Basso Adrienne - Poślubić wicehrabiego 03 - Uwieść aroganta.pdf

(1249 KB) Pobierz
Microsoft Word - Basso Adrienne - Poślubić wicehrabiego 03 - Uwieść aroganta.doc
ADRIENNE BASSO
Uwieść aroganta
Przekład
Agnieszka Dębska
Dla Rudy'ego, mojego męża, który po dwudziestu
latach nadal pozostaje moim ukochanym, smagłym,
przystojnym bohaterem
1
Londyn, początek stycznia 1811
Z apadał zmierzch. Nathaniel Bennet, baron Avery i młodszy syn
szóstego księcia Claridge'a, stał przed rodzinnym pałacem w
Londynie. Chociaż z masywnych, mosiężnych kołatek zdjęto już
czarne wstęgi, w pogrążonym w głuchej ciszy domostwie wciąż
jeszcze panował żałobny nastrój, jakby smutek i żal jego
mieszkańców udzieliły się murom.
Był już spóźniony, ale wciąż tkwił przed wejściem. Czekał w
milczeniu, chcąc się uspokoić i powściągnąć emocje. Kieliszek czegoś
mocniejszego doskonale by mu teraz zrobił. Kilka łyków whisky albo
koniaku rozgrzałoby go, ożywiło i pomogło w jego zamierzeniach.
Westchnął głośno, zażenowany własnymi myślami. Obłoczek pary z
jego oddechu uniósł się do góry w zimnym powietrzu. Przystojny
arystokrata wzruszył ramionami i wcisnął okryte rękawiczkami dłonie
w kieszenie ciepłego płaszcza, żeby je rozgrzać.
Wiedział jednak, że to nie z powodu zimna dreszcz przenika go
do szpiku kości. Wizyty z dnia na dzień powinny stawać się coraz
łatwiejsze. Tymczasem, choć codziennie przychodził nieco później i
odchodził trochę wcześniej, wcale tak nie było. Podobno czas leczy
rany, ale on wciąż czuł ten sam dojmujący głęboki ból.
Nie mógł się dłużej ociągać. Ze sztucznym, przylepionym do
warg uśmiechem podszedł do wejścia, usiłując nie myśleć o tym, że
grecka klasyczna prostota budowli nieodparcie przypomina mu
mauzoleum. Na jego energiczne kołatanie natychmiast otworzył drzwi
szczupły młody lokaj, blondyn o jasnej cerze.
- Jego Lordowska Mość nie przyjmuje dziś nikogo. Może zostawi
pan kartę? - I wyciągnął ku niemu srebrną tacę na wizytówki w
wyczekującym geście.
Nathaniel zmarszczył czoło. Widocznie lokaj był nowy, skoro nie
wiedział, kogo powitał w drzwiach.
- Należę do rodziny! Zdjął ciężki płaszcz i wskazał palcem opaskę
z krepy na surducie. - Nie trzeba mnie zapowiadać.
- Ale...
Nathaniel niedbałym gestem podał mu okrycie i odwrócił się
plecami.
- Jego Lordowska Mość jest w salonie - nerwowo wyjąkał lokaj,
rzucając się do przodu, żeby palto nie upadło na śliską marmurową
posadzkę.
- Nie przyszedłem w odwiedziny do Jego Lordowskiej Mości -
mruknął pod nosem Nathaniel.
- Ach, to pan, milordzie! - Gospodyni, pani Hutchinson, wybiegła
na schody. Obfity podbródek drgnął jej, kiedy oznajmiła: - Panicz już
o pana pytał. Trochę się zezłościł, ale powiedziałam i jemu, i
siostrom, że tylko pana patrzeć. Bardzo im na tych wizytach zależy, a
ja wiem, że pan nigdy by nie uchybił takiej powinności.
Nathaniel poczuł wyrzuty sumienia, świadomy, że nie zasłużył na
pochwałę. To jego brat, Robert, zawsze brał sobie do serca obowiązki
rodzinne. Nie on.
- Czy dzieci już piły herbatę? - spytał, wchodząc na górę.
- Nie, czekały na pana odparła. Ciężki pęk kluczy u pasa
zadźwięczał energicznie, gdy dzielnie usiłowała dotrzymać mu kroku.
- Zaraz przyniosę świeżej. Dzbanek w pokoju dziecinnym pewnie już
wystygł.
- Znakomicie.
Nathaniel powoli wspiął się na drugie piętro. Bez wahania minął
liczne drzwi w korytarzu. Dobrze znał drogę, przecież wiele razy
szedł tędy w młodości. Nie zwalniał kroku, póki nie stanął przed
właściwym wejściem. Bał się, że jeśli to zrobi, opuści go odwaga.
Kiedy nacisnął klamkę, opanował się jednak i przybrał miły wyraz
twarzy. Potem przekroczył próg.
- Dobry wieczór.
Służąca siedząca w rogu zerwała się pospiesznie i dygnęła przed
nim. Robótka, nad którą pilnie pracowała, spadła na podłogę -
przyklękła więc, żeby ją podnieść. Nathaniel chciał jej pomóc, lecz
dziewczyna zaczerwieniła się i tak zaplątała w słowach, że
zrezygnował.
Przeniósł powoli wzrok na środek pokoju, gdzie troje małych
dzieci siedziało przy stole, szepcząc coś do siebie po cichu. Na
kominku buzował ogień, przyjemnie ogrzewając pomieszczenie.
Rozrzucone zabawki i pikowane obicia w żywych barwach powinny
stwarzać miłą atmosferę. A mimo to wszystko tu tchnęło sztywnym,
oficjalnym nastrojem, bardziej pasującym do salonu niż pokoju
dziecinnego.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin