Zakrzywienie czasoprzestrzeni.pdf

(55 KB) Pobierz
68337561 UNPDF
Zakrzywienie czasoprzestrzeni w Kanionie
Gadiantonów w stanie Utah
Jeden z najdziwniejszych przypadków Drogowego Zakrzywienia Przestrzeni ( Highway Space
Warp ) miał miejsce w południowo-wschodniej części stanu Utah, na skraju pustyni Escalante
niedaleko linii kolejowej biegnącej przez Modenę.
Tuż na północ od Modeny znajduje się skalisty kanion Gadiantonów, którego nazwa przyprawia
o ciarki i przywodzi na myśl wspomnienie bogobojnych Świętych Dnia Ostatniego.
„Wśród karawan, które przewoziły zaopatrzenie do Pioche [Nevada] w latach siedemdziesiątych
[XVIII wieku] narodziła się legenda mówiąca, że ta położona na Szlaku Nevady skalista dolina była
odwiedzana przez bandytów Gadiantonów będących terrorystycznym bractwem, które wyrosło, jak
wyjaśnia Księga Mormona, spośród Nefitów i Lamanitów w I wieku przed naszą erą”.
Gadiantoni byli tajemniczą sektą zabójców, podobną do Bruder Schweigen w Niemczech czy
Crnej Ruki (Czarnej Ręki) w Jugosławii.
„Podróżni z podnieceniem snuli opowieści o skałach blokujących drogę i o zwężającym się
kanionie, który zamykał wędrowców w pułapce”.
Z czasem dawne opowieści o Gadiantonach poszły w zapomniane. Tak było aż do maja 1972
roku, kiedy to cztery studentki Uniwersytetu Południowego Utah (Southern Utah University)
wracały samochodem do akademika w Cedar City po niedzieli spędzonej na rodeo w Pioche.
Za kierownicą należącego do jej ojca Chevroletu Nova siedziała Janna North (imiona i nazwiska
wszystkich dziewcząt zostały zmienione, aby zapewnić im anonimowość). Na siedzeniu obok
siedziała Carol Abbott, zaś z tyłu Lisa Rochefort i Bethany Gordon. Około godziny 22 dziewczęta
przekroczyły granicę oddzielającą Nevadę od Utah w miejscu położonym 14 kilometrów na wschód
od Modeny. Martwiły się, czy zdążą przed zamknięciem drzwi akademika na klucz przez jego
kierowniczkę panią Mortensen.
Okolica, przez którą biegnie autostrada nr 56 w Utah, należy do słabo zaludnionych obszarów.
Znaleźć tam można głównie piach porośnięty bylicą, kaktusami i juką, zaś na północy ciągną się
zbocza czerwonego piaskowca. Bardzo się ucieszyły, gdy w końcu dojechały do linii kolejowej
Union Pacific biegnącej w pobliżu Modeny. Tuż za przejazdem kolejowym Janna zauważyła coś
dziwnego. Prowadzące przez pustynię dwa czarne pasy w pewnym miejscu rozdzielały się – jeden
skręcał ostro na południowy wschód, a drugi na północny wschód, w kierunku położonej na północy
krainy kanionów.
– Którą drogą jedziemy? – spytała Carol.
– Lewą – odrzekła Janna. Wiedziała, że Cedar City leży w odległości około 70 kilometrów na
północny wschód, i uznała, że drogą prowadzącą przez kaniony dojadą szybciej.
Pięć minut później Chevrolet wjechał do czerwonego kanionu. Janna, która cały czas rozmawiała
z koleżankami, zauważyła nagle, że widoczna w świetle reflektorów nawierzchnia stała się w
pewnym momencie znacznie jaśniejsza. Kiedy się jej dokładniej przyjrzała, aż jęknęła z wrażenia.
Biegnąca środkiem drogi biała linia nagle zniknęła, zaś w miejsce czarnego asfaltu pojawił się biały
beton.
– Janna, uważaj, przed tobą! – krzyknęła zaniepokojona Carol.
Janna wciągnęła głęboko powietrze z przerażenia, kiedy spostrzegła, że szosa kończy się nagle
przy skalnej ścianie. Nacisnęła z całej siły hamulec i Chevrolet zatrzymał się z piskiem i zgrzytem
tuż u podnóża skały.
– No ładnie! Ślepa droga! – rzuciła Janna kiwając z niedowierzaniem głową, po czym wrzuciła
wsteczny bieg i zawróciła samochód. – Ktoś tu chyba powinien postawić jakieś znaki ostrzegawcze.
– dodała.
– Teraz będziemy musiały wracać cały ten odcinek do Modeny – skarżyła się Bethany.
– Na pewno nie uda się już nam wrócić przed zamknięciem – powiedziała Lisa.
– Nadrobimy to, gdy tylko wrócimy na autostradę stanową – uspokajała je Janna.
Mijały minuty. Napięcie rosło. Janna zaczęła się niepokoić. Samochód wciąż jechał wzdłuż
czerwonych ścian kanionu. Już dawno powinny znaleźć się na otwartej pustyni.
Kanion stopniowo rozszerzał się i kiedy samochód wyjechał na otwartą przestrzeń, dziewczęta
oniemiały. Zamiast księżycowego, pustynnego krajobrazu ich oczom ukazały się po prawej stronie
pola zbóż a po lewej duży sosnowy las.
Carol rozglądała się przestraszona.
– To na pewno nie Modena! – powiedziała drżącym głosem.
– Musimy jeszcze raz zawrócić – powiedziała Janna rozglądając się na boki. – Gdzie my, do
licha, jesteśmy?
Po chwili Janna dostrzegła z przodu zajazd z parkingiem. Miał nawet neon, lecz nie mogła go
odczytać. „Litery” świeciły jasnym światłem i miały kształt jakichś zawijasów. Z budynku
wychodziło właśnie kilku ludzi.
– Tam są jacyś faceci – powiedziała Carol.
– A są chociaż przystojni? – zachichotała Bethany.
– Dowiedzmy się – odrzekła Lisa otwierając okno.
– Lisa! Nie mamy na to czasu – zaprotestowała Janna.
– Spokojnie! – powiedziała Lisa, malując pospiesznie usta szminką. – Chcę tylko zapytać, jak
wrócić na autostradę.
W miarę jak zwalniała, Janna zaczęła dostrzegać malujące się na twarzach mężczyzn przerażenie.
Mieli miny, jakby widzieli zbliżające się do nich jakieś dziwne zwierzę. Lisa wystawiła głowę przez
okno i powiedziała:
– Cześć, jesteśmy... – urwała w pół zdania wydając z siebie przeraźliwy krzyk.
– Lisa! Co się stało!? – rzuciła Janna i obejrzała się do tyłu.
– Zabierajmy się stąd! I to już – krzyczała Lisa, zakręcając w panice okno.
– Janna, na co czekasz, gazu! – wrzasnęła Bethany. – Szybciej.
Spod opon wystrzelił piasek. Chevrolet szybko oddalał się od budynku. Janna wcisnęła pedał
gazu do oporu. Po lewej stronie przesunęło się jezioro.
– O Boże! Jadą za nami! – krzyczała zrozpaczona Bethany. – Janna, szybciej!
Janna zerknęła w lusterko i poczuła, jak krew zastyga jej w żyłach. Były ścigane, ale nie przez
pojazdy, które były wyprodukowane w Detroit lub w jakiejkolwiek innej fabryce na terenie Stanów
Zjednoczonych.
Cztery dziwnie wyglądające „samochody” podążały ich śladem. Miały jajowaty kształt i po trzy
koła, z których dwa były duże i umieszczone z przodu i jedno małe z tyłu. Każdy ze ścigających je
„samochodów” miał z przodu pojedyncze jasne białe światło. „Samochody” wydawały w czasie
jazdy dziwne buczenie lub terkotanie.
– Janna, szybciej! Doganiają nas!
Droga prowadziła z powrotem do czerwonego kanionu. Chevrolet Janny pędził do jego wejścia z
prędkością 130 kilometrów na godzinę. Droga była tak wąska, że odnosiło się wrażenie, jakby
kanion się zaciskał. Koła wzbijały w powietrze potężniejącą chmurę pyłu, która całkowicie
zasłoniła jadące za nimi pojazdy, przez co dziewczęta nie wiedziały, czy nadal są ścigane.
Kilka minut później wyjechały z kanionu na znajomą pustynię. Droga, którą dotychczas jechały,
nagle zniknęła. W światłach widać było tylko bylicę i kaktusy. Chevrolet trząsł się i podskakiwał
jak dziki mustang. Janna wcisnęła hamulec. Było już jednak za późno! Samochód stoczył się do jaru
po wyschniętym strumieniu i utknął na jego dnie.
Przerażone dziewczęta wydostały się z samochodu. Jakimś cudem były całe i zdrowe. Z kolei
Chevrolet wyszedł z tego w nie najlepszym stanie – miał dziury w trzech oponach i liczne
wgniecenia w masce, poza tym brakowało jednego kołpaka. Janna spojrzała na niego i złapała się za
głowę.
– Och, nie, nie! Ojciec mnie zabije!
Lisa była bliska histerii. Siedziała na ziemi, ściskając kolana, płacząc i jęcząc.
– To nie byli ludzie – nieustannie mamrotała.
Dziewczęta pozostały przy samochodzie aż do świtu. Kiedy się rozjaśniło, poszły pieszo na
południe. Gdy dotarły do znajomej autostrady nr 56, nie posiadały się ze szczęścia. Godzinę później
zatrzymały radiowóz policji drogowej i opowiedziały, co się im przytrafiło.
Policjant Vic Lundquist, który prowadził śledztwo w tej sprawie, zwrócił uwagę na kilka
okoliczności, których nie dało się wyjaśnić w nie budzący wątpliwości sposób:
1. Nie było śladów opon, które by wskazywały miejsce, w którym Chevrolet opuścił autostradę
nr 56 koło Modeny.
2. Ślady opon prowadziły od rozbitego Chevroleta tylko na odległość 200 metrów w tył, gdzie
się nagle urywały.
3. Nikt nie mógł wyjaśnić, w jaki sposób Chevrolet znalazł się blisko trzy kilometry na północ
od autostrady nr 56, nie zostawiając w pustynnym terenie żadnych śladów dojazdu do
tamtego miejsca.
4. Mimo starannych poszukiwań prowadzonych przez wielu ochotników, nie znaleziono
najmniejszego śladu po kołpaku z przedniego prawego koła.
Jeśli leżący w stanie Utah kanion Gadiantonów jest, jak twierdzą niektórzy, bramą do innego
wymiaru, to niewykluczone że zagubiony przez tamte dziewczęta kołpak jest obecnie
„niezwykłym” eksponatem – „obcym artefaktem” – wystawionym na pokaz w jakimś muzeum w
równoległym świecie.
Autor: Joseph Trainor
Magazyn UFO NR 4 (48) X-XII 2001
Zgłoś jeśli naruszono regulamin