Wykład X – Homo mysticus.
Może zdziwią się Państwo, dlaczego zajmujemy się człowiekiem mistycznym, skoro już omówiliśmy zagadnienie człowieka religijnego. Jaka jest zatem relacja pomiędzy człowiekiem religijnym a mistycznym? Nie jest wcale taka prosta. Z całym przekonaniem zaznaczam, iż nie wszyscy mistycy są ludźmi religijnymi i nie wszyscy ludzie religijni są mistykami. Choć niewątpliwie jedni i drudzy reprezentują jakąś wysoką kulturę duchową, jednak nie można ich ze sobą utożsamiać. Oczywiście większość historyków, czy fenomenologów religii jest zdania, że mistyka i religia, choć nie są ze sobą tożsame, bardzo ściśle wiążą się ze sobą. Mistyk i człowiek religijny są sobie bliscy. Niektórzy podzielają pogląd Leszka Kołakowskiego, że mistyka ukazuje w sposób najczystszy samą istotę religii, nie uwikłaną w konteksty polityczne, socjologiczne, psychologiczne, bez żadnej tego typu otoczki.
Jeżeli mistyka pełni w stosunku do religii taką funkcję, na czym zatem polega? Po pierwsze człowiek mistyczny, który jest człowiekiem religijnym, niewątpliwie interioryzuje tradycję religijną, czyli uwewnętrznia ją, kładąc nacisk na osobisty, indywidualny charakter relacji z Bogiem, lub jakąś Rzeczywistością Absolutną. Oznacza to, że mistyk często wchodzi w konflikt ze wspólnotą, do której należy. Członkowie wspólnoty oczekiwaliby od niego zachowań bardziej konformistycznych (niż mistycznych), aby był po prostu „taki jak wszyscy”. Jednak konflikt ów nie jest nieunikniony; nierzadko bowiem mistyk dąży do zachowania jakiejś duchowej mocy obecnej w danej tradycji religijnej. Jak twierdzą niektórzy pisarze, dramat islamu polega na tym, że dosyć dawno został w nim bardzo osłabiony właśnie ruch mistyczny. Na skutek tego większy nacisk kładzie się na stronę prawną i państwową tej religii.
Mistyka religijnego wyróżnia przekonanie o istnieniu możliwości nawiązania bezpośredniej komunikacji z Bogiem, nie zapośredniczonej – jak to się mówi. Nie odbywa się ona za pośrednictwem księgi, sakramentu, drugiego człowieka, czyjejś posługi, lecz zupełnie bezpośrednio. Mistyk dąży więc do zjednoczenia z Bogiem. Można jednak przyjąć, że istnieją inne postawy, wykazujące, że związek pomiędzy mistyką a religią jest dużo bardziej skomplikowany. Jedną z nich reprezentuje profesor Henryk Elzenberg – filozof wileński, następnie toruński, intelektualny mentor Zbigniewa Herberta. Zachowała się naprawdę bardzo bogata korespondencja pomiędzy mistrzem a uczniem. Z prac Elzenberga szczególnie poleciłbym Państwu jego „Zapiski” ; są one osobiste, ale w sensie intelektualnym. Autor nie opisuje swoich przeżyć zdrowotnych związanych np. ze spożyciem nieświeżej potrawy, lecz informuje o tym, że przeczytał coś, co dało mu do myślenia. Wbrew pozorom to też jest bardzo osobiste przeżycie. Sądzę, że można stąd wysnuć taki wniosek na podstawie wykładów dotyczących myślenia.
Elzenberg jest dla mnie przedstawicielem swego rodzaju mistyki, która świadomie odcina się od religii. Nie ma też nic wspólnego z pseudo-mistycyzmem, który czasami przewija się w rozmaitych formacjach pop-kulturowych i związany jest czasami z psychologizującą redukcją religii. Religię definiuje się w tym wypadku jako „odmienne stany świadomości”. Jest to jedna z definicji pojawiająca się u Wiliama Jamesa, w jego doświadczeniach religijnych; chociaż bylibyśmy wobec niego bardzo niesprawiedliwi, biorąc pod uwagę tylko tę definicję. Ale „odmienne stany świadomości” możemy wywoływać także przy pomocy środków halucynogennych. Mistykę towarzyszącą owym stanom pojmuje się wówczas jako tzw. „doświadczenie szczytujące” – peak experience. Można to przedstawić graficznie za pomocą linii, która faluje łagodnie, aż nagle gwałtownie się wybrzusza – i to właśnie jest mistyka. Można nawet określić jej współrzędne jako np. 4,5 – tyle wynosi „wychył mistyczny”. Oczywiście to porównanie jest prowokacyjne, ale powinniśmy mieć świadomość, że rzeczywistość mistyczna jest czymś zupełnie innym.
Elzenberg uważał swoje życie wewnętrzne nie tylko za pracę swoich organów. Według niego mistyka musi być zawsze bardzo specyficznym przeżyciem, ale zbudowanym na jakichś wartościach; przede wszystkim etycznych i estetycznych. W tym sensie mistyka jest bardzo intensywnym przeżyciem duchowym pewnych wartości, czy też relacji. Elzenberg w dość arystokratyczny sposób stwierdza, iż mistyka jest tylko dla niektórych. Ci „niektórzy” są gotowi pójść w góry, aby tam czerpać prawdziwą wodę z autentycznych źródeł. Wypowiada ostrą opinię na temat religii; jego zdaniem religia to akwedukty sprowadzające wodę, którą następnie wydobywają mistycy w górach i przekazują do kranów zwyczajnych ludzi. Elzenberg nie definiuje mistyki, określa ją natomiast jako organizację samotności jednostki. Odnosząc się z szacunkiem do poglądów tego profesora, osobiście sądzę jednak, że nie należy mieszać tych dwóch pojęć; mistyki i religijności. Możemy zobrazować to za pomocą dwóch okręgów, które częściowo zachodzą na siebie. Jeden z nich zawiera zbiór mistyków, drugi – ludzi religijnych, a ich część wspólną stanowią mistycy religijni. Istnieją bowiem ludzie religijni, którzy nie są mistykami i mistycy, którzy nie są religijni. Mistyka Elzenberga nie jest jednak tą samą co mistyka świętej Teresy Wielkiej, czy też bohaterki dalszej części tego wykładu – Edyty Stein.
Homo mysticus jest więc pojęciem nieco dwuznacznym. Niektórych ludzi nazywamy mistykami, trudno nam jednak określić, jaki typ mistyki reprezentują. Innymi słowy termin „mistyka” podobnie jak i „religia” nie jest terminem ani jednoznacznym, ani wieloznacznym. W klasycznej filozofii podobne określenia nazywano analogicznymi; mają ze sobą coś wspólnego, dalekie są jednak zarówno od jednoznaczności jak i wieloznaczności.
Spróbujmy zaprowadzić pewien porządek w ogromnym obszarze mistyki, która jest zarówno teistyczna jak i może nie ateistyczna, ale inaczej pojmująca rzeczywistość absolutną niż poprzez postać osobowego Boga. W każdej próbie istnieją rozmaite, szkolne, niemal naiwne uproszczenia, ale poniższe rozróżnienie pozwoli nam lepiej zorientować się w sytuacji. A więc po pierwsze wyróżniamy mistykę ekstatyczną. Określenie pochodzi od greckiego słowa ex-tasis, czyli „być poza sobą”. Adept pragnie przekroczyć granice czasu i przestrzeni; chce odkrycia głębokiej tożsamości z kosmosem, naturą, całością. Przeżywając boleśnie ograniczoność skończoności swego bytu – zamknięcie we własnej skórze, we własnej czaszce – odczuwa głębokie pragnienie powrotu do pierwotnej jedności, która zawiera w sobie nadzieję jakiejś pełni. Czasami ów nurt religii mistycznej określa się terminem pan – en – henizm – „wszystko jest Jednym”. Nie należy mylić tego z panteizmem, który oznacza, że wszystko jest Bogiem. Boska rzeczywistość w pan – en – henizmie nie jest opisywana w kategoriach osobowych, lecz raczej jako ponadosobowa rzeczywistość absolutna niosąca nadzieję ponownego wchłonięcia cząstki, jaką jest człowiek, aby umożliwić mu powtórne wejście do tej pełni.
Mistyka instatyczna wywodzi się z kolei od słowa in-stasis – oznaczającego „wejście w głąb, wejście w siebie”. Każdy z tych rodzajów mistyki zawiera jakąś wizję świata, którą można opisać za pomocą terminów filozoficznych. Instatyczna ma charakter monistyczny; oznacza to, że tak naprawdę rzeczywistość jest jedna, a to co postrzegamy jako byty realne, to w gruncie rzeczy maja – złudzenie. Droga do wyzwolenia i osiągnięcia pełni wiedzie poprzez wejście w głąb, odkrycie pewnej duchowej tożsamości. Moje prawdziwe „ja” nie jest „ja” psychologicznym. Podmiotem moich uczuć, myśli i działań jest coś głębszego, co Anglicy określają jako self, a Niemcy jako selbst. W języku polskim używano terminu „jaźń”, szczególnie w tłumaczeniach młodopolskich. Dla mnie nie brzmi ono zbyt dobrze, osobiście wolałbym, abyśmy posługiwali się nieco podobnym, wchodzącym właśnie w użycie terminem „sobość”. Wolę „sobość” od „jaźni”; ale to jest moje zdanie i ja je podzielam. Pragnę zwrócić uwagę, że podaję jedynie ogólny wzór tego, o co tu naprawdę chodzi. Każda ze szkół duchowych, mistycznych wypracowywała bowiem bardzo złożone i skomplikowane drogi przekształcenia tego empirycznego, psychologicznego „ja”, które pozwalałoby osiągnąć głęboki stan zjednoczenia z tym, co albo jest największe, najpełniejsze, kosmiczne, stanowiące kosmiczną jedność, albo jak najbardziej wewnętrzne, ukryte. Czasami drogi te krzyżują się ze sobą, ponieważ droga wiodąca do odkrycia własnej tożsamości z kosmiczną Jednią wiedzie przez doświadczenie wewnętrzne.
Zarówno ekstatyczna jak i instatyczna mistyka jest przede wszystkim dziełem wielkich kultur Dalekiego Wschodu. Wszystkie wielkie światowe religie tak naprawdę pochodzą z Azji; różnią się tylko tym, że jedne są z Bliskiego, inne z Dalekiego Wschodu. Ja osobiście wyznaję jedną z religii azjatyckich, jako że Palestyna leży w Azji, nie wspominając już o Mekce.
Trzeci typ mistyki to mistyka dialogiczna. Rozwija się ona na gruncie osobowego
doświadczenia Boga. I tu pojawia się bardzo ważne nazwisko związane z religioznawstwem i fenomenologią religii: Rudolf Otto. Podjął próbę intelektualnej interpretacji religii i napisał bardzo interesującą książkę, która niestety w sposób tragiczny została przetłumaczona na język polski, mianowicie „Mistykę Wschodu i Zachodu”. Porównywał w niej ze sobą dwie postacie – mistyka i nauczyciela w jednej ze szkół hinduizmu, siatkhara(?) z mistrzem Eckhartem, jednym z najwybitniejszych mistyków średniowiecznych. Dopatrując się w nich bardzo ciekawych podobieństw, zwraca uwagę, że te drzewa wyrosły na zupełnie innych gruntach. Stąd wynikają ogromne różnice między nimi. Mistyka rozwijająca się w religiach profetycznych, takich jak judaizm, chrześcijaństwo i islam, opisuje relację doświadczenia Boga w kategoriach osobowych. Na tym zakończyłbym tę ogólną charakterystykę mistyki.
Jak bogate jest pole, na którym wyrastają mistycy? W życiu ich wszystkich obecne było doświadczenie radykalnej bierności. Mistyk ma świadomość, że musi pozwolić sobie zostać ogarniętym i przenikniętym przez jakąś wyższą rzeczywistość, która jednocześnie wnika niesłychanie głęboko w jego wnętrze, w jego duszę. Interpretuje się to w bardzo różny sposób. Dla mistyka chrześcijańskiego jest to świadomość tego, iż łaska zawsze go wyprzedza. Zgodnie z tradycją wschodnią byłoby to przeżycie pustki, która stanowi oczekiwanie na jakieś wewnętrzne światło. Mistyk pragnie również oddzielić się od magii we wszelkiej postaci. Magia bowiem są to wszystkie działania, za pomocą których człowiek chce zapanować nad rzeczywistością religijną. Dlatego mistyczni przedstawiciele wszystkich tradycji podkreślają, że sacrum jest niemanipulowalne, nie można go zinstrumentalizować. Po prostu nie można przerobić sacrum na ziółka służące poprawie pracy wątroby, ewentualnie uspokojeniu jakichś emocji. To coś większego, czemu trzeba się podporządkować. Świadomość bierności czerpie mistyk z doświadczenia, które bardzo trudno mu nazwać; często wypowiada się na jego temat w sposób niebyt zrozumiały, złośliwie mówiąc nawet bełkotliwy. Mistyk ma jednak świadomość tego, iż rzeczywistość, do której dąży, jest niewyrażalna w języku, którym dysponuje. Mamy w sytuacji naszej bezradności wobec języka, jakim dysponujemy; albo zamilknąć, albo dużo gadać. Są one równie ważne. Istnieją mistycy, którzy milczą i stąd nic o nich nie wiemy; są też tacy, którzy opowiadają, piszą – najczęściej po prostu dlatego, że czują się odpowiedzialni za swoich adeptów, którym pomagają w odkrywaniu rzeczywistości wewnętrznej.
Być mistykiem to nie to samo co osiągnąć pewien poziom wiedzy o tej ostatecznej, boskiej rzeczywistości. W swojej relacji z tą Ostateczną Rzeczywistością mistyk nie przeżywa w kategoriach wiedzy o Niej, lecz relacji z Nią; nie „wiedza o”, lecz „relacja z”. Nie posiada ona charakteru relacji międzyosobowej, tylko odnosi się do wyższej, ponadosobowej rzeczywistości. Stąd niewątpliwie wielkim mistykom towarzyszą czasami jakieś niezwykłe wydarzenia. Psychologowie nazywają „momentami mocnymi” owe rozmaite przeżycia ekstatyczne, stygmaty. Dla psychologii i psychiatrii jest bardzo interesujące, jak tego typu niezwykłe przeżycia mają się do czysto akademickiej definicji zdrowia. Sprawa jest dość złożona. Wielu filozofów praktyków, jak np. Francuz Henri Bergson, twierdziło, że wyznacznikiem autentyczności tego typu przeżyć jest pewien dystans do tego, co się przeżywa. Pojawiało się bowiem podejrzenie, że mogą być sfabrykowane. Mistrzynią takiego właśnie dystansu była św. Teresa z Avila, XVI- wieczna karmelitanka z Hiszpanii, która opisywała swoje przeżycia w biografii. Kiedyś przyjmowała gości na furcie klasztornej i w pewnym momencie poczuła, że zaczyna lewitować, coś unosi ją w górę. Zaczęła wtedy się modlić: Panie Jezu, tylko nie przy gościach! Tego typu doświadczenia nie są związane wyłącznie z jedną tradycją, czy szkołą mistyczną.
W literaturze popularnej często utożsamia się mistykę z takimi właśnie przeżyciami, co byłoby chyba krzywdzące dla człowieka mistycznego. Homo mysticus nie szuka przeżyć, tylko przemiany życia. Dlatego mistyka nie jest sferą ulotnych przeżyć, lecz zasadniczą przemianą życia samego człowieka. Z tą tezą zgodziłby się na pewno profesor Elzenberg, który mistyką nazywał szczególnie intensywne przeżycia związane z wartościami takimi jak dobro etyczne, uczciwość, itd.
Wszyscy mistycy zdają sobie sprawę z tego, że mistyka nie jest stanem, lecz drogą. Pisma mistyków zawierają opisy ich doświadczeń, ale nie w znaczeniu opisu przeżyć, lecz drogi jaką musieli przejść, aby dostąpić upragnionej przemiany bytu. Stąd adept sztuki mistycznej, pragnący zakorzenić się w doświadczeniu mistycznym, poszukuje mistrza. Nie – profesora, który go pouczy, ale mistrza, który postawi mu wymagania pozwalające mu zmienić swój sposób bycia, istnienia. Przytoczę kilka wersów poematu jednego z największych mistyków chrześcijańskich, św. Jana od Krzyża, który żył w Hiszpanii na przełomie XVI i XVII wieku, z jego dzieła uznawanego za programowe – „Wejście na Górę Karmel”: „Aby dojść do tego, czego nie poznajesz masz iść przez to, czego nie poznajesz. Aby dojść do poznania tego, czego nie posiadasz, musisz iść przez to, czego nie posiadasz. Aby dojść do tego, czym nie jesteś, musisz iść przez to, czym nie jesteś”. Te poetyckie strofy w sposób jednak najbardziej radykalny opisują to, co istnieje w świadomości każdego mistyka.
Aby nie poprzestawać na bardzo ogólnych uwagach przy próbie opisania człowieka mistycznego, chciałbym przedstawić Państwu postać bardzo interesującą również dla kultury XX wieku - Edith Stein. Urodzona w roku 1892 we Wrocławiu w rodzinie pochodzenia żydowskiego, utożsamiającej się w sensie religijnym z tradycją religii mojżeszowej, ale kulturalnie całkowicie zasymilowanej. Praktycznie Edith Stein od dzieciństwa była Niemką – to pozwala zrozumieć zmiany, jakie potem nastąpiły w jej życiu. Najpierw studiowała pedagogikę we Wrocławiu, aż kiedyś dowiedziała się, że w Getyndze istnieje wspaniała szkoła filozoficzna, w której wykłada Edmund Husserl. Pojechała tam i zaczęła studiować. Charakterystyczną cechą jej formacji intelektualnej było powiązanie z etosem prawdy, którego była pasjonatką. Dlatego poszła ostatecznie na studia filozoficzne. Znalazła tam mistrza, któremu zaufała, który od niej wymagał, i który otworzył jej zupełnie nowe spojrzenie na świat. Roman Ingarden, największy polski filozof XX wieku był jej kolegą z okresu studiów. Portret Edyty Stein wisiał do końca w jego gabinecie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Niektórzy twierdzą, że była to jego wielka miłość.
Istnieje piękna historia o tym, jak w 1916 roku Edyta zrobiła doktorat. Ingarden był obecny przy obronie, a potem zostali oboje zaproszeni na wieczór do willi państwa Husserlów na herbatkę. Wiedzieli, że pani Husserlowa jest bardzo oszczędną osobą, więc herbatka u niej oznacza rzeczywiście tylko herbatkę, ewentualnie po jednym suchym ciasteczku; trzeba więc zjeść wcześniej porządny obiad. Edyta była wtedy ze swoją siostrą i we trójkę doszli do jakiejś jadłodajni. Wówczas Ingarden zaczął wzbraniać się przed wejściem do środka. Edyta zorientowała się, że po prostu nie ma pieniędzy. A przecież to mężczyzna płaci za posiłek, nie wypada, aby kobieta robiła to za niego. Jeśli więc nie ma pieniędzy, to nie ma po co wchodzić. Edyta zmusiła go jednak, aby wszedł, a po obiedzie podała mu swoją portmonetkę pod stołem i on zapłacił. Dla mnie to bardzo piękna opowieść z bardzo prostego powodu; mianowicie pozwolę sobie wyprzedzić tok mojego opowiadania o Edycie Stein. Już jako karmelitanka zginęła w Auschwitz i Jan Paweł II ogłosił ją patronką Europy. Więc patronka Europy będąc na obiedzie z najwybitniejszym polskim filozofem podaje mu pod stołem portmonetkę. Warto ćwiczyć tego typu zachowania, może wyjdziecie na ludzi.
Czas wojny był dla niej czasem odkrycia nowych, już nie tylko akademickich problemów. Zaczęła się interesować problemem poznania drugiego człowieka – Einfuehrung. Człowiek jest jednak rzeczywistością różną od przedmiotu, w taki razie poznawanie człowieka wymaga wyłaniania innego typu aktów poznawczych, niż poznawanie jakiejś rzeczywistości przedmiotowej. Edycie Stein nieobce były również doświadczenia wojny, cierpienia i śmierci. Przez rok pracowała na Morawach w Hranicy jako pielęgniarka w szpitalu. Straciła swojego bardzo ważnego nauczyciela, który zginął na wojnie. W 1921 roku przebywała na letnim wypoczynku u swojej przyjaciółki na wsi. Miało tu miejsce wydarzenie, które zadecydowało o jej życiu. Pewnego wieczoru chciała poczytać sobie coś do poduszki, poszła więc do biblioteki, aby wybrać książkę. Znalazła jedną, dość grubą, zatytułowaną „Życie św. Teresy z Avila napisane przez nią samą”. To ta sama Teresa, która nie chciała lewitować przy gościach. Edyta Stein zaczęła to czytać i jak sama pisze: „zostałam nagle pochłonięta lekturą i nie przerywałam, dopóki nie doszłam do końca. Gdy zamknęłam książkę, powiedziałam do siebie: to jest prawda”. Stała się karmelitanką właściwie przez tę książkę, bo później przyjęła chrzest i doszło do tego, że sama przepytywała księdza, który miał odpytać ją z katechizmu.
Ku rozpaczy profesora Romana Ingardena wstąpiła do zakonu karmelitanek przyjmując imię siostry Teresy Benedykty od Krzyża. Nie była to rozpacz podyktowana względami osobistymi, gdyż profesor miał już wtedy ustabilizowaną sytuację rodzinną. Dla niej pójście do klasztoru było realizacją bardzo głębokiego pragnienia. I wbrew obawom Ingardena, nadal prowadziła swoje prace naukowe, ale już nie o charakterze akademickim, lecz bardziej duchowym. Ciekawe, że jeszcze jako studentka filozofii, nigdy nie chciała chodzić z matką do synagogi i odmawiać psalmów, kiedy przyjeżdżała do domu. Zaczęła to robić, kiedy została chrześcijanką. Chodziła do synagogi i odmawiała psalmy po hebrajsku. Im bardziej była katoliczką, tym bardziej była żydówką w sensie tożsamości narodowej, ale i duchowej.
Czyniła pewne starania, aby papież Pius XII w sposób wyraźny potępił zbrodniczy antysemityzm hitlerowców, którzy doprowadzili do holokaustu. Gdy wezwano ją na posterunek gestapo w Kolonii, gdzie przebywała, funkcjonariusze powitali ją urzędowym „Heil Hitler”, na co ona odpowiedziała „niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” – „gelobt sei Jesus Christus”. Myślę, że było to taki chrześcijański policzek. Kiedy już z Holandii wywożono ją razem z siostrą do Auschwitz, zakonnice zapamiętały ostatnie jej ostatnie słowa: „idziemy umrzeć za nasz naród”. Miała tu na myśli naród żydowski. Edyta Stein była Niemką i to pruską Niemką, biorącą udział w I wojnie światowej, a umierała za naród żydowski. Bardzo dobrze zdefiniował to Jan Paweł II ogłaszając ją patronką Europy: „Edyta Stein była Żydówką, filozofem, zakonnicą, męczennicą. Pochylamy się głęboko nad sensem życia i śmierci Edyty Stein wybitnej córki Izraela, a jednocześnie córki Karmelu, siostry Teresy Benedykty od Krzyża”.
W jakim sensie przywołuję tutaj Edytę jako świadka i mistrza doświadczenia mistycznego? Edyta nie pisała wspomnień, ani pamiętników jak Teresa z Avila. Są tacy, którzy mówią o swych głębokich przeżyciach, a inni mówią z głębi takich przeżyć. Zatem czerpiąc z własnego doświadczenia nie mówią o sobie, lecz wskazują na możliwość kontaktu z Bogiem.
Chciałbym wyróżnić u niej jeden wątek, zresztą bardzo typowy dla mistyki. Otóż ona będąc mistyczką pozostała nadal filozofem, przedstawicielką twardej szkoły husserlowskiej i poszukiwała antropologicznego ugruntowania dla postawy mistycznej. Jako homo mysticus próbowała odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób myślenie mistyczne odsłania nam jakąś inną perspektywę spojrzenia na człowieka. Niewątpliwie ważne dla niej stało się odkrycie troistości bytu ludzkiego; ciało – dusza – duch. Ciało jako podmiot naszych zachowań somatycznych; dusza (psyche) jako podmiot naszych emocji i myśli; duch jako wymiar różny od tego, co organizuje nam strukturę somatyczną i psychiczną. I to właśnie ów wymiar duchowy stanowi przestrzeń, w której dochodzi do mistycznego dialogu. Edyta nie wspomina o tym, ale jest to obecne u wszystkich mistyków. Wszyscy oni uważają, że w człowieku istnieje jakiś obszar, nazywany różnie – twierdzą wewnętrzną, ogrodem zamkniętym, iskierką duszy – tajemniczy wymiar, do którego nie mamy dojścia w potocznym rozumieniu tego słowa i czasami w ogóle nie zdajemy sobie sprawy z tego, że coś takiego w człowieku jest. Dlatego również, iż nie wszyscy mają dostęp do tego wymiaru. Stein pisze: „Do zamkniętego ogrodu nie może sam z siebie wejść żaden duch stworzony. Nie może nawet do niego zajrzeć”.
Wyraża podobne przekonanie jak wielu innych mistrzów, że tylko Bóg zna głębię ludzkiego ducha. „Granica pomiędzy jej istnieniem jako duszy związanej z ciałem a istnieniem duchowym zwróconym ku Bogu przebiega przez całą jej istotę osoby. Dlatego Słowo Boże jest bardziej przenikające niż miecz obosieczny, bo przenika aż do rozdzielenia duszy od ducha”. Tutaj Edyta cytuje fragment z Pisma św. Nowego Testamentu.
„Tak rodzą się myśli serca” – to również termin charakterystyczny dla Edyty Stein. Nie sądzę, aby inspirował ją profesor Zygmunt Freud i jego poglądy na temat podświadomości w znaczeniu nieświadomości. U niej mamy do czynienia z pewnym wymiarem duchowej głębi, duchowej nieświadomości. Te „myśli serca” nie są myślami w potocznym i racjonalistycznym znaczeniu terminu „myśl”. To nie konstrukcje podtrzymujące nasze widzenie świata. Rodzą się wtedy, gdy duchowy rozwój człowieka, który polega na pełnym otwarciu na działanie Boga, organizuje całe ludzkie życie. Staje się to wtedy, gdy człowiek odkrywa, że rzecz ta jest absolutnie trudna. Weźmy choćby pod uwagę doświadczenie życiowe naszej bohaterki; człowiek odkrywa jakiś pokój wewnętrzny dopiero wtedy, gdy odkrywa, że Bóg jest miłością. Być może Jan Paweł II pisząc w jednej ze swoich encyklik, że człowiek nie może żyć, ani zrozumieć swego życia bez miłości, inspirował się właśnie tekstami Edyty Stein, która bardzo świadomie dążyła do wykazania prawdziwości swoich poglądów w tak bardzo dramatycznych czasach. Pokój zbudujemy tylko wtedy, kiedy odkryjemy ów duchowy, wewnętrzny wymiar naszego życia, z którego wypływa wolność jako odpowiedź na miłość Boga.
Oczywiście nie wszystkie pisma Edyty Stein zostały odnalezione i wydane. Tym nie mniej jej podstawowe dzieło przetłumaczone na język polski „Byt skończony i byt wieczny”, napisane jest bardzo trudnym, filozoficznym językiem. Jeśli jednak człowiek przemoże się i przebrnie przez niemiecką składnię w przekładzie polskim, dopatrzy się w tym puenty. Edyta będąc wykształconą filozofką, pisze naprawdę z własnej głębi. Przy całym bogactwie swojego życia, była jednocześnie jedną z osób walczących w Niemczech o to, aby kobiety mogły otrzymywać habilitację. W latach dwudziestych i trzydziestych kobiety nie miały prawa uzyskiwania tytułu profesora. Sama Edyta nie dostała habilitacji, choć przedstawiła pracę i była pięć razy mądrzejsza od wielu utytułowanych profesorów. Napisała na ten temat kilka bardzo ciekawych rozpraw o zabarwieniu feministycznym, czyli reprezentowała jakby taki „katolicki feminizm”. Zdaniem Ingardena właśnie dlatego poszła do karmelitanek, że nie mogła zostać profesorem, ale to nie jest prawda.
W taki oto sposób, bardzo grubą kreską zarysowałem Państwu portret człowieka mistycznego, łącznie z próbą jego konkretyzacji poprzez odwołanie się do świętej Teresy Benedykty od Krzyża, Edyty Stein, patronki Europy, postaci zdecydowanie nietuzinkowej. We Wrocławiu do dziś stoi dom, w którym mieszkała, znajduje się tam teraz bardzo interesujące muzeum z pogranicza polsko – niemieckiego.
reemcru