Garma Chang - Nauka o karmie.pdf

(330 KB) Pobierz
Nauka o karmie
Garma C. C. Chang
Nauka o karmie
Garma C. C. Chang
tłumaczył Antoni Leśniewski
tekst udostępnił Borys Wiśniewski
Od tłumacza
Mówi się, że bez właściwych poglądów, postępy w praktyce są bardzo trudne, o ile w ogóle
możliwe. Mówi się też, że na praktykę Dharmy składają się trzy podstawowe elementy: słuchanie,
studiowanie i medytacja; wszystkie one, wraz z ich efektami, powinny odzwierciedlać się w naszej
codzienności.
U nas, zgodnie ze starą tradycją ("To mamy za wszyćko zdrowe, co nam ksiądz z ambony
powie"), najbujniej rozwinęło się to pierwsze, czyli słuchanie. Jeszcze nie najgorzej jest z tym
trzecim, chociaż za medytację bierze się często powtarzanie mantry (co - jak przypuszczam -
prowadzi w prostej linii do odrodzenia się jako katarynka) lub "sportowe" pokłony, tzn. dużo, w
krótkim czasie, bez ugruntowanych poglądów i elementarnej wiedzy, o co w nich chodzi. To też
jest zgodne z bardziej ogólną tradycją: skoro gospodarka może opierać się na eksporcie
nieprzerobionego węgla, zatem Dharma - na "eksporcie" nieprzerobionej energii.
Natomiast najsłabiej jest, jak się wydaje, z tym drugim. Samodzielne, a przy tym pogłębione
studia nad Dharmą, to prawdziwy rarytas. Robi to w Polsce może kilka osób, lecz już na pewno
nie kilkanaście (stan na grudzień '85).
Co prawda, w stosunku do bardzo ograniczonych możliwości wydaje się sporo tekstów, jednak
albo są one spisane z taśmy, a przeto stanowią właściwie przedłużone słuchanie, albo są na
bardzo wysokim poziomie, lecz dotyczą spraw elementarnych (i chwała im za to !), albo też są to
ęś i iękh łoś i ię m ł h nie kó
p
j teść oh łoś i B
j też
989372599.001.png
bardzo wysokim poziomie, lecz dotyczą spraw elementarnych (i chwała im za to !), albo też są to
części większych całości, więc w umysłach nieuków wypaczają treść owych całości. Bywają też
najwyższych lotów teksty związane z naukami tantrycznymi, o wielkiej mocy inspirującej i
niezwykłej symbolicznej głębi, które jednak nie mogą zastąpić solidnej, elementarnej wiedzy,
zatem są niczym drogie kamienie oprawione w niewyrobione ciasto. Albo - w końcu - są to
inspirujące biografie wielkich joginów, które pogłębiają oddanie, lecz również nie mogę zastąpić
podstawowej wiedzy. Mowa tu o wiedzy, która w Tybecie czy innych krajach buddyjskich zawiera
się wszędzie i w najprostszych postaciach (rzeźby, inskrypcje; wzorce myśli, mowy i uczynków),
kształtuje środowisko i jego poglądy, stwarza szczególny klimat sprzyjający praktyce już w
dzieciństwie.
Ale powróćmy do siebie, gdzie aktualna sytuacja wygląda tak, jak wygląda. Mianowicie, nie
przetłumaczono i nie wydano podstawowych dla Dharmy tekstów, jak chociażby "Sutra Lotosu"
[Sutra Lotosu - Saddharmapundharikasutra - "Księgi Lotosu ("pundharika") prawdziwej nauki lub
"dobrego prawa", jeden z najważniejszych tekstów tzw. "północnego buddyzmu". (p. tłum.)] lub
Mahayanauttaratantraśastra. Nie mamy też zasadniczych tekstów dla szkoły Karma-Kagjut, a
więc elementarza szkoły (tekst Gampopy czy inne teksty tej tradycji), ani też tekstów innych
szkół. Co gorsza, nie sprowadzono podstawowych komentarzy do "Ścieżki Mahamudry", nawet
tych, które wymienia jedyny tekst traktujący rzecz całościowo (jakkolwiek zbyt ogólny dla
praktyki codziennej), zatytułowany "Ukazanie ścieżki do Wyzwolenia". Komentarze takie,
dokładnie opisujące poszczególne etapy i kroki praktyki, stanowiłyby przecież dla adeptów istotną
pomoc, szczególnie w sytuacji braku wykwalifikowanego lamy. W innych krajach teksty takie
dawno już doczekały się fachowego przekładu i stanowią obiekt codziennych studiów. Ci spośród
praktykujących, którzy jeżdżą za granicę, muszą przecież o tym wiedzieć. Obecnie jest już
publiczną tajemnicą, iż niektóre z tych tekstów nie tylko sprowadzono, ale i przełożono; jednakże
niedostępne są dla praktykujących, być może dla zadośćuczynienia wzmiankowanej już starej
zasadzie ("ambona").
Wobec takiej sytuacji nic dziwnego, że często słyszy się facecyjki dowodzące braku rozeznania w
podstawowych pojęciach Dharmy: "idę do sanghi", "jaka karma, taka pasza" itp. To ostanie, niby
humorystyczne, niektórzy głoszą zupełnie serio. Stan ten odbiega od dotychczasowej normy, gdyż
w ciągu dwuipółtysiącletniej historii buddyzmu, gdziekolwiek pojawiała się Dharma, pojawiali się
też odpowiednio wykształceni tłumacze. Należy bowiem zwrócić uwagę na sposób traktowania
książek przez samych Tybetańczyków, co świadczy o wadze przywiązywanej do słowa pisanego.
Nawet Buddha Śakyamuni czy Guru Rimpocze mieli za sobą gruntowne studia.
Żeby chociaż w znikomym stopniu przyczynić się do zmiany naszkicowanego powyżej ponurego
obrazu, przetłumaczyłem tekst o jednym z elementowych dla nas zagadnień, definiujący pojęcie
karmy i udostępniam do ze szczerą radością. Tekst ten jest zredagowanym wykładem o karmie,
wygłoszonym przez dobrze w Polsce znanego autora "Elementarza Mahamudry" - Garma C. C.
Changa. Jest wykładem, stąd specyficzny układ, na który jednak - zważywszy niewątpliwą
wartość całości - można przystać.
A oto kilka słów o autorze:
Garma C. C. Chang urodził się w Chinach. W wieku piętnastu lat wstąpił do
klasztoru Nauking, a mając siedemnaście lat przybył do Tybetu, gdzie pozostał do
dwudziestego piątego roku życia, z czego przez sześć lat studiował pod
kierunkiem swego guru - Żyjącego Buddy, Lamy Kong Ka w Meia Nya (Tybet
Wschodni). Od roku 1951 ma stałą siedzibą w USA. Wykłada na Uniwersytecie
Columbia w Nowym Jorku i od 1966, jako profesor Wydziału Religioznawstwa
Uniwersytetu Stanowego i College'u Pensylwania, naucza filozofii buddyjskiej.
Garma Chang jest pierwszym, który zapoznał Zachód z Mahamudrą, tą znaczącą i
pomocną nauką Wschodu. Mahamudra jest odmianą, w jakiej przyjął się w
Tybecie buddyzm Zen i wielce kosztownym skarbem wschodniej wiedzy, dającym
praktyczne doświadczenie pełni człowieczeństwa.
Poniższy tekst przetłumaczono z numeru 6/84 wydanego w Austrii czasopisma BODHI BAUM.
Wstęp
Najważniejszym, najbardziej skomplikowanym i najtrudniejszym do zrozumienia pojęciem
buddyjskiej nauki jest zapewne pojęcie karmy. Wpłynęło ono na kulturę całej Azji. Znakomita
większość ludności krajów azjatyckich uczyniła je fundamentem swej postawy moralnej i jądrem
wierzeń religijnych. W buddyzmie nauka o karmie zajmuje tak ważną pozycję, że można rzec, iż
pojęcie to jest fundamentem nauki buddyjskiej. Nauka o karmie jest nadzwyczaj trudna do
zrozumienia, ponieważ jest ona w istocie niezgłębiona i zwyczajna ludzka mądrość nie wystarcza
do ujęcia całej jej subtelności. Częstokroć pojęcie karmy staje się przyczyną nieporozumień,
albowiem przeprowadzenie jego systematycznej analizy, sformułowanie i przedstawienie
dotyczących go poglądów okazuje się niezwykle trudne.
Poniżej wyłożę zatem swoje rozumienie tej nauki i podejmę próbę wprowadzenia do najbardziej
podstawowego, lecz zarazem najbardziej skomplikowanego obszaru myślenia w zakresie wiedzy
buddyjskiej.
Rdzeniem sanskryckiego słowa "karma" (lub "karman") jest cząstka "kar-", która znaczy tyle co
"czynić", "działać". Dlatego podstawowym znaczeniem rzeczownika karma jest "czyn", "akcja".
Niemniej jednak, znaczenie tego terminu w użyciu buddystów odnosi się do nadzwyczaj
skomplikowanego pojęcia, zawierającego wiele rozmaitych aspektów, którego zasadnicza definicja
brzmi następująco: "Karma jest prawem przyczyny i skutku, które określa wszelkie zjawiska
zarówno w przyrodzie, jak i moralności." Tak więc na pierwszy rzut oka pojęcie to wydaje się być
zupełnie proste, jednak przy dokładniejszym badaniu rychło odkryjemy je jako wieloznaczne i
skomplikowane. Aby ułatwić zrozumienie zagadnienia, rozpatrzymy naukę o karmie w sześciu
punktach.
1. Karma jako siła (energia)
2. Karma jako tajemnica
3. Karma jako "przeznaczenie"
4. Karma jako związki
5. Karma jako wyraz sprawiedliwości
6. Karma jako czynnik kształtujący charakter człowieka.
Karma jako siła (energia)
Karma jest działaniem, a każde działanie nieodwracalnie wytwarza energię. Energia ta staje się
przyczyną następnego działania, zaś nowe działanie jest źródłem nowej energii. I tak oto: energia
wyzwala działanie, zaś każda aktywność tworzy energię. Tym sposobem warunkują się one
wzajemnie, tworząc obieg kołowy.
Oglądając western mamy sposobność poznać stosunki i układy panujące w pewnych czasach
amerykańskiego Zachodu. W związku z zagospodarowaniem wszelakich dziewiczych rubieży kraju
musiały najpierw powstać drogi i linie kolejowe. Budowa linii kolejowych jest pewnym działaniem,
na gruncie którego mogą zaistnieć inne aktywności; na przykład można teraz przetransportować
większą ilość ludzi, towarów czy pieniędzy. Te nowe siły wywoływane są oczywiście przez ludzi,
którzy dokonując nowych czynów, powodują ich następstwa, a to z kolei tworzy nowe siły, nowe
formy energii.
Weźmy inny przykład. Dzięki rozmaitym formom aktywności zarabiamy pieniądze. Kiedy je
mamy, powstają nowe siły: siła nabywcza i motywacja (siła napędowa) do nieustannego
podejmowania nowych działań. Do tego ustawicznie dołączają się nowe potrzeby i pragnienia, to
zaś powoduje powstanie nowych, wynikających z tych potrzeb powiązań, jakimi są dążenia do
zdobycia pożywienia, mieszkania, odzienia. Wynikiem tego będą zmiany w całym zachowaniu,
przy czym z biegiem czasu wszystko to bezustannie się komplikuje. Początkowo zarobkowanie
miało służyć człowiekowi, lecz w rezultacie rozwoju wydarzeń częstokroć człowiek zaczyna służyć
pieniądzom.
Albo inny przykład. Ludzie wynaleźli maszyny, które - wedle początkowych założeń - miały służyć
im do zaoszczędzenia sił. Lecz w dobie obecnej wciąż rosną problemy wynikające z zastosowania
maszyn i oto dlaczego ludzie stali się już prawie ich niewolnikami (np. samochodu). Widać z tego,
że czyn, akcja nie tylko wytwarza siłę, lecz również sama w sobie jest pewną energią, siłą, która
wpływając na człowieka może doprowadzić go do sytuacji, w której jedynym dlań wyjściem będzie
przyjęcie rezultatów ograniczeń spowodowanych jego własnym działaniem.
Można by też wyjaśnić problem na następującym przykładzie: ożenek jest pewnym faktem, po
zaistnieniu którego należy wziąć na siebie pewne obowiązki i konsekwencje, które za sobą
pociąga. Dlatego każde działanie bezwarunkowo wytwarza jakąś energię. Zaś ta energia - z
jednej strony - dąży do zaowocowania kolejnym działaniem, a z drugiej strony - powodując to
nowe działanie, powoduje zaistnienie niewidocznego (początkowo) związku. Przeto każde
działanie (karma) zawsze wytwarza określoną energię, ta zaś: primo - powoduje dalsze, nowe
działanie, a secundo - generuje niewidoczny związek.
Oto elementarne znaczenie pojęcia karma.
Dlatego też działanie najczęściej powoduje upadek, zamiast wolności - dalsze związanie.
Przysłowie powiada: "O jedno więcej, nie znaczy aż tyle, co o jedno mniej", z czego wynika, iż
przez działanie zmierzające do uniknięcia czegoś tworzy się kolejny związek.
Siła karmy jest pojęciem trudnym do zrozumienia, lecz pomimo tego można tę energię odczuwać.
Kiedy znajdziemy się na wieżowcu w samym centrum miasta, a pod nami rozciąga się widok ulic,
my zaś trzeźwym spojrzeniem obserwujemy handlowe ożywienie, ruch uliczny, ten pospieszny,
nerwowy harmider, wtedy sami możemy odczuć, że ludzie ci są gnani przez niewidoczną potęgę,
niewyobrażalną siłę, a przy tym niejako nie z własnej woli. To jest właśnie karma.
989372599.002.png
I kiedy sami zmieszamy się z tłumem na ulicy i poruszamy się z nim, wówczas niełatwo jest
uświadomić sobie siłę, która gna nas przez siebie. Jedynie wydobywszy się spod jej wpływu,
zajmując neutralną pozycję, jak na owym wieżowcu, możemy ją sobie w pełni uświadomić. Kiedy
zamkniemy teraz oczy i wyobrazimy sobie, że w stupiętrowych drapaczach chmur naszych
nowoczesnych, wielkich miast istnieją niezliczone biura niezliczonych przedsiębiorstw, w których
niezliczone rzesze ludzi zajęte są dyskusjami, planowaniem, kłótniami, knuciem spisków,
wzajemnym oszukiwaniem się, redagowaniem i wysyłaniem dokumentów, współzawodnictwem
itp., kiedy to wszystko sobie uprzytomnimy, możemy również odczuć istnienie wielkiej siły, która
ich wszystkich napędza.
Wszystkie aktywności pojedynczego człowieka stanowią źródło określonych sił. I kiedy siły
działających stu tysięcy ludzi wytwarzają kolejne tysiące sił skłębione razem, wówczas stają się
one niewyobrażalnie mocną, z niczym nieporównywalną siłą, tak zwaną "karmą kolektywną".
Dlatego też rozróżnia się między "indywidualną" karmą pojedynczego człowieka, a "kolektywną" -
wytwarzaną przez splątane ze sobą czynności grupy ludzi. Karma kolektywna popycha naprzód
ludzkie życie i historię, warunkując kołowrót Wszechświata. Karma kolektywna jest dla dziejów
Wszechświata siłą nie tylko napędową, bowiem poza tym, że tworzy (i napędza - przyp. tłum.),
jednocześnie niszczy.
Przed wieloma laty oglądałem film "The Naked Jungle" ("Wojna mrówek"), z dryblasem Hestonem
w roli głównej. Film ten przedstawia typowego amerykańskiego bohatera, który w Ameryce
Południowej udaje się do dzikiej, odległej brazylijskiej wsi i w jej okolicy karczuje dziewiczy las, by
zdobyć ziemię pod uprawę. Spędza tam kilka trudnych lat, ociekających krwią i potem. Po
pewnym czasie staje się w okolicy wpływową osobistością, posiadaczem plantacji kawy i owoców.
Bogactwa jego rosną do tego stopnia, że zaczyna odgrywać znaczącą rolę w państwie. Tego
szanownego powszechnie bohatera nie przeraża nic między ziemią i niebem. Wiele lat zeszło mu
na walce z przeciwnościami natury - pokonał okrutnych tubylców, włóczęgów i lokalnych
bandytów. Nie było dlań sytuacji na tyle trudnej, by nie potrafił znaleźć wyjścia. Nie było w jego
życiu wroga bądź niepomyślnych okoliczności, które zmusiłyby go do kapitulacji. Był rzeczywiście
doskonałym przykładem zwycięskiego bohatera. Pewnego roku, pośród mieszkańców owej okolicy
rozeszła się siejąca popłoch pogłoska, że wkrótce na nadciągnąć inwazyjna armia mrówek, i to
dokładnie właśnie na tereny przezeń zamieszkałe. Wiele poszlak wskazywało, że pogłoska może
się sprawdzić.
Najpierw porzucili okolicę tubylcy, potem nastąpił exodus lokalnego rządu, a jako ostatni wynieśli
się chyłkiem okoliczni, odważni dzierżawcy ziemi. Na dwa dni przez inwazją, w tętniącej życiem
dżungli widziało się setki i tysiące ptaków i leśnych zwierząt, które porzuciły swe kryjówki i
szukały ratunku w ucieczce.
Przez następne dwa - trzy dni trwała śmiertelna cisza. Ta cisza przyprawiała ludzi o trwogę i
przerażenie, potwierdzając złowrogie przeczucie, że groźna inwazja mrówek już nadciąga. Sceny
filmu ukazują panoramę gór i wód, bogatą roślinność wypełniającą zielenią całą okolicę. Ta
pierwotna, pełna mocy i spokoju sceneria pozostaje w sprzeczności z zalegającą wokół
bezgraniczną, martwą ciszą. Wkrótce potem daje się słyszeć niewyraźne, z chwili na chwilę
narastające brzęczenie. W oddali widać wielką, wciąż gęstniejącą, czarną chmurę; czarno-szary
obłok ogarniający świat jest niczym innym jak chmarą lecących mrówek, napierających z siłą
lawiny.
Jeszcze ze szkolnych czasów przypominam sobie, że spośród chińskich liczb największą była "cai",
czyli dziesięć "ceng", a "ceng" wynosi dziesięć razy 100 "mio" razy 100 "mio". Liczby te wyrażają
niewyobrażalną wręcz ilość, lecz nawet "cai" nie oddaje ilości mrówek lecących w tej wielkiej,
czarnej chmurze. Na niebie, na ziemi, na polach, w powietrzu i rzece, we wsiach i ich okolicach,
na domach i wokół i nich - nie widziało się niczego prócz mrówek; wszędzie wszystko było
doszczętnie ogołocone. Mięso, skóra i sierść zwierząt, plantacje melonów, liście, gałęzie, nawet
pnie i kora drzew - wszystko zostało pożarte, a zboże tak obrane, że nie zostały nawet chwasty.
W całej okolicy, prócz zalewającego świat morza mrówek, nie widziało się ani jednej żywej istoty.
Niegdyś sam miałem sposobność przeżyć pustoszący nalot szarańczy i widziałem, co po sobie
pozostawiły. Jednak szarańcza pożera tylko rośliny. Nie tknie zwierząt, ludzi czy przedmiotów.
Nt
i t ł di
kń ki ó ki hł ij d ł i
tk
i
ii i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin