Wójtowicz Laser Alladyna.doc

(123 KB) Pobierz
Milena Wójtowicz Laser Alladyna

Milena Wójtowicz Laser Alladyna

 

Prezentujemy luźną kontynuację przygód bohaterów "Bardzo czarnej dziury".

Ilustracja: Piotr 'Grabcu' Grabiec

Poprzez niezmierzone głębie przestrzeni kosmicznej leciał "Odkrywca", najnowszy

statek Zjednoczenia Planet, duma i oczko w głowie dowództwa floty. Gwiazdy jak

zwykle świeciły, czasami jakaś kometa przelatywała, rozsądnie podążając w inną

stronę, a kapitan "Odkrywcy" ponuro spoglądał w dno fiolki z tabletkami

uspokajającymi najnowszej generacji. Od pewnego czasu medytacje przestały mu

wystarczać i musiał sięgać po silniejsze metody wyciszenia. Zastanawiał się co

zrobi, kiedy przestaną mu wystarczać środki farmakologiczne. Zawsze mógł się

jeszcze upić, nawet jeśli było to całkowicie sprzeczne z jego naturą.

Jeszcze pół roku temu kapitan był świetnym oficerem, rozsądnym, szanowanym przez

podwładnych, ostatnim okazem prawdziwego dżentelmena. Potem otrzymał wspaniałą

szansę dowodzenia "Odkrywcą" i od tej chwili zdążył już nabawić się depresji,

psychozy, lekoholizmu, pracoholizmu, a za zakrętem czekał alkoholizm.

Na początku wszystko zapowiadało się świetnie: zróżnicowana załoga, świetny

statek, idealna harmonia gatunków, ras i płci. Wszyscy równi i zjednoczeni w

misji odkrywania galaktyk. A potem okazało się, że oficer łącznościowy i jego

podwładni mają skrzela i trzeba było zalać dla nich kilka pomieszczeń. Dwa dni

później Tameranin pokłócił się z Rofinim o to, czy używanie trzeciej nogi przy

grze w piłkę nożną jest zgodne z przepisami. Kucharz był Pinianinem i miał

specyficzne poczucie smaku, a prawdę mówiąc nie miał go w ogóle. Jeden z

mechaników, Imarin wzrostu siedemdziesięciu centymetrów, zaklinował się w dyszy

silnika. Jeden z Bofarian zagapił się i jego ciało, będące w stanie ciekłym,

rozpłynęło się po statku. Do dzisiaj wydłubywali go ze szczelin, żeby złożyć z

powrotem. Główny mechanik, Txlit, w krytycznym momencie zaczął pączkować i przez

krótki czas istniał w trzech osobach. Potem jeden z niego zdezerterował i

podążył w ślad za pirackim statkiem "Pirania", który akurat miał wakat na

stanowisku mechanika.

Piastująca je poprzednio Alchadeldenarissa Be're'te'ach're, boska królowa,

imperatorka Dwudziestu Planet i uwielbiana pani swojego ludu, w przerwach między

rządzeniem imperium główny mechanik na pirackim statku, postanowiła zaciągnąć

się do floty Zjednoczenia. W stanie nietrzeźwym była genialnym mechanikiem,

trzeźwa zmieniała się w urodzonego dowódcę. Wielki wezyr imperium, sprawujący w

nim faktyczną władzę, pogodził się z dołączeniem Rissy do załogi "Odkrywcy",

rozsądnie uznając, że Zjednoczenie nie będzie przynajmniej strzelać do

posłańców. Kapitan piratów zaakceptował zaś stratę doskonałego, ale wiecznie

pijanego mechanika, gdy okazało się, że Txilt naprawia wszystko na trzeźwo, więc

zostaje więcej wina dla reszty załogi...

Kapitana Jonesa oderwało od pustej fiolki wejście pierwszego oficera. Rozmowa z

nim była o tyle przyjemna, że miał tylko dwoje oczu, był mniej więcej ludzkiego

wzrostu, nie śmierdział i zasadniczo przypominał człowieka, pomijając

sinoniebieski kolor. Kapitan spojrzał na niego z cierpieniem w oczach.

- Coś się stało?

- Nie, sir. Chciałem tylko zapytać, czy będę jeszcze potrzebny.

- Nie, jakoś dam sobie radę - kapitan z niechęcią wszedł na mostek.

Oficer zasalutował i pośpiesznie podążył do ładowni, gdzie dwaj technicy

oglądali właśnie stary, pordzewiały laser, który znaleźli w przestrzeni pięć

minut temu.

- Ale grat - jęknął jeden z techników.

- Kapitanowi się spodoba - dodał drugi. - On lubi antyki.

- Mieliśmy szczęście, że się na to natknęliśmy. Kapitan jutro ma urodziny,

zrobimy mu niespodziankę.

Z góry zjechała winda i zatrzymała się na poziomi ładowni. Wysiadła z niej

główna mechanik Rissa, opróżniająca butelkę z napojem wyskokowym. Spojrzała

średnio przytomnie na laser.

- Gdzie to przyczepić?

- O, chwileczkę - za nią z windy wyprysnął doktor. - W takim stanie nie

przyczepi pani tego nigdzie.

- W jakim stanie? - zdziwił się jeden z techników. - Przecież jest pijana.

- Nie mówię o jej stanie, tylko o stanie tego czegoś - doktor wskazał na laser.

- Brudne, przerdzewiałe i pełne zarazków. Trzeba to wyczyścić. Wtedy pani to

gdzieś umocuje. A tymczasem panowie będą to czyścić, a my wrócimy sobie do

ambulatorium, gdzie dokończy pani naprawę mojego sprzętu medycznego.

- Szczerze mówiąc - Movik, pierwszy oficer, ruszył za nimi do windy - miałem

nadzieję że naprawi pani...

Winda pojechała w górę.

- Czyścić to czyścić - technik sięgnął po szmatę i zaczął pucować laser.

Nagle z lufy wytrysła smużka pyłu.

- Brudna, że aż ... - zaczął jeden z techników.

Smużka pyłu urosła i uformował się w kształt człowieka. Kobiety konkretnie. A

potem zmieniła się w prawdziwą kobietę. Miała białe, poskręcane w loczki, włosy,

różowe oczka i srebrne usta. Ubrana była w króciutką białą sukienkę z czegoś, co

wyglądało na plastik i buty na koturnach, sięgające za kolana, z tego samego

materiału. Stała kilka centymetrów nad ziemią, ująwszy się pod boki.

- Cześć, jestem Dżin - przedstawiła się.

- O kometo, czarodziejski laser - westchnął jeden z techników.

- Spełnisz nasz trzy życzenia? - zapytał żywiutko drugi.

- Nie - Dżin uśmiechnęła się słodziutko. - Opanuję wasz statek.

- Hę? - zdziwił się technik.

Dżin uniosła ręce nad głowę i klasnęła w nie.

- Niech się stanie! - zawołała. - Wasze umysły są moje!

Spomiędzy jej dłoni wypłynął biały dym i powoli zalał statek. Członkowie załogi,

których owinął, nieruchomieli na swoich miejscach. Dżin westchnęła z

satysfakcją.

- Nareszcie jest tak, jak być powinno - zmieniła się w strużkę dymu i pofrunęła

na mostek.

W ambulatorium imperatorka Dwudziestu Planet zacięła się w palec. Spojrzała z

dezaprobatą na śrubokręt, maszynę, którą naprawiała i w końcu na doktora, który

uparcie zaglądał jej przez ramię i udzielał rad. Doktor dalej zaglądał jej przez

ramię, tylko już milczał. Rissa miała wątpliwości, czy w ogóle oddychał.

Popukała go palcem w czoło. Nie zareagował. Odłożyła śrubokręt, przecinając przy

okazji świeżo zmontowane kable i poszła na mostek.

Na środku mostka unosiła się Dżin. Obracała się wokoło, oceniając z satysfakcją

statek i załogę. Właśnie miała wydać pierwszy rozkaz, kiedy drzwi windy

otworzyły się i na mostek weszła Rissa.

- Kapitanie, obawiam się, że załoga... - rozejrzała się po mostku, aż jej pełen

dezaprobaty wzrok trafił na Dżin.

Dżin znieruchomiał tylko na chwilę, potem szybko uniosła ręce i wykrzyknęła:

- Niech się stanie!

- Mam delirium? - zainteresowała się Rissa. - Dotąd mi się to nie zdarzało, ale

przed chwilą wydawało mi się, że jestem trzeźwa....

- Niech się stanie!

- ...i jestem trzeźwa. A ty, kimkolwiek byś nie była, popełniasz duży błąd

porywając się na statek Zjednoczenia...

- Niech się stanie!!

- ... na "Piranii" rozpruwaliśmy takim abordażystom jak ty brzuchy i...

- Niech się stanie!!!

- ...możesz spodziewać się wyciągnięcia pełnych konsekwencji. Jeśli nie

przywrócisz załogi do normalnego stanu...

Dżin zebrała wszystkie siły.

- NIECH SIĘ STANIE!!!!

W miejscu gdzie stała Rissa znad przypalonych ścian unosił się obłoczek dymu.

Dżin sapnęła z ulgą.

- ...będę musiała podjąć kroki ostateczne.

- ...to tak ci przywalę śrubokrętem jonowym, że ci się te loczki wyprostują.

Dżin rozdziawiła usta i spojrzała ze zdumieniem na opadającą chmurę dymu.

- Kim jesteś? - jęknęła.

- Rissa, główny mechanik, imperatorka Dwudziestu Planet i tak dalej -

przedstawiła się Rissa.

- Alchadeldenarissa Be're'te'ach're, boska królowa, imperatorka Dwudziestu

Planet i uwielbiana pani swojego ludu, a także doradca dyplomatyczny na statku

Zjednoczenia "Odkrywca" - przedstawiła się Rissa.

Na twarzy Dżin pojawił się coś na kształt paniki. Rissa spojrzała na siebie

wzajemnie.

- Mam wrażenie, że jest nas dwie - powiedziała.

- To znaczy, że nie jestem aż tak pijana jak miałam nadzieję być - odpowiedziała

sobie.

Dżin przenosiła spojrzenie z jednej Rissy na drugą. Obie wyglądały tak samo,

tylko że ta z lewej szukała po kieszeniach piersiówki, a ta z prawej skrzyżowała

ręce na piersiach i uważnie oglądała mostek i znieruchomiałą załogę. Dżin

pisnęła i uciekła do lasera. Załoga zaczęła się budzić.

Kapitan zamrugał oczami, spojrzał przed siebie i jęknął. Zaczął rozglądać się w

poszukiwaniu tabletek. Jedna z dwóch Riss uprzejmie mu je podała. Druga kończyła

opróżniać piersiówkę.

- Kapitanie - odezwał się nawigator. - Proszę o zwolnienie ze służby. Widzę

podwójnie.

- Ty też? - kapitan spojrzał na niego z wdzięcznością. Potem spojrzał na Rissy.

- Dlaczego was jest dwie?

- Nie mam pojęcia - odpowiedziała ta z piersiówką, odwróciła się i wpadła na ta

drugą. Obie przewróciły się na podłogę.

Rissa podniosła się pocierając stłuczone ramię. Obejrzała się uważnie.

- Zdaje się, że już jest mnie jedna. I chyba jestem za mało pijana - podniosła

piersiówkę. - Pusta - stwierdziła ze smutkiem. - Pójdę poszukać wina.

- Kapitanie - na ekranie pojawiła się twarz jednego z techników. - Tu była Dżin,

która chciała opanować statek!!

- Wypraszam sobie niszczenie mojego sprzętu - twarz technika została zepchnięta

z ekranu przez rozgniewane oblicze doktora. - Gdzie jest mechanik?! Miała

naprawić moją maszynę, a tymczasem jej tu nie ma, a śrubokręt zdążył wywiercić w

podłodze dziurę do niższego pokładu!!

- A gdzie pan był, jak to się stało? - zainteresował się Movik.

- Stałem i obserwowałem jej pracę, a potem, a potem już jej nie było, a w

podłodze była dziura!

- Kapitanie - odezwał się Movik. - Proponuję przeprowadzenie śledztwa w sprawie

istoty znanej jako "dżin".

- Bardzo rozsądnie - zgodził się kapitan.

- Proszę też o chwilowe zwolnienie mnie z obowiązków na mostku, abym mógł

porozmawiać ze świadkami.

- Jak ci się chce - westchnął kapitan. - To jest: udzielam wam zwolnienia.

- Dziękuję, sir.

- O bogowie kosmosu i dziur czarnych - na wciąż włączonym kanale komunikacyjnym

rozległ się jęk doktora. Stał odwrócony tyłem do ekranu, a w tle w drzwiach

stała odrobinę roztrzęsiona Rissa.

- Mam wrażenie, że chyba z siebie wyszłam - powiedziała niepewnie.

- Ja to wiem na pewno - odezwała się druga Rissa, opierając się o framugę.

- Ależ to jest szalenie interesujące - zachwycał się doktor.

- Skoro pan tak mówi - kapitan wypił jednym haustem poczwórną kawę. Czuł, że

zaczyna osiągać poziom ultratrzeźwego myślenia. Z bliżej nieokreślonych powodów

nastrajało go to pesymistycznie.

- Ona może wchodzić i wychodzić z siebie jak... nie wiem jak co, bo to pierwszy

taki przypadek w historii! Opiszę to!!! - doktor szalał ze szczęścia. - Dostanę

miedzygalaktycznego Nobla!!!

- Wykluczone - odezwał się Rissa trzeźwa. Tylko to je odróżniało. Jedna nie

chciała oddać butelki, druga patrzyła z odrazą na kieliszek "lekarstwa".

- Jak to wykluczone?!? - doktora przystopowało.

- Zdaje pan sobie sprawę z konsekwencji publikacji opisu mojego przypadku?

- Ar'chat dostanie drgawek melioriańskich - dodała Rissa nietrzeźwa, grzebiąc

pod leżanką w poszukiwaniu kolejnej butelki.

- Wiadomość o tym, że imperatorka Dwudziestu Planet istnieje w dwóch osobach,

sama w sobie wywoła niepokój na arenie międzygalaktycznej. Kiedy jeszcze dołożyć

do tego takie fakty jak to, że jedna z tych osób jest pijanym mechanikiem i

byłym piratem, a druga oficerem dyplomatycznym na statku demokratycznego

Zjednoczenia Planet...

- Jak byłam piratem, to jeszcze było nas jedna - wtrąciła Rissa nietrzeźwa. -

Więc ty też masz przestępczą przeszłość.

- ... to możemy mieć poważny kryzys - zakończyła Rissa trzeźwa, piorunując

siebie wzrokiem.

- Nie muszę wymieniać takich danych - wtrącił nieśmiało doktor.

- Nie wyrażamy zgody na publikację czegokolwiek, co nas dotyczy - stwierdziła

kategorycznie Rissa trzeźwa.

- To mój medyczny obowiązek!!!

- Jeśli pan to opublikuje...

- To wejdziemy w siebie i będziemy utrzymywać, że jest nas jedna, a pan będzie

na zawsze skompromitowany - wpadła jej w słowo Rissa nietrzeźwa. Wymieniła

spojrzenia z trzeźwą sobą. - Czasami ja też mam dobre pomysły.

W ładowni zirytowany Movik po raz kolejny pocierał laser.

- To nic nie daje!

- Ależ przysięgam, że stąd wyszła - jeden z techników padł na kolana i zaczął

bić się w piersi.

- Wypłynęła w postaci gazowej - skorygował drugi.

- Czy gaz może płynąć? - zastanowił się trzeci.

- Może już sobie poszła - zasugerował ten drugi.

- Jest tam, czy jej nie ma, sprawę trzeba zbadać - zadecydował Movik. - Rozebrać

laser.

Z lufy wysunął się obłoczek dymu i uformował się w głowę otoczoną loczkami.

- Nie - chlipnęła głowa.

- Czy jest pani istotną znaną jako "Dżin", podejrzaną o kilkuminutowe otępienie

członków załogi statku floty Zjednoczenia Planet "Odkrywca", rozdwojenie

Alchadeldenarissy Be're'te'ach're, znanej także jako Rissa, boskiej królowej,

imperatorki Dwudziestu Planet i uwielbianej pani swojego ludu, a także doradcy

dyplomatycznego i głównego mechanika na statku Zjednoczenia "Odkrywca" i o próbę

przejęcia kontroli nad rzeczonym statkiem?

Dżin pokiwała głową i pociągnęła nosem.

- Zechce więc pani podążyć za mną w celu przeprowadzenia konfrontacji.

Dżin wyczołgała się z lufy i poleciała za nim.

- Ja naprawdę nie wiedziałam, że jej będzie dwie - pisnęła żałośnie.

W ambulatorium Rissa nietrzeźwa poderwała się z leżanki.

- To ta abordażystka!!

Rissa trzeźwa zaszczyciła Dżin spojrzeniem.

- Ostrzegałam, ze ucieczka przed konsekwencjami jest niemożliwa.

- Ja naprawdę nie chciałam - Dżin skuliła się. - Skąd miałam wiedzieć, że z

ciebie będą dwie ty?

- Nie zważanie na konsekwencje jest cechą ludzi o ciasnych umysłach -

powiedziała Rissa trzeźwa.

- Ciągłe myślenie o konsekwencjach jest cechą ludzi paranoicznych - dorzuciła

Rissa nietrzeźwa.

Spojrzały na siebie spode łba.

- Może należało by je rozdzielić? - zaproponował kapitan.

- Wykluczone - doktor zerknął na wyniki badań. - One są jedną osobą.

- Ma pan na myśli, że są tożsame genetycznie? - zapytał Movik.

- Mam na myśli, że są ogólnie tożsame. Nie wiem, jak to wyjaśnić, bo fizycznie

obie są kompletnymi ludźmi, ale każda stanowi tylko połowę Rissy.

- Rzeczywiście, nie udało się panu tego wyjaśnić - stwierdził kapitan. - Umiesz

je złączyć z powrotem? - zapytał Dżin.

- Ja nawet nie wiem, dlaczego ich jest dwie!!!

- Wy tu sobie radźcie, a ja pójdę do mesy poszukać czegoś do picia - oznajmiła

Rissa nietrzeźwa.

- Rozsądna propozycja. Należy uzupełnić ubytek energii w organizmie. Czas na

posiłek - powiedziała Rissa trzeźwa.

- Miłego myślenia - rzuciły obie jednocześnie przez ramię i wyszły.

- Mogę też już sobie iść? - pisnęła Dżin.

Kapitan zastanowił się.

- Właściwie to należało by ją gdzieś zamknąć.

- Ja nic złego nie zrobiłam - zaprotestowała Dżin.

- A ja jestem binuriańskim dzikiem - prychnął doktor.

- Jak chcesz, to mogę ci to załatwić - odgryzła się Dżin.

- Widzicie? Niebezpieczna dla otoczenia - stwierdził z satysfakcją doktor.

- Kapitanie?

- Wsadźcie ją z powrotem da lasera i zaspawajcie lufę.

- Nie!!! - zaprotestował Dżin.

- Kapitan wydał rozkaz. Do odwołania pozostanie pani w... areszcie domowym.

- Ale nie wyrzucicie mnie w kosmos, prawda??

- Kapitanie?

- Nie wyrzucimy. Tylko ją stąd zabierzcie. Doktorze, ma pan jeszcze te tabletki

od bólu głowy?

Movik wrócił na mostek.

- Zabezpieczyliśmy podejrzaną - zameldował. - Statek nie wykazuje uszkodzeń.

- Świetnie. Co z Rissą?

- Jest w tej chwili w ambulatorium. Jedna z niej potknęła się i złamała rękę.

- A druga?

- W tej chwili funkcjonuje w jednej osobie.

Na mostek wszedł doktor, a za nim Rissa z zabandażowaną prawą ręką.

- To niesamowite!! - rozświetlił się doktor. - Ani śladu rozdwojenia jaźni.

Nic!!! Ma wspomnienia dwóch siebie dotyczące ostatniej godziny, ale funkcjonuje

jako jedna kompletna osobowość!!

- Co? - do kapitana nie wszystko dotarło.

- Jemu chodzi o to, że jak jestem jedna fizycznie, to psychicznie też -

wyjaśniła Rissa siadając na pustym fotelu.

- Czuje się pani nieswojo, to oczywiste - ciągnął doktor.

- Wcale się nie czuję. W końcu mam pewność, że jak widzę siebie przed sobą, to

jest to lustro. I wreszcie mi się jasno myśli.

- To oczywiste - rozbłysł doktor. - Wszyscy wiemy, że zarówno pani osobowość,

jak i umiejętności, zmieniają się w zależności od stężenia alkoholu w

pani krwi. Cokolwiek ta Dżin zrobiła, musiało ugodzić w barierę pomiędzy dwoma

stronami pani natury!

- To może ja bym znowu była jedna - warknęła Rissa. - Bo jak na razie nie mogę

się zdecydować, która z tych dwóch mnie jest bardziej niestrawna.

- W pewnym sensie nic się nie zmieniło - pocieszył ją kapitan. - Przecież

wcześniej też byłaś genialnym pijanym mechanikiem albo twardym dyplomatą

z zasadami.

- Ale wcześniej, kiedy byłam pijana, naprawiałam coś i śpiewałam o suśle, to

gdzieś we mnie tkwiła ta godność i te zasady, a kiedy byłam twardą i

nieustępliwą

imperatorką, to gdzieś w środku tkwiło te sto pięćdziesiąt siedem zwrotek

piosenki o suśle. A teraz wóz albo przewóz. Albo jestem wieczną pijaczką albo

sztywną arystokratką. I to jeszcze na raz! Jak ja mam w takich warunkach

normalnie funkcjonować???

- Może niech pani spróbuje wyjść z siebie - poradził ze współczuciem doktor. -

Kiedy jest pani dwie, to bardziej niż problemy egzystencjalne zajmuje

panią dogryzanie sobie.

Rissa zastanowiła się.

- A co mi tam. Wszystko lepsze od rozmyślań nad samą sobą - wstała z fotela i z

siebie.

- Hmmm - doktor podrapał się w głowę.

- Dlaczego ja też mam złamaną rękę, jeśli to ona się potknęła? - zapytała Rissa

trzeźwa.

- Bo jesteś mną - odburknęła Rissa pijana.

- To jeszcze nie powód.

- Kiedy jedna z was złamała rękę, to tak jakby Rissa złamała rękę ... - próbował

wyjaśnić doktor.

- Przez nią - wtrąciła Rissa trzeźwa.

- ... a ponieważ wy obie jesteście Rissą, chociaż zajmujecie dwa różne miejsca w

przestrzeni, to w tej samej chwili druga z was też złamała rękę.

- Właściwie to po połączeniu Rissa powinna być zalana w trupa, a obie cały czas

powinny być pijane - zasugerował kapitan.

- Wydaje mi się, że alkohol jest ściśle związany z osobowością. Ale to wymaga

dalszych badań - zamyślony doktor przysiadł na jakimś panelu.

- Kapitanie - odezwał się Movik. - Kontaktuje się z nami Ar'chat, wielki wezyr

imperium Dwudziestu Planet.

- Tylko jego tu brakowało - jęknął kapitan.

- Może zwariuje - wysunęła supozycję Rissa nietrzeźwa.

- Obawiam się, że to prawdopodobne - dodała Rissa trzeźwa.

- Może panie by wróciły w siebie? - zaproponował doktor.

- I miałaby nie zobaczyć jego miny? Nie ma mowy - zaprotestowała Rissa

nietrzeźwa.

- Moim obowiązkiem jest poinformowanie go o ewentualnych zagrożeniach

wynikających z mego obecnego stanu - dodała Rissa trzeźwa.

- Jak chcecie - zgodził się kapitan. - Odpowiedzieć.

Na ekranie pojawiła się twarz wezyra.

- Moje serce raduje się, a myśli biegną ku dawno nie widzianym - skłonił głowę.

- Moje serce wita cię, a myśli wspominają twoją zacność - odpowiedziała Rissa

trzeźwa.

- Chociaż to, czy w ogóle masz jakąkolwiek zacność, jest sprawą do

przedyskutowania - dodała złośliwie Rissa nietrzeźwa.

Wezyr zamilkł. Nad okiem zaczęła mu pulsować żyłka.

- Tak, ich jest dwie - powiedział smętnie kapitan. - Nie, nie możemy panu oddać

inteligentniejszej, bo w sumie ich jest jedna.

- Niech spróbuje naprawić przekaźnik jonowy, to zobaczycie, jaka jest

inteligentna - mruknęła Rissa nietrzeźwa.

- Spróbuj poprowadzić jakiekolwiek negocjacje pokojowe, a zobaczymy jak szybko

doprowadzisz do wojny - odcięła się Rissa trzeźwa.

Wezyr odzyskał głos.

- Jak? - powiedział słabo.

- Mieliśmy drobne kłopoty natury...

- Kosmojonowoparaanomalicznej - podpowiedział kapitanowi Movik.

- Właśnie. Kosmojono-i-tak-dalej. Rissa się nam czasami rozdwaja. To nie jest

szkodliwe, ani nic z tych rzeczy. Chyba - za nim dwie Rissy przeszły

do mni...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin