Seria przypadków Severusa Snape`a [Z].docx

(31 KB) Pobierz

Tytuł: Seria Przypadków Severusa Snape'a

Autor: Satahe Shetani (Shet)

Beta: Rosemary; dzięki.

Ostrzeżenia: Duża dawka humoru.

Każda z postaci tu występujących należy do J. K. Rowling. Ten FF nie przynosi mi żadnych korzyści (oprócz radości z pisania).


Nigdy nie był piękny. No to dlaczego karzą go jeszcze bardziej? I tak już pokutował te piętnaście lat, więc czemu musiał wciąż cierpieć?

Miał krzywy nos. I wąskie usta. Jego włosy były niczym polane olejem. Blada skóra kojarzyła się większości z trupem bądź wampirem. Do tego chudy, wręcz kościsty, były Śmierciożerca. Przeszłość czarna. Teraźniejszość czarna. Przyszłość również nie rysowała się za różowo.

Bo był brzydki, a Potter jeszcze bardziej go oszpecił.

Podczas lekcji szóstoklasistów, kiedy uczył ich zaklęć niewerbalnych, temu przygłupowi raz się udało. Oczywiście, że musiał coś sknocić. Bo Snape był czarny. CZARNY!

Został murzynem poprzez źle rzucone zaklęcie tego pacana, który choć raz nie mógł się skupić na lekcji czy wykonywanym zadaniu. Dlaczego, na Merlina, Potter musiał być tym cepem, którego Severus miał obowiązek uczyć? Czy naprawdę tylko on widział, że syn Jamesa jest tępakiem? Oczywiście, że tak!

Albus go wychwalał, Minerwa go wychwalała, Filius go wychwalał. Kto tego nie robił? Cudowny—Pieprzony—Idealny— Kretyński Złoty Chłopiec Gryffindoru, Który Nie Mógł Dać Sobie Spokoju I Umrzeć.

Dlatego Snape chodził jeszcze bardziej wściekły niż zwykle. A choć uczniowie żartowali sobie z jego nowego wyglądu, nie ośmielili się chichotać przy nim.

Zazgrzytał zębami, odejmując punkty całującej się parze.

I dobrze im tak.


Udało mu się znaleźć zaklęcie odczyniające. Niech Pottera Merlin ma w opiece, bo Snape zabiłby chłopaka, gdyby nie znalazł lekarstwa na swoją murzyńskość. Ten przygłup powinien trafić do Świętego Mungo, na oddział dla trudnych przypadków. Och, tak, Severus już by o to zadbał, gdyby Dumbledore mu na to pozwolił. Tyle że dyrektor się nie zgadzał.

— Nie, Severusie. Rozumiem cię, że go nienawidzisz i tym podobne, ale to naprawdę inteligentny chłopak. Zajrzyj za zewnętrzną powłokę… — zaczął starzec.

— Słyszałem to tysiące razy, Albusie! — zagrzmiał Snape. — Potter to idiota! Sam mi udowodnił!

Dyrektor pokręcił głową, po czym kazał mężczyźnie wyjść. Severus opuścił gabinet w jeszcze gorszym nastroju niż chwilę wcześniej.

Szedł prosto do lochów. Jak zwykle. Gabinet dyrektora, prywatne kwatery, gabinet, sypialnia. Tak wyglądało jego popołudnie. Czasem zdarzało się jeszcze, że między jakimiś punktami występowała zmiana planów o tytule „Czarny Pan", ale to rzadko.

Pogrążony w rozmyślaniach, nie zauważył Pottera idącego z naprzeciwka.


Harry niósł delikatnie eliksir. Zmieniał on ludzi w przeciwność ich charakteru. Chciał zobaczyć w Pokoju Życzeń, w co on sam się zmieni. Miał nadzieję, że będzie to jakieś potężne, straszne zwierzę, które pozwoli mu zjeść Malfoya.

Nawet nie zauważył, kiedy wpadł na Snape'a. Pamiętał jedynie rozpacz, kiedy flakonik wypadł mu z rąk, korek jakimś cudem wyślizgnął się, a płyn poleciał prosto na mężczyznę w czerni.

W pierwszej chwili nic się nie stało.

— Potter! — warknął profesor. — Uważaj, jak… — Urwał, kiedy czerwony dym ulatywał prosto z niego. Po chwili przed Harrym stał maleńki, uroczy chomik dżungarski.

Chłopak udał dziewczęcy pisk, po czym zaśmiał się.

— Wygląda pan słodko, profesorze — rzucił lekko, po czym podniósł stworzonko z ziemi i, gwiżdżąc, zaniósł je do dormitorium.


Chomik śmigał po łóżku. Harry pokazał go Ronowi i Hermionie.

— To profesor Snape — wyjaśnił.

Dziewczyna zmrużyła ze złości oczy. Po chwili zrozumiała, kojarząc fakty. Natychmiast się rozluźniła, lecz wyciągnęła różdżkę i szepnęła: „Returnum".

Po błysku oślepiającego światła, na łóżku Harry'ego, leżąc na brzuchu, tkwił Severus Snape. Miał niezbyt przyjemną minę.

Usiadł, po czym wstał. Następnie poprawił szatę, a dopiero później rzekł cichym, groźnym głosem:

— Potter, przez ciebie byłem już murzynem i chomikiem. Co jeszcze ci się nie uda? — wrzasnął końcówkę drugiego zdania.

— Skoro pan pyta, profesorze — zaczął Ron, patrząc z niepokojem na Harry'ego, któremu oczy niebezpiecznie błyszczały — to mamy zadane od profesora Flitwicka zaklęcie zamrażające… Powiedział nam o efektach ubocznych.

Wtedy Hermiona zbladła.

— Harry, nie! — krzyknęła w tej samej chwili, w której Potter wrzasnął:

Glacio!Błękitnobiały strumień trafił mężczyznę w pierś. Zamarł na chwilę, by po chwili…

Gryfoni ryknęli śmiechem. Nawet Hermiona. Dziewczyna miała łzy w oczach, tak owa scena była komiczna. Snape rozerwał swoje szaty, kiedy jego ciało, które przybrało na wadze, stało się jeszcze bardziej umięśnione. Szczękę porosła broda, włosy były skudłacone, zlepione ze sobą jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Buty mężczyzny rozpadły się, a brudne stopy stały na zimnej posadzce. Ich fetor, jeszcze gorszy niż ryb w porcie, był nie do zniesienia. W prawej ręce trzymał maczugę.

Grawr! — wrzasnął.

Mężczyzna stał się jaskiniowcem.

Hermiona podeszła do niego ostrożnie, uniosła dłoń. Wtedy Snape zamachnął się na nią maczugą.

— Nie! — krzyknął Ron, rzucając się przed Granger. Zasłonił ją własnym, ogromnym ciałem, po czym wyrwał mu maczugę z rąk. Chciał ją zniszczyć własną różdżką, ale, o dziwo, powstrzymała go Hermiona. — Co?

— To jego różdżka, nie możesz jej zniszczyć! — Potem machnęła w stronę profesora, który wrócił do swojej postaci.

— POTTER! — ryknął.


Później, po lunchu, Severus chciał ukryć się w Pokoju Życzeń. Miał wolną godzinę, więc poszedł szybkim krokiem na siódme piętro, chcąc znaleźć się w bibliotece, którą oferowała mu magiczna komnata.

Stanął przed portretem Barnabasza Bzika tańczącego z trollami, po czym przeszedł się trzy razy przed ścianą, myśląc intensywnie o ogromnej bibliotece z dużym księgozbiorem dotyczącym eliksirów. Chciałbym być w bibliotece pełnej ksiąg o eliksirach. I tak trzy razy.

Otworzył oczy i z zadowoleniem zarejestrował drzwi do środka. Wszedł w ciemność. Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi, poczuł podmuch wiatru. Włosy rozwiały mu się, musiał przez to zacisnąć powieki, aby kosmyki nie wpadły mu do oczu. Usta ułożył w grymas niezadowolenia.

Usłyszał śmiech. Natychmiast rozglądnął się po Pokoju Życzeń.

Był na miękkiej łące bosymi stopami. Dalej było jeziorko, w którym stał Potter po kolana. Śmiał się, patrząc na profesora, a słońce odbijało się w jego oczach. Zanurkował, po czym wynurzył się w mokrym ubraniu ściśle przylegającym do szczupłego, gibkiego ciała. Włosy błyszczały od kropelek wody. Przez białą koszulkę, którą zmoczył, widoczne były mięśnie chłopca.

Snape szybko podbiegł po miękkiej trawie na brzeg. W tafli jeziora odbiła się cała jego postać… odziana w zwiewną suknię ze wzorem w kolorowe kwiaty! Na głowie miał wianek z polnych kwiatów. Chciał go zerwać, ale wydawał się być przymocowany na stałe do niego.

— POTTER, ZABIJĘ CIĘ! — wrzasnął.

Gryfon wyszedł z jeziora, stanął przy profesorze, ociekając wodą. Jego ciało poruszało się zgrabnie.

— Ja również pana lubię. — Po czym szybko i krótko pocałował Snape'a w policzek, aby pół sekundy później uciec z Pokoju Życzeń.


Snape nie tego się spodziewał po Chłopcu, Który Go Wkurzał. Czyżby młodzieniec się zakochał? Bardzo możliwe? Ale dlaczego, na skarpetki Merlinowe, w nim?

Na szczęście teraz miał lekcję, więc skupił się na tłumaczeniu bandzie bezmózgich małpiszonów złe dawkowanie Eliksiru Bezsennego Snu, który był w stanie uwarzyć z zamkniętymi oczami, ze związaną jedną ręką (w końcu w drugiej musiał mieć nóż, prawda?).

Lekcja przebiegła spokojnie, bez jakichkolwiek incydentów, więc miał czas dla siebie. Wreszcie uczniowie opuścili gabinet, a on westchnął głęboko.

Widocznie któraś z tych łajz nie zamknęła dobrze drzwi, bo uchyliły się pod wpływem przeciągu. Z warknięciem, zamknął je zaklęciem. Wtedy na jego twarz wypłynął zadowolony uśmieszek. Rzuciwszy „Accio Ognista Whisky i kieliszek!", rozsiadł się wygodniej na krześle. Nalał trunku do szklaneczki.

Miał właśnie po niego sięgnąć, kiedy nagle szata przykryła go całego. Chciał krzyknąć ze zdumienia, jednak z jego ust wydobył się jedynie kruczy skrzek. Zamarł. Obejrzał się całego i zobaczył białe upierzenie.

Biały kruk.

Zaraz, jak to: Biały kruk.

BIAŁY KRUK?

Wyplątał się z szat, podskoczył i instynktownie zamachał skrzydłami. Gabinet był pusty, ale jednak…

Na jednej z ławek znalazł skrawek pergaminu.

Ślicznie panu w białym, zapewne.

H. Potter

PS. Corvus Corax.

Przeczytawszy ostatnią linijkę, poczuł, że znów zamienił się w człowieka. Zaklął. Był nagi.

 

Następnego dnia Rita Skeeter mogła być z siebie dumna. Zazgrzytał zębami. Potter i Longbottom odpowiedzieli na jej pytania, które im zadała. Tylko dlaczego, do cholery, dotyczyły jego?

Reporter: Dlaczego uważasz, że profesor Snape jest straszny? Czemu stajesz się nerwowy podczas zajęć Eliksirów? Czyżby coś ci zrobił?

Neville Longbottom: Nigdy nic mi nie zrobił, tylko ze mnie drwi i…

R.: Tak?

N.L.: Jego nazwisko kojarzy mi się z rape – wyszeptał przerażony chłopiec.

Później zadaliśmy kilka pytań panu Harry'emu Potterowi.

R.: Harry, czy uważasz profesora Snape'a za miłego człowieka?

H.P.: (śmiech) Snape? Miły? On jest wredny! Znęca się odrobinę nad nami, ale da się przeżyć. Dlatego teraz prowadzę akcję dywersyjną za wszystek czas, kiedy mnie poniżył.

R.: Pogratulować odwagi. Ale to jest bez sensu, drogi chłopcze.

H.P.: Nie jest. Może się zorientuje, że mi zal

R.: Dokończ.

H.P.: (westchnięcie) Zależy mi na nim, lepiej pani?

No więc, jak widzicie, Severus Snape jest człowiekiem, którego da się lubić, ale uczniowie boją się go tylko ze względu na nazwisko.

Rzucił gazetą w kominek. Dopiero wtedy udał się na śniadanie do Wielkiej Sali. Dziś miał być dopiero długi dzień.


Poprawny tytuł tego rozdziału to "Wredność i gwałt(owność)", ale FF . net nie akceptuje nawiasów.

 

W Wielkiej Sali wrzało, gdy tam wszedł. Och tak, niewątpliwie wszyscy go kochali.

Zamiast zwyczajowo skierować się do stołu prezydialnego, podszedł do Gryfonów lub, jak on sam wolał ich nazywać, bezmózgich małpiszonów zdecydowanie za często ładujących się w tarapaty ze względu na pewną rzecz zwaną odwagą. Nie, jeśli chcecie znać zdanie Severusa, to Gryfoni nie byli odważni. Nigdy w życiu. Odważny był on sam, narażał życie dla ich bezpieczeństwa, kiedy oni żyli w błogiej nieświadomości. Gryfoni byli głupi.

Tyle.

Neville pisnął, gdy tylko go zobaczył. Za to Potter wypiął pierś, wyszczerzył się do niego i… Snape przystanął, będąc w totalnym szoku. Czy Potter właśnie puścił mu OCZKO? Zamrugał. Nie, pewnie nie. Złudzenie optyczne. Tak, to na pewno to.

— Panie Longbottom, panie Potter, za mną! — polecił, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł spokojnie z jadalni, kiedy wszystkie pary oczu były skierowane w jego stronę. Wiedział, że dwaj Gryfoni idą za nim. Przystanął za drzwiami. — No więc, po co udzieliliście wywiadu? — zapytał, gdy obaj stali przed nim.

J-ja… — zająknął się przerażony Neville.

Profesorze — zamruczał Harry. Tak, on mruczał. Snape miał ochotę umyć uszy. Musiał się przesłyszeć. Przecież Potter go nie uwodził, prawda? Nie przy Longbottomie! W ogóle jego! Przecież był dupkiem z lochów! Kazał gestem Neville'owi odejść, co też chłopak uczynił z największą ochotą; czmychnął szybciej niż Snape odetchnął. Kiedy zostali sami, chłopak otarł się o niego niczym kot. Zamruczał głośno i wyraźnie. — PrrrrofesorzeMrrrrr Ja tak… chcę… mrrrruczeć… — przy każdym słowie ocierał się o niego żywo. Spojrzał w czarne, zdezorientowane, przerażone oczy Snape. — Powiedz do mnie „kici, kici" — poprosił.

Severus otrząsnął się.

— Nie. Potter, co do…

— Powiedz. Do mnie. „Kici". „Kici"! — zażądał wściekły chłopak. Zamruczał groźnie, ocierając się biodrem o krocze mężczyzny. Ale profesor stał jak zahipnotyzowany; nie mógł oderwać oczu od ciała Harry'ego. Było takie zmysłowe, ponętne. Kusiło go. Jak jeszcze nic w życiu.

Snape, to pieprzony Potter! Ta myśl go otrzeźwiła, ale zaraz znów się rozpłynął.

Jeszcze nie pieprzony. Och, ile by oddał, aby to się zmieniło!

— Severusie, powiedz do mnie „kici, kici" — poprosił pokornie Harry.

— Kici…? — Spojrzał na niego zdezorientowany. Otrzeźwiał. Furia rozsadzała go od środka. — Potter! Ty kretynie! Wracaj do Wielkiej Sali zanim cię rozszarpię! — Pobiegł do lochów, nim chłopak zyskałby jakąkolwiek szansę na zareagowanie.

No i żałował, że nie zabrał Potterowi punktów ani nie dał mu szlabanu.

Opierał się o ścianę, oddychając głęboko. Zamknął oczy, kiedy oddech mu się powoli uspokajał. Mógł się założyć, że Gryfon wszedł do Wielkiej Sali. Przecież nie mógł go zignorować, prawda? W końcu, chcąc nie chcąc, Severus był nauczycielem, chłopak jedynie uczniakiem. Niezmiernie irytującym, warto dodać, w swoich próbach „uwodzenia". Jednak Snape, nazywający rzeczy po imieniu, zwał to próbami dowiedzenia Potterowskiej głupoty.

Ugiął lekko kolana, wszczepił się palcami w nierówną ścianę za sobą. Trząsł się niezauważalnie ze zdenerwowania. Głupi dzieciak chciał go przyprawić o zawał, ot co!

Nagle poczuł miękkie usta na swoich. Błyskawicznie otworzył oczy, zamachnął się, żeby uderzyć napastnika, jednak Harry już stał przy przeciwległej ścianie. Mierzył w niego różdżką, uśmiechając się paskudnie.

— Wiesz, możeiciękocham — wydyszał szybko — ale jesteś baranem! — Zaklęcie później przed Potterem stał biały, puszysty baranek. O skrzywionym pyszczku, co odejmowało mu uroku. Harry zacmokał. — Nie krzyw się. Zaraz cię odczaruję. Ale wiesz co? Baran ma kilka znaczeń w tym wypadku. Pierwsze to takie, które mówi, że jesteś idiotą… — Zwierzę wydało z siebie niezadowolone „Beeee!". — Drugie jest takie, że ludzie często się noszą na tak zwanego barana. — Podbiegł do Snape'a, usiadł na nim okrakiem. — Albo się przejedziemy, albo masz problem, bo ja cię nie odczaruję… I dam cię zmienionemu Lupinowi — dodał. — Wilki lubią owieczki… — zamruczał mu do ucha.

Zwierzę, cały czas pomrukując z niezadowoleniem, ruszyło. Stukot kopyt na korytarzu odbijał się echem od ścian, idąc w głąb zamku. Snape nie miał wyboru, doskonale to wiedział. Potter był małym głupkiem, który kiedyś mu za to wszystko zapłaci.

Słono zapłaci.

Oj, słono…

I znów: poprawny tytuł to Francuz(ka).


Po odczarowaniu go przez Pottera, klęczał na czworakach. Błyskawicznie się podniósł i już miał rzucić w gryfońskiego błazna Avadą, ale się opanował. W duchu gratulował sobie samokontroli. Spojrzał na niego morderczo, lecz chłopak nie ugiął się, nie drżał, tylko dalej uśmiechał pogonie, jakby właśnie usłyszał komplement.

— Potter! Minus sto punktów! Szlaban przez tydzień ze mną! O ósmej! — dałby mu więcej szlabanu, ale nie chciał ryzykować zbyt wielkiej ilości czasu z Gryfonem. Nie odda go też Filchowi, bo to miała być jego zemsta za zachowanie Harry'ego.

— Dzięki, Severusie, na pewno będzie romantycznie spotkanie. — Podszedł do niego szybko. Nim Snape zdążył choć mrugnąć, na jego usta naparły miękkie wargi. Chciał odepchnąć chłopaka, jednak ten wydawał się przewidzieć jego ruch, bo wymamrotał zaklęcie łączące. Czyli cokolwiek Severus by zrobił, nie mógł się od niego odczepić. Żeby jak najszybciej to skończyć, stał w bezruchu.

Gryfon wydawał się być niezadowolony z takiego obrotu spraw, bo jego Sev przywłaszczyłby sobie go, zaatakowałby usta, pieścił ciało. Tak zawsze było w jego snach.

Odkleił profesora od siebie, po czym wściekły warknął:

Maidius! — Promień trafił zaskoczonego mężczyznę w pierś. Po chwili stał w stanowczo zbyt skąpych ubraniach francuskiej pokojówki. — Tak lepiej — odparł Gryfon i zwiał.

Bardzo, bardzo głośny wrzask brzmiący „POTTEEEEEER!" rozległ się w zamku.

Harry zachichotał.

Severus go kochał.

Dokładnie dwa dni, godzinę, dwadzieścia jeden minut i trzy sekundy później, Harry siedział wraz z Ronem i Hermioną w klasie eliksirów. Snape łypał na niego groźnie.

Na szlabanach tylko czyścił kociołki, bo profesor oceniał prace. A nie chciał mu — chwała Merlinowi! — przeszkadzać.

Potter coś knuje, na pewno. Takie myśli zaprzątały mu głowę. Ale nie mógł się dopatrzyć niczego podejrzanego w zachowaniu chłopaka. Dobrze, że go tak obserwował, bo Harry wysadziłby klasę.

— Potter, umiesz czytać? Czy tylko ja mam wątpliwości? Na tablicy wyraźnie jest napisane, że miałeś dodać muchy siatkoskrzydłe, a nie skórkę boomslanga. — Uniósł kpiąco brew.

— Pan wybaczy mój błąd, ale mam kogo obserwować — odparł chłopak ze skruchą.

Druga brew powędrowała do góry. Skrzyżował ramiona na piersi.

— Czyżby?

— Tak. — Gryfon skinął głową. — Ciebie. — Wrócił do przyrządzania eliksiru, tym razem uważając na ingrediencje.

— Minus dziesięć punktów od Gryffindoru za bezczelną odpowiedź.

— Ależ oczywiście, Żelazna Damo* — mruknął chłopak pod nosem. Po chwili zmienił Snape'a w ową panią.

Klasa ryknęła śmiechem.

*odnosi się to do Margaret Thatcher, brytyjskiej polityk, która była wyjątkowo stanowcza w swoich działaniach.

 

Miał ochotę wyprowadzić chłopaka z klasy. Krew się w nim gotowała, czuł, że paruje uszami. Szybko powrócił do swojej postaci.

— Minus pięćdziesiąt punktów od Gryffindoru! — warknął. Odwrócił się, żeby odejść w stronę biurka, kiedy usłyszał zgrzyt. Krzesło przesunięte szybko po podłodze. Uśmiechnął się drwiąco, wiedząc, że ktoś wstał.

Harry walnął dłońmi o blat stolika.

— Ale sprawiedliwość — wysyczał. Śmiali się i Gryfoni i Ślizgoni. Jak zwykle oberwały jedynie Lwy. — Tylko tyle potrafisz? Upokarzać tych, których nie lubisz? A może dla Voldemorta? — Wzdrygnięcie klasy. Snape ledwo zerkał za siebie, jednak Harry wiedział, że jest zainteresowany. — Tak, na pewno! Cygnus!* — Skierował różdżkę w podłogę (tak nawiasem, kiedy on ją wyciągnął?). — Ezero!* — Małe jeziorko utworzyło się pod płetwami pięknego łabędzia.

Ptak zamachał skrzydłami. Rzucił się w stronę Pottera, który, uśmiechając się szyderczo, biegł przez klasę. Ptak leciał za nim, wydając z siebie gniewne dźwięki.

Uczniowie chronili swoje głowy i kociołki. Hermiona próbowała wszystkich uspokoić, a w szczególności trafić w profesora, żeby go odczarować. Wreszcie jej się udało. Mimo wszystko, skrzywiła się z przerażenia. Mężczyzna może i znów był mężczyzną, ale wpadł prosto do jeziorka.

— Profesorze! — pisnęła przerażona. Natychmiast podbiegła na brzeg. Razem z Harrym wyciągnęli przemoczonego, zziębniętego profesora.

Severus kichnął mocno.

Harry polecił Hermionie, aby przegoniła ich wszystkich z klasy. Sam ściągnął z siebie szatę, a potem narzucił ją na plecy Snape'a. Mężczyzna zbyt mocno dygotał, aby odpowiedzieć.

Klasa opustoszała. Potter został sam z mokrym mężczyzną. Ubranie przykleiło się do niego, podkreślając co poniektóre atuty ciała Snape'a. Severus znów kichnął.

— Jesteś przeziębiony — stwierdził chłopiec. Pomógł mu wstać. — Pozwól, że się tobą zaopiekuję.

Wyszli z klasy razem.

*...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin