Bullen Fiona - Zraniona duma.pdf

(1417 KB) Pobierz
A Worthy Man
Bullen Fiona
Zraniona duma
Prolog
Twoje zaręczyny są zerwane? Tak po prostu? Chyba zupełnie oszalałaś, Helen. Powiedz, proszę, że to nieprawda. —
Pani Barrett, tęga i impulsywna, krążyła niecierpliwie po pokoju zaciskając nerwowo dłonie. Rumieniec wstydu
pokrył twarz Helen. Jej siostra, Elizabeth, zagryzła mocno usta, szczerze jej współczując.
Doktor Barrett, opanowany i wymagający człowiek, który zupełnie nie zauważałby własnej rodziny, gdyby to było
możliwe, rzucił swojej żonie pełne dezaprobaty spojrzenie znad gazety. Ciotka Sofia siedziała dotychczas wygodnie
na parapecie okna, skąd obserwowała psy bawiące się na podwórzu, czuwając, żeby teriery Punch i Judy nie
skrzywdziły jej małego kundla— Gertie. Teraz odwróciła się powoli, posłała zaniepokojone, pełne współczucia
spojrzenie swojej siostrzenicy.
Zimne promienie jesiennego słońca wpadały przez drzwi francuskie. Matka Helen wciąż krążyła po pokoju.
— Margaret, usiądź, proszę, i nie przerywaj Helen — powiedział ostro doktor Barrett odkładając gazetę ruchem,
który zdradzał wyraźne rozdrażnienie zachowaniem żony. Posłał wymuszony uśmiech w stronę starszej córki. —
Helen, wyjaśnij nam wszystko, proszę — dodał.
Elizabeth zastanawiała się, co Helen mogłaby powiedzieć, aby oddało to w pełni nieszczęście, które ją dotknęło.
Hugo Montford był zako-
chany w Helen od czasów ich dzieciństwa i długich wakacji letnich spędzanych wspólnie w Hiszpanii.
Letnie miesiące w Hiszpanii były pomysłem matki Mila— Celeste Rochford. Kiedy Barrettowie rozglądali się za
możliwością spędzenia taniego urlopu w ciepłym klimacie, zaproponowała im starą willę na Majorce, której
właścicielką była jej znajoma — Maria Luisa. Zapewniała ich, że willa stoi tuż nad brzegiem morza i zjeżdża tam na
wakacje wiele innych dzieci. Sama też zabierała swoją rodzinę i dzieci Montfor-dów na Majorkę, aby spędzić trochę
czasu z osiadłą tam na stałe siostrą— Piru. Mąż Piru był ciężko chory i prawie nie opuszczał posiadłości, pałacu
Bendinat położonego w pobliżu willi. Było więc nieuniknione, że wszyscy się tam spotkają. Taką miał przynajmniej
nadzieję doktor Barrett... — pomyślała Elizabeth i spojrzała na ojca podejrzliwie.
A więc dzieci z trzech rodzin — doktora ze starego probostwa, lorda z miejscowego dworu oraz młodzi
Montfordowie — znały się od dawna, bawiły się i rosły razem, a w przypadku Helen i Hugo — zakochały się w
sobie. Jak więc Helen uzasadni nieoczekiwane odejście Hugo? — zastanawiała się Elizabeth. Ona sama nie
potrafiłaby tego zrobić.
Helen starała się dzielnie sprostać pytaniom rodziców, rzucając słowa „jesteśmy nieodpowiedni", „niedopasowani",
podczas gdy usta jej matki otwierały się i zamykały ponownie, gdy padał na nią lodowaty wzrok męża. Czy Mil mógł
mieć coś wspólnego z rozpadem tego związku? — rozważała Elizabeth wbijając wzrok w ziemię.
George Milton Louis Penrith, który po niedawnej śmierci ojca został jedenastym wicehrabią Rochford z Hardres —
zwany przez przyjaciół Milem — stał się ostatnio aroganckim draniem. Elizabeth podejrzewała, że mógł mieć
wpływ na decyzje Hugo. Oczywiście nie świadczyłoby to najlepiej o wybrańcu Helen, że tak łatwo dał się zawrócić
zraz obranej drogi, ale Mil był jego najlepszym przyjacielem. Rodzice Hugo me żyli od wielu lat, Mil zatem stał się
dla niego prawdziwym autorytetem. Hugo ufał mu całkowicie.
Od tych rozmyślań oderwał ją donośny głos matki. — Nie, Edwardzie, nie będę dłużej milczała, czy ci się to podoba
czy me. Helen jest moją córką i mam prawo pytać ją, o co zechcę. — Pani Barrett odwróciła się gwałtownie w stronę
Helen, próbującej zachować resztki spokoju. — Powiedz mi tylko jedną rzecz, Helen. Tylko jedną. Czy to ty
zerwałaś te zaręczyny czy Hugo? — To, jak wszy-
8
scy wiedzieli, stanowiło sedno całej sprawy. Helen spojrzała błagalnie na Elizabeth.
— Hugo... — szepnęła Helen, czując pełne współczucia westchnienie Sofii. Sofia, ich niezamężna ciotka, wciąż
jeszcze pamiętała własne, nieszczęśliwie zerwane wiele lat temu, zaręczyny. Ponownie poczuła gorycz tamtego
rozstania. Czy Helen miała podzielić jej los? Elizabeth widziała to pytanie w wypełnionych łzami oczach Sofii.
Elizabeth westchnęła ponownie.
— Czy nie sądzicie, że Helen już i tak przeszła zbyt wiele? Powiedziała przecież, że zaręczyny zostały zerwane
przez... Hugo. Chyba nie ma nic więcej do dodania. — Elizabeth starała się, aby jej głos brzmiał pewnie, tak jak
powinien brzmieć głos profesjonalnej dziennikarki, za którą wszyscy ją uważali. Niestety, zabrzmiał prawie
płaczliwie. Tak właśnie działał na nią każdorazowy powrót do domu, w którym czuła się niepotrzebna i nie
doceniana przez rodziców. Ale Helen błagała ją, żeby przyjechała, i teraz liczyła na jej wsparcie. — Nie ma w tym
niczyjej winy, tak się po prostu złożyło — zakończyła Elizabeth niezbyt przekonująco. Helen posłała jej słaby,
zbolały uśmiech.
— Niczyja wina! Tak się złożyło! — Głos matki osiągnął poziom pisku i Sofia, widząc wyraz twarzy Helen,
próbowała uciszyć siostrę pełną dezaprobaty miną. Nic jednak nie było w stanie stłumić gniewu Margaret. — Być
może nie było niczyjej winy, gdy ty zerwałaś z tym żonatym mężczyzną, Lizzie. Ale twój związek od samego
początku był nieporozumieniem.
— Doskonale, mamo, wciągnij w to jeszcze Charliego, dlaczego nie? Może chciałabyś ponownie przedyskutować
sprawę jego wieku? A może jego atak serca? Lub też fakt, że powrócił do swojej żony? — zapytała sarkastycznie
Elizabeth.
— Nie chcę o tym rozmawiać. Cała ta sprawa jest po prostu niesmaczna. Na miły Bóg, przecież on ma już dobrze po
czterdziestce. Nie powiesz mi chyba, że jego atak serca był nagrodą za to, że porzucił dla ciebie swoją żonę?
— To nie było tak, mamo — wtrąciła gwałtownie Helen, widząc nagłą bladość twarzy swojej siostry. — Charlie
Stein opuścił swoją żonę na długo przed tym, zanim Lizzie zaczęła się z nim spotykać.
— Powiedziałam ci już, że nie chcę dyskutować na ten temat — pani Barrett całkowicie zignorowała słowa Helen,
tak jak zawsze ignorowała to, czego nie chciała słyszeć.
3
— Więc nie dyskutujmy o tym więcej! — warknęła Elizabeth. — Nie powiedziałaś o tym ani słowa, kiedy to się
rzeczywiście wydarzyło, a teraz, miesiąc później, chcesz tę sprawę wywlekać ponownie. Mamo, ja mam dwadzieścia
dziewięć lat! To moje życie i przeżyję je tak, jak uważam za słuszne. To samo dotyczy Helen.
— Wręcz przeciwnie. Już dawno zrezygnowałam z wywierania wpływu na twoje decyzje. Zawsze odrzucałaś każdą
szansę, jaką dawało ci życie, i zawsze byłaś tak upartym dzieckiem, jak tylko ty potrafisz. Ale Helen? — Pani Barrett
zwróciła się ku drugiej córce z oczami pełnymi łez. — Nie mogę uwierzyć, że pozwalasz na to, Helen. Dlaczego nie
walczysz o niego? Hugo to wspaniały partner dla ciebie. — Helen odwróciła się do okna zaciskając kurczowo dłonie.
— Przecież to bzdura, Margaret — Sofia patrzyła smutno na Helen. — To majątek Hugo sprawia, że uważasz go za
wspaniałego kandydata dla Helen. Zawsze liczyły się dla ciebie jego pieniądze, a nie on sam. — Sofia odzyskała
werwę, jak zawsze gdy rozpoczynała batalię ze swoją siostrą. Doktor Barrett jęknął.
— To nieprawda! — Margaret ruszyła po omacku w kierunku fotela, który stał w pobliżu wygaszonego kominka, i
usiadła w nim ciężko. — George Rochford byłby jeszcze lepszą partią, gdyby tylko Helen zechciała go zachęcić...
Ale nigdy jej do tego nie nakłaniałam. Pozwoliłam jej na samodzielny wybór i zgodziłam się na Hugo. — Margaret
starała się przedstawić siebie w jak najlepszym świetle, przybierając pozę pokrzywdzonej przez los. Sofia roześmiała
się.
— George albo jak nazywają go przyjaciele, Mil— rzuciła szelmowskie spojrzenie na siostrę — był jako młody
człowiek wplątany w jakiś skandal, o ile sobie przypominam. W coś, co zarówno ty, jak i Edward ostro potępialiście.
Pamiętam, że trzymaliście go z dala od dziewcząt. — Sofia, zadowolona z siebie, poprawiła długą spódnicę i ob-
serwowała wysiłki siostry, która próbowała znaleźć właściwą odpowiedź. Doktor Barrett wstał z krzesła i uderzając
niecierpliwie gazetą o nogę, spojrzał na nie z dezaprobatą.
— Nie znoszę, jak damy z towarzystwa zamieniają się w krzykliwe przekupki — powiedział. — To nie jest miłe.
Sądzę jednak, że w tym przypadku Sofia ma rację. Mil Rochford nie był, moim zdaniem, właściwym partnerem dla
Helen, czy też dla Lizzie, a co więcej, przez te wszystkie lata nie poprawił bynajmniej swojej reputacji. Byłoby
bardzo głupio z twojej strony, gdybyś chciała widzieć go jako męża którejś
4
z dziewcząt. Przez całe życie był bardzo rozrzutny i nawet teraz, gdy otrzymał spadek, nie sądzę, by majątek rodziny
przetrwał dłużej niż on sam. Tak naprawdę, z tego, co wiem, ta rodzina już teraz ma kłopoty... — przerwał,
odchrząknął, a później kontynuował takim samym, denerwującym otoczenie, spokojnym głosem.
— Ale to nie ma nic do rzeczy. Biedna Celeste ma wystarczająco dużo na głowie i bez tego — dodał. No tak, nie
powinniśmy zapominać o biednej Celeste — myślała Elizabeth obserwując ojca z chłodnym cynizmem. Może już
teraz zamierzał pobiec i sprawdzić, jak się czuje jego ulubiona pacjentka, potrzymać ją za rękę dodając otuchy.
Doktor Barrett odwrócił się i ruszył do drzwi, obserwując swoją starszą córkę. — Bardzo mi przykro, Helen —
powiedział. — Wszyscy jesteśmy bardzo zmartwieni tym, co się stało. Ale jestem pewien, że dziewczyna tak piękna
jak ty nie będzie długo samotna. — Wyszedł z pokoju pozostawiając wszystkich w ogromnym zdumieniu.
— Dobry Boże! — Elizabeth roześmiała się nagle, rozbawiona tą farsą. — ,.Doktor Głaz" zauważył, że ma piękną
córkę. To zupełnie niepodobne do niego.
— Nie wyśmiewaj się z ojca, Lizzie.,.Doktor Głaz"?! Skąd bierzesz takie określenia? — Ale Margaret wyczerpała
już całą swoją złość i jej wysiłki zniszczenia radości młodszej córki nie odniosły żadnego skutku. Elizabeth mogła
oczywiście wyjaśnić to matce. Mogła powiedzieć, że słyszała, jak mieszkańcy wioski plotkowali o doktorze, ale
rozmyśliła się. Zamiast tego przyglądała się z uwagą Helen.
Nie było najmniejszych wątpliwości, że nawet po przeżyciach, jakich doświadczyła, była wciąż najładniejszą istotą,
jaką Elizabeth kiedykolwiek spotkała. Ciemne, lśniące, czarne włosy, gładka skóra w kolorze kości słoniowej,
fiołkowe oczy, pełne wiśniowe usta — wszystko to składało się na wspaniały efekt. Jej sylwetka była smukła i pełna
wdzięku. Sposób bycia — pełen radości i pogody. A jednak Elizabeth po raz pierwszy słyszała, jak ojciec pochwalił
urodę swojej córki.
Czy powstrzymywał się od komplementów, gdyż uważał, że Helen może stać się zarozumiała? Czy też, tak
naprawdę, nie zauważał swojej rodziny? Cały czas spędzał na pocieszaniu niedawno owdowiałej Celeste Rochford i
na praktyce lekarskiej. Elizabeth uważała, że miał syndrom wszechmogącego Boga, co dosyć często zdarza się u
lekarzy, ale w przypadku jej ojca uwydatniało się szczególnie mocno. Westchnęła i pozbywszy się myśli o nim,
poświęciła się rozmyślaniom nad najbar
11
Zgłoś jeśli naruszono regulamin