Nowy6(1).txt

(24 KB) Pobierz
Gdy przepychalimy się przez tunel zatłoczony spieszšcymi na zewnštrz pajškokształtnymi, Lusin szepnšł do mnie w myli:
 Cóż to za nieszczęsne istoty, Eli! Przy czym obie sekty sš jednakowo nieszczęliwe. Płakałem słuchajšc Oora i Uula. Jakież musieli znosić cierpienia, żeby wytworzyć taki potworny wiatopoglšd!
 Oni wszyscy sš szaleni!  powiedział Romero.  Trudne warunki bytowania zezwierzęciły ich, przekształciły w bestie. Nie wiem nawet, która z sekt, że użyję celnego okrelenia Lusina, jest bardziej bestialska.
 Dwa końce tego samego kija  zauważyłem.  Naturalnie trzeba im pomóc, ale całemu narodowi, a nie której z sekt. Odsuwacze nie sš wcale lepsi od przyspieszaczy. Nie dotknšłem cię tym stwierdzeniem, Oanie?
 Pomoc jest nam potrzebna jak energia Ojca Akumulatora  odparł Aran.  Jeli potraficie pomóc nam wszystkim, pomóżcie.
W planetolocie połšczylimy się z eskadrš, której załoga była poinformowana o sytuacji na Aranii, gdyż Irena nieustannie przekazywała na statki wszystko co widzielimy i co tłumaczył Oan. Wszyscy byli zgodni ze mnš:
Aranom należy pomóc, ale bez wplštywania się w walkę po stronie jednej z sekt.
 Proszę pamiętać, Eli  powiedział na koniec Oleg  że prawie nic nie wiem o naturze Ojca Akumulatora i Matki Błyskawic, a wyglšda na to, iż odgrywajš oni
w całej tej sprawie niezwykle ważnš rolę. Uważamy, że w pierwszym rzędzie należy wyzwolić jutrzejsze ofiary i nie dopucić do samospalenia.
 To rozkaz?  zapytałem.
 Nie, rada.
Zamyliłem się. Dopiero przed chwilš postanowilimy nie popierać żadnej ze stron w konflikcie, lecz starać się ulżyć losowi całego narodu, a teraz mamy udzielić bezporedniej pomocy odsuwaczom. Jak to ze sobš pogodzić?
 Oanie  zapytałem po dłuższej chwili  twoi współwyznawcy zamierzajš jutro uratować skazańców... Czy im to się uda?
 Nie  odparł Aran.  Już wielokrotnie podejmowalimy takie próby, zawsze jednak kończyły się one niepowodzeniem. Jutrzejszy atak jest po prostu aktem rozpaczy.
Znów się zamyliłem, choć takie wyjanienie każdego człowieka musiało zmobilizować do natychmiastowego działania. Mary powiedziała ze zdziwieniem:
 Eli, czyżby stchórzył? To przecież do ciebie zupełnie niepodobne!
 Brak zdecydowania też nigdy nie należał do cech pańskiego charakteru, drogi admirale!  dodał Romero.
 Będziemy działać zgodnie z sytuacjš  zdecydowałem, jeli to można było w ogóle nazwać decyzjš.  W każdym razie nie pozwolimy, aby na naszych oczach ginęły niewinne istoty.
Dobiegł mnie głos przysłuchujšcego się rozmowie Kamagina:
 Nasze statki zawsze gotowe sš pospieszyć wam z pomocš. Jeli dowódca pozwoli, podprowadzę swojego Węża na bezporedniš odległoć do planety.
Oleg pozwolił mu wyprowadzić gwiazdolot z szyku eskadry.
 Ciesz się  powiedziałem do Lusina.  Wszystko będzie tak jak pragnšłe.
 Będę się cieszył jutro, kiedy własnymi rękami uwolnię skazanych z szafotu!  wykrzyknšł Lusin z niezwykłš u niego elokwencjš.
Gdyby wiedział, co mu przyniesie jutro!
Rozeszlimy się do kabin, gdzie zdjęlimy maskujšce skafandry, tylko Oan pozostał na zewnštrz. Był u siebie.
Noc minęła, nastšpił mętny ranek. W ciemnoci Arania była tajemnicza i może nawet na swój sposób piękna. W wietle dnia ujrzelimy natomiast tylko ponure, brzydkie rumowiska kamieni i ocean wypluwajšcy na poszarpany brzeg zwały przetrawionego przez siebie mułu. Założylimy skafandry, automaty zaryglowały włazy planetolotu i otoczyły go ochronnym polem siłowym, my za zwartš grupš pobieglimy przez lasek w kierunku miasta.
Miasta właciwie nie było. Był tylko łańcuch pagórków ze zboczami podziurawionymi wejciami do jaskiń, w których gniedzili się Aranowie. Pod ziemiš mieciły się również fabryki czy warsztaty i rozlegle sale pełnišce rolę placów publicznych, na których odbywały się nocne wiece. Między wzgórzami wiły się gruntowe drogi, tak jednak ubite i wygładzone, że stały się twardsze od najlepszych ziemskich asfaltowych szos starożytnoci. Z wylotów jaskiń wypełzali niezliczeni pajškokształtni i żwawo pędzili do rozległej doliny między czterema miejskimi wzgórzami  na rynek stołecznego miasta Aranii. Dołšczylimy do tego potoku.
Na rynku wznosił się szafot do złudzenia przypominajšcy starożytne ziemskie piece elektryczne.
 Za chwilę pojawi się grupa idšcych ku końcowi  nadał Oan, kiedy zatrzymalimy się opodal szafotu.  Przyjdzie pod konwojem strażników końca, zwyczajnych przyspieszaczy, tyle że silniej naładowanych energiš elektrycznš. Przyspieszacze obsadzili każde dojcie do Ojca Akumulatora i dlatego ich strażnicy sš lepiej uzbrojeni od naszych ostrzega-czy, a co za tym idzie nigdy nie udaje się nam ich zwyciężyć. Kto cieszy się łaskš Ojca Akumulatora, ten włada.
Skazańcy nie pokazywali się, a tymczasem naszš uwagę zwrócił Aran wznoszšcy się nad pozostałym tłumem na dwupiętrowym żywym piedestale, utworzonym z czterech pajškokształtnych.
 Uoch, Naczelny Przyspieszacz Końca, Wielki Realizator  powiedział ze wstrętem Oan.  Gdybycie usunęli tego pajaca, którego wielbiš wszyscy przyspieszacze, walka z nimi stałaby się o wiele łatwiejsza.
Uoch, rozparty wygodnie na swym piedestale, wykrzyknšł zgrzytliwie:
 Chwała niechaj będzie Okrutnym Bogom! Czyńmy Koniec!
W odpowiedzi rozległ się ogłuszajšcy ryk:
 Czyńmy! Niechaj Okrutni Bogowie będš pochwaleni!
Z jaskini znajdujšcej się pod szczytem wzgórza za plecami Naczelnego Przyspieszacza wyłoniła się kolumna czynišcych Koniec. Skazańcy szli czwórkami w asycie uwijajšcych się po bokach konwojentów. Głowa każdego ze strażników przypominała płonšce ognisko tryskajšce iskrami, tak bardzo ich ciała były przeładowane elektrycznociš. Tłum zatrzšsł się z entuzjazmu. Rozległy się gromkie, chóralne krzyki:
 Czyńmy Koniec! Czyńmy Koniec!
Kiedy kolumna skazanych znalazła się już na poziomie dna kotliny, z jaskiń pobliskiego wzgórza wytrysnšł nagle snop iskier i oddział odsuwaczy runšł na konwój. Strażnicy wciekle odpierali ataki, tłum ruszył na pomoc swoim. Wkrótce było po wszystkim. Kolumna skazanych, znacznie teraz liczniejsza, bo znaleli się w niej pokonani odsuwacze, znów ruszyła w stronę szafotu. Zresztš wielu odsuwaczy uciekło.
Naczelny przyspieszacz znów zakrzyknšł:
 Czyńmy Koniec na chwałę Okrutnych Bogów! Patrzyłem na to wszystko jak sparaliżowany i nie potrafiłem podjšć żadnej decyzji, a tymczasem tłum szalał:
 Czyńmy Koniec! Czyńmy Koniec!
 Na chwałę Ojca! Dla przebłagania Matki! Niechaj umierzy swój gniew!
 Niechaj się zmiłuje!
Uoch uniósł swe włosy i splótł je nad głowš. Strażnicy chwycili jednego ze skazanych i wrzucili go do pieca.
Teraz już wiemy, że czynišcy Koniec zwarł swym ciałem dwie elektrody pod wysokim napięciem. A wówczas usłyszelimy odgłos eksplozji i ujrzelimy błysk wyładowania. Nad placem przetoczył się ciężki grzmot, który utonšł w ryku tłumu. Posypał się na nas goršcy popiół, miałki jak mška proch spopielonej istoty!
 On był żywy, Eli! On przecież był żywy!  jęknšł Lusin.
Uoch powtórnie splótł włosy nad głowš i druga ofiara zniknę! a w gardzieli pieca. Wówczas już Lusinowi nerwy odmówiły posłuszeństwa.
 Eli, czynisz nas wspólnikami zbrodni! Jeli się nie wtršcisz, zrobię to sam. Sam jeden. Zbuntuję się, Eli! Zdecydowałem się błyskawicznie. Trzeba zniszczyć
szafot, żeby już nie było dalszych ofiar, ale zanim zdołałem wydać rozkaz, Oan wykrzyknšł z przerażeniem:
 Nie rób tego! Kiedy zniszczysz szafot, wówczas wszyscy Aranowie zginš!
 Unieszkodliwić straż!  krzyknšłem, nie pytajšc nawet, dlaczego nie wolno niszczyć pieca, i rzuciłem się ku Naczelnemu Przyspieszaczowi Końca.
Lusin pomknšł z takš szybkociš, że wyprzedził mnie o dobre dziesięć skoków. Staranował żywy piedestał i Uoch poleciał w dół. Lusin zadał mu taki cios, że Naczelny Przyspieszacz z przenikliwym piskiem znów uniósł się w powietrze. Na Lusina rzucił się dobry tuzin strażników. Setki błyskawic wbiły się w jego ciało, otaczajšc je płomienistš aureolš.
 Pole! krzyknšłem.
 Pole!  zawtórował mi Romero, i Lusin, którego zaskoczył wciekły atak Aranów, dopiero teraz wywołał pole ochronne.
Reszta rozegrała się w ułamku sekundy. Nasi inżynierowie niestety zbyt dobrze znali się na swoim fachu, by sporzšdzone przez nich skafandry nie miały się oprzeć słabym w gruncie rzeczy wężowłosom Aranów. Ale Lusin miał jeszcze w pamięci zaciekłe walki z glowookami i ponaglany przez nas uruchomił z maksymalnš mocš swe pole ochronne. Gdy jednak zobaczył, jakie spustoszenie wywołało ono wród goryli Uocha, zdjęło go przerażenie. Nie zastanawiał się, nie tracił czasu na powolne osłabianie pola, tylko gwałtownie je wyłšczył. I natychmiast, niestety, padł ofiarš swego humanitaryzmu.
Jeden ze strażników, który jakim cudem przeżył uderzenie pola, szarpnšł swoje wężowi osy zaplštane w skafander Lusina, stracił równowagę i pocišgajšc za sobš na-
szego biednego przyjaciela zwalił się w dół. Stali obaj na krawędzi szafotu i spadli teraz w gardziel pieca pomiędzy dwie miercionone elektrody. Znów buchnšł płomień, zgaszony jednak natychmiast powracajšcym automatycznie polem ochronnym. My również, Romero, ja oraz biegnšcy tuż za nami Demiurg i Galakt, zogniskowalimy tam nasze pola, ale było już za póno. Wród poskręcanych eksplozjš siłowš odłamków piekielnego elektrycznego szafotu leżał rozłupany skafander, a w nim martwe ciało Lusina!
 Planeta zginęła!  krzyknšł przerażony Oan. Zachwiałem się, lecz szybko odzyskałem przytomnoć, bo musiałem walczyć, zabijać, zetrzeć na pył wszystkich miotajšcych się po placu pajškokształtnych. Do dzi nie rozumiem, w jaki sposób udało mi się stłumić rozpacz i nie dać ujcia wszechogarniajšcej wciekłoci.
 Okrutni Bogowie! Okrutni Bogowie zstšpili z nieba!  wrzeszczeli Aranowie uciekajšc co sił w nogach.
Zrzuciłem skafander. Irena i Mary również pozbyły się wstrętnego nam teraz odzienia. Usiłowały ożywić...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin