Michele Bardsley -Pamiętniki Łowczyni Demonów 03 - Śmierć Bezimiennych.doc

(93 KB) Pobierz

 

 


 

 

„ Nieszczęśnik, całkowicie skupiony na sobie,

 

Żyjący, utraciwszy cały szacunek i renomę,

 

I, umierający podwójnie, opada w dół,

 

Nikczemnik prosto w kurz,

 

Niezmienny, niehonorowy i niedoceniony…”

 

 

 

Fragment poematu „Pieśń ostatniego minstrela” Sir. Waltera Scotta.

 

 

 

 

Z pamiętnika Maggie Mortis.

 

 

 

 

Minęły dwa tygodnie od chwili, gdy udaremniłam ostatnią

próbę zabicia mnie przez Magnusa. Draymore nadal mi nie

wybaczył, ale zwróciłam już uwagę – kilka razy, muszę dodać, – że

nie byłam jedyną osobą, która posiadła jego wampirzy tyłek. Przestał

odpowiadać na moje telefony. Nie zdziwiłabym się gdyby postanowił

zostać w Europie przez następny wiek albo dwa.

 

Argh!! Nienawidzę tego popieprzonego Magnusa. Jak tylko

poznam sekret jak zabijać demony, zamiast po prostu łapać w

pułapkę ich śmierdzące tyłki, jest pierwszy w kolejności.

 

Potem zniszczę Abatu. Oooch, nie mogę się doczekać, by zabić

tego sukinsyna.

 

Teraz odkąd mam Auren, zwaną też Hellion czyli wygadanego

kociaka, Abatu powinien podwoić wysiłki, by nas zabić. Ale tego nie

 


robi. Na froncie walczących z demonami jest zbyt cicho. Już prawie

wcale nie trzaskam na miazgę żadnego łuskowatego dupka, a to

daje mi dużo czasu na pogłębianie kontaktów z moimi dziwacznymi

krewnymi.

 

Auren jest tak jakby moją siostrą.. chociaż nie znalazłam nic w

dziennikach ojca lub archiwach naszej rodziny, co wskazywałoby, że

rodzina Mortisów pochodzi od Abatu.

 

Pozostałe dwie osoby w naszej dziwnej małej rodzinie to Sarah,

moja była asystentka i jej pół-demonie bambino, Margie. Mieszkają w

schronie przez cały czas. Staję się niezła w trzymaniu tej małej

pomarszczonej, różowej rzeczy, ale naprawdę powinniście uważać,

kiedy jej się odbija. Z ust strzelają wtedy płomienie. Dzięki Bogini, że

mam krótkie włosy bo miałabym je już teraz całe spalone.

 

W naszym domowym gniazdku brakuje jednego cennego

elementu.

 

Mój kochanek... przyjaciel... Strażnik... Raphael nie powrócił.

Jeśli Wysoka Rada Otherworldu postąpi zgodnie ze swoim

widzimisie, nigdy do mnie nie wróci. Minęło sześć długich miesięcy.

Wszystkie próby uzyskania od Meeleny informacji ujawniającej

miejsce jego pobytu nie udały się. Nie chce nawet powiedzieć mi czy

Raphael jest żywy czy martwy. Przez długi czas, myślałam, że

walczyłam po stronie dobrych chłopców. Ale nie jestem tak pewna czy

Wysoka Rada Otherworldu rozumie „dobrych chłopców”” w ten sam

sposób, co ja. Może nie są pozbawionymi serca, żądnymi władzy,

obrzydliwymi cymbałami jak Abatu i jego załoga, ale nadal są

 


popieprzeni. Zobowiązują pół-demony do świadczenia niewolniczych

usług- zmuszają je do wypełniania za nich brudnej roboty w Piekle.

 

Wiecie co? Naprawdę wcale nie obchodzą mnie cele Wysokiej

Rady lub ich przygotowania do wojny. Wszystko, czego chcę... czego

potrzebuję... (innego niż głowa Abatu na włóczni) to Raphael.

 

Oh, Rafe. Gdzie jesteś, dziecinko?

 


CHAPTER…1

 

 

 

 

 

- Cukrowe ciasteczka, kochanie?

 

Maggie spojrzała do góry, oczami zaczerwionymi od czytania kolejnego z

dzienników ojca, i zobaczyła panią Pottersworth częstującą ja talerzem

lukrowanych cukrowych ciasteczek. Wyciągając jedno ze sterty, wpatrzyła się w

wyciśniętą w nim, dużą żółtą szczęśliwą buźkę.

 

- Nie musisz gotować, - powiedziała Maggie. Wgryzła się w ciepły,

wilgotny, wysokowęglowodanowy poczęstunek, upewniając się, że najpierw

zjadła ohydny uśmiech. Hellion mruczała chropowato na jej kolanach.

Demonica łypnęła jednym żółtym okiem, po czym, nie znalazłszy nic

interesującego, zamknęła je i powróciła do swojej drzemki.

 

- Oh, sprawia mi to przyjemność. Nie miałam komu gotować od śmierci

Maurice’a, - powiedziała, lirycznie elficko zabarwiając słowa. Okrągłe niebieskie

oczy starszej damy iskrzyły się wesoło. – Układanie dokumentów skończone,

korespondencja wysłana e-mailem, a nawet miałam czas, by przelecieć

odkurzaczem po gabinecie. Potrzebujesz czegoś jeszcze?

 

Pani Pottersworth rozejrzała się po bibliotece, zawierającej od podłogi do

sufitu regały upchane książkami, tak jakby mogła zaoferować wycieranie

kurzów. To był ulubiony pokój Maggie. Perskie dywany pokrywały betonową

podłogę, ogień trzaskał wesoło w marmurowym kominku, a pluszowe krzesła i

mała dwuosobowa sofa oferowały wygodne miejsca na długie godziny pracy.

 

- Nie zasługujemy na ciebie, - powiedziała Maggie. Pani Pottersworth

pojawiła się dzień po tym jak Sarah urodziła Margie. Miała ona nienaganne

referencje – była portierką Jedenastego Oddziału Magii i Nauki przez ponad 300

 


lat i wiedziała jak zacerować prawie wszystko. Dodatkowo, mogła przyszykować

paskudne magiczne zaklęcia, rzucać sztyletami i upiec najlepsze w historii

cukrowe ciasteczka.

 

Mając do pogodzenia dziecko, rozpieszczonego kociaka, nową matkę,

zagubionego chłopaka, bitwę w Piekle i kłótnie z szefem, Maggie przyjęła do

pracy na miejsce przypominającą babcię kobietę. Co jeśli pani Pottersworth

wydawała się zbyt dobra by mogła być prawdziwa? Wysoki Mistrz w Jedenastym

Oddziale Magii i Nauki praktycznie mianował kobietę na Jedenasty

odpowiednik świętości.

 

Skoro jest taka świetna, dlaczego nadal nie jest Twoją portierką? spytała

Maggie

 

Ponieważ chciała żyć w świecie ludzi, powiedział Wysoki Mistrz. Sądzę, że

szuka kolejnego męża. Lubi poślubiać ludzi.

 

Widocznie tak. Ponieważ Maurice był mężulkiem numer siedemnaście.

 

- Mam zamiar iść na kolację, kochanie, - powiedziała pani Pottersworth, -

Mogę późno wrócić. Potrzeba czegoś, gdy mnie nie będzie?

 

Maggie wzięła talerz od pani Pottersworth i uśmiechnęła się szeroko.

 

- Gdzie tam. Jest idealnie.

 

 

 

*

 

 

 

- Nie

 

- Sarah, daj spokój. Chłopak chodzi bez celu na zewnątrz od dnia, kiedy

przyniosłaś do domu Margie.

 

Usiadły przy długim metalowym stole w laboratorium. Wszystko było

srebrne, lśniące i nowoczesne. Pachniało świeżym malowaniem i siarką.

Podczas gdy Maggie umieszczała skończone próbki w niezwykłym bolesnym

więzieniu, który zrobiła dla Magnusa, Sarah rozlewała do szklanych baniek

święconą wodę. Kule rozbijały się przy uderzeniu. Demony nienawidziły

wszelkich błogosławionych przedmiotów, ale najbardziej święconej wody.

 


Margie została owinięta w różowy temblak-nosidełko przy swojej matce.

Spała spokojnie. Niemowlę było takie piękne – nawet z tymi dwoma różowymi

grudkami sterczącymi z jej blond włosów. Poza rogami i jej zdolnością wionięcia

ogniem, wyglądała jak typowe ludzkie dzieciątko.

 

- Nie wydaje się taki zły, - powiedziała Maggie. Nie mogła uwierzyć, że

broniła pieprzonego demona. Życie było łatwiejsze, kiedy po prostu skopywała

ich tyłki i więziła w pryzmatach. Ale nieeee... teraz, żyła z nimi. Tuląc je, na

miłość Bogini. To, dlatego, że straciłam moje ostrze czy mój rozum? Lub może to

dlatego, że również jestem demonem i czuję się swobodnie wśród moich braci?

 

- Nie chcę widzieć Eltara, - powiedziała Sarah. – Ma masę innych kobiet i

dzieci do odwiedzenia. Prawdopodobnie ma sto żon i konkubin. Nie potrzebuje

ani mnie ani Margie.

 

Maggie znała brzmienie tęsknoty i zmiażdżonych nadziei. Przylgnęły do

słów Sarah. Chciała Eltara. Eltar chciał Sarah. W czym problem?

 

- Dwa tygodnie to długi czas by włóczyć się na zewnątrz naszej bramy i

robienie na ciebie księżycowych-oczu za każdym razem, gdy otrzymujesz meila.

 

Maggie otoczyła przezroczysty pryzmat srebrną szmatką i schowała go do

sakiewki przy pasie z bronią.

 

- Otworzę bramę i posłucham jego kłamstw w dniu, kiedy zamarznie

piekło, - powiedziała Sarah. Skończyła napełniać ostatnią szklaną bańkę.

Podała wypełnioną tackę do Maggie, która złożyła ją na półce znajdującej się za

nią. – Widziałaś poranną gazetę?

 

- Niiiee

 

- Znaleziono kolejną parę męskich nóg na chodniku w centrum miasta.

 

Maggie przestała przestawiać zawartości półki i odwróciła się.

 

- Co?

 

- W zeszłym tygodniu, ten barista ze Starbucks’a znalazł parę męskich

nóg około pięć stóp od wejścia do sklepu. Jedynie część poniżej kolan. Wciąż

miały na sobie parę sandałów. – Sarah potrząsnęła głową, z ponurym

rozbawieniem – Zeszłej nocy, ta dama wysiada z śródmiejskiego autobusu i

 


zauważa parę butów. Kiedy podchodzi, widzi dwie połowy nóg, nadal noszące

dockersy i wyjściowe pantofle.

 

- To naprawdę dziwne.

 

- Oh, nie. Teraz najlepsze. Lekarz sądowy twierdzi, że na obydwu

częściach są ogromne ślady po ugryzieniu. Mówi, że to tak, jakby ten chłopak

wpadł na mięsożernego dinozaura. Coś na tyle wielkiego i znaczącego, takiego

co schyliło się i ugryzło.

 

- Dziwaczne, - wymamrotała Maggie, - Powiedziałabym, że to demon, ale

nie znam żadnego, który zabijałby w ten sposób. Oni lubią torturować ludzi.

Zazwyczaj traktują ich jak przekąskę, podczas gdy ci ciągle żyją. Całe te krzyki

– to tak jakby muzyka do obiadku dla tych gości. Hm. Chciałoby Ci się zbadać

dla mnie tą sprawę?

 

- Pewnie, - powiedziała Sarah. Wstała ze swojego stołka, kołysząc

nosidełko. – Hej, czy pani Pottersworth zrobiła więcej ciasteczek?

 

 

 

 

 

Tłumaczenie- ptaszynka

 

Beta- Filipina

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


CHAPTER…2

 

 

 

 

 

 

 

- Jak mnie znalazłeś?- Spytała Maggie, gdy zmaterializował się przed nią

Raphael.

 

- Zawsze cię odnajdę- Wziął ją w ramiona.- Zawsze będę cię kochać.

 

Byli ponownie w zrujnowanym kościele- w tym do którego uczęszczała z

rodzicami, jako dziecko. Taaa. Zanim straciła rodziców, zanim straciła swoją

wiarę. Chciała uciekać. Schować się. Ale to nigdy nie była jej droga. Ona

stawała z lękami twarzą w twarz. Walczyła ze swoimi demonami. Ha ha.

 

Usta Raphaela zagarnęły jej wargi w geście delikatnej nagany. W tym

pocałunku było morze miłości. Złapał ją tym, przylgnęła do niego i wtopiła się w

jego ciało, wsysała jego język do swoich ust.

 

- Rafe.

 

- Ciii- Rozpiął guziki jej koszuli, odkrywając czarną koronkę biustonosza.

Pochylił się, pocałował każdą z półkul, zanim zwolnił uścisk.

 

- Czemu ten?

 

- Hmmm?

 

- Ostatni raz… gdy byliśmy razem. Czemu każesz mi wspominać nasze

pożegnanie?

 

- Nie każę ci tego wspominać, Maggie. To ty robisz. To jest twój umysł.

Twój sen.

 

Zdjął jej koszulę i biustonosz. Otoczył dłońmi jej piersi, przesuwając

kciukami po usztywnionych sutkach. Potrzeba przeszyła jej ciało. Pochylił się i

otoczył ustami jeden z napiętych pączków, wsysając go głęboko do ust,

muskając językiem… Poczuła uścisk w brzuchu. Po chwili poświęcił taką samą

troskliwą uwagę drugiemu sutkowi.

 


Tęsknie za tobą. Och Rafe, tak bardzo za tobą tęsknię.

 

- Coś ty mi zrobił, na boginię?- Wyszeptała.

 

- Zmieniłam się w durną, szlochającą paniusię- przylepę pamiętasz?-

Zaśmiał się, gdy jego dłonie zsunęły się na jej dżinsy, rozsunął zamek i zsunął w

niej materiał razem z majtkami. Rządza kierowała ruchami Maggie, gdy rzuciła

się by go rozebrać, szarpała jego spodnie, urywała guziki. Splótł z nią dłonie i

spowolnił jej ruchy.

 

Drżącymi palcami zsunęła z niego spodnie i bokserki, uwalniając

wzwiedzionego, grubego członka. Chwyciła go w dłoń, gładząc powierzchnię,

rozkoszując się jego ciepłem i słysząc urywany oddech kochanka. Drugą ręką

masowała jego jądra, ściskała delikatnie.

 

Upadł na kolana i zdjął jej buty, pomagając jej całkiem pozbyć się spodni.

Kiedy wstał niecierpliwie zerwała z niego koszulę. Ubranie opadło na podłogę.

 

Maggie przesunęła rozpłaszczonymi dłońmi po płaszczyźnie jego klatki

piersiowej, zsunęła je niżej- na umięśnionych brzuch, by ponownie dotrzeć do

penisa… Głaskała go, a jej język tańczył na jego piersi… drażniła go to tu, to

tam… Aż w końcu zaatakowała jego sutki.

 

Jęcząc, Rafe złapał jej pośladki i przysunął bliżej do siebie, i wtedy użył

jednej z dłoni by objąć jej płeć. Dwa palce bez trudu znalazły wilgotne wejście i

wsunęły się do jej ciała, pieszcząc ją w środku. Kciukiem masował jej

łechtaczkę, aż drżała na skraju orgazmu.

 

Wtedy i tylko wtedy, uniósł ją w swoich ramionach i powoli wniknął w nią.

Jego penis napełnił ją, wypełnił do końca, a ona owinęła nogi wokół jego talii i

zacisnęła na jego członku wilgotną i nabrzmiałą pochwę.

 

Przez dłuższą chwilę tylko trzymali się nawzajem, pozwalając sobie czuć

własne ciała, skóra przy skórze, serce przy sercu.

 

Jej łzy opadły pomiędzy nich, łącząc się z ich potem, z ich bolesnym

smutkiem…

 

 

 

*

 

 

 


Maggie poderwała się do pionu, serce biło jej mocno, wilgotna pochwa

pulsowała. Zakryła dłońmi twarz. Szlochała jak dziewica w swoją noc poślubną.

 

Cholera!

 

Zwinęła się w kłębek i pozwoliła by dalej wypływały z niej łzy. Co za

cholerną mazgają się stała. Wrażliwą. Tak cholernie wrażliwą. Niech bogini

będzie przeklęta, ona tak nienawidziła czuć się słabą.

 

Długą chwilę później, odpłynęła z powrotem w krainę snu… I nadpłynął

kolejny sen…

 

 

 

*

 

 

 

- Hej Mags!

 

Głos należał do osoby, której myślała że więcej nie usłyszy. Z bijącym

serce, Maggie otworzyła oczy. Nie miotała się już po swoim łóżku. Teraz

znajdowała się w białym pokoju z dwoma srebrnymi, błyszczącymi krzesłami.

Siedziała na jednym z nich. A w drugim…

 

- Damian- Jej spojrzenie przesunęło się po nim. Wyglądał tak samo jak za

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin