tło ekranu?
67162905.001.png
K.S.: Białe.
Pytanie: Czy z ekranu odchodziły jakieś wiązki światła?
K.S.: Nie.
Pytanie: W jakiej odległości od pana znajdował się na początku ekran?
K.S.: Odległości nie ustaliłem.
Pytanie: W jaki sposób ekran przybliżał się do pana?
K.S.: Prosto, błyskawicznie.
Pytanie: Czy cały czas był na tej samej wysokości?
K.S.: Tak.
Pytanie: Co pan następnie zrobił?
K.S.: Wsiadłem z córkami z powrotem na motor, zapaliłem, zakręciłem, a to już w sekundę
bliżej.
Pytanie: I co się dalej działo?
K.S.: Motor nie chciał jechać, puszczam sprzęgło a tu nic. Ale za chwilę ruszyłem.
Pytanie: Z jaką prędkością pan jechał?
K.S.: Niedużo, z 10 kilometrów na godzinę.
Pytanie: Czy ekran cały czas przybliżał się do pana?
K.S.: Oglądałem się i oni byli coraz bliżej mnie.
Pytanie: I oglądał się pan co chwilę?
K.S.: Tak.
Pytanie: A więc w kierunku pana zbliżały się te postacie z ekranem?
K.S.: Tak. I jak skręciłem pod kątem prostym w lewo, wtedy zniknęło.
Pytanie: W jaki sposób ekran przybliżał się do pana?
K.S.: Cały czas nad ziemią.
Pytanie: Ale czy to leciało za panem, czy z boku?
K.S.: Z boku. Jak ja jechałem prosto tak, to to leciało z tyłu po ukosie do mnie.
Pytanie: I na zakręcie pan popatrzył w tamtą stronę?
K.S.: Tak. Zatrzymałem się, ale już ich nie widziałem. Pomyślałem, że tu już się nie mam czego
bać, bo do domu blisko.
Pytanie: Czyli ekran zniknął, jak się pan zatrzymał?
K.S.: Widocznie nie pasował albo kąt, albo... Bo jak jechałem prosto, to to było. A jak skręciłem
w lewo pod kątem prostym, to zniknęło.
Pytanie: Mówił pan, że w ekranie znajdowały się jakieś istoty?
K.S.: Na białym ekranie widać było tych zielonych ludzi w skafandrach.
Pytanie: Czy zobaczył je pan od razu na ekranie, czy trochę później?
K.S.: Od razu istoty.
Pytanie: Więc istoty znajdowały się cały czas na ekranie?
K.S.: Tak.
Pytanie: Jak wyglądały te postacie?
K.S.: Jak ludzie. Ten jeden był tęgi, drugi też.
Pytanie: Jakiego byli wzrostu?
K.S.: Wysokości... no to mówię, około 2,5 metra. Bo to było wyraźnie widać tak jak was tu
Zgłoś jeśli naruszono regulamin