Rosnau Wendy - Długie Upalne Lato.pdf

(368 KB) Pobierz
439703307 UNPDF
Wendy Rosnau
Długie Upalne Lato
Angola, więzienie stanowe Propozycja zwolnienia warunkowego była podejrzana. Gdyby jednak
Johnny na nią przystał, już za godzinę mógłby odetchnąć świeżym powietrzem. Gdyby nie
dziwaczne warunki zwolnienia, ani przez chwilę nie zastanawiałby się nad możliwością
opuszczenia pół roku wcześniej więzienia o zaostrzonym rygorze. Wyłaź, Bernard warknął
strażnik. Masz iść do naczelnika. Johnny podniósł się z pryczy i powolnym krokiem opuścił celę.
Chwilę później stanął przed Pete'em Laskym, siedzącym za biurkiem. No to co, Bernard, chcesz się
dzisiaj stąd zmyć? bezbarwnym głosem zapytał naczelnik więzienia. Mam szansę na intratną
państwową robotę? Chciałbyś, co? Pete Lasky obdarzył więźnia krzywym uśmiechem. Nic z tego,
Bernard. Ciebie może uratować tylko spokój. Oducz się dawać ludziom
w zęby. Gadałem przez telefon z szeryfem Tuckerem z twojej mieściny ciągnął naczelnik. Facet
chyba nie jest uszczęśliwiony, że wychodzisz przed terminem. Podobno jesteś tam potrzebny jak
dziura w moście. Pete Lasky wręczył więźniowi decyzję o zwolnieniu warunkowym. Nie wolno ci
zbliżać się do faceta, którego chciałeś uśmiercić. Każde twoje przewinienie spowoduje
natychmiastowy powrót za kratki. Nie wolno ci nosić broni. Jeśli pogwałcisz choć jeden z
wypisanych w tym dokumencie warunków, zarobisz na dodatkowe sześć miesięcy odsiadki. Więc
jak? Johnny wepchnął ręce do tylnych kieszeni dżinsów i zacisnął pięści. Z mroków niepamięci
przed jego oczami wynurzył się obraz zalewiska o wschodzie słońca i postać ojca, który uczył go
tam wędkowania. Jeśli byłby na zwolnieniu warunkowym, to już przez najbliższe cztery miesiące
właśnie ten widok mógłby budzić go każdego ranka. Znał zalewisko z dzieciństwa. Wiedział, gdzie
są najlepsze miejsca do wędkowania, gdzie mają gniazda czaple i gdzie kończą się na moczarach
wszystkie ukryte przesmyki. Wiedział także, jakie poruszenie wywoła w mieście jego powrót. No i
jak? Zgoda mruknął Johnny, spoglądając w okno. Niebo było błękitne i tak idealnie czyste, że być
może to właśnie jego widok przesądził o ostatecznej decyzji. Cztery miesiące pracy w Oakhaven,
posiadłości Mae Chapman, na pewno mnie nie zabije, czego nie mogę powiedzieć o następnym pół
roku spędzonym tutaj. Godzinę później przeszedł przez bramę więzienia
i znalazł się w przedsionku piekła. Tak jego matka zwykła nazywać luizjański sierpień. Minęła
dopiero dziesiąta, a już powietrze było gorące i parne. Johnny ruszył szosą w stronę Tunica.
Przeszedłszy około dwóch kilometrów, ściągnął bawełnianą koszulkę i przewiązał się nią w pasie.
Opuściwszy Common przed piętnastu laty, nigdy nie zamierzał tam wracać. Jego rodzice nie żyli i
nie miał żadnych krewnych. Ale po otrzymaniu dziwacznego listu, w którym oferowano mu duże
pieniądze za należącą do niego ziemię, ciekawość wzięła górę nad zdrowym rozsądkiem i pojechał
do Common, aby dowiedzieć się, o co chodzi. Jego ziemia? Co prawda ojciec miał niegdyś w
Common własne gospodarstwo, ale ponieważ od lat nie płacił podatku gruntowego, dom i ziemia
powinny już dawno przejść w inne ręce. Tydzień po przyjeździe do miasta Johnny poszedł do
ratusza, gdzie usłyszał, że nadal jest właścicielem ojcowskiego domostwa. Dlaczego? Nie potrafił
odpowiedzieć na to pytanie. Prawdę powiedziawszy, w Common mieszkały tylko dwie życzliwe
mu osoby. Stary Virgil Diehl może i chciałby mu pomóc, ale przecież nie dysponował żadnymi
wolnymi środkami. Drugą osobą była Mae Chapman, właścicielka Oakhaven. Ale dlaczego miałaby
mu pomagać? Johnny opuścił ratusz z postanowieniem udania się natychmiast do starszej pani i
wyjaśnienia sprawy. Jednak tego dnia panował tak nieznośny upał, że po drodze
wstąpił do Peppera na kufelek zimnego piwa. Gdy tylko otworzył drzwi baru, uprzytomnił sobie, że
popełnia błąd. Zobaczył bowiem przed sobą zaciekłego wroga jeszcze ze szczenięcych lat. Nie
zamierzał zabić Farrela Craiga, o co go potem oskarżano. To prawda, wyciągnął nóż, ale tylko
dlatego, że przeciwnik zamierzył się na niego butelką z odłamaną szyjką. W oczach Clifftona
Tuckera, który niezwłocznie pojawił się w barze, wyglądało to źle i Johnny nie mógł temu
zaprzeczyć. Działał w obronie własnej, ale miejscowy szeryf miał na ten temat odmienne zdanie.
Tak więc Johnny został aresztowany i skazany na rok pobytu w więzieniu o zaostrzonym rygorze. I
tu właśnie przebywał, gdy pół roku później zaproponowano mu wcześniejsze zwolnienie pod
warunkiem odpracowania czterech letnich miesięcy w rodzinnym mieście. Zrobi to, a potem
sprzeda odziedziczone gospodarstwo i wyjedzie na zawsze. O zachodzie słońca dojechał autobusem
do Common. Wysiadł w centrum. Miał przed sobą miasto, w którym spędził pierwsze piętnaście lat
życia. Gdyby babcia wiedziała, z kim ma mieć do czynienia, nigdy w życiu nie zgodziłaby się
zatrudnić takiego kryminalisty. Zdegustowana Nicole cisnęła pismo na biurko. Wyłączyła stary,
stojący obok telefonu wentylator, wzięła do ręki słuchawkę i wystukała numer motelu. Po trzecim
dzwonku odezwał się Virgil Diehl i oznajmił z miejsca:
Mamy wolne pokoje i czarną kawę.
Dzień dobry, panie Diehl. Mówi Nicole Chapman. A, mała Nicki! Słyszałem, że wróciłaś do nas z
dużego miasta. Założę się, że Mae szaleje z radości. Ja też, ma petite. Jesteś najładniejszą
dziewczyną w naszej parafii. Merci, panie Diehl. Miło, że pan tak mówi. Człowiek prowadzący
interesy musi być grzeczny. Virgil zaśmiał się. Ale tobie, ma petite, nie jest potrzebny pokój w
motelu, więc po co dzwonisz? Zamilkł na chwilę. Zdaje się, że wiem. Wiedział, oczywiście.
Wiadomość o powrocie Johnny'ego Bernarda do Common i jego zatrudnieniu w Oakhaven zdążyła
już obiec supermarket, piekarnię, drogerię na rogu i oba bary. Wiem od szeryfa Tuckera, że w
motelu zatrzymał się pan Bernard powiedziała Nicole. Wynajął pokój? Chodzi ci o Johnny'ego?
Tak, jest tutaj. O, właśnie stanął w drzwiach. Czy mogę z nim porozmawiać? Możesz, oczywiście,
ma petite. Czekając przy telefonie, Nicole włączyła ponownie wentylator. Urodzona w Kalifornii,
była przyzwyczajona do upalnej pogody, ale żar lejący się z nieba w Luizjanie i duża wilgotność
powietrza były dla niej nie do zniesienia. Przez całe dwadzieścia pięć lat dotychczasowego życia
nigdy nie była tak spocona jak teraz. Jeszcze raz rzuciła okiem na leżące na biurku pismo, które
godzinę temu dostarczył do Oakhaven szeryf Tucker. Nie musiała czytać słowa po słowie.
Wystarczyła jej jedynie informacja, że niejaki Jonathan Bernard
zostaje zwolniony warunkowo z więzienia zarówno dlatego, że chce zatrudnić go u siebie Mae
Chapman, jak i ze względu na jego dobre sprawowanie. Dobre sprawowanie. Nicole prychnęła z
dezaprobatą, spoglądając na długą listę wykroczeń, których ten człowiek dopuścił się przez
trzydzieści lat. Najwcześniejsze przewinienia popełnił jeszcze jako małolat, lecz potem przez całe
siedem lat zachowywał się nienagannie, co wyglądało na to, że wszedł na dobrą drogę. Kiedy
jednak Nicole zwróciła szeryfowi Tuckerowi uwagę na ten fakt, w odpowiedzi usłyszała, że ten
miejscowy zabijaka, zakała Common, nie wie, co to dobra droga. To prawda, w Oakhaven
potrzebowali jakiegoś solidnego rzemieślnika, który jeszcze tego lata jakimś cudem
wyremontowałby rozpadający się dom. Ale w żadnym razie nie wolno im było zatrudnić Jonathana
Bernarda. Nicole musiała więc interweniować. W słuchawce odezwał się nagle męski głos: To ja.
Jestem już zajęty, nie wezmę tej roboty. Kiepskie maniery tego człowieka mówiły o nim wiele. Ale
głęboki głos z południowym akcentem, przeciągający sylaby, robił wrażenie. Nicole na chwilę
straciła wątek. Z trudem wzięła się w garść. Czy ,,ja'' oznacza Jonathan Bernard? spytała cierpkim
tonem. Aha. Ludzie mówią mi Johnny. Czym handlujesz, chérie? Sprzedam ci zaraz bilet
autobusowy w jedną stronę, miała ochotę odpowiedzieć Nicole. Niczym nie handluję, panie
Bernard. Dzwonię
z Oakhaven w sprawie pańskiego zatrudnienia. Jest już nieaktualne. Na drugim końcu linii
zapanowało milczenie. Panie Bernard...? Chcę porozmawiać ze starszą panią. Zaskoczył Nicole.
Ja... ona drzemie w ogrodzie. Była to zresztą prawda. Prosiła panią o powiadomienie mnie, że
zmieniła zdanie? Nicole miała nadzieję rozwiązać sprawę bez włączania do niej
siedemdziesięciosześcioletniej babki. To wcale nie jest... Ta robota jest warunkiem mojego
przedterminowego zwolnienia wyjaśnił Bernard. Starsza pani podpisała oświadczenie, że zatrudni
mnie w pełnym wymiarze godzin na całe lato. To zostało już postanowione. Ten człowiek mijał się
z prawdą. Babcia była zbyt mądra na to, by podpisywać cokolwiek bez porady prawnika. Wiem, co
mówię, chérie. Klamka zapadła. Klamka zapadła. Nicole wydawało się, że w głosie Bernarda
przebija wesołość. Wyłączyła wentylator i zaczęła szybko przerzucać papiery, które zostawił szeryf.
Znalazła odpis formalnego oświadczenia, z podpisem babki. A niech to licho! Jest pani tam
jeszcze? Sądzę, że nastąpiło nieporozumienie. Nicole siliła się na spokój. Czyżbym miał zaraz
usłyszeć przez telefon gorące przeprosiny?
Najeżyła się. Zamilkła, z trudem powstrzymując się
od ciętej odpowiedzi. Chyba się nie doczekam stwierdził Bernard. A więc przenoszę się na
przystań. Zjawię się tam gdzieś około czwartej. Dla Nicole była to wiadomość alarmująca.
Zamierza pan wprowadzić się do domku na przystani? Niemal zadławiła się własnymi słowami.
Nie sądzę, żeby to było możliwe! Ja... Nie była w stanie ani wymyślić nic więcej, ani cokolwiek
powiedzieć, zresztą Jonathan Bernard zdążył już odłożyć słuchawkę.
Ogród babci Mae Chapman był przepiękny. Zasługiwał na największe uznanie. Nicole znalazła
babkę śpiącą na wózku pod stuletnim dębem. Uklękła obok na trawie i spytała szeptem:
Zamierzasz przespać całe popołudnie? Starsza pani zamrugała oczami, tak błękitnymi jak oczy
wnuczki. O, wreszcie wynurzyłaś się z domu oznajmiła zdumiewająco mocnym głosem,
kontrastującym z drobną postacią. Prawie wcale nie wysuwasz nosa na dwór, bo ci za gorąco. Co
sprawiło, że tym razem rozstałaś się z ukochanym wentylatorem? Kłopoty, miała ochotę
odpowiedzieć Nicole. Spojrzała na nogę babki. Tydzień temu złamała się drewniana balustrada i
Mae spadła z werandy na rosnące poniżej kwiaty. Wypadek skończył się przeciętym policzkiem,
kilkoma stłuczeniami i urazem lewego kolana. Jak noga? spytała Nicole. Chyba dzisiaj jest mniej
spuchnięta.
Tak. I, dzięki Bogu, nie jest złamana, bo wówczas
musiałabym spędzić ponad miesiąc na tym okropnym wózku. Mae obrzuciła uważnym wzrokiem
wnuczkę. A więc co sprowadziło cię tutaj? spytała. Spalił się bezpiecznik i przestał działać
wentylator? zakpiła lekko. Masz rację, babciu, trochę przesadzam wymamrotała. Obie z Clair
wymyślamy sposób przymocowania ci wentylatora na plecach. Nie wiedziałam, że jesteście takie
pomysłowe. Och, nie wiesz jeszcze o wielu sprawach przekomarzała się Mae. Jak na przykład
zatrudnienie więźnia? A więc już słyszałaś o Johnnym? Od kogoś wiarygodnego? Sądzę, że
można tak określić szeryfa Tuckera. W żadnym razie. On nigdy nie znosił tego chłopca. Babciu,
dlaczego nic nie powiedziałaś mi o Johnnym Bernardzie? Och, moja droga, przepraszam. Byłam
tak przejęta twoim przyjazdem, że zapomniałam wspomnieć, że zamierzam go zatrudnić. Mogło to
być wiarygodne wyjaśnienie, gdyby nie chodziło o jej babcię. W miarę upływu lat stawała się ona
nieco mniej ruchliwa, ale nadal nic nie było w stanie umknąć jej pamięci. Dzisiaj bym sobie
przypomniała, jako że jest to dzień jego... Przyjazdu dokończyła Nicole, obrzucając babkę
rozżalonym spojrzeniem. A więc wynajęłaś więźnia na
całe lato i zamierzałaś oznajmić mi to dopiero w dniu jego przyjazdu? Nicki, przestań się tym
dręczyć. Starzy ludzie słabną na umyśle. Jesteś tak słaba na umyśle jak ja warknęła Nicole. I nie
opowiadaj mi czegoś podobnego. Wykaz wykroczeń Johnny'ego Bernarda jest dłuższy, niż lista
miesięcznych zakupów u sklepikarza. Szeryf Tucker twierdzi, że facet jest groźny dla otoczenia.
Groźny? To bzdura! Jest całkowicie nieszkodliwy. Wiem od szeryfa, że sześć miesięcy temu w
barze Peppera o mały włos, a zabiłby Farrela Craiga. Powiedziałabym, że jest tak nieszkodliwy jak
aligator z bolącym zębem. Nicki, świetne powiedzenie. Mae parsknęła śmiechem. Muszę je sobie
zapamiętać. Powtórz jeszcze raz, proszę, abym mogła... Babciu, to nie jest śmieszne. Przyznaję,
Johnny zachował się nieostrożnie. Jak mógł dać się tak głupio przyłapać? Ale, moja droga,...
Przyłapać? Chronisz tego zabijakę? Farrel i Johnny nie znosili się od dziecka. A poza tym nikt z
nas nie jest ideałem. Tak, nikt, przyznała w duchu Nicole. Ona też miała na swoim koncie
popełnione błędy. Chciała jednak zrozumieć pobudki babki. Przekonaj mnie, że jest nam potrzebny
akurat on zażądała. Johnny jest moim przyjacielem. Trzeba było wyciągnąć go z tego
koszmarnego więzienia. Dzięki zawartej umowie zdobyłyśmy świetnego fachowca, który
doprowadzi do porządku Oakhaven.
spiesza. Tak. Zasługującym na to, by mu pomóc. Musi wreszcie przestać uciekać i wrócić na stałe
do domu. Czy on jest tego samego zdania? Pewnie nie. Mea wzruszyła ramionami. Nicki, będę z
tobą szczera. Na temat Johnny'ego usłyszysz w mieście wiele kłamliwych plotek, krzywdzących go
oskarżeń. Ale nie uprzedzaj się do niego. Szczerze powiedziawszy, ty i Johnny macie ze sobą
więcej wspólnego, niż mogłabyś to sobie wyobrazić. Nie tylko on jest ostatnio tematem plotek. Mae
obrzuciła wzrokiem kuse, wystrzępione dżinsowe szorty wnuczki i jej potargane, jasne włosy.
Babciu, przyjechałam z Kalifornii. Jestem... Wiem. Wolnym duchem. Usłyszawszy to określenie,
Nicole uśmiechnęła się słabo. Ostatnio zupełnie do niej nie pasowało. Mimo że od poronienia
upłynęły już trzy miesiące, nadal nie sypiała po nocach i odczuwała skutki depresji. Stanu, który,
jak twierdził lekarz, powinien ustąpić po jakimś czasie. Ale nic nie wymaże poczucia winy
dręczącego kobietę po stracie dziecka. Johnny jest wykwalifikowanym stolarzem oznajmiła babka.
A dla nas ostatnią deską ratunku, bo dom jest w fatalnym stanie i wymaga natychmiastowego
remontu. Babciu, jesteś pewna, że ten człowiek nie obawia się ciężkiej roboty? Nicki, Johnny
wyrastał w Common w niezwykle trudnych warunkach. Przez ostatnie dwa lata pracował na
budowie w Lafayette, gdzie niezwykle ceniono jego pracowitość i kwalifikacje. A poza tym to
wojskowy. Były komandos. Sądzę, że ma jeszcze inne ukryte zalety. W jaki to sposób miałybyśmy
wykorzystać umiejętności komandosa, które z pewnością posiadł w wojsku? zjadliwym tonem
spytała Nicole i zaraz dodała: Do tej pory sądziłam, że zależy nam na odrestaurowaniu Oakhaven,
a nie na wysadzeniu go w powietrze. Widzę, że zebrało ci się na żarty. Mae potrząsnęła głową.
Wydaje mi się, moja droga, że czeka cię duże zaskoczenie. I miłe. Nicole nie lubiła być
zaskakiwana. Zwłaszcza gdy w grę wchodzili mężczyźni. Z ponurą miną oznajmiła babce:
Przyjedzie koło czwartej. Rozmawiałaś z Johnnym? To wspaniale! Okrzyk Mae wypłoszył z
gniazda parkę ptaszków, które poszybowały w niebo. Zadzwoniłam do motelu przyznała się
Nicole. Szeryf Tucker powiedział mi, że tam znajdę tego człowieka. Z rozmysłem zataiła przed
babką informację o tym, że chciała się pozbyć niepożądanego pracownika. Johnny Bernard ma
podobno mieszkać w domku na przystani. Taka była nasza umowa potwierdziła babka. Nicki, czy
mogłabyś posłać tam Bicka, żeby pootwierał okna i wywietrzył domek? Napiszę do Johnny'ego
parę słów. Niech Bick zostawi mu kartkę na stole, bo sama nie dam rady tam się z nim spotkać.
Wzrok Mae podążył w stronę podjazdu, z którego wiodła ścieżka ku przystani. Długa na kilometr i
biegnąca w gęstym lesie, była
najkrótszą drogą prowadzącą nad zalewisko. Nie widziałam Johnny'ego od piętnastu lat dodała
zamyślona. Chciałam odwiedzić go w więzieniu, ale adwokat mi to odradził. Po wyrazie twarzy
Mae można było poznać, że jest jej przykro, iż tego nie zrobiła. Dziwna reakcja babki wzmogła
ciekawość Nicole. Czy mogę ci w czymś pomóc? spytała. Starsza pani poklepała wnuczkę po
ramieniu. Już mi pomogłaś, wróciwszy do domu. Jest też Johnny. To wspaniale. Kiedy opuszczał
miasto, nie miałam pojęcia, że upłyną lata, zanim ponownie tutaj go zobaczę. Ciekawa jestem, jak
teraz wygląda. Jeśli wrodził się w ojca lub dziadka, to miej się na baczności. Wszyscy mężczyźni w
ich rodzinie byli zawsze szalenie przystojni. Nicole nie musiała oglądać Johnny'ego, żeby wiedzieć,
co z niego wyrosło. Raport szeryfa Tuckera stanowił potwierdzenie, że młody Bernard w pełni
zasługiwał na swoją reputację. A to, czy wyrósł na przystojnego mężczyznę, czy na pokrakę, nie
miało żadnego znaczenia. Byleby tylko pracował przyzwoicie. Nachyliła się i ucałowała policzek
babki. Kiedy napiszesz kartkę, dopilnuję, żeby Bick zaniósł ją na przystań. Co powiesz na trochę
lemoniady? Umieram z pragnienia. Zawsze umierasz stwierdziła rozbawiona Mae. Gdzie
wypijemy? Na frontowej werandzie? Nicole stanęła za wózkiem babki. Mam oryginalny pomysł.
Może zrelaksujemy się w saloniku przy wentylatorze?
Godzinę później Nicole dowiedziała się, że Bick wyjechał do miasta. Chcąc nie chcąc, sama
musiała spełnić polecenie babki. Szybkim krokiem ruszyła leśnym traktem w stronę przystani.
Miała jeszcze dużo czasu, bo Johnny Bernard powinien zjawić się tam dopiero za godzinę. Nie
miała pojęcia, jak po nieprzyjemnej rozmowie telefonicznej spojrzy mu w oczy. Pomyślała, że
później się nad tym zastanowi, a na razie, na szczęście, nie będzie musiała go oglądać. Pootwiera w
domku okna, zostawi kartkę od babci i zanim Johnny Bernard zdoła postawić stopę na ziemi
należącej do Oakhaven, już jej tam nie będzie. Po dziesięciu minutach wynurzyła się z lasu i
przystanęła na skraju wąskiej przecinki dochodzącej do brzegu zalewiska. Ponure moczary bardziej
pociągały ją niż przerażały. Ich niepowtarzalny urok usiłowała wielokrotnie oddać na płótnie.
Zalewisko stwarzało malarzowi niewyczerpane możliwości. Ciemne i tajemnicze, jakby wyjęte z
powieści grozy, wabiło oko twórcy. Ale jak oddać niesamowity klimat tego miejsca? zastanawiała
się Nicole. Ruszyła dalej i po chwili doszła do niewielkiego domku. Sięgnęła do zardzewiałej
klamki. Zaskrzypiały dawno nie otwierane drzwi. Wsunęła rękę do środka, odszukała kontakt i
zapaliła światło. Zadowolona, że nie zaskoczy jej żadne pełzające stworzenie, weszła po schodach
na piętro. Ujrzała przed sobą nie skład przeróżnych narzędzi i wędkarskich przyborów, jak się
spodziewała, lecz całkiem przyzwoicie wyposażony, przestronny pokój mieszkalny z kilkoma
podniszczonymi sprzętami. Stał tu
fotel na biegunach, biurko, kwadratowy stół i dwa krzesła, a także stara kanapa. Żelazne łóżko
ustawiono tak, że leżąc można było podziwiać zalewisko. To duże pomieszczenie dzieliła ścianka.
Za nią znajdowały się niewielka kuchnia i jeszcze mniejsza łazienka. Zdziwiona Nicole zastała
otwarte okna. Zarówno wychodzące na las, jak i to, przez które można było spoglądać na moczary.
Widocznie Bick uprzedził życzenie babki i od rana wietrzył mieszkanie. Niewiele myśląc, położyła
na stole przyniesioną kartkę i podeszła do najbliższego okna, żeby wyjrzeć na zewnątrz. Przy
brzegu, do zapadającego się mola była przywiązana łódź, na której leżała trzcinowa wędka. Skąd
tutaj się wzięła? zastanawiała się Nicole. Bick nigdy nie łowił ryb na takie wędki. Rozmyślania
Nicole przerwał jakiś hałas dochodzący z parteru. Po chwili usłyszała zbliżające się kroki. Ktoś
szedł po schodach na górę. Rzuciła okiem na zegarek. Dopiero minęła trzecia. Ten człowiek mówił,
że będzie tu o czwartej. Odruchowo przygładziła niesforne włosy, zaklęła pod nosem ze złości, a
potem z niechęcią odwróciła się od okna. Ujrzała przed sobą nieznajomego. Spojrzenie Nicole
przesunęło się wzdłuż sylwetki człowieka będącego jak powiedział szeryf Tucker już od wczesnej
młodości zakałą Common. Był wysoki, bez koszuli, odziany w obcisłe, znoszone dżinsy. Szerokie
ramiona i barki wyglądały jak uformowane z żelaza. Tors i brzuch okrywały mięśnie świadczące o
doskonałej formie fizycznej. Nic dziwnego, bo co ma do roboty kryminalista oprócz ćwiczenia w
więziennej siłowni po
to, aby stać się człowiekiem jeszcze silniejszym i bardziej niebezpiecznym? Tak więc miała przed
sobą byłego komandosa, doszkolonego w stanowym więzieniu. Sprawiał wrażenie zwycięzcy i z
pewnością nim był. Spoglądając w głębokie, przenikliwe oczy Johnny'ego Bernarda, Nicole nie
miała co do tego żadnych wątpliwości. Zamknął za sobą drzwi. Snop światła wpadający przez okno
do pokoju oświetlił jego proste, czarne włosy. Długie, dotykałyby mu ramion, gdyby nie to, że
zapewne ze względu na upał ściągnął je i związał na karku. Miał prosty kształtny nos i pełne
zmysłowe wargi. Oba te elementy twarzy, wraz z cienką blizną biegnącą od prawego oka do skroni,
nadawały temu niebezpiecznie przystojnemu mężczyźnie zaskakująco łagodny wygląd. Nicole
odchrząknęła. Wydawało mi się, że ma pan się tutaj zjawić dopiero o czwartej oznajmiła zimnym
tonem. Tak mówiłem? Johnny Bernard oparł się o drzwi. Skrzyżował ręce na piersiach, a na jego
wargach pojawił się lekki uśmiech. Rzucił okiem na zegarek, a potem spojrzał na stojącą przed nim
młodą kobietę. Jak widać, pani też jest tu wcześniej. Tak bardzo zależało pani, Nicki, aby mnie
zobaczyć? Znał imię młodej kobiety, wiedzał też o niej co nieco, gdyż przed opuszczeniem motelu
wypytał o nią Virgila. Stary człowiek oświadczył, że Nicki Chapman jest najładniejszą femme, jaką
kiedykolwiek oglądał.
Johnny musiał przyznać, że Virgil miał rację. Wy-
glądała na dwadzieścia kilka lat, była średniego wzrostu. Miała kształtne ciało. Delikatne i kruche.
Te ostatnie dwie cechy sprawiły, że Johnny zaczął mieć się na baczności. Do tej pory unikał takich
kobiet. Kojarzyły mu się z porcelanowymi figurkami i wprawiały w stan rozdrażnienia. Musiał
jednak przyznać, że patrzenie na Nicole Chapman było zajęciem całkiem sympatycznym. Podobały
mu się długie do ramion, połyskliwe włosy barwy jasnego miodu i zgrabne nogi, które szczególnie
rzucały się w oczy, ponieważ Nicole miała na sobie dość kuse szorty. Krótka bawełniana niebieska
koszulka pasowała idealnie do barwy jej oczu. Od Virgila dowiedział się, że urodziła się w Los
Angeles, że przed dwoma laty jej rodzice zginęli w katastrofie samolotowej i że była jedynaczką.
Virgil nie pamiętał jednak, czym się zajmowała. Kilka tygodni temu sprowadziła się do Mae
Chapman, z zamiarem zamieszkania na stałe w Oakhaven. Przyszłam, żeby zostawić wiadomość
od babci. Wskazała kartkę położoną na stole. Zamierzałam pootwierać okna, ale jak widzę, już pan
to zrobił. Wyciągnęła przed siebie rękę. Jestem Nicole Chapman. Wnuczka Mae. Rozmawialiśmy
przez telefon. To, że podała mu rękę, zdziwiło Johnny'ego. W stosunku do niego mało kogo było
stać na ten sympatyczny gest. Szkoda, że nie będzie mógł go odwzajemnić. Rozłożył ramiona i
pokazał Nicole brudne dłonie. Robiłem różne rzeczy. Między innymi łapałem sobie kolację
wyjaśnił. Zębacza. Spojrzała na ubrudzone ręce Johnny'ego i cofnęła dłoń.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin