Nowy17(1).txt

(23 KB) Pobierz
Herrel rzuca wyzwanie


Po długim czasie przerwałam zaległe między nami milczenie:
- Nie zasnę tej nocy, Herrelu. Powiedz mi, co zamierzasz. Jeżeli ostrzeże cię głos rogu zwiadowcy, zdšżysz chwycić miecz i tarczę przed przybyciem wroga.
Odwrócił głowę. Hełm ocieniał górnš częć jego twarzy, ale dobrze widziałam usta i podbródek. Umiechnšł się.
- Wspaniale posługujesz się wojskowym słownictwem, Gillan. Jeste takš towarzyszkš broni, jakiej mógłby zapragnšć każdy mężczyzna. A oto, co chcę zrobić: nie czekam, aż wybiorš dogodnš dla siebie porę walki i pole boju, ale wzywam ich na to, które ja wybrałem! O wschodzie księżyca podpalę ten stos korzeni i zostanš przycišgnięci...
- Jeszcze więcej czarów?
- Tak, jeszcze więcej czarów. - Teraz Herrel rozemiał się głono. - Obowišzuje nas prawo, że płomienie spalajšce drzewo tak stare jak my przycišgajš nas i odsłaniajš naszš prawdziwš naturę. To tysišc lat wedle rachuby High Halla-cku. Nawet taki kawał czasu nie powstrzyma Zwierzołaka od przybycia, jeżeli znajdzie się drzewo równie wiekowe jak on. Nawet przez myl im nie przejdzie, że odważę się rzucić takie wyzwanie. Będš przekonani, iż pozostawię im wolnš rękę i uczepię się nadziei jak tonšcy brzytwy. Bo jeżeli wyzwę ich w taki sposób, muszę się przygotować na to, że zjawiš się w pełni mocy i w bojowym szyku...


- I uważasz to za możliwe? - Nie mogłam powstrzymać się, żeby nie zapytać. Musiałam znać jego odpowied.
- Tej nocy los pokieruje polem walki, Gillan. Nie wiem, jakš postać przybiorš, ale jeli zdołam rozpoznać Halse''a i wyzwać go na miecze, będš musieli mi na to pozwolić. Wtedy też będę mógł się z nimi układać...
Zdać się na przypadek w tak wielu sprawach! Lecz Herrel znał Kompanię Jedców i ten kraj. Nie wybrałby tak ryzykownej linii postępowania, gdyby nie widział innego sposobu. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić i jak mogłabym mu pomóc.
- Herrelu, to mnie tak skrzywdzili, czy i ja nie mam prawa rzucić im wyzwania? - zapytałam po namyle.
Niedawno temu Herrel wyjšł miecz z pochwy i położył na kolanie. Teraz przesunšł palcem po głowni od rękojeci po sam czubek. A po długiej chwili podniósł broń i wycišgnšł jš w mojš stronę, rękojeciš do przodu.
- Jest pewien zwyczaj... Ale bardzo dużo będzie zależało od ciebie...
- Powiedz mi, o co chodzi!
- Jeżeli w blasku czarodziejskiego płomienia rozpoznasz i wypowiesz imię Zwierzołaka, będzie musiał znów stać się człowiekiem. Wtedy możesz rzucić mu wyzwanie i mianować mnie swoim obrońcš. Lecz jeli się pomylisz, zdasz się na łaskę i niełaskę przeciwnika.
- Co oznaczałby mój sukces?
- Dałby ci prawo ustalenia stawki, czyli tamtej drugiej Gillan. Jeżeli ja rzucę im wyzwanie, równie dobrze mogš to uznać za wewnętrznš sprawę Kompanii i stawkš będzie moje życie albo hańba.
- Czy sšdzisz, że mogę nie rozpoznać Halse''a? Przecież on jest niedwiedziem.
- Widziane przez ciebie zwierzęta nie sš jedynymi postaciami, które możemy przyjmować od czasu do czasu, lecz tymi, które przedkładamy nad inne. I podczas takiej próby nie pokazałby się jako niedwied.
- Ale mógłby mi podpowiedzieć...


- Nie mógłbym tego zrobić - Herrel potrzšsnšł przeczšco głowš - ani słowem, ani gestem, ani nawet mylš! Tylko ty sama musisz nazwać przeciwnika po imieniu i sama dwigać brzemię sukcesu lub porażki. Jeżeli staniesz przed nim, trzymajšc ten miecz, to ty rzucisz im wyzwanie.
- Mam prawdziwy wzrok. Czy już tego nie udowodniłam?
- A jak ci teraz służy? - odpowiedział pytaniem Herrel.
Przypomniałam sobie mgliste gmachy, które zobaczyłam tego popołudnia, i uczucie, iż moja moc słabła...
- Dzi po południu... próbowałam patrzeć... - Nie zdawałam sobie sprawy, że powiedziałam to na głos, ale Herrel odsunšł miecz z zasięgu mojej ręki.
- To zbyt wielkie ryzyko. Ja rzucę wyzwanie Kompanii zgodnie z prawem i będę się z nimi układał...
Owiadczył to takim tonem, jakby już podjšł ostatecznš decyzję, lecz ja nadal zastanawiałam się nad jego słowami. Oparłam się o zimny obelisk, przesuwajšc ręce po chropawej ze staroci kamiennej powierzchni. Gdybym odzyskała mój wzrok przebijajšcy iluzję bodaj tylko na kilka chwil potrzebnych do podania prawdziwych imion! Przesuwałam ręce w górę i w dół kamienia, szukajšc jakiego rozwišzania. W torbie z lekarstwami, oprócz specyfików leczšcych rany i choroby, miałam zioła, które rozjaniały umysł i wyostrzały zmysły. Na pewno mogłabym w jaki sposób wzmocnić swój czarodziejski wzrok na tak długo, jak to będzie konieczne. Gdybym tylko wiedziała! Nie powinnam się ruszać. Nawet tak niewielki wysiłek mógłby zniweczyć mój pomysł.
- Herrelu, proszę, przynie mi torbę z lekarstwami.
- Po co...?
- Przynie jš tutaj! Jak długo będziemy czekać na ich przybycie?
Odszedł z ocišganiem, powoli, spoglšdajšc na mnie przez ramię, jakby chciał odczytać w moim umyle to, co planowałam. Przyniósł jednak torbę i położył mi na kolanach.


- Nie wiem, kiedy przybędš - odparł. - Zapalę ogień o wschodzie księżyca, a potem zaczekamy.
Ale to za mało. Muszę mieć lepsze pojęcie o porze spotkania. Otworzyłam torbę i odnalazłam małš buteleczkę wyrzeżbionš i wyżłobionš w krysztale kwarcu.
- Co planujesz?
Rozwarłam palce. Nawet w półmroku pryzma kwarcu zdawała się jarzyć.
- Czy kiedykolwiek słyszałe o moły*, panie?
- Skšd to masz? - zapytał bez tchu.
- Z klasztornego ogrodu. Używała go Dama Alousan. Nie dlatego, że miała co wspólnego z magiš, ale dlatego, iż wywiera on uspokajajšcy wpływ na ludzi, na których rzucono urok. O ile dobrze pamiętam, użyła go tylko dwukrotnie, ponieważ w Krainie Dolin nikt nie para się czarostwem. Za drugim razem - umiechnęłam się - dała go żołnierzowi, który twierdził, iż jaki Jedziec Zwierzołak rzucił na niego urok, ponieważ został sparaliżowany. Nie wiem, czy to była choroba zrodzona ze strachu, czy z prawdziwych czarów. W każdym razie ów żołnierz zaczšł znów chodzić po tym, jak przez trzy dni pił piwo z kilkoma kroplami wycišgu z moły. Moły ma również inne legendarne właciwoci: może niszczyć iluzję.
- Przecież nie wiesz, kto przyjdzie i na kim to wypróbować... - zaoponował Herrel.
- To niepotrzebne. Muszę zniszczyć własne iluzje. Lecz nie odważę się zażyć tego za wczenie. Nie wiem zresztš, po jakim czasie zaczyna działać. Jeżeli le ocenię czas, mogę uzyskać jasnoć wzroku albo za wczenie, albo za póno. Gdyby więc mógł mnie uprzedzić...
- To bardzo ryzykowne...
- Wszystko, co staramy się zrobić tej nocy, zależy od przypadku i umiechu losu. Herrelu, czy tak nie będzie lepiej?
- A jeli przegrasz?
- Wypatrywać cišgle chmur nie dostrzegajšc słońca, znaczy dobrowolnie się olepiać. Możesz mnie uprzedzić...?
* Moły - tu: dziki czosnek moły (przyp. tłum ).


- Tak. Będę mógł ci powiedzieć, że się zbliżajš, zanim ich zobaczę. Ja także będę odczuwał to przycišganie. Po jego sile poznam odległoć do nich.
Muszę się tym zadowolić. Lecz gdy ukryłam flakonik w spoconej dłoni, zrozumiałam, jak nikłš mam szansę powodzenia.
- Herrelu, zanim wzejdzie księżyc, opowiedz mi o Ar-vonie. Nie o takim, który nam teraz zagraża, ale o takim, jakim mógłby być.
I opowiedział, opisujšc mi swój kraj i jego dziwnych mieszkańców, mówišc o jego wielkoci i potędze, i o ciemnych zakamarkach. Dla każdego człowieka góry i równiny jego ojczyzny sš najpiękniejsze na wiecie. Tym bardziej jeli długo przebywał na wygnaniu. Arvon, który ożył mi przed oczami dzięki słowom Herrela, był znacznie piękniejszy od wyludnionych, zniszczonych wojnš dolin High Hallacku, i podobny do zamieszkujšcego go narodu - postarzały i zmęczony, to prawda, a mimo to potężny.
Wprawdzie wszyscy mieszkańcy tej krainy posługiwali się magiš i siłami, których nie można ani zważyć, ani zmierzyć, i widziało się tylko rezultaty ich działalnoci, ale dokonywali tego w niejednakowym stopniu i różnymi rodzajami tych energii. W górze skali znajdowali się mieszkajšcy na uboczu adepci, pogršżeni w badaniach nad innymi czasami i wiatami, którzy stykali się z naszym wiatem tylko chwilowo i z rzadka, a nawet niemal utracili ludzki wyglšd. W dole za można by umiecić mieszkańców warownych zamków należšcych do czterech klanów: Czerwonych, Złotych, Niebieskich i Srebrnych Płaszczy, którzy rzadko korzystali z magii i głównie bardzo długim życiem różnili się od mieszkańców Krainy Dolin. Między tymi dwiema skrajnociami pozostawała pewna liczba obcych ludów: Jedcy Zwierzołacy, plemiona opiekujšce się wištyniami upersonifikowanych Mocy i Sił, rasa zamieszkujšca rzeki i jeziora oraz taka, która nie oddalała się zbytnio od borów i lasów, a także istoty o zwierzęcym wyglšdzie, obdarzone jednak inteligencjš, która całkowicie różniła je od zwierzšt znanych w innych krajach.


- Wydaje mi się - powiedziałam - że w twoim Arvonie jest tak wiele cudów, że można by jechać przezeń całš wiecznoć, patrzšc i słuchajšc... I nigdy nie obejrzeć ich końca!
- Tak jak ja zakończyłem tę opowieć? - Herrel wstał, zsunšł się z pagórka i podszedł do stosu korzeni. Dopiero wtedy zauważyłam, że na niebo wypłynšł srebrny księżyc. Herrel wsadził czubek miecza w rodek stosu i mała zielona iskierka zapaliła się na styku stali i drewna.
Poczštkowo korzenie tliły się powoli, opornie, jakby nie chciały po przebudzeniu z wiekowego snu zamienić się w popiół. Herrel trzykrotnie wsadzał brzeszczot w stos, za każdym razem pogršżajšc go coraz bardziej. Dopiero wtedy płomienie niechętnie popełzły w górę, buchajšc kłębami czarnego dymu, który potem zbladł i ułożył się w szarobiały słup.
Tak mocno zacisnęłam rękę na flakonie z destylowanym moły, że krawędzie kryształu wpiły mi się w ciało. Już nawet odkręciłam korek, ale pohamowałam się i otwór zacisnęłam kciukiem, żeby nic się nie wylało.
Herrel podniósł wysoko głowę. Jego oczy połyskiwały zieleniš, cienie przemykały po twarzy. Ale stojšc tak z obnażonym mieczem w dłoni, nie przybrał obcej postaci. W końc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin