Jan Nowak Jeziorański
rozmowy o Polsce
polska po komunizmie
PWZN
Print 6
Lublin 1997
Przedruku dokonano
na podstawie pozycji
wydanych przez:
* "Czytelnik"
Warszawa 1995
Isbn 83-jg-jbdff-h
* "Universitas"
Kraków 1995
Redakcja techniczna
wersji brajlowskiej:
Piotr Kaliński
Marianna Żydek
Skład, druk i oprawa:
PWZN Print 6 sp. z o.o.
20-bah Lublin, Hutnicza 9
tel.8fax (0-ha) 746-ab-hj
Od Autora
Oddaję czytelnikom kolejny wybór moich artykułów i esejów, które ukazały
się w polskich mediach w latach 1993-1995.
Od chwili upadku PRL i powstania Trzeciej Rzeczpospolitej publicystyka w
krajowych i polonijnych środkach masowego przekazu stała się dla mnie
kontynuacją oddziaływania na społeczeństwo, które uprawiałem od 1948 r.
wpierw na falach BBC, a później Radia Wolna Europa.
Od końca 1989 r. byłem stałym gościem I Programu Telewizji Polskiej. W
ciągu czterech lat, do września 1993 r., Telewizja nadała ponad setkę moich
esejów z cyklu "Polska z oddali". Szeroki i życzliwy oddźwięk, potwierdzony
przez sondaże prowadzone wśród telewidzów przez TVP, były dla mnie źródłem
wielkiej satysfakcji. Niestety, nie spotkały się z uznaniem nowej dyrekcji
I Programu, która objęła kierownictwo we wrześniu 1993 r. "Polska z oddali"
została bez powodu usunięta z ramówki. Po półrocznej przerwie dyrekcja
Polskiego Radia zaprosiła mnie do wznowienia cyklu na falach eteru.
Eseje "Polska z oddali" powtarzane były w formie przystosowanej do druku
na łamach prasy krajowej i polonijnej. Tematem, podobnie jak w moich latach
w Rozgłośni Polskiej RWE, a poprzednio BBC, są nasze polskie troski i
sprawy. Dziś na plan pierwszy wysuwa się kryzys tożsamości, jaki przeżywa
pokolenie ukształtowane w ciągu blisko pół wieku w PRL. Kryzys ten to
konflikt dwóch systemów wartości. Znajduje on swój wyraz zarówno w ocenie
ludzi, jak i wydarzeń, jakie rozgrywały się w ciągu osiemdziesięciu lat
mego życia, jak też w ocenie zjawisk i problemów dnia dzisiejszego.
Poświęcam tej niedawnej przeszłości wiele uwagi, bo toczy się dziś w Polsce
walka o pamięć społeczną. Jej wynik rzutować będzie bardzo mocno na nasze
obecne postawy i sposób myślenia, a tym samym wywierać wpływ na
kształtowanie przyszłości.
Z doświadczeń tej niedawnej przeszłości wypływa troska o bezpieczeństwo
kraju, a więc o to, by nieszczęścia, jakie spadły na Polskę, już nigdy nie
powtórzyły się w przyszłości.
Zdaję sobie sprawę, że mój sposób patrzenia na kraj z oddali i z
perspektywy człowieka wychowanego w latach Drugiej Rzeczpospolitej musi być
inny od spojrzenia ludzi urodzonych w Polsce Ludowej. Książka ta spełni
swoje zadanie, jeśli przez konfrontację poglądów autora i czytelników
pobudzi ich do refleksji.
I. Sylwetki
* Generał Władysław Sikorski. W poszukiwaniu sądu sprawiedliwego
* Śmierć w Giblartarze. Sabotaż czy przypadek?
* Edward Raczyński. Wspomnienie osobiste
* Generał Tadeusz Bór-Komorowski w mojej pamięci
* O godne pochowanie ostatniego króla Polski
Generał
Władysław Sikorski.
W poszukiwaniu
sądu sprawiedliwego
Poznałem w czasie wojny wszystkie główne postacie polskiego dramatu lat
wojny z wyjątkiem generałów: Roweckiego i Sikorskiego.
Dotarłem do Londynu w pięć miesięcy po śmierci Naczelnego Wodza i byłem
przyjęty przez prezydenta Rzeczpospolitej Władysława Raczkiewicza. Rozmowa
toczyła się przy kominku w jego rezydencji. W pewnej chwili prezydent
zauważył, że siedzę w tym samym fotelu, w którym siadywał zwykle generał
Sikorski, i zaczął snuć wspomnienia. "Miałem z nim dużo trudności - mówił -
różniliśmy się usposobieniem i wywodziliśmy się z innych obozów
politycznych, ale czułem, że pod tym mundurem bije bardzo gorące serce
człowieka, który żarliwie kocha Polskę. I wie pan - dodał, jakby dziwiąc
się samemu sobie - mnie jego teraz brakuje".
Wiedziałem o konfliktach między Sikorskim a Raczkiewiczem, który w pewnym
momencie chciał się go nawet pozbyć. Toteż słowa prezydenta głęboko zapadły
w mojej pamięci.
Generał Sikorski miał wrogów i ma ich po dzień dzisiejszy. Dawne podziały
i antagonizmy wciąż rzutują na nasze oceny postaci historycznych. Wyznawcy
kultu Piłsudskiego mają skłonność do pomniejszania roli Sikorskiego.
Prawda, że nikt nie uczynił więcej dla odzyskania i obrony niepodległości
państwa niż Marszałek. Nie można tych dwóch stawiać na równi obok siebie.
Ale to przecież nie oznacza, by odmawiać wielkich osiągnięć Sikorskiemu.
Jak każdy człowiek miał swoje wady i popełniał błędy. Zacznijmy jednak ten
bilans jego życia od plusów.
Działalność niepodległościową zaczynał w gimnazjum. Już wtedy jego dewizą
stały się słowa: "Idź i czyń ciągle. Czyń bez wytchnienia". Istotnie, przez
całe życie działał bez wytchnienia w służbie Polski. Dzięki wrodzonej
inteligencji, energii i talentom organizacyjnym od najmłodszych lat wysuwał
się wszędzie na czoło. Warto wymienić najważniejsze osiągnięcia.
Po wybuchu pierwszej wojny światowej Austriacy poczuli się zawiedzeni
przez Piłsudskiego, który budził ich nadzieje, że wkroczenie jego strzelców
do Kongresówki wywoła tam powstanie na tyłach rosyjskiego frontu. Oddziały
strzeleckie stanęły wobec ultimatum austriackiego: albo się rozwiążą, albo
zostaną wcielone do "Landszturmu". Energii i zabiegom głównie Sikorskiego
zawdzięczać należy ocalenie tego zalążka wojska polskiego, powstanie
Legionów podlegających Naczelnemu Komitetowi Narodowemu w Galicji. Bez
Sikorskiego nie byłoby Pierwszej Brygady Piłsudskiego, a więc polskiego
czynu zbrojnego. Do 1915 r. istniała ścisła współpraca między Sikorskim a
Piłsudskim.
Jest rok 1920. Wbrew przypuszczeniom Piłsudskiego bolszewicy nie
skierowali głównego uderzenia na Warszawę. Tuchaczewski postanowił
powtórzyć manewr Paskiewicza z 1831 r. i obejść stolicę ruchem okrążającym
od północy i zachodu. Trzem armiom bolszewickim zamykała drogę jedynie
Piąta Armia Sikorskiego. Groziło jej otoczenie i zniszczenie. Sikorski
powziął błyskawiczną i ryzykowną decyzję uderzenia wpierw w XV Armię
nieprzyjaciela. Odepchnął ją pod Nasielskiem, a następnie uderzył w IV
Armię, która zagrażała od tyłu. Okazane przez Sikorskiego wybitne zdolności
strategiczne doczekały się po wojnie uznania zarówno ze strony
Piłsudskiego, jak i Tuchaczewskiego. Z pamiętników tego ostatniego wynika,
że gdyby Piąta Armia Sikorskiego poniosła klęskę, sukces manewru
Piłsudskiego byłby chwilowy.
Po zakończeniu wojny polskie siły zbrojne zawdzięczały bardzo wiele
energii i talentom organizacyjnym Sikorskiego, który zajmował kolejno
stanowiska szefa sztabu i ministra wojny. Po zabójstwie Narutowicza Polska
znalazła się na skraju przepaści. Groziła jej anarchia, a może nawet wojna
domowa. W tym najkrytyczniejszym momencie w dziejach Drugiej
Rzeczpospolitej Sikorski, postawiony na czele rządu bezpartyjnego, zażegnał
niebiezpieczeństwo, przywrócił spokój i porządek. Chociaż ten rząd trwał
tylko sześć miesięcy, zalicza się go, obok rządu Grabskiego, do najlepszych
gabinetów przed 1926 r.
Po zamachu majowym Generał odsunięty został od czynnej służby wojskowej.
Następne czternaście lat nie były jednak okresem przymusowej bezczynności.
Wypełniła je publicystyka i pisanie książek. Najważniejszą, bo proroczą,
była praca, Przyszła wojna. Przewidział w niej nie tylko niemiecką agresję,
ale rolę, jaką odegra w niej lotnictwo, broń pancerna i zmotoryzowana
piechota. W tych latach nawiązał Sikorski bliskie stosunki z Francuzami,
które przyniosły owoce po klęsce wrześniowej.
W czasie kampanii wrześniowej trzykrotnie próbował Sikorski bez skutku
oddać się do dyspozycji marszałka Rydza-Śmigłego. W chwili przekraczania
przez Naczelnego Wodza granicy rumuńskiej zgłosił przez pośrednika gotowość
pomocy w odtworzeniu wojska we Francji, gdzie miał rozległe stosunki.
Następnego dnia prezydent i rząd zostali internowani w Rumunii. Ciągłość
państwa była zagrożona. Po klęsce rządzący obóz sanacyjny był całkowicie
skompromitowany w kraju, a na Zachodzie traktowany niechętnie jako rząd
dyktatorski. Groziło to, że Polskę reprezentować będzie w obozie
sprzymierzonych jakiś Komitet Narodowy. Sikorskiego nie obciążała
odpowiedzialność za klęskę wrześniową, a na Zachodzie miał opinię
demokraty. Udało mu się przekonać Francuzów o konieczności wskrzeszenia
rządu i wojska we Francji. Jedno i drugie było niewątpliwą zasługą
Generała.
Gdy z kolei Francja poniosła klęskę, Sikorski, pomny przykładu
Rydza-Śmigłego, trwał do ostatniej chwili przy sojuszniku francuskim.
Zarzuca mu się nawet, że trwał zbyt długo i stracił przez to część wojska.
Gdy jednak przekonał się, że kapitulacja jest postanowiona, działał
błyskawicznie. Jego dramatyczna rozmowa z Churchillem zadecydowała o
kontynuowaniu przez Polskę wojny u boku osamotnionej Anglii. W tym
krytycznym momencie wojny, gdy ostateczne zwycięstwo Hitlera wydawało się
bliskie, niezłomna wiara Sikorskiego w Anglię miała wielkie znaczenie dla
podtrzymania morale Anglików.
Z perspektywy wydaje się, że największym osiągnięciem Generała była umowa
Majski-Sikorski, za którą najbardziej był współcześnie atakowany. Zarzuca
mu się, że zgodził się na podpisanie z Moskwą aktu, który nie przywracał
przedwojennej granicy, ograniczał się jedynie do stwierdzenia, że pakt
Ribbentrop-Mołotow przestał istnieć. Anglicy nie usiłowali wywierać w tej
sprawie żadnego nacisku na Moskwę. Na drugi dzień po napaści Hitlera na
Sowiety Churchill zaofiarował Stalinowi nieograniczoną pomoc nie obwarowaną
żadnymi warunkami, ani słowa o Polsce. Pozycja Sikorskiego nie mającego za
sobą nikogo była bardzo słaba. Początkowo Majski chciał utworzenia w
Moskwie Polskiego Komitetu Narodowego i podporządkowania mu jednej dywizji
wojska z dwudziestu tysiącami żołnierza. Z największym trudem udało się
Sikorskiemu wywalczyć uznanie ciągłości państwa polskiego, a więc
nawiązanie przez Moskwę stosunków dyplomatycznych z rządem polskim w
Londynie, zwolnienie z więzień i łagrów około 200 tysięcy Polaków i
utworzenie armii polskiej podporządkowanej prawowitym władzom
Rzeczpospolitej i mianowanemu przez nie dowódcy. Przeciwnicy Sikorskiego
uznali podpisanie umowy bez wyraźnego uznania granicy ryskiej nieomal za
zdradę. Zachęceni sowieckimi niepowodzeniami w pierwszych dniach wojny
wierzyli, że Rosja sowiecka będzie rozgromiona przez Niemców. Sikorski zaś
uważał, że jeśli tak się stanie, pakt i tak utraci wszelkie znaczenie.
Chodziło mu przede wszystkim o uratowanie kilkuset tysięcy Polaków w Rosji
i utworzenie polskiej armii. Historia przyznała mu rację. Gdyby umowy nie
podpisał, do powstania marionetkowego Związku Patriotów Polskich i dywizji
Berlinga doszłoby o dwa lata wcześniej. Nie byłoby armii Andersa i Monte
Cassino, a większość żołnierzy, oficerów i Polaków wywiezionych do ZSRR
zginęłaby w łagrach i na zesłaniu. Zwierzył się Sikorski swemu
przyjacielowi M. Kukielowi, że gdy się wahał, czy układ podpisać, usłyszał
szept tysięcy ust: "Spiesz się, ratuj nas". Czas rzeczywiście pracował
przeciwko Polsce. Pięć miesięcy później, po zatrzymaniu niemieckiej
ofensywy pod Moskwą, Stalin już na pewno nie podpisałby umowy z Sikorskim.
Pora na wytknięcie słabości Generała. Miał skłonność do pokładania
przesadnej ufności w sojusznikach. Gdy Piłsudski zerwał z Niemcami i z
Austrią i organizował w podziemiu POW, Sikorski trzymał się kurczowo
Austro-Węgier aż do chwili, gdy zdradzili Polskę w pokoju brzeskim. Wierzył
także do ostatniej chwili w sojusz z Francją nie dostrzegając braku ducha
ofensywnego i woli do walki Francuzów, wykrwawionych w pierwszej wojnie
światowej.
Zarzuca się Sikorskiemu porachunki z obozem sanacyjnym: internowanie w
obozie na Wyspie dawnych piłsudczyków, wśród nich ludzi wysoce
wartościowych. Poznałem w czasie wojny polskie piekło w Londynie. Poza
wojskiem większość stanowili ci, którzy opuścili kraj przez most na
Zbruczu. Od pierwszej chwili wypowiedzieli Generałowi nieubłaganą wojnę na
górze i na dole. Ograniczyła ona bardzo jego samego, a później
Mikołajczyka. Niestety, pod wpływem swych doradców, Stanisława Kota i
generała Izydora Modelskiego, okazywał Generał w tej walce małostkowość.
Gdy wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski, jedna z najpiękniejszych postaci
Drugiej Rzeczpospolitej, prosił go z Rumunii, gdzie był internowany, by
przyjął go do wojska w stopniu podporucznika, Generał odmówił. Odrzucił
człowieka, który narażając się na niechęć Marszałka dwukrotnie próbował
bezskutecznie doprowadzić do pojednania tych dwóch ludzi.
Najsprawiedliwszy sąd o generale Sikorskim wydał Edward Raczyński, który
blisko z nim współpracował. Pisał Raczyński o wadach Generała: jego
próżności, skłonności do autoreklamy, optymizmie często bez pokrycia,
oderwanym od rzeczywistości, z jakim informował o sytuacji kraju rząd i
wojsko, o pewności siebie i wierze we własne możliwości graniczące z
megalomanią, ale przypominał, że nie on jeden grzeszył megalomanią. Te
słabości Sikorskiego, pisał Raczyński, przesłoniły jego historyczną rolę
jako organizatora polskich sił zbrojnych, nieustraszonego żołnierza,
zwycięskiego dowódcy, zręcznego polityka, wybitnie utalentowanego męża
stanu, a przede wszystkim patriotę, który służył Polsce przez całe życie do
ostatniego tchu.
Gdy nad trumną Władysława Sikorskiego przemówił dzwon Zygmunta, może
obecni usłyszeli z zaświatów słowa Generała, które skierował niegdyś do
swoich żołnierzy:
"Bóg patrzy w moje serce, widzi i zna moje zamiary, które są czyste i
rzetelne. Jedynym moim celem jest wolna, sprawiedliwa i wielka Polska. Do
takiej Polski was prowadzę".
"Tydzień Polski"
3 IX 1993
Śmierć w Gibraltarze.
Sabotaż czy przypadek?
O katastrofę gibraltarską otarłem się w 1952 r., gdy RWE poświęciła jej
słuchowisko dokumentalne. Wzięło w nim udział dwóch koronnych świadków:
kapitan Ludwik Łubieński i czeski pilot Edward Prchal, oraz generał Marian
Kukiel, minister obrony w gabinecie Sikorskiego. Kukiel odnosił się z
największą nieufnością do orzeczenia brytyjskiej komisji, która prowadziła
dochodzenie w sprawie przyczyn katastrofy, ale nie chciał tego powtórzyć
przed mikrofonem. Nie mógł zrozumieć, w jaki sposób komisja mogła orzec
kategorycznie, że tą przyczyną nie był sabotaż, lecz zablokowanie sterów.
Tego rodzaju orzeczenie, twierdził generał, było możliwe tylko po zbadaniu
wszystkich części samolotu, a zwłaszcza urządzeń sterowych. Tymczasem
wydobyto z morza tylko przednią część kadłuba i skrzydła. Kukiel
podejrzewał, że komisja tuszowała wyniki dochodzeń, gdyż nie była pewna, w
jakim kierunku poprowadziłyby ślady.
Z Prchalem rozmawiałem osobiście w Nowym Jorku. Zapytałem go, dlaczego on
jeden miał na sobie kamizelkę ratunkową, dzięki czemu on tylko się
wyratował. Wyjaśnił, że według obowiązujących przepisów załogi musiały
nakładać kamizelki ratunkowe przed każdym lotem nad morzem. Kamizelka
krępowała swobodę ruchów i nie każdy się do tego przepisu stosował. Drugi
pilot niestety kamizelki nie włożył i utonął. Co było powodem katastrofy? -
Przypuszczalnie zablokowanie sterów. Jak to "przypuszczalnie", przecież pan
miał rękę na drążku sterowym? - Bo na skutek uderzenia straciłem pamięć.
Gdy odzyskałem pr...
red_ash