Gerritsen Tess - Zagrożenie K103..txt

(327 KB) Pobierz
 
 
 Tess Gerritsen
 
 Zagro�enie
     PROLOG
     Serce omal nie wyskoczy�o mu z piersi, ga��zie ch�osta�y twarz, ale nie przestawa� biec. Czu� na plecach oddech prze�ladowcy i wyobra�a� sobie, jak kula przecina powietrze i wbija mu si� w plecy. A mo�e ju� to si� sta�o? Mo�e zostawia za sob� strug� krwi? By� zbyt sparali�owany strachem, aby cokolwiek czu�, poza desperackim pragnieniem �ycia. Lodowata kurtyna deszczu o�lepia�a go i t�uk�a w martwe zimowe li�cie. Potkn�� si� i wyl�dowa� w ka�u�y b�ota. Szcz�k t�umika i �wist kuli tu� przy uchu �wiadczy�y o tym, �e tamten, zaalarmowany trzaskiem ga��zi, go zauwa�y�. Z trudem zerwa� si� na nogi i ruszy� zygzakiem w stron� autostrady. Tu, w lesie, jest ju� trupem. Ale gdyby zdo�a� zatrzyma� samoch�d, mia�by jeszcze szans�.
     Ha�as �amanych ga��zi i przekle�stwa u�wiadomi�y mu, �e �cigaj�cy go m�czyzna si� przewr�ci�. Zyska� kilka cennych sekund przewagi. Bieg� dalej, kieruj�c si� tylko instynktownym zmys�em orientacji. Poza ponur� po�wiat� chmur na nocnym niebie nie widzia� �adnego �wiat�a. Droga jednak musi by� tu� przed nim.
     A je�eli nie zdo�a zatrzyma� samochodu?
     Chwil� p�niej zobaczy� pomi�dzy drzewami ledwo widoczne migotanie, dwa zalane wod� snopy �wiat�a. Przyspieszy�. P�uca p�on�y mu �ywym ogniem, oczy �lep�y od strumieni deszczu i uderze� ga��zi. Kolejna kula przelecia�a obok i z g�o�nym uderzeniem wbi�a si� w drzewo, lecz �cigaj�cy go strzelec sta� si� nagle ma�o wa�ny. Tylko te �wiat�a, n�c�ce obietnic� ratunku, maj� teraz znaczenie.
     Przesuwa�y si� gdzie� za drzewami. Czy�by samoch�d uciek� mu i znika� ju� za zakr�tem? Nie, jest, coraz wyra�niej widoczny. Bieg� mu naprzeciw, ca�y czas �wiadomy, �e teraz, na otwartej przestrzeni, stanowi �atwy cel. Reflektory auta skr�ci�y w jego stron�. Us�ysza� trzeci strza�. Si�a uderzenia sprawi�a, �e pad� na kolana i p�przytomnie zarejestrowa�, �e kula rozdziera mu rami�. Poczu� ciep�o sp�ywaj�cej krwi, ale nie odczu� b�lu. Pragn�� tylko prze�y�. Poderwa� si� na nogi i rzuci� naprz�d...
     �wiat�a o�lepi�y go. Nie mia� czasu, aby usun�� si� z drogi czy spanikowa�. Opony zapiszcza�y na twardej nawierzchni, rozpryskuj�c ka�u�e wody.
     Nie poczu� uderzenia. Wiedzia� tylko, �e znalaz� si� nagle na ziemi, deszcz wlewa� mu si� do ust i by�o mu bardzo, bardzo zimno. I �e ma zrobi� co� wa�nego.
     Si�gn�� do kieszeni kurtki i �cisn�� palcami ma�y plastikowy cylinder. Nie m�g� sobie przypomnie�, dlaczego jest taki wa�ny, ale znalaz� go tam i troch� mu z tego powodu ul�y�o.
     Kto� go wo�a�. Kobieta. W strugach deszczu nie m�g� dostrzec twarzy, ale s�ysza� jej ochryp�y spanikowany g�os. Pr�bowa� co� powiedzie�, ostrzec j�, �e musz� st�d jak najszybciej ucieka�, bo w lesie czai si� �mier�. Ale zdo�a� wydoby� z siebie tylko j�k.
     
     ROZDZIA� PIERWSZY
     Pi�� kilometr�w za Redwood Valley drog� zablokowa�o zwalone drzewo, a korki oraz ulewa sprawi�y, �e przedostanie si� poza Willits zaj�o Catherine Weaver prawie trzy godziny. Dochodzi�a ju� prawie dziesi�ta i Catherine wiedzia�a, �e nie dotrze do Garberville przed p�noc�. Mia�a nadziej�, �e Sarah nie b�dzie na ni� czeka�. Ale na pewno zostawi jej w piecyku ciep�� kolacj� i rozpali ogie� w kominku. Ciekawe, czy ci��a s�u�y przyjaci�ce? Sarah m�wi�a o dziecku od lat, wybra�a nawet imi�: Sam albo Emma. Fakt, �e nie mia�a ju� m�a, by� bez znaczenia.
      - Ile mo�na czeka� na w�a�ciwego ojca? - m�wi�a. - W ko�cu trzeba wzi�� sprawy w swoje r�ce.
     I tak te� zrobi�a. Kiedy jej zegar biologiczny w szale�czym tempie odmierza� czas, Sarah odwiedzi�a Cathy w San Francisco i z ksi��ki telefonicznej wybra�a klinik� leczenia niep�odno�ci. Oczywi�cie tak� o liberalnym nastawieniu, w kt�rej desperackie t�sknoty trzydziestodziewi�cioletniej samotnej kobiety spotkaj� si� ze zrozumieniem. Samo zap�odnienie okaza�o si� zwyk�� procedur� kliniczn�. Prosz� si� po�o�y�, oprze� tutaj stopy, i za pi�� minut b�dzie pani w ci��y. No, niezupe�nie. Zabieg by� prosty, dawca nasienia z udokumentowanym dobrym stanem zdrowia, a co najwa�niejsze, Sarah mog�a w ten spos�b zaspokoi� sw�j instynkt macierzy�ski bez tych wszystkich g�upot zwi�zanych z ma��e�stwem.
     Ta stara zabawa w ma��e�stwo. Obie przez ni� wiele wycierpia�y. Po rozwodzie jako� obie dosz�y do siebie, chocia� odnios�y niemal wojenne obra�enia.
     Dzielna Sarah, pomy�la�a Cathy. Ma odwag� sama przez to wszystko przej��.
     Odczu�a przyp�yw zadawnionej z�o�ci, ci�gle jeszcze na tyle silny, by sprawi�, �e jej usta si� zacisn�y. Wiele potrafi�a wybaczy� swojemu by�emu m�owi Jackowi - egoizm, ��dania, zdrady - ale nie mog�a mu darowa�, �e nie da� jej dziecka. Mog�a je mie� wbrew jego woli, lecz chcia�a, by i on go pragn��. Czeka�a wi�c na w�a�ciwy moment. Ale podczas dziesi�ciu lat ich ma��e�stwa jej m�� nigdy nie uzna�, �e jest na to �odpowiedni moment".
     Mam trzydzie�ci siedem lat, pomy�la�a. Nie mam ju� m�a. Nie mam nawet sta�ego partnera. Ale by�abym szcz�liwa, gdybym mog�a trzyma� w ramionach w�asne dziecko. Przynajmniej Sarah dozna nied�ugo tego b�ogos�awie�stwa.
     Jeszcze tylko cztery miesi�ce i dziecko si� urodzi. Cathy u�miechn�a si�, mimo �e deszcz zalewa� szyb�. La�o coraz mocniej i chocia� wycieraczki pracowa�y na najwy�szej szybko�ci, ledwo widzia�a drog�. Zerkn�a na zegarek i zobaczy�a, �e jest ju� wp� do dwunastej. Droga by�a pusta. Gdyby pojawi�y si� jakie� k�opoty z silnikiem, musia�aby sp�dzi� ca�� noc na tylnym siedzeniu, czekaj�c, a� nadejdzie pomoc.
     Wyt�aj�c wzrok, pr�bowa�a dojrze� na jezdni bia�� lini�, ale nie widzia�a nic poza �cian� deszczu. Powinna by�a zatrzyma� si� w motelu w Willits, ale denerwowa�aby j� my�l, �e jest tak blisko celu. Zw�aszcza �e przejecha�a ju� taki kawa� drogi.
     Drogowskaz poinformowa� j�, �e do Garberville jest pi�tna�cie kilometr�w. Bli�ej, ni� my�la�a. Potem jeszcze trzydzie�ci pi�� do zjazdu, i w ko�cu siedem przez g�sty las do domu Sarah. Doda�a staremu datsunowi gazu i przyspieszy�a. By�o to ryzykowne, szczeg�lnie w tych warunkach, ale wizja ciep�ego domu i gor�cej czekolady kusi�a.
     Droga niespodziewanie przesz�a w zakr�t. Zaskoczona Cathy szarpn�a kierownic� i samoch�d gwa�townie zjecha� w bok. Wiedzia�a, �e nie powinna hamowa�. Opony straci�y przyczepno�� na kilka metr�w, funduj�c jej przera�aj�c� przeja�d�k�, kt�ra sprowadzi�a j� na sam skraj drogi. My�la�a ju�, �e zaliczy drzewa, ale ko�a odzyska�y przyczepno��. Samoch�d porusza� si� jeszcze z szybko�ci� trzydziestu kilometr�w na godzin�, ale przynajmniej jecha� prosto. To, co sta�o si� p�niej, zupe�nie j� zaskoczy�o. Dopiero co gratulowa�a sobie unikni�cia wypadku, a w chwil� potem przesta�a dowierza� w�asnym oczom.
     Ten cz�owiek pojawi� si� znik�d. Przykucn�� na drodze, niczym dzikie zwierz� w �wietle reflektor�w. Zahamowa�a, ale by�o za p�no. Piskowi opon towarzyszy� g�uchy odg�os cia�a odbijaj�cego si� od maski samochodu.
     Odnios�a wra�enie, �e siedzi tak przez ca�� wieczno��, �ciskaj�c kierownic� i wpatruj�c si� t�po w wycieraczki �lizgaj�ce si� po szybie. Gdy zda�a sobie spraw� z tego, co si� wydarzy�o, otworzy�a drzwi i wyskoczy�a na drog�.
     Wok� panowa�a ciemno��. Gdzie on jest? Woda zalewa�a jej oczy, ale po chwili poprzez szum deszczu przebi� si� cichy j�k. Dochodzi� gdzie� z pobocza.
     Skierowa�a si� w t� stron� i utkn�a po kostki w le�nej �ci�ce. Zn�w us�ysza�a j�k, teraz ju� wyra�niejszy.
      - Gdzie jeste�? - zawo�a�a.
      - Tutaj... - Odpowied� by�a tak s�aba, �e ledwo j� us�ysza�a, ale to jej wystarczy�o. Odwr�ci�a si�, zrobi�a kilka krok�w i omal si� nie potkn�a o skulone cia�o.
     W pierwszej chwili pomy�la�a, �e natkn�a si� na stos mokrych szmat, w ko�cu odnalaz�a jednak r�k� i zbada�a puls. By� przyspieszony, ale mocny. Palce m�czyzny rozpaczliwie zacisn�y si� na jej d�oni. Pr�bowa� wsta�.
      - Nie ruszaj si�! - zawo�a�a.
      - Nie mog�... nie mog� tu zosta�...
      - Jeste� ranny?
      - Pom� mi. Szybko...
      - Powiedz mi, gdzie ci� boli!
     Chwyci� j� za rami�, niezdarnie usi�uj�c podnie�� si� na nogi. Ku jej zdumieniu prawie mu si� to uda�o. Na chwil� oboje stracili r�wnowag� i upadli na kolana w b�oto. Oddech m�czyzny sta� si� ci�ki i urywany. Je�eli dozna� krwotoku wewn�trznego, mo�e umrze� w ci�gu kilku minut. Trzeba jak najpr�dzej zawie�� go do szpitala.
      - Dobrze. Spr�bujmy jeszcze raz - powiedzia�a, chwytaj�c go za lew� r�k� i k�ad�c j� sobie na karku. Gdy wyda� okrzyk b�lu, natychmiast j� pu�ci�a. Jego r�ka pozostawi�a na jej szyi lepki �lad. Krew.
      - Druga strona jest w porz�dku.
     Stan�a po jego prawej stronie i po�o�y�a sobie na szyi jego praw� r�k�. Gdyby nie d�awi�cy strach, to ca�� t� scen� mo�na by uzna� za �mieszn�. Wygl�dali jak para pijak�w. Kiedy w ko�cu zdo�ali utrzyma� r�wnowag�, Cathy nie by�a pewna, czy m�czyzna b�dzie w stanie zrobi� cho�by kilka krok�w. Jej z pewno�ci� nie wystarczy si�, by mu pom�c. M�czyzna by� szczup�y, lecz wysoki, a ona by�a drobna.
     Przez ich przemoczone ubrania wyczuwa�a ciep�o jego cia�a i jak�� wewn�trzn� si�� popychaj�c� go do przodu. W g�owie k��bi�y si� jej najrozmaitsze pytania, ale oddycha�a z trudem i nie mog�a m�wi�. Musi skoncentrowa� si� na umieszczeniu go w samochodzie i dowiezieniu do szpitala.
     Obj�a go w pasie. Z wysi�kiem wydostali si� na drog�. Cathy czu�a, �e rami� m�czyzny �ciska jej szyj� jak napr�ony drut. Z jego cia�a emanowa�a panika i rozpacz. Co kilka krok�w musia�a si� zatrzymywa� i odgarnia� w�osy z oczu, by cokolwiek dostrzec. Widzia�a jednak tylko deszcz.
     Nagle w mroku nocy roz�arzy�y si� rubinowe tylne �wiate�ka jej samochodu. M�czyzna stawa� si� coraz ci�szy, jego g�owa opiera�a si� o jej policzek, a woda z jego mokrych w�os�w sp�ywa�a jej po szyi. Nogi jej mi�k�y w kolanach, na szcz�cie prosta czynno�� stawiania jednej stopy przed drug� sta�a si� niemal automatyczna. Nawet nie przysz�o jej do g�owy, by po�o�y� go na ziemi i podjecha� do niego autem. Na szcz�...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin