Cabot Meg - Top modelka 01 - Top modelka.rtf

(719 KB) Pobierz
MEG CABOT

-MEG CABOT

TOP MODELKA

Przekład Edyta Jaczewska

Tytuł oryginału Airhead

1

Emerson Watts! - Pan Greer wyrwał mnie z drzemki, w którą zaczynałam właśnie zapadać.

No i co? Oni naprawdę oczekują, że będziemy przytomni o ósmej rano? Wolne żarty.

- Jestem! - zawołałam, podnosząc głowę z blatu, i ukradkiem otarłam kąciki ust. Tak na wszelki wypadek, gdybym się zaśliniła.

Ale najwyraźniej nie zrobiłam tego wystarczająco dyskretnie, bo Whitney Robertson, która siedziała przy stoliku metr ode mnie, założyła pod nim jedną na drugą te swoje długie opalone nogi, roześmiała się szyderczo i syknęła:

- Sierota boża.

Rzuciłam jej paskudne spojrzenie i powiedziałam bezgłośnie:

- Odwal się.

A ona na to zmrużyła jasnoniebieskie, mocno podmalowane oczy i szepnęła bardzo z siebie zadowolona:

- Chciałabyś.

- Em - powiedział pan Greer i zdusił ziewnięcie. Widocznie on też wczoraj zasiedział się do późna. Chyba jednak nie dlatego, że gorączkowo usiłował przygotować się do tej lekcji, w przeciwieństwie do mnie. - Ja nie sprawdzałem listy. Masz wygłosić przed klasą dwuminutową wypowiedź perswazyjną. Jedziemy w porządku odwrotnym do alfabetycznego, zapomniałaś?

Super. Po prostu super.

Zawstydzona, wstałam od stolika i przeszłam na środek sali, a cała klasa zaczęła nerwowo chichotać. To znaczy wszyscy poza Whitney. Bo ona wyciągnęła z torby lusterko i przyglądała się własnemu odbiciu. Lindsey Jacobs, która siedzi w rzędzie koło niej, zerknęła na Whitney z uwielbieniem i szepnęła:

- Ten odcień błyszczyka jest jak stworzony dla ciebie.

- Wiem - mruknęła Whitney do lusterka.

Stanęłam twarzą do klasy, walcząc z mdłościami (dostałam ich, bo miałam za moment przemawiać publicznie, nie przez tę ich rozmówkę... Chociaż to też mógł być jeden z powodów). Dwadzieścia cztery zaspane twarze patrzyły na mnie, z trudem otwierając oczy.

A do mnie dotarło, że z mowy, którą pisałam przez pół nocy, kompletnie nic nie pamiętam.

- Dobrze, Emerson - powiedział pan Greer. - Masz dwie minuty. - Zerknął na zegarek. - Uwaga...

Niesamowite. Powiedział to, a ja w tej samej sekundzie poczułam w głowie jeszcze większą pustkę. Brzęczała mi w niej tylko jedna myśl... Skąd ona wiedziała, to znaczy Lindsey, że jakiś odcień błyszczyka jest stworzony dla Whitney? Żyję na tym świecie już prawie siedemnaście lat i nadal nie mam pojęcia, jaki odcień błyszczyka został stworzony dla mnie... Ani dla kogokolwiek innego, prawdę mówiąc.

Obwiniam za to tatę. Wszystko zaczęło się od tego, że dał mi męskie imię, bo był absolutnie pewien, że będę chłopcem (chociaż USG wykazało coś innego), a to dlatego, że tak okropnie kopałam mamę, kiedy mnie nosiła w brzuchu. Uparł się nazwać mnie po swoim ulubionym poecie. Takie są skutki, kiedy twój ojciec wykłada literaturę angielską na uniwersytecie. Mama chyba była jeszcze na haju po znieczuleniu zewnątrzoponowym, bo wcale nie protestowała, nawet kiedy okazało się, że USG miało rację. W rezultacie w moim akcie urodzenia stoi jak byk: Emerson Watts.

Niezłe, co? Jeszcze jako płód padłam ofiarą stereotypizacji płciowej. Ile dziewczyn może się czymś takim pochwalić?

- .. .start! - dokończył pan Greer, nastawiając minutnik.

I jakby nigdy nic, wszystkie informacje na zadany temat, wygrzebane wczoraj w nocy, zalały mnie istną falą. Uff!

- Kobiety - zaczęłam - stanowią trzydzieści dziewięć procent osób, które grają w gry komputerowe, a jednak tylko niewielki odsetek gier stworzonych przez wart około trzydziestu pięciu miliardów dolarów światowy przemysł gier komputerowych jest adresowany do grających kobiet.

Tu zrobiłam pauzę... ale to nie wywołało żadnego efektu.

Trudno mieć do nich pretensję. Było przecież bardzo wcześnie rano.

Nawet Christopher, który mieszka w moim bloku i podobno jest moim najlepszym przyjacielem, nie słuchał. Siedział na swoim miejscu w tylnym rzędzie, nawet prosto, ale oczy miał zamknięte.

- Badania, przeprowadzone przez Instytut Badań nad Wyższą Edukacją przy Uniwersytecie Kalifornijskim wykazały - ciągnęłam że odsetek wydziałów w zakresie informatyki spadł do najniższej w historii wartości poniżej trzydziestu procent. Informatyka jest jedyną dziedziną, w której udział kobiet znacząco spada.

O Boże! Na pierwszej lekcji spali wszyscy poza mną. Nawet pan Greer powoli przymknął oczy.

Jak to miło, panie profesorze, że zamiast rozwiązywać problemy, staje się pan jednym z nich.

- Wielu naukowców uważa, że to rezultat zaniedbań ze strony naszego systemu szkolnictwa, któremu nie udaje się zainteresować dziewcząt przedmiotami ścisłymi, a zwłaszcza informatyką, w latach gimnazjalnych - brnęłam dalej, patrząc prosto na pana Greera. Nie, żeby to zauważył. Zaczął właśnie leciutko pochrapywać.

Rewelka. Po prostu rewelka. To znaczy naprawdę trochę się przejęłam, kiedy dostałam ten temat, bo, szczerze mówiąc, lubię gry komputerowe. A przynajmniej jedną.

- Co więc można zrobić, żeby zainteresować dziewczyny grami komputerowymi - ciągnęłam rozpaczliwie - które według badań rozwijają umiejętności strategiczne oraz uczą rozwiązywać problemy, a ponadto pomagają kształtować zdolność do wchodzenia w interakcje społeczne i umiejętności działania zespołowego?

Zdałam sobie sprawę, że to na nic. Naprawdę.

- No cóż - powiedziałam - mogłabym teraz ściągnąć ciuchy i pokazać wam, że pod dżinsami i bluzą noszę koszulkę bez rękawów i szorty, zupełnie jak Lara Croft z Tomb Ridera... Tyle że moje są uszyte z niepalnego materiału i ponaklejałam na nie fluorescencyjne nalepki z dinozaurami.

Nikt nie drgnął. Nawet Christopher, który trochę się podkochuje w Larze Croft.

- Wiem, co sobie pomyślicie - ciągnęłam. - Fluorescencyjne nalepki z dinozaurami były modne w zeszłym roku. Ale moim zdaniem dodają pewnego je ne sais quoi całości stroju. Fakt, superkrótkie szorty są niewygodne i ciężko je ściągnąć w łazience dla dziewczyn, ale dzięki nim tak łatwo sięgnąć do tych dwóch kabur, które mam na udach i w których trzymam rewolwery dużego kalibru... Kuchenny minutnik zabrzęczał.

- Dziękujemy, Em - odezwał się pan Greer i ziewnął. - Bardzo przekonujące wystąpienie.

- Ależ nie ma za co, panie profesorze - odparłam z szerokim uśmiechem. - Cała przyjemność po mojej stronie.

To dobrze, że rodzice nie muszą płacić czesnego za Liceum Autorskie Tribeca - dostałam pełne stypendium naukowe.

Bo naprawdę mam spore wątpliwości co do jakości wykształcenia, jakie tutaj otrzymuję.

Wróciłam na miejsce, a pan Greer odezwał się, właściwie sam do siebie:

- Kogo my tu mamy dalej ? A, tak. Whitney Robertson. - I uśmiechnął się, bo każdy się uśmiecha, kiedy wymawia imię Whitney. Poza mną. - Twoja kolej.

Whitney - która po dzwonku minutnika szybciutko przypudrowała sobie nos - z trzaskiem zamknęła puderniczkę i zdjęła nogę z nogi. Nie tylko ja przy okazji zerknęłam na jej stringi we wzór lamparcich cętek. Nagle wszyscy jakoś się ożywili.

- I tak nic z tego nie będzie - powiedziała ze śmiechem Whitney, podniosła swoje wysokie, szczupłe ciało zza stolika i swobodnym krokiem (swobodnym, chociaż miała buty na dziesięciocentymetrowych platformach. Jak one to robią? Gdybym ja spróbowała przechadzać się swobodnym krokiem w butach na dziesięciocentymetrowych platformach, od razu wywinęłabym orła) ruszyła na środek sali, a krótka marszczona spódniczka kołysała się w rytm jej kroków, Kiedy odwróciła się do nas, w klasie nie było ani jednej pary oczu, która by się w nią nie wlepiała.

Pomijając Christophera, jak zauważyłam, gdy obejrzałam się, żeby sprawdzić. Nadal spał.

- Uwaga... start - powiedział pan Greer, nastawiając kuchenny minutnik.

- W swoim wystąpieniu chcę wyjaśnić - zaczęła Whitney słodkim głosikiem, zupełnie niepodobnym do tego, którym zwykle każe mi się wypchać - dlaczego nie wierzę w mit twierdzący, że zachodnia cywilizacja stawia kobietom zbyt wysokie wymagania co do urody.

Mnóstwo kobiet narzeka, że moda i film atakują w tym samym stopniu poczucie własnej wartości młodych dziewczyn i starszych kobiet. Chcą one, żeby te dziedziny przemysłu rozrywkowego dostosowały się do, cytuję, bardziej typowej kobiecej figury, koniec cytatu. A ja twierdzę, że to śmieszne!

Odrzuciła na ramiona kilka pasm długich jasnych włosów (podobno farbowanych. A przynajmniej tak twierdzi moja młodsza siostra Frida, która zna się na takich rzeczach) i zapytała, a jej błękitne oczy ciskały gromy:

- Jakim cudem promowanie zdrowej wagi, którą naukowcy określili na indeks masy ciała poniżej dwudziestu czterech koma dziewięć, jako ideału urody miałoby zagrozić poczuciu własnej wartości jakiejś kobiety? Jeśli niektóre kobiety są zbyt leniwe, żeby chodzić na siłownię, bo wolą przez cały dzień siedzieć i grać w gry komputerowe, no cóż, to ich problem. Ale nie powinny potem zrzucać winy na te z nas, które dbają o swoje ciała jak należy, i twierdzić, że mamy seksistowskie poglądy albo że im wyznaczamy niemożliwe do osiągnięcia standardy urody... Zwłaszcza że wiele z nas to żywe dowody, że te standardy niemożliwe do osiągnięcia wcale nie są.

Kopara mi opadła. Rozejrzałam się, żeby zobaczyć, czy kogoś poza mną też zatkało. To tak Whitney zinterpretowała temat, jaki wyznaczył jej pan Greer na dwuminutową wypowiedź perswazyjną? Że kobiety o normalnej figurze powinny przestać obwiniać media za to, że jako ideał urody prezentują chude jak patyki modelki i aktorki?

Najwyraźniej jednak byłam jedyną osobą w klasie, która uznała, że coś jej się pokręciło. Przynajmniej to sugerowały spojrzenia, jakimi wszyscy (a szczególnie męska połowa klasy) wpatrywali się w niezwykle, trzeba przyznać, kształtny biust Whitney.

- Gdyby to było coś naprawdę złego chcieć wyglądać jak na przykład Nikki Howard - ciągnęła, wymieniając nazwisko popularnej supermodelki - to czy kobiety wydawałyby, jak się ocenia, trzydzieści trzy miliardy dolarów rocznie na programy utraty wagi, kolejnych siedem miliardów na kosmetyki i mniej więcej trzysta milionów na operacje plastyczne? Oczywiście, że nie! Kobiety mają swój rozum! Wiedzą, że przy odrobinie wysiłku i, no, nieco więcej niż odrobinie pieniędzy, mogą stać się tak atrakcyjne, jak... dajmy na to ja.

Przerzuciła długie włosy na jedno ramię i mówiła dalej:

- Niektórym - spojrzenie, jakie rzuciła w moją stronę sugerowało: „Tu proszę wstawić nazwisko Emerson Watts” - może się wydaje, że to zarozumialstwo z mojej strony twierdzić, że jestem atrakcyjna. Ale prawda wygląda tak, że uroda to nie tylko metr siedemdziesiąt pięć wzrostu przy rozmiarze XS. Najważniejszym dodatkiem, jaki może sobie sprawić dziewczyna, jest wiara w siebie... A mnie tego akurat nie brakuje!

Niewinnie wzruszyła ramionami i niemal wszyscy chłopcy - i połowa dziewczyn też - aż westchnęli, patrząc na nią tęsknie. Obróciłam się na krześle i z ulgą zauważyłam, że drzemiącemu Christopherowi głowa opadła na pierś. Chociaż jeden facet na czternastu nie był zagrożony.

Odwróciłam się z powrotem, w samą porę, by usłyszeć, jak Whitney dodaje:

- I chociaż różni krytycy wmawiają nam, że tego ideału osiągnąć się nie da, a kobiety umierają, chcąc się przesadnie odchudzić, jedynym czynnikiem, który zabija w tym kraju kobiety, jest przybierająca rozmiary epidemii otyłość.

Wszyscy pokiwali zgodnie głowami, jakby to wszystko logicznie się ze sobą łączyło. A przecież wygadywała bzdury. Przynajmniej moim zdaniem.

- No cóż, to by było na tyle. Wystarczyło na dwie minuty?

W tej samej chwili kuchenny minutnik zadzwonił, a pan Greer rozpromienił się i stwierdził:

- Dokładnie dwie minuty. Świetna robota, Whitney. Whitney znów uśmiechnęła się kokieteryjnie i ruszyła w stronę swojego miejsca. Ponieważ widziałam, że nikt inny się nie odezwie (jak zwykle), podniosłam rękę w górę.

- Panie profesorze? Rzucił mi znużone spojrzenie.

- Tak, panno Watts?

- Wydawało mi się - powiedziałam - że w wypowiedzi perswazyjnej należy przekonywać słuchaczy za pomocą faktów i statystyk.

- I właśnie ten efekt osiągnęłam - oznajmiła Whitney, siadając.

- Osiągnęłaś tylko tyle - odpaliłam - że wszystkie dziewczyny w tej klasie, które nie są tak chude jak Nikki Howard, fatalnie poczuły się we własnej skórze. Wspomniałaś przecież, że większość z nas nigdy nie będzie wyglądała jak ona, niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starać ani ile na to wydamy kasy.

Odezwał się dzwonek, głośny i natarczywy.

Kiedy wszyscy poderwali się z miejsc, żeby iść na następną lekcję, Lindsey odezwała się do mnie:

- Jesteś zwyczajnie zazdrosna.

- Totalnie - poparła ją Whitney, gładząc się dłońmi po szczupłych udach. - I co do jednego masz rację. Jakbyś się nie starała, nigdy nie będziesz wyglądała tak dobrze jak Nikki.

Śmiejąc się z własnego dowcipu, wyszła z klasy, a za nią, chichocząc, podreptała Lindsey. Zostałam sam na sam z panem Greerem. z Christopherem.

- Możesz poruszyć te kwestie w przyszłym tygodniu, Em - zasugerował pan Greer - kiedy będziemy zajmować się replikami obalającymi jakiś punkt widzenia.

- Bardzo dziękuję, panie profesorze - odparłam, patrząc na niego z wyrzutem.

Wzruszył ramionami z zażenowaniem. Spojrzałam na Christophera, który powoli się budził.

- Tobie też wielkie dzięki. Za całe wsparcie. Zamrugał zaspanymi oczami i potarł powieki.

- Kobieto, słyszałem każde twoje słowo - powiedział.

- Doprawdy? - Uniosłam brew. - To na jaki temat mówiłam?

- Hm... Nie jestem pewien. - Uśmiech Christophera był nieco asymetryczny. - Ale wiem, że to miało coś wspólnego z szortami. I fosforyzującymi nalepkami z dinozaurami.

Pokręciłam głową. Czasami wydaje mi się, że szkoła średnia została wymyślona po to, by wystawiać nastolatki na coś w rodzaju testu sprawdzającego, czy mają dość odporności, żeby przetrwać w prawdziwym świecie.

I jestem całkiem pewna, że ja ten test oblewam.

2

Pewnie myślicie, że w weekend mogę odetchnąć od wszystkich Whitney Robertson tego świata.

Problem w tym, że moja siostra się w nią zamienia. To znaczy w taką Whitney.

Na razie nie jest tak okropna jak Królowa Wredoty. Ale powoli do niej równa. Zdałam sobie z tego sprawę w sobotę rano, kiedy mama powiedziała, że muszę iść z Fridą na wielkie otwarcie Stark Megastore, bo w wieku czternastu lat moja siostra jest jeszcze „za młoda”, żeby na takie imprezy chodzić sama.

Wstawcie w powyższym zdaniu słowo „głupia” zamiast „młoda”, a zrozumiecie, o co z grubsza chodziło mamie.

Nie, żeby Frida była upośledzona umysłowo. Tak jak ja dostała się do Liceum Autorskiego Tribeca z pełnym stypendium naukowym.

Ale ona po prostu zamienia się w następną Whitney Robertson... Czy, wyrażając się bardziej precyzyjnie, w Żywego Trupa. Tak właśnie określamy z Christopherem większość ludzi z naszej klasy.

Oboje uważamy, że to właśnie popularni ludzie z LAT bardzo przypominają zombie, chociaż, technicznie rzecz biorąc, zaliczają się do żywych istot.

Ponieważ jednak nie mają żadnych własnych prawdziwych zainteresowań (a jeśli nawet, to duszą je w sobie, żeby się dopasować do reszty) i robią to, co ich zdaniem będzie najlepiej wyglądało na podaniu na studia, są zwykłymi zombie.

Tak więc większość uczniowskiej populacji Liceum Autorskiego Tribeca to Żywe Trupy.

To trochę przerażające obserwować, jak własna siostra zamienia się w zombie. Niestety, nie da się tego nijak powstrzymać. No, ewentualnie można maksymalnie często robić jej publiczny obciach.

Może właśnie dlatego moja młodsza siostra (kiedy się urodziła, kolej wybierania imienia przypadła na mamę, więc została Fridą, po Fridzie Kahlo, meksykańskiej feminizującej malarce, znanej z autoportretów, na których widać jej zrośnięte brwi i wąsik) tak bardzo się ucieszyła, że mam iść razem z nią na wielkie otwarcie Stark Megastore.

- Mamooo! - jęknęła. - Dlaczego Em? .Ona mi wszystko zepsuje.

- Niczego ci nie zepsuje - odparła mama, nie zwracając uwagi na fochy Fridy. - Po prostu dopilnuje, żebyś bezpiecznie wróciła do domu.

- Przecież to dwie przecznice st...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin