Romanowiczówna Zofia - Cienie.pdf

(378 KB) Pobierz
Romanowiczówna Zofia
CIENIE
(KILKA ODERWANYCH KART Z
MOJEGO ŻYCIA)
Mam przekonanie, ze idzie oto w świat polski książka wielkiego uroku, dokument dużej
wartości.
“Cienie“, to książka pisana sercem — dla serc i dla tych oczu, które obracać się jeszcze
umieją wstecz, za siebie, — wdzięczne czasom, z których wzięły światło na drogę, —
czasom — pomimo wszystko — nieporównanym, cudownym, niezłomnym w swej czujnej,
upartej wierze: czekania na wolną Polskę.
Dziś, gdyśmy znów za łaską Bożą na swojem, należy się marom tym, od żywych,
pamiętanie i cześć. Bo i czemże jest szereg tych “Cieni", rzuconych czarem pamięci Autorki
na ekran dzisiejszej doby ? Przecie wszystkie niemal niosą w dłoniach owe oliwne, nie
gasnące lampy bezsennych ewangelicznych oblubienic, które wiedzą, że czuwają
nienadaremnie!
Opowieść o nich prosta jest wszakże i kraszona jedynie uczuciem, silna samą powagą
prawdy, miejscami urocza wprost wdziękiem, staroświeckim nieco, podobnym do
tamtoczesnych akwarel Rejchana, czy portretów Szwajkarta — a zawsze pełna tej
przedziwnej delikatności, bystrej obserwacji i polotu myśli, cechujących Autorkę — i jej
objektywnego sądu, tam nawet
gdzie piszącą ponosi uczucie. Sam sposób pisania tak jest podobny do sposobu jej mówienia,
że daje niemal złudzenie jej żywego, znajomego głosu.
I myślę, że dziś, gdy jej wzrok tak jest słaby, a dusza zawsze pełna treści i pamięć
nieskazitelnie jasna, Zofja Romanowiczówna powinnaby dyktować godzinami... Bo potem
— kiedyś — rozlegnie się za późny lament za tem źródłem niewyczerpanem, któremu, pod
względem tej właśnie źródlanej czystości, niepodobna już znaleźć równego.
A dziś — jakże pięknie pomyśleć, że Ta, która dzieckiem słyszała pękające nad Lwowem
bomby Ham- mersteina, doniosła jeszcze w ciepłej dłoni ów niezgasły oliwny kaganek
czekania, aż do chwili, gdy nad ko- chanem miastem zagrzmiały zwycięskie armaty polskie!
Jakże pięknie, że jej było danem — doczekać!
A ów kaganek w jej ręku był zarazem “oświaty kagańcem“. Całe, długie, niestrudzone
życie uczyła Dobra, Piękna i Polski. Wyrazy: Bóg i ojczyzna nie były w jej ustach frazesem,
były nakazem i drogowskazem...
To też w olbrzymim zbiorowym wysiłku ducha, jaki zmartwychwstanie poprzedził,
zaważyło i to życie, wysoko strojone a ciche, myśli i pracy poślubione, ideałom swej
młodości wierne niezłomnie.
MARYLA WOLSKA
Lwów, Zaświecie, 1929.
MOI RODZICE — NASZ DOM
Dom moich rodziców był jednem z tych gniazd szczęśliwych, gdzie dobrze jest żyć,
ciepło i miękko, przytulnie, bezpiecznie. Panowała tam miłość i harmo- nja, był spokój, ład i
dostatek. Ojciec mój Piotr Ro- manowicz, zdolny i bardzo wzięty adwokat, prowadził liczne
interesa, często wielkich panów, więc miał znaczne dochody. Pracował bardzo a matka nie
marnowała jego pracy, gdyż była skromną w wymaganiach i oszczędną, nie goniła za
rozrywkami i niewiele wychodziła, cała oddana dzieciom i domowi. Z kilku przyczyn niezbyt
wiele wiem o rodzinie ojca i matki. Nie wiem, jak dziadkowi było na imię, czem był, gdzie
mieszkał — zdaje mi się, że w Samborze, ale pewną nie jestem. Babka Marja, jako wdowa
mieszkała we Lwowie, tu umarła i leży na cmentarzu Łyczakowskim. Rodzeństwa miał
ojciec pięcioro: dwóch braci i trzy siostry. Z nich pamiętam trochę z moich lat dziecinnych
stryja Juljana, bo mieszkał we Lwowie, był również
jak ojciec adwokatem, nieżonaty, trochę dziwak, ale bardzo dobry i łagodny; często u nas
bywał, nas dzieci kochał serdecznie i lubił się z nami bawić. Tak to pamiętam! Widzę go.
Miałam ósmy rok, kiedy umarł. Drugiego stryja, Leona, nie znałam, wiem tylko, że był przy
sądzie w Samborze, a umarł przedwcześnie, osierocając żonę i trzy córki. Z ciotek dwie
tragiczne miały życie. Najstarsza, Tekla, ociemniała młodo — mówiono, że z nadmiernego
płaczu po stracie najdroższych osób. Druga, Ludwika miała łatwiejszą drogę życia. Młodo
wyszła zamąż za Wincentego Eminowicza i miała siedmioro dzieci.
Najmłodszą z rodzeństwa Antosię, benjaminka czule przez wszystkich ukochanego,
okropny spotkał los. Wybrany jej, Józef Żukowski, był oficerem w wojsku austrjackiem;
pobrać się nie mogli, bo wojskowi żeniąc się musieli składać wysoką kaucję, a żadne z nich,
nie mając majątku, złożyć jej nie mogło. Już nie wiem co im to nakoniec ułatwiło, ale
dopiero po 7 latach narzeczeństwa. Ile lat tęsknego wyczekiwania, tyle miesięcy szczęścia —
on nagle umiera a ona walczy z niewysłowioną boleścią, z rozpaczą, popada w me- lancholję,
prawie obłęd, i po paru tygodniach odbiera sobie życie. Nieszczęsna skoczyła z trzeciego
piętra. Wkrótce potem umarła matka.
Wszystkie te ciosy spotkały ojca mego jeszcze przed ożenieniem; po niem rozjaśnia się
jego życie, niestety niezbyt długo cieszył się swojem szczęściem, gdyż umarł w sile wieku.
Matka nasza, Julja, z domu Krauze, pochodziła z rodziny niemieckiej po ojcu, — ale
babka była Polka, z domu Jerzmanowska, ojciec jej i dziewięciu jej stryjów walczyło pod
Napoleonem, a jeden był głośnym dowódcą ułanów Jerzmanowskiego, którzy towarzyszyli
cesarzowi na wyspę Elbę. Rodzeństwa miała matka kilkoro, lecz i bracia i siostry dziećmi
wymarły, prócz jednego brata Jana, człowieka niezwykłych zdolności i wiedzy a przytem
pięknej powierzchności, dobrego i szlachetnego, ale o zbyt fantastycznym umyśle i zbyt
żywym temperamencie bez wytrwałości, co skrzywiło jego życie. Próbował pracy w
adwokaturze, i w innych zawodach, a skończył na guwernerce w domach magnatów
rosyjskich, Orłowów i i. Z powodu niestałego usposobienia nie ożenił się. Umarł samotny w
Montpellier, gdzie udał się dla poratowania zdrowia. Był znakomitym lingwistą; posiadał
dobrze języki: polski, francuski, niemiecki, łaciński, grecki, włoski, hiszpański rosyjski i
starohebrajski — o tych wiem z pewnością, a zdaje mi się że i angielski. Z mamą kochali się
czule i nas dzieci kochał bardzo, a my jego, choć widzieliśmy go tylko raz w życiu, przez
tydzień spędzając z nim święta Wielkanocne w Radziwiłłowie, gdzieśmy się zjechali, gdyż
wuj nie mógł przyjechać do Galicji, skompromitowany politycznie w r. 1848.
Ojciec nasz był człowiekiem, jakby dziś nazwano prostolinijnym. Żadnych wykręcań,
żadnych komplikacyj ani kontrowersyj z sobą samym. Natura szlachetna i czysta, prawość
nieskazitelna, gorący patrjotyzm, nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin