Bunsch Karol - 06 Odnowiciel.pdf
(
870 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Bunsch Karol - PP 06 - Odnowiciel
KAROL
BUNSCH - ODNOWICIEL
POWIEŚCI PIASTOWSKIE
DZIKOWY SKARB
OJCIEC I SYN
ROK TYSIĘCZNY
BRACIA
BEZKRÓLEWIE
ODNOWICIEL
IMIENNIK
I. ŚLADEM PRADZIADA
II. MIECZ I PASTORAŁ
PRZEKLEŃSTWO
ZDOBYCIE KOŁOBRZEGU
PSIE POLE
POWROTNA DROGA
WAWELSKIE WZGÓRZE
WYWOŁAŃCY
PRZEŁOM
ieść o wygnaniu Rychezy doszła Kazimierza, gdy już za-
mierzał wracać do Poznania. Spowodowała w nim rozter-
kę. U Wiślan panował jeszcze spokój, ale wszczęty na
Śląsku rozruch pospólstwa rozszerzał się. Wygnaniem matki nie był
zaskoczony, rządzić próbowała jak w zdobytym kraju, budząc niechęć
prostego ludu i opór możnowładców, a zwłaszcza Awdańców, którzy
wpływ mieli na króla. Nie w ostatku było to przyczyną rozdźwięku
między rodzicami, zakończonego rozwodem. Mimo to Rycheza wró-
ciła do kraju, by dopilnować następstwa po Mieszku dla syna, którego
ten zgoła nie pragnął. Bez jego wiedzy uzyskała w tym celu od prze-
kupnego papieża zwolnienie Kazimierza od ślubów, wywołując roz-
dwojenie w kraju, zakończone jej wygnaniem, w obawie zaś by
Kazimierz nie mścił się za wygnanie matki, zjazd możnowładców
w Uniejowie uchwalił wygnać i jego.
Kazimierz nie wiedział, co począć ze sobą. Nie tylko pamiętał o da-
nym ojcu przyrzeczeniu, że o władzę walczyć nie będzie. Bolko ma za
sobą prosty lud, a on niemal nikogo, ale sama myśl o objęciu władzy
w kraju napawała go niepokojem i troską o los ojczyzny. Bolko nie
taił, że zburzyć zamierza istniejący porządek i obalić krzyż, oznacza
to jednak wojnę domową, której postronni nie omieszkają wykorzy-
stać. Ale Kazimierz bezradny się czuł.
Nie mogąc powziąć postanowienia, zatrzymał się w małej osadzie
ze swym szczupłym orszakiem. Skoro matka wyjechała, nie ma po co
wracać do Poznania i niezbyt to nawet bezpiecznie. U Wiślan nie
mógł pozostać, wszędzie przyjmowano go z wahaniem i niechęcią.
Rozumiał, że wobec wygnania Rychezy i uchwały możnowładców
w Uniejowie, nie jest pożądanym gościem. Nie wątpił natomiast, że
matka wyjeżdżając z kraju musiała pomyśleć o jego losie i nie pozo-
stawi go w niepewności.
Na tym się nie zawiódł. Krótki dzień jesienny skracały jeszcze
chmury, zanosiło się na deszcz i Kazimierz wcześnie zatrzymał się na
nocleg. Komes Biecza, gdzie bawił ostatnio, nie zatrzymywał go. Wi-
docznie rad by się pozbyć niepożądanego gościa. Toteż Kazimierz nie
7
W
spieszył się donikąd, matka musi o nim pomyśleć. Czekał na wiado-
mość od niej, by wiedzieć, co poczynać.
Siedział przed namiotem, patrząc zamyślonym wzrokiem, jak pło-
nące przed nim ognisko nabiera blasku, w miarę jak gasło światło
dzienne. Ludzie z jego orszaku krzątali się, przygotowując wieczerzę,
szmer powodowało też żucie obroczonych koni.
Zamyślenie Kazimierza przerwał zbliżający się odgłos idących
w skok koni, który urwał się. Kazimierz powstał, słysząc, że ktoś do-
pytuje o niego. Przypuszczenie, że szuka go poselstwo od matki, za-
mieniło się w pewność, gdy w świetle ognia ujrzał rycerza, który się
oznajmił posłańcem królowej i nie czekając na zapytanie, powiedział:
- Miłościwa pani zleciła mi rzec, że oczekiwać będzie na waszą mi-
łość w Saalfeld. Radzi jechać przez Węgry, jazda bowiem przez zbun-
towany kraj grozi zgubą. - Wskazując za siebie dodał: - Jucznego
mam ze spyżą, gdy przez bezludny kraj jechać przydzie, i kiesę ze
srebrem, która w dalszej podróży może będzie potrzebna, przewodni-
ka znającego kraj i węgierską mowę i pachołka do posługi.
Kazimierz nie zaraz odpowiedział. Ma iść na wygnanie, pozosta-
wiając dzieło przodków w ruinie. Po chwili rzekł:
-
Pocznijcie. Wyruszym, jeno brzazgać nacznie. Posłaniec mówił
po niemiecku, ale ludzie z orszaku Kazimierza domyślali się widocz-
nie, z czym przybywa, bo zamiast brać się do wieczerzy, szeptali nie-
spokojnie. Kazimierz podszedł do gromadki i zwracając się do
rycerza Wysoty, który orszakowi przywodził, powiedział:
-
Przychodzi mi iść na wygnanie. Nie ma powinności służby poza
krajem, tedy od waszej woli zależy, chcecieli pójść ze mną lubo
w kraju ostać.
-
Wybaczcie, wasza miłość, że nie pójdziem z wami. Wy macie
u Niemców krewniaków i swojaków, my jeno w kraju. - Jak do siebie
dodał: - Gorzki jest chleb wygnania.
Kazimierz zagryzł wargi. Tu gdzie miał władać, nie ma dla niego
miejsca. Opanował się i zapytał:
- Co tedy zamierzacie poczynać?
8
-
Za siebie jeno mogę odrzec: nie przystanę do pogańskich gromad,
jako niejeden inny uczyni, by choć szyję ratować. Słychać, że Moj-
sław na Mazowszu rad widzi każden miecz lubo sulicę
1
. Wolej mi to,
niźli iść służyć królewicowi Bolkowi, jen sprawcą jest onego zamętu
i pod klątwą pozostaje.
-
Tedy żegnać się nam przychodzi - powiedział Kazimierz. - Nie
mam czym odpłacić za służby, tedy jeno niechaj Bóg odpłaci i z Nim
pozostańcie.
-
Krzepcie się, miłościwy panie - odparł Wysota. - Żywot przed
wami. Nie pirwy to raz rozdwojenie w narodzie. Niech jeno postronny
wróg uderzy, odnajdzie się jedność.
-
Nie daj Bóg takową cenę za jedność płacić - powiedział Kazi-
mierz z westchnieniem.
-
Nie ceni się, co darmo przychodzi - odparł Wysota. - Nie ja jeden
będę czekał waszego powrotu.
Rankiem przyszło się rozstać. Wysota chciał odprowadzić Kazimie-
rza do granicy, ale sprzeciwił się temu rycerz Walo, że w bezludnym
kraju spyży dla takiej gromady nie starczy, a mniejszą gromadką ła-
twiej też jest przemknąć się niepostrzeżenie. Przystawa
2
, który by
bezpieczeństwo w dalszej podróży zapewnił, nie wcześniej mogą do-
stać aż w Lewoczy, zwanej po węgiersku Locse, najbliższym granicy
grodzie niedawno zbudowanym. Bez tego dalsza podróż była niebez-
pieczna lub zgoła niemożliwa, przewodnik jednak miał nadzieję, że
jeśli nie słowem, to srebrem da się sprawę załadzić u żupana.
Pogoda nie sprzyjała podróży, coraz krótsze i słotne dni zmuszały
wcześnie stawać na noclegi, aby sklecić jakieś schronienie. Wlekła się
też i jesień już była w pełni, gdy gromadka przekroczyła granicę. Do
Lewoczy było już tylko niespełna trzy mile, ale pora była wysuszyć
nawilgłe szaty i uzupełnić mocno już zużyte zapasy żywności. Lesisty
i górzysty kraj rzadko był zaludniony, dopiero w grodzie spodziewano
sieje uzupełnić. Drugiego dnia po przekroczeniu granicy mały orszak
9
Sulica - włócznia.
" Przystaw - przewodnik.
zatrzymał się w karczmie na podgrodziu, bramy bowiem już były za-
mknięte. Karczma połączona była z zajazdem, w którym dość wygod-
nie spędzono noc, a rankiem rycerz Walo w towarzystwie przewod-
nika jako tłumacza wybrał się na gród, by prosić o przystawa.
Walo wrócił koło południa nieco zmieszany i rzekł:
- Szczęście to, że miłościwa pani pomyślała o trzosie na drogę, bo po-
no dłużej nam tu stać przydzie - a na pytające spojrzenie Kazimierza do-
dał: - Żupan mi rzekł, że przystaw przysługuje jeno poselstwu, w innym
wypadku zezwolenia może udzielić nador ispan
1
lub sam król. Zjazd bę-
dzie w Albie na Gody, tedy sposobną porą o zezwolenie zapyta.
Kazimierz zamyślił się. Oznaczało to zwłokę co najmniej do wio-
sny, a w razie odmowy konieczność powrotu do kraju, gdzie go nikt
nie czeka. Zapytał:
-
Rzekliście żupanowi, kto jeśm?
-
Nie zdawało mi się potrzebne, a nawet bezpieczne - odparł Walo,
ale Kazimierz podjął:
-Nie czekać mi, aż żupan po Godach wróci, ani to pewne, co
przywiezie. Wracajcie do niego, rzeknijcie mu, ktom jest i że u króla
zabiegać chcę o pomoc przeciw pogańskim gromadom. Srodze u sie-
bie wytępił pogaństwo, nawet bratankom nie przepuścił, bo pono mu
sprzyjali, i aż do Czech musieli przed nim uchodzić.
-
Wżdy miłościwa pani na was czeka, jako rzekłem, w Saalfeld -
powiedział Walo zaskoczony, nie miał bowiem ochoty wracać do Pol-
ski, gdzie żaden obcy, nawet duchowny, nie utrzymałby się przy wła-
dzy. Kazimierz jednak dodał żywo:
-
Z Bolkiem walczyć nie będę. Ale na nic nam tu czekać. Z Biało-
grodu do Austrii bliżej niż stąd, najważniejsze, by dostać przystawa.
Co potem, czas będzie pomyśleć.
Walo odetchnął z ulgą i zaraz zebrał się ponownie do żupana. Tym
razem wrócił z pomyślną wiadomością: żupan prosi królewicza na
gród, przystawa wyznaczy na dniach i zlecenia przekaże do żupanów
w Zolyom, Salmec-Banya i Komarom, by królewicza godnie przyjęli
Nador ispan - funkcja odpowiadająca polskiemu palatynowi.
10
Plik z chomika:
deCassinni
Inne pliki z tego folderu:
Kossak Zofia - Bursztyny.pdf
(1120 KB)
Kossak Zofia - Trembowla.pdf
(909 KB)
Kraszewski JI - 29 Saskie ostatki.pdf
(1566 KB)
Kraszewski JI - 28 Za Sasów.pdf
(1638 KB)
Kraszewski JI - 27 Adama Polanowskiego dworzanina króla Jegomości Jana III.pdf
(678 KB)
Inne foldery tego chomika:
- 000 - Możzesz - 10 przykazań - SERIAL BIBLIJNY
!! Asterix i Obelix W służbie Jej Królewskiej Mości Chomikuj
!!! Total Recall - Pamięć absolutna (2012)
!!!!!wszystko co najlepsze (haslo 123)
_ Medycyna. Atlasy
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin