JAMES FOLLETT
DIABELSKIE ULTIMATUM
PROLOG
I
Wojskowa eskorta na parkingu nie spodziewała się niczego.
Nagle wśród żołnierzy wybuchł granat z gazem paraliżującym.
Nie zdążyli jednak zobaczyć napastnika. Krztusili się i padali,
a wokół nich kłębił się trujący dym. Pracownicy i wieczorni goście
kawiarni „Westward Ho" leżeli nieprzytomni.
Atak uzbrojonego oddziału trwał zaledwie trzydzieści sekund.
Pół minuty w zupełności wystarcza na skuteczne zastosowanie
broni chemicznej. Kiedy rozprysnęły się granaty z gazem CIX,
kruche kapsułki poleciały we wszystkich kierunkach i wykonały
swoje zadanie w ciągu pięciu sekund. Dowódca eskorty, kapitan
Lotniczych Służb Specjalnych, starał się podejść do drzwi kawiarni
i ostrzec żołnierzy pilnujących oliwkowego, wojskowego transportera,
ale upadł, zanim zdążył wypowiedzieć choć jedno słowo.
Podoficer, sierżant Królewskiej Artylerii, próbował podnieść
i wyrzucić przez okno syczącą kapsułkę, lecz również stracił
przytomność.
Na podłodze leżała taca z kawą i potłuczone filiżanki. Panowała
cisza.
Do kawiarni weszli dwaj mężczyźni. Mieli na sobie kombinezony
ochronne i maski przeciwgazowe. Szli wśród oparów trującego
dymu, trzymając w rękach dymiące granatniki. Rozejrzeli się
niedbale. Wyższy z nich spojrzał na zegarek, a potem zerknął na
kieszonkowy komputer i wcisnął klawisz „enter".
— Jesteśmy spóźnieni o cztery sekundy. Przechodzimy do Fazy
Dwa — rozkazał. Głos wydobywający się spod maski był stłumiony
i niewyraźny.
Drugi mężczyzna podszedł do głównego przełącznika. Wiedział
dokładnie, co ma robić.
Światła w kawiarni trzy razy zapłonęły i zgasły. Wysoki mężczyzna
znów spojrzał na komputer. Musieli działać szybko. Co dwadzieścia
minut lotny oddział wojskowy nadawał przez radio zielony kod
bezpieczeństwa.
Na sygnał cysterna wjechała na parking i zatrzymała się koło
wojskowego transportera.
— Wszystko w porządku? — spytał kobiecy głos z szoferki.
Wysoki mężczyzna zdejmował brezent, przykrywający ładunek
w transporterze.
— Powiedz mu, żeby się pospieszył — rozkazał.
Kobieta wyszła z szoferki i wbiegła do kawiarni. Miała na
sobie również brązowy, spadochronowy kombinezon i maskę na
twarzy.
Niewielki dźwig, zaparkowany pod drzewami, ruszył nagle
i jechał w świetle księżyca przez parking ku wysokiemu męż-
czyźnie, który stał na transporterze i rękami kierował wysięg-
nikiem.
— Otwórzcie cysternę! — krzyknął.
Zachowywał się jak żołnierz, przyzwyczajony do wydawania
rozkazów i bezwarunkowego posłuszeństwa podwładnych.
Z kawiarni wybiegła kobieta z zamaskowanym mężczyzną.
— Pomóżcie mu — rozkazał wysoki mężczyzna, wskazując
operatora dźwigu. Znów spojrzał na komputer.
— Zostało wam pięć minut. — Na głowie miał słuchawki,
podłączone do przenośnego odbiornika AR 1000. Urządzenie
nastawione było na odbiór wszystkich kanałów Wydziału C policji
z Thames Valley. W tym samym czasie policja zajmowała się
poważnym wypadkiem drogowym na szosie M 4. Na razie wszystko
przebiegało zgodnie z planem.
Potrwało to trochę dłużej niż pięć minut, ale w końcu załadowano
pierwszą cysternę i zatrzaśnięto pokrywę. Kobieta uruchomiła
silnik. Cysterna odjechała i zatarasowała wjazd na parking.
Skaner odebrał jakiś sygnał. Wysoki mężczyzna sprawdził
częstotliwość — mgH 451.475.
— Na miłość boską, ruszcie się! — syknął. — W pobliżu jest
jakaś jednostka, która nadaje na kanale trzynastym.
Pracowali dalej w milczeniu. Wcześniej dokładnie zaplanowali
i przećwiczyli każdy ruch. W końcu załadowali drugą cysternę.
Pierwszy odzyskał przytomność kapitan, dowodzący eskortą.
Czuł się tak, jak gdyby coś ciężkiego spadło mu na głowę.
Chwiejnym krokiem wyszedł z kawiarni. Wojskowy transporter
i samochody eskorty stały wciąż na parkingu. Pomiędzy nimi leżeli
żołnierze. Na ziemi walał się brezent. Ani śladu ładunku. Broń
z demobilu, transportowana do Królewskich Zakładów Artyleryjskich,
miała zostać rozbrojona i oddana na złom. Mimo to była niezwykle
niebezpieczna.
Transporter przewoził dwie rakiety ziemia—ziemia typu Honest
John.
NIEDZIELA
1
Dokładnie o 08:34 czarny służbowy rover 800 generała Conrada
Pyne'a zatrzymał się przed brzydką, żelazną barierą, zagradzającą
wjazd na Downing Street. Generał siedział nieruchomo, ledwo
odpowiadając na grzeczny salut policjantów sprawdzających
dokumenty kierowcy.
Nastąpiła trzyminutowa zwłoka, kiedy pod samochód wsuwano
lustro na rolkach i przyrząd do wykrywania materiałów wybuchowych.
Nawet w upalne, niedzielne popołudnie na chodniku pełno było gapiów i turystów, mających nadzieję, że ujrzą którąś ze znanych osobistości. Ludzie pochylali głowy i starali się coś dostrzec przez ciemne szyby samochodu. Kiedy kapral Ian Gamet wjechał na Downing Street, japońscy turyści jak na komendę zwolnili migawki aparatów fotograficznych. Kierowca zachował się nietypowo; zamiast od razu wysadzić pasażera, zawrócił samochód w wąskiej uliczce i zaparkował przy krawężniku. Proporczyki Królewskiego Korpusu Artylerii zwisały posępnie, jak gdyby one również nie mogły znieść upału.
Oficer dyżurny otworzył drzwi samochodu. Pyne ani drgnął.
Policjant właśnie zamierzał się odezwać, kiedy napotkał twarde spojrzenie szarych oczu.
Pyne wręczył mu kopertę lotniczą.
— Proszę dopilnować, żeby list traf ił do rąk sekretarza pana premiera — rozkazał.
Generał zatrzasnął drzwi i poklepał Gameta po ramieniu. Duży
samochód ruszył i odjechał szybko ku zdziwieniu policjantów,
którym powiedziano, że wizyta Pyne'a potrwa przynajmniej piętnaście
lub dwadzieścia minut.
- Załatwione.
- Ultimatum zostało doręczone.
Pyne odetchnął z ulgą. Usadowił się wygodni© w fotelu i rzucił
okiem na zegarek.
- 8:40. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Na razie...
Spojrzał za siebie przez tylną szybę. Jeden z policjantów
obserwował samochód, a drugi mówił coś do krótkofalówki. Pyne
wyobraził sobie scenę, rozgrywającą się za czarnymi drzwiami
budynku na Downing Street
Dzięki temu, że przyjechał służbowym samochodem, list trafi bezpośrednio do rak Simpsona, a nie do biura pocztowego. Lekka koperta, zawierająca pojedynczą kartkę maszynopisu, nie wzbudzi żadnych podejrzeń. Simpson dowie się, kto dostarczył list. Teraz właśnie najprawdopodobniej go otwiera.
Kapral Gamet spojrzał na nieruchome wskazówki Big Bena,
skręcając na most Westminsterski. Pyne dostrzegł we wstecznym
lusterku brzydką bliznę na policzku Gameta. Szrama przypominała
krzywą bruzdę, wykopaną przez pijanego rolnika. Pamiątka po kuli,
z czasów, kiedy Gamet służył w Irlandii Północnej.
— Wciąż wskazują wpół do trzeciej, sir.
Pyne nie odpowiedział. Kilku strajkujących robotników osiągnęło
więcej niż bomby w czasie ostatniej wojny. Nieruchome wskazówki
były symbolem anarchii, która ogarnęła cały kraj. Szkoły pracowały
trzy dni w tygodniu, często wstrzymywano dostawy wody i prądu,
nieczystości płynęły po ulicach, a rząd nie umiał sobie poradzić ze
związkami zawodowymi, gdyż każda próba działania napotykała na
sprzeciw sprywatyzowanych zakładów komunalnych.
W latach osiemdziesiątych wysokie bezrobocie i restrykcyjne
ustawodawstwo złamało potęgę związków zawodowych. Jednakże
po upadku konserwatywnego rządu wiele związków zawodowych
odzyskało dawne wpływy, przenosząc kwatery główne do Holandii
i Belgii, gdzie znajdowały się poza bezpośrednią jurysdykcją
brytyjskich sądów. Faksy i międzynarodowe transfery kredytowe
podkopały pozycję rządu. Dodatkowe problemy stwarzały liczne
agresywne stowarzyszenia: pacjentów, użytkowników telefonów,
Zielonych Bojowników, przeciwników podatku pogłównego. Jeszcze
bardziej niepokojąca była fala fundamentalistycznych ruchów
muzułmańskich, które domagały się utworzenia w całym Zjednoczonym Królestwie muzułmańskich samodzielnych enklaw — czyli po prostu państw w państwie.
08:43. Rover przejeżdżał przez most Westminsterski, oddalając
się od stosu gnijących śmieci na Trafalgar Square, pilnowanego
przez tysiące strajkujących.
Kapral Gamet zwolnił, mijając demonstrantów. Protestujący trzymali transparenty w taki sposób, że trudno było przeczytać, co jest na nich napisane. Pyne dostrzegał tylko pojedyncze słowa, kiedy maszerujący ludzie kiwali się i śpiewali.
„INFLACJA... CENY ŻYWNOŚCI... POGŁÓWNE... OSZCZĘ-
DZIMY MILIARDY NA ZBROJENIACH..."
To ostatnie hasło przykuło uwagę Pyne'a. Przyglądał się uważnie
demonstrantom z okna samochodu. Wyglądali na przyzwoitych
urzędników należących do klasy średniej, z żonami i dziećmi — nie
byli to ludzie, którzy w normalnej sytuacji wyszliby na ulice. Jedna
z kobiet niosła flagę Wspólnoty Europejskiej. Na widok samochodu
Pyne'a pomachała z gniewem gwiaździstym sztandarem.
Znów poczuł, że ogarnia go napięcie. Zamknął oczy i wyobraził
sobie, co się dzieje na Downing Street. Simpson zdążył już przeczytać list. Być może sięga właśnie po słuchawkę, żeby zatelefonować do premiera. Nie. Simpson jest zbyt ostrożny.
Najpierw zadzwoni na policję i upewni się, że to rzeczywiście Pyne
przekazał ultimatum.
Od godziny 10:30 dzisiejszego dnia elektrownia atomowa Vulcan
Hall na Canvey Island znajduje się pod kontrolą utworzonego
niedawno Komitetu do spraw Kontrolowania Polityki Zjednoczonego
Królestwa. Założyliśmy to ugrupowanie, aby doradzać i koordynować
działania rządu Jej Królewskiej Mości.
Wkrótce dowiecie się, jak zamierzamy realizować te cele i poznacie nasze długofalowe i doraźne plany. Na razie oświadczamy tylko, że posiadamy dwa pociski balistyczne ziemia—ziemia, typu MGR—IB Honest John, a także dużą ilość sprzętu, dostarczonego Jednostce Obrony Platform Wiertniczych, którą od dzisiaj dowodzimy. Jedna z rakiet jest wycelowana w londyński East End i każda próba udaremnienia operacji na Canvey Island zakończy się natychmiastowym odpaleniem
pocisku.
Niniejsze ultimatum nie powinno zostać podane do wiadomości
publicznej, dopóki parlament i królowa nie zaakceptują naszych
warunków.
W ultimatum były pewne żądania, o których Keller nie wiedział. Pyne zmarszczył brwi. Trzy miesiące temu, w czasie ataku na kawiarnię „Westward Ho", spisał się dobrze. Bez zastrzeżeń słuchał rozkazów i zawsze okazywał Pyne'owi szacunek. Jednakże coś w tym człowieku budziło niepokój generała. Kiedy planowali akcję, zachowywał się bardzo grzecznie, nigdy się nie uśmiechał i upierał się, że tylko skrajnie radykalne środki wydobędą kraj z chaosu. Chcąc uspokoić Kellera, Pyne przekazał mu inną wersję ultimatum. Nie podobało mu się to.
Sukces operacji zależał przecież od wzajemnego zaufania pomiędzy czterema członkami grupy. Gdyby Pyne miał czas, poszukałby człowieka, który mógłby zastąpić Kellera. Nie było jednak nikogo takiego. Keller odpowiadał za instalację pojemników na odpady radioaktywne w elektrowni atomowej Vulcan Hall. Wiedział dokładnie, gdzie należy umieścić materiały wybuchowe i jak unieruchomić dwa chłodzone gazem reaktory.
Na razie trzeba będzie tolerować Kellera.
Pyne siedział wygodnie w fotelu, kiedy rover pędził spokojnymi ulicami. Od czasu do czasu zauważał kłęby dymu.
To właściciele domów starali się pozbyć śmieci, ignorując przepisy o zanieczyszczaniu powietrza. Na wszystkich skrzyżowaniach światła posłusznie zmieniały się na zielone, dzięki sonicznemu promieniowi z transmitera, ukrytego pod atrapą samochodu. To pożyteczne urządzenie zainstalowano we wszystkich służbowych wozach, używanych przez ministrów i wysokich urzędników.
O 08:55 samochód przejeżdżał koło Woolwich, a o 09:00 ubrani po cywilnemu policjanci przepuścili go przez ozdobną bramę Królewskiej Szkoły Artylerii. Wartownicy w odświętnych mundurach sprawdzili dokumenty i zasalutowali Pyne'owi, podnosząc stalową barierę. Pyne nigdy nie nosił munduru, ale zawsze mu salutowano.
Generał szedł po gęstym, przystrzyżonym trawniku, a za nim
niosąc teczkę podążał kapral Gamet. Ktoś wytarł rosę z helikoptera
Westland Scout, który błyszczał teraz w porannym słońcu. Był to
ostatni Scout na wyposażeniu armii. Pyne musiał stoczyć kilka
potyczek z wydziałem zaopatrzenia, zanim pozwolono mu zatrzymać
maszynę. Zauważył rysę na pleksiglasowej szybie — najwyraźniej
ktoś obchodził się nieostrożnie z ostrą ścierką. Stłumił irytację.
Czy to ma jeszcze jakieś znaczenie?
— Wracamy do Weybridge, sir? — spytał Gamet, otwierając drzwi Scouta.
Pyne pokręcił głową.
— Sam polecę, kapralu. Nie wylatałem w tym roku zbyt wielu
godzin. Powinienem być na bieżąco.
— Tak jest, sir. — Gamet przytrzymał drzwi, kiedy generał
siadał na fotelu pilota. Pyne nie przyjął podawanej mu teczki.
— Już tego nie potrzebuję, kapralu.
Gamet miał niepewną minę.
-- Mam lecieć z panem, sir?
-- Nie. Zabierz samochód z powrotem do bazy. Powiedz, że nie
będzie mi już potrzebny. — Pyne nie patrzył w oczy podoficera.
Brzydka blizna wydawała się błyszczeć w ostrym słońcu. — Gamet,
czy zrobisz coś dla mnie?
— Sir?
— To nie jest rozkaz. Nie mogę już wydawać ci rozkazów. Chcę
prosić o przysługę.
— Nie rozumiem, sir.
...
CHOMIKOWARNIA.PL