Nowy4(1).txt

(22 KB) Pobierz
Poranek Roku Jednorożca


- Czy wiecie, co to za noc? - Aldeeth, która ubiegłej nocy spała na lewo ode mnie, odrzuciła welon i zsunęła nieco do tyłu kaptur, tak że wymykały się spod niego kosmyki jej jasnych włosów. Pochodziła z południa Krainy Dolin i nigdy dotšd nie widziałam jej herbu przedstawiajšcego salamandrę skulonš wród strzelajšcych wysoko płomieni.
- Jeli chodzi ci o to, że kończy się stary rok i o wicie zacznie się nowy.... - odpowiedziała z lekkim wahaniem Kiłdas.
- Włanie. Rozpocznie się Rok Jednorożca.
- Co poniektórzy mogliby to uznać za dobry znak - odrzekła na to Kiłdas - ponieważ jednorożec jest opiekunem dziewic i symbolem niewinnoci.
- U nas w domu dzi wieczorem - podjęła bardzo cicho Solfinna - zgromadzilibymy się w wielkiej sali. Na stole leżałyby gałšzki bluszczu i ostrokrzewu, żeby każdy mógł wzišć jednš i nosić przy sobie - ostrokrzew dla mężczyzn, a bluszcz dla kobiet. Wznielibymy toast za nowy rok i spalilibymy Słomianego Męża i Dyptanowš Niewiastę, dorzucajšc do ognia wonnych ziół, żeby przyszłe zbiory były obfite i żeby szczęcie zamieszkało pod naszym dachem...
Przypomniałam sobie uroczystoć, którš opisała - skromnš, lecz znaczšcš dla ludzi żyjšcych z płodów ziemi. Dzisiejszej nocy będš tak więtować wszyscy mieszkańcy Krainy Dolin - od wieniaczych zagród, które minęlimy po drodze, po szlacheckie dwory i zamki, gdzie ceremonia


będzie bardziej wystawna. Tylko w opactwie Norstead nie będzie ani uczty, ani palenia symboli, ponieważ damy nie pozwalały na odprawianie pogańskich obrzędów w murach klasztoru.
- Zastanawiam się, czy nasi przyszli mężowie podobnie witajš poczštek roku? - Kildas przerwała zapadłe milczenie. - Na pewno nie czczš Płomieni, które z samej swej natury sš obce wiatu Jedców Zwierzołaków. Jakim więc bogom oddajš czeć? I czy w ogóle majš jakich bogów?
- Nie majš bogów! - Solfmna aż jęknęła cicho z zaskoczenia. - Jakiż człowiek umiałby żyć bez bogów, bez większej od siebie mocy, której mógłby zaufać?
- A kto mówi, że oni sš ludmi? - Aldeeth rozemiała się szyderczo. - Nie możemy ich osšdzać, tak jak czyniłymy do tej pory. Czy to jeszcze do ciebie nie dotarło, dziewczyno? Powinna wyrzucić precz czarę wspomnień, ponieważ urodziłymy się pod nieszczęliwš gwiazdš i będziemy musiały przejć z naszego wiata do innego, tak jak teraz przechodzimy ze starego roku do nowego.
- Dlaczego uważasz, że to co obce i nieznane musi być złe? - zapytałam. - Jeżeli będziesz uparcie wypatrywać cieni, w końcu na pewno je znajdziesz. Pomijajšc wszystkie plotki i nie sprawdzone opowieci, co złego wiemy o Jedcach?
Dziewczęta zaczęły mówić jedna przez drugš. Kildas za, słyszšc, jak przekrzykujš się wzajemnie, powiedziała ze miechem:
- "Oni mówiš"... "oni mówiš" to... i "oni mówiš" tamto! Podajcie imię i rangę choć jednego z "onych", do czego nasza siostra i towarzyszka ma pełne prawo. Co naprawdę wiemy poza pogłoskami i niechętnymi komentarzami? Jedcy Zwierzołacy nigdy nie podnieli na nas miecza ani nie wysłali strzały w naszym kierunku, lecz po zawarciu z nami paktu niszczyli naszych wrogów. Czy mężczyzna, który ma czarne kędziory, nosi szary płaszcz i woli mieszkać tam, gdzie mu się bardziej podoba, ma różnić się krwiš, ciałem i duchem od jasnowłosego woja, który zarzuca na ramiona szkarłatnš pelerynę i jedzie w towarzy-


stwie sobie podobnych głównš ulicš nadmorskiego miasta? Każdy ma jakie zadanie do spełnienia na tym wiecie. Czy jaki Jedziec kiedykolwiek wyrzšdził zło komu z naszych?
- Ależ oni nie sš ludmi! - Aldeeth najwyraniej chciała dopatrzyć się najgorszego.
- Przecież i o tym nic nie wiemy! Tak, Jedcy władajš nieznanymi mocami, lecz czy my jestemy jednakowo uzdolnione? Jedna może haftować na jedwabiu tak pięknie, że ma się ochotę zerwać kwiaty lub posłuchać piewu ptaków, które tam wyszyła. Druga za może grš na lutni i pieniš sprawić, że zaczniemy marzyć na jawie. Czyż my wszystkie i każda z osobna potrafimy to zrobić równie dobrze? Nie. Wobec tego ludzie mogš urodzić się z niezwykłymi talentami, a mimo to pozostać ludmi, innymi od nas, ale ludmi.
Nie wiem, czy K-ildas wierzyła w to, co mówiła, czy też nie, lecz dzielnie walczyła ze strachem, który zakradał się do naszych serc i umysłów.
- Aldeeth - wtršciłam - ty masz w herbie salamandrę spoczywajšcš wród płomieni. Czy kiedykolwiek widziała takie stworzenie? A może znaczy ono dla ciebie i dla twojego rodu - oraz dla jego przyjaciół i wrogów - co innego niż wizerunek jaszczurki skulonej na ognistym łożu?
- Oznacza to, że możemy zostać napadnięci, ale nie pokonani - odpowiedziała bez namysłu.
- Widzę też na waszych tabardach bazyliszka, feniksa, wywerna*... Czy te zwierzęta istniejš naprawdę, czy też sš symbolem idei, którš każdy z waszych rodów wybrał dla siebie jako dewizę postępowania? Możliwe, że Jedcy Zwie-rzołacy majš własne symbole, niezrozumiałe dla nie wtajemniczonych w ich heraldykę. - W taki oto sposób prowadziłam dalej rozpoczętš przez Kildas grę. Jeżeli była to gra.
Tymczasem dziwna zielona powiata nadal janiała na przełęczy u wejcia do Sokolego Jaru, a pan Imgry i jego towarzysze nie wracali. Oczekiwanie zawsze denerwuje tych, którzy tylko rozmylaniami mogš wypełnić czas.
* Wywem - skrzydlaty dwunogi smok w mit. celtyckiej (przyp. tłum.).


Siedziałymy skulone na kamieniach wokół ogniska, kiedy powrócił zastępca pana Imgry'ego. Polecono nam wjechać do Sokolego Jaru. I chociaż nie mogę ręczyć za moje towarzyszki, byłam przekonana, że każdš z nich, tak jak mnš, miotały sprzeczne uczucia - mieszanina podniecenia i strachu.
W Sokolim Jarze nie spotkałymy naszych przyszłych mężów. Na końcu przełęczy na szerokiej półce skalnej zobaczyłymy skórzane namioty. W rodku znajdowały się posłania przykryte skórami dzikich zwierzšt; takie same chodniki rozesłano na ziemi. W największym namiocie na długim stole czekał na nas posiłek.
Pogładziłam z zachwytem srebrzystoszare futro usiane ciemnoszarymi cętkami. Było miękkie jak jedwab i tak piękne, że nadawałoby się na płaszcz dla małżonki wielkiego pana. Wytwornoć i przepych otoczenia zdawały się zapowiadać, że Jedcy będš darzyć nas szacunkiem i zapewniš nam wszelkie wygody.
Kiedy skończyłymy wieczerzę, na którš złożyły się: chleb z zapiekanymi suszonymi owocami, wonne wędzone mięsiwa i słodycze o smaku miodu dzikich pszczół i gałki muszkatołowej - w nogach stołu stanšł pan Imgry. Pomylałam nagle, że oddziela go od nas niewidzialna bariera, jakbymy już wyrzekły się naszego człowieczeństwa. Lecz teraz nie czułam lęku, tylko znów zapragnęłam oddalić się z tego miejsca... zrobić co... ale dokšd i po co? Sama nie wiedziałam.
- Posłuchajcie mnie uważnie - powiedział nasz opiekun tak szorstko, że zamilkłymy wszystkie. Mówił dalej w głębokiej ciszy: - Rano usłyszycie pewien sygnał. Będzie to głos rogu. Wstšpicie wtedy na cieżkę zaczynajšcš się przed tym namiotem i zejdziecie w dół, gdzie będš na was czekać wasi mężowie...
- Ale przecież nie było ani lubu, ani oddania poprzez Czarę i Płomień - zaprotestowała Solfinna.
Pan Imgry umiechnšł się ledwie dostrzegalnie, jakby przyszło mu to z wielkim trudem.
- Opuszczacie tych, którzy czczš Czarę i Płomień, pani.


Czeka was prawdziwy lub, ale według innych obrzędów, chociaż będzie on równie prawomocny. Życzę wam... - Urwał i popatrzył po kolei na każdš z nas, aż dotarł do mnie, jakkolwiek nie zatrzymał na mnie wzroku - ...szczęcia. - Podniósł rękę i w zielonym wietle lamp zobaczyłam, że trzyma w niej czarę. Mówił dalej: - Jako ten, który zastępuje wam wszystkim ojca, piję za wasze długie i łatwe życie, za lekkš mierć, życzliwoć krewnych, za pomylnoć i udane potomstwo. Niech tak się stanie!
W takich oto słowach ambitny magnat pożegnał dwanacie i jednš pannę, które tutaj przywiózł. A potem odszedł szybko, zanim odzyskałymy mowę.
- Niech więc tak będzie - powiedziałam wstajšc. Oszołomione dziewczęta zwróciły ku mnie oczy. - Nie wydaje mi się, żebymy jeszcze kiedykolwiek zobaczyły pana Imgry'ego - dodałam sucho.
- Ale pójć... sama... do obcych - zaprotestowała która.
- Sama? - zapytałam, umylnie podnoszšc głos.
- Nie jeste sama, jest nas dwanacie i jedna - podchwyciła szybko Kildas, przychodzšc mi z pomocš jak towarzysz broni w ciężkim boju. - Rozejrzyj się wokoło, dziewczyno, to mogłaby być wištecznie przystrojona wielka sala. Mylę, że mile nas powitano - podkreliła przycišgajšc do siebie błyszczšce czarne futro. W zielonym wietle lamp koniuszki włosów zaiskrzyły się jak miniaturowe brylanty.
Oczekiwałam jakiego zamieszania po odejciu pana Img-ry'ego. Lecz choć moje towarzyszki nie rozmawiały wiele podczas przygotowań do snu, miały zadowolone miny i zdawały się niecierpliwie oczekiwać jutrzejszego poranka. Prawie tak, jakby rzeczywicie czekały na lub, którego mogły się spodziewać we właciwym czasie. Były spokojne i zamylone. Od czasu do czasu coraz to inna umiechała się do siebie. Zdziwiło mnie to trochę, ale zbytnio nie łamałam sobie tym głowy. Przykryłam się srebrzystym futrem i zasnęłam.
Tej nocy spałam głęboko i nic mi się nie niło. Obudziłam się dopiero wtedy, gdy poranne słońce złocistš włóczniš wtargnęło do namiotu.


- Gillan!
Kildas stała obok wejcia. Podniosła klapę, żeby wyjrzeć na zewnštrz, po czym spojrzała na mnie z niepokojem.
- Co o tym powiesz?
Wyczołgałam się z ciepłego futrzanego gniazda i dołšczyłam do niej. Nasze konie zniknęły, a drugi namiot, w którym nie opuszczono klapy poprzedniego wieczoru, wiecił pustkami. Wyglšdało na to, że poza nami w obozie nie było nikogo.
- Widać zlękli się, że w ostatniej chwili możemy zmienić zdanie - skomentowałam ironicznie.
- Chyba nie musieli się tego obawiać, czyż nie tak, Gillan? - Kildas odparła z umiechem.
Te słowa uwiadomiły mi, że to prawda. Choćby tego ranka stanęli przede mnš sze...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin