4835.txt

(20 KB) Pobierz
Artur D�ugosz

Gdzie B�g m�wi �egnaj

"od samego Pocz�tku by�o tylko Jedno,
Pytanie, kt�rego nikt poprawnie nie sformu�owa�,
Odpowied�, kt�ra nigdy nie pad�a z ust Pytanego"
S�owa Upomnienia
PROLOG
rys. �ukasz Matuszek
Tu� po zmroku przyfrun�y ptaszyska. T�gie, brzuchate bestie ml�ce bezlito�nie z furkotem powietrze uko�ysane do 
monotonnej, wieczornej agonii. Z trudem usiad�y na ziemi�, a wtedy z ich wn�trz wype�z�y sznury postaci, jak larwy, w 
swych metalizuj�cych, po�yskuj�cych kokonach. Mimo, �e nieliczne, to bez wi�kszych trudno�ci zagoni�y lub 
wci�gn�y si�� przera�onych mieszka�c�w wioski do �rodka ptak�w.
Potem cielska ptak�w kolejno oderwa�y si� od ziemi, a kiedy trzepot wirnik�w ucich� zupe�nie, Nan'g wyszed� ze swej 
kryj�wki. G�szcz dzikich zaro�li nie chcia� go chroni�; ciernie rani�y bole�nie wychudzone, drobne cia�o przez ca�y 
czas, ale ch�opiec potrafi� opanowa� b�l. Ostro�nie, obawiaj�c si� ka�dego gwa�townego ruchu, Nan'g wszed� w kr�g 
�wiat�a, jaki tworzy�o rozpalone przez wie�niak�w ognisko s�u��ce zlokalizowaniu wioski przez �mig�owce.
Mimo opustosza�ej wioski ch�opiec nie odczuwa� samotno�ci. Ta�cz�ce spontanicznie j�zory ognia towarzyszy�y jego 
my�lom, a nawet ch�tnie podejmowa�y rozmow�, kiedy niepewnie szepta� w ogie�. Zgadza�y si� zupe�nie z jego 
decyzj�, przekazuj�c mu sw� aprobat� ka�dym uk�adem swych linii, i, jak dobry nauczyciel, starannie ukrywa�y 
jakiekolwiek pochwa�y nale��ce si� tak ma�emu ch�opcu za tak rozs�dne podej�cie do sprawy. Na koniec doda�y mu 
otuchy gor�tszym li�ni�ciem.
Nan'g kolejny raz nie zawi�d� si� na ogniu.
Uczucie g�odu zadomowi�o si� w ch�opcu na dobre. Przesi�k�o ca�e jego jestestwo, nie zostawiaj�c nawet skrawka 
zdolnego zarejestrowa� to uczucie, powiadomi� o tym fakcie odpowiednie organy, zaalarmowa�. Zdawa� sobie spraw�, 
ze od dawna nic nie jad�, ale �wiadomo�� tego w �aden spos�b nie wp�ywa�a na jego post�powanie. To, czego 
zamierza� dokona� wymaga�o od niego po�wiecenia.
Nan'g po�egna� si� z ogniem i ruszy� coraz bardziej kr�t�, zanikaj�c� miejscami, �cie�k� prowadz�c� wy�ej, w g�ry. 
Sprawnie pokonywa� kolejne etapy w�dr�wki, mimo zalegaj�cych g�sto ciemno�ci. Rozmowa z ogniem nadal 
rozbrzmiewa�a w jego g�owie.
Pierwsi odeszli rodzice. Przebudzeni Bogowie Przodk�w, spragnieni krwi ofiar po setkach lat snu, w�a�nie ich obrali 
sobie na pocz�tek. Pokryli cia�a matki i ojca ropiej�cymi, gnij�cymi �ladami swych dotyk�w, wy�cielili sobie nimi swe 
ziemskie legowiska. To by�o pierwsze upomnienie skierowane do tych, kt�rzy z zapa�em sk�adali ho�d Bogowi 
Przybysz�w. Jego kap�an robi�, co m�g�, ale b�g, kt�remu s�u�y�, by� bezsilny wobec tych, kt�rzy byli prawowitymi 
w�adcami tych ziem i dusz. Przegrywa�, a wioska pustosza�a z tygodnia na tydzie�, z dnia na dzie�. Okrucie�stwo 
Bog�w Przodk�w by�o ich cech� immanentn�, lecz niegdy� wystarczaj�c� ofiar� by�a posoka wrog�w, je�c�w 
wzi�tych do niewoli �wiadomych swej roli od chwili pojmania. Tym razem by�o inaczej - zbierali �niwo w�r�d 
potomk�w swych by�ych wyznawc�w. Zmursza�e i rozsypuj�ce si� o�tarze by�y zbyteczne. Bogowie Przodk�w 
przerwali d�ugi okres oczekiwania na okazanie im nale�nego szacunku i sami si�gn�li po nale�n� im ofiar�. Ludzie 
umierali w swych domach, obok bliskich, podczas snu. G��d i kara Bog�w Przodk�w musia�y by� wielkie; nie 
przebierali - karali swymi �miertelnymi obj�ciami tak�e swych zagorza�ych wyznawc�w, ca�e rodziny, kt�re przez 
pokolenia piel�gnowa�y kult i pami�� o ich pot�dze.
Tak, jak Takao, r�wie�nik Nan'ga. Byli sobie bli�si ni� bracia, bardziej oddani, po��czeni nigdy nie zawartym 
przymierzem. Wsp�lnie, bez wiedzy kogokolwiek z wioski, poszli spyta� si� Bog�w Przodk�w, dlaczego odbieraj� im 
najbli�szych. Ale pytanie pozosta�o bez odpowiedzi. Potem Takao odszed�. Nan'g by� pewien, �e to tylko duch 
przyjaciela opu�ci� tymczasowo sw� cielesn� pow�ok�. Trwa� przy nim dniami i nocami, a� doro�li, zainteresowani 
sierot�, zastali ma�ego, p�acz�cego ch�opca przytulonego do rozk�adaj�cego si�, woniej�cego cia�a.
Kap�an Boga Przybysz�w wr�ci� kilka dni p�niej. M�wi� niezrozumia�e rzeczy, namawia� do opuszczenia wioski, jak 
najszybciej i przeniesienia si�, jak najdalej. Na pytanie, czy to ucieczka przed Bogami Przodk�w zaprzecza� i 
zapewnia�, �e tam, dok�d si� udadz�, nie dotknie ich nic z�ego. Nikt ju� mu nie ufa�, jego b�g przegra�. Kto� podni�s� 
kamie� i rzuci�. Kap�an trafiony upad� na kolana i wykrzykuj�c sw� mi�o�� do nich, namawia� do ucieczki z tego 
miejsca...
Resztki zachowanego instynktu poinformowa�y go o dotarciu na miejsce. Wyczu� d�o�mi g�adki, dobrze znajomy pie� 
drzewa. Na moment przywar� do niego mocniej, by zaraz rozpocz�� wspinaczk�. Nim osi�gn�� platform� - kilka desek 
prowizorycznie umocowanych do konar�w - spostrzeg�, �e �apczywie chwyta powietrze, dlatego b�d�c ju� na g�rze 
usiad� wygodnie i zaczeka�, a� si� uspokoi.
N� by� na swoim miejscu, tam gdzie go zostawi�. Zda� sobie spraw�, jak bardzo obawia� si� jego straty, cho� nie mia� 
ku temu powod�w; jedynie Takao zna� to miejsce. N� by� jedyn� pami�tk�, jaka pozosta�a mu po rodzicach. Otrzyma� 
go od ojca, kiedy sko�czy� pierwsze pi�� lat. Pog�adzi� solidn� r�koje��, zakrzywione koli�cie ostrze.
Teraz p�jdzie spyta� Bog�w po raz drugi.
Zwinnie zsun�� si� z drzewa zeskakuj�c z najni�szej ga��zi wprost na ziemi�. Poczu� cisn�cy b�l pod klatk� piersiow�, 
a przed oczyma zata�czy�a mu kaskada bia�ych ciem; g��d ostrzeg� go, �e d�u�ej nie b�dzie ju� taki tolerancyjny. 
Zacz�� biec na tyle szybko, na ile by�o go jeszcze sta�. Mia� wiele do zrobienia.
Zna� okolice na wylot, tote� bez trudu odnalaz� w ciemno�ciach br�d, potem jar, wreszcie rozleg�� r�wnin� otoczon� 
szpikulcami ska�, b�d�c� siedziba Bog�w Przodk�w. Tam zatrzyma� si�, postanowi� po raz ostatni poradzi� si� ognia. 
Skrzesa� iskry, a kiedy wysuszona ca�odziennym s�o�cem trawa zaj�a si�, dorzuci� zaledwie kilka ga��zi; tyle, aby 
zd��y� przeprowadzi� kr�tk� rozmow�.
Nagle ogie�, zamiast m�wi�, wybrzuszy� si�, drgn�� spazmatycznie i buchn�� wprost na ch�opca. Jego dotyki nie by�y 
przyjazne, zapiek�y i Nan'g odczo�ga� si� do ty�u. Spojrza� na siebie; w miejscach, gdzie ogie� lizn�� go pozostawi� 
rany; d�ugie, p�czniej�ce grzbiety czerwieni. Bola�y.
Przywiod�em go tutaj, my�la� ch�opiec, uwa�aj�c, �e zabieram ze sob� przyjaciela, nie podejrzewaj�c nawet, �e tak 
naprawd�, jestem zupe�nie sam.
Ogie� j�cza� i sycza�, wi� si� i eksplodowa�, obejmowa� capierzastymi ramionami coraz to nowe obszary, zmienia� 
barwy pod��aj�c ku ch�opcu.
Nan'g patrzy�, jak ogie� go zdradza.
A potem zacz�� biec. I krzycze�. W histerycznym wrzasku d�awi� si�, �ka�, potyka�, przewraca�, podnosi� i znowu bieg� 
dalej. Ba� si�. Po raz pierwszy w �yciu ba� si� ognia, i po raz pierwszy ba� si� ziemi. K�tem oka dostrzega� w p�dzie 
z�owrogie, mroczne macki, jakie wychyla�y si� z jej wn�trza, �akomie omiataj�ce przestrze� w poszukiwaniu jego 
drobnego cia�a.
Bieg� i bieg�, przebiera� nogami szybciej ni� zdawa� sobie z tego spraw�, a� poczu� w p�ucach �ar.
I bieg� jeszcze dalej. Dalej, dalej...
Niespodziewanie uderzy� w jak�� przeszkod� i odbi� si� od niej. Upad�, a wtedy co� chwyci�o go i podnios�o do g�ry. 
Szarpn�� si�, ale uchwyt by� mocny. Uni�s� spojrzenie. Ujrza� twarz cz�owieka.
NEGOCJATOR
Stos sta� bezu�yteczny.
Na pierwszym planie on; archaiczna konstrukcja o upiornej,
z�owr�bnej sylwetce, a w dali rozmazany kontur niebotycznego budynku, szczytu osi�gni�� wsp�czesnej 
architektury. Obraz p�ynnie wyostrzy� drugorz�dny plan; budowla zaskakiwa�a z�o�ono�ci� i precyzyjnym 
wyko�czeniem detali, mo�liwy te� sta� si� do odczytania umieszczony na nim napis "Federacja Unollne" i pod spodem 
"Gmach Jedno�ci".
Po chwili obraz powr�ci� do stosu, zatrzyma� si� na nim i z wahaniem, jakby operator nie do ko�ca by� pewny decyzji, 
zrobi� najazd na dw�ch m�czyzn stoj�cych nieopodal niego. Ni�szy, starszy i drobny, o zasuszonej, ��tej cerze, mia� 
na sobie jedynie br�zowy, zgrzebny w�r, a z jego sko�nych oczu bi�a demonstracja �ycia i �wiadectwo cierpienia, jakie 
daje si� zaobserwowa� u niedosz�ych skaza�c�w, kt�rym w�a�nie odczytano uniewinniaj�cy wyrok. Drugi cz�owiek by� 
znacznie m�odszy, do�� wysoki, ubrany lu�no, lecz ze smakiem, za� jego dziwne, nieobecne spojrzenie b��dzi�o gdzie� 
nad obiektywem kamery.
Obraz zamigota�, nast�pi�o ci�cie, a potem ukaza� ju� demonta� stosu ca�opalenia.
Projekcja dobieg�a ko�ca. Ekran zmar� cicho, a na suficie rozb�yska�y pojedynczo �wiat�a. W mikroskopijnej sali, 
wype�nionej kilkunastoma fotelami, tylko dwa by�y zaj�te. Starszy, szpakowaty m�czyzna o poci�g�ej twarzy z 
namaszczeniem przygotowywa� do zapalenia cygaro. Drug� osob� by� m�ody cz�owiek z ostatnich kadr�w filmu.
- Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazuj� na to Fich - odezwa� si� Viaz Siegersky, z zadowoleniem wk�adaj�c cygaro 
do ust - �e przy wyborze agent�w b�d� musia� zwraca� uwag�, przede wszystkim, na ich aparycj�... - u�miechn�� si� 
kr�c�c z dezaprobat� g�ow�. - W interesie przecie� nas wszystkich jest, aby SoulPeace wzbudza�a zaufanie i pewno��. 
A co innego, jak nie media w�a�nie, nam to zapewni� - zako�czy� z sarkazmem puszczaj�c kilka z rz�du zgrabnych, 
brunatnoszarych k�ek dymu.
Nan'gnerry Fich nie oderwa� wzrok od ekranu. Wci�� wpatrywa� si� w ciemny ju� teraz prostok�t, prze�ywaj�c raz 
jeszcze wydarzenia ostatnich dni. Wspomnienie orze�wiaj�cego prysznicu, jaki by�o mu dane zasmakowa� tu� przed 
tym spotkaniem, ulatywa�o z jego cia�a i umys�u bezpowrotnie, ust�puj�c miejsca leniwemu ciep�u, panosz�cemu si� 
coraz pewniej wraz z ka�dym kolejnym �ykiem ciep�ej kawy. R�wnie� nag�a energia wzbudzona satysfakcj� p�yn�c� z 
pomy�lnego zako�czenia sprawy - czego pe�na �wiadomo�� pojawi�a si� dopiero tutaj, na tej sali r�wnocze�nie z 
pierwszymi sekundami filmu - ulega�a nawarstwionemu w ostatnim czasie napi�ciu, wybuchaj�c raz po r...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin