MICHALKIEWICZ - POSTAWA SŁUŻEBNA.doc

(37 KB) Pobierz
Stanisław Michalkiewicz: Postawa służebna

Stanisław Michalkiewicz: Postawa służebna               2005-02-19 (12:11) Najwyższy Czas!              


              Nareszcie „Gazeta Wyborcza” znalazła właściwe sobie zastosowanie. Po pojawieniu się „listy Wildsteina” zajęła postawę służebną, z której w swoim czasie zasłynął Tadeusz Mazowiecki. Służy mianowicie do podcierania oczu i to nie tylko dawnym konfidentom, ale również bohaterom podziemia. Bowiem nawet taki twardziel, jak Bogdan Borusewicz, kiedy widzi konfidenta „Rejtana”, co to przyszedł do niego po słowa przebaczenia, przecież nie wytrzymuje napięcia „kuli się i zaczyna szlochać”. Aż strach pomyśleć, co mogłoby stać się dalej, gdyby na miejscu nie było przedstawicieli „Gazety”. Zaraz podtarli mu łzy i dzięki temu wszystko zakończyło się, jeśli nawet nie wesołym oberkiem, to przecież dobrą radą, żeby „Rejtan” jak najszybciej przedstawił własną wersję dzieciom, zanim od kogoś innego usłyszą wersję prawdziwą. To właśnie jest najważniejsze; prekursorem tej metody była Małgorzata Niezabitowska, drukując w „Rzeczpospolitej” wzruszający artykuł „Prawdy jak chleba”, no ale miała pecha, bo przezorny gen. Kiszczak porobił mikrofilmy, zanim niektóre teczki wydał na spalenie. Po tym wszystkim zrozumieliśmy, że pan red. Michnik, nazywając gen. Kiszczaka „człowiekiem honoru” nie tyle stwierdzał fakt, co pytał: kim pan jest, generale Kiszczak? Czy człowiekiem honoru? Ale jak przestrzega poeta: „ten się błaźni, co policjanta zaufa przyjaźni”, a cóż dopiero takiego oberpolicmajstra, jak generał? Toteż red. Michnik powrócił do kraju, najwyraźniej zaniepokojony, że teczkami zajęły się osoby nieprzeszkolone: jakiś Warzecha, Jerzyna, Perzyna - i Semka. Co red. Michnik ma przeciwko Semce - czyżby za granicą zaraził się antysem(k)ityzmem? Więc kiedy okazało się, że „Gazeta” znakomicie nadaje się do podcierania łez, dwie siostry miłosierdzia, panie Anna Bikont i Joanna Szczęsna, ruszyły w Polskę, by już podcierać ludzi z listy hurtowo. Każdy z nich puszcza wzruszającą wersję, w której widać jak na dłoni, że po prostu przechytrzali głupich ubeków na wyścigi, więc tamci umieścili ich w ewidencji przez złość i zemstę. Skoro tak, to po co w ogóle do tych teczek zaglądać? Jasne, że nie ma po co i Konstanty Gebert daje do zrozumienia, że najlepszym sposobem wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji jest zachowanie wyniosłego milczenia. Ludzie z listy będą teraz wyniośle milczeli, a „Gazeta Wyborcza” nie tylko podetrze im łzy, ale wszystkich tych „Warzechów, Jerzynów, Perzynów” i innych gojów, a nawet i Semków zwyczajnie przytłoczy autorytetem i rozsmaruje na podłodze. Na tym w końcu polega organizatorska funkcja prasy, tego przecież uczył Lenin, a nawet Leszek Kołakowski, zanim jeszcze nie popadł w religianctwo.

              Skoro tedy na odcinku propagandowym sprawa jako tako została wstępnie opanowana, to wypadało też pomyśleć i o odcinku politycznym. Tu sprawa jest bardziej skomplikowana z tego przede wszystkim względu, że w tym sezonie jest rozkaz, by społeczeństwo odwróciło się od partii politycznych ku działaczom bezpartyjnym. Działaczy bezpartyjnych ci u nas dostatek, ale chodzi przecież nie tylko o to, by to byli towarzysze bezpartyjni, ale i sprawdzeni w różnych sytuacjach. Tym właśnie tłumaczę sobie reaktywację mumii Tadeusza Mazowieckiego, można powiedzieć - prekursora „postawy służebnej”, którą potrafił z wdziękiem prezentować podczas wszystkich „etapów” PRL. Pan Mazowiecki już oświadczył się był przeciwko lustracji, zwłaszcza „dzikiej”, więc można znowu rzucić go na odcinek polityczny z pełnym zaufaniem, że obok prof. Belki, prof. Hausnera, Marka Borowskiego, Andrzeja Olechowskiego, a być może również Dariusza Rosatiego, własną piersią ochroni nie tylko wszystkie fałszywe legendy i mity założycielskie III Rzeczypospolitej, ale zapewni następne 15 lat dobrego fartu. W obliczu takiej perspektywy ożywił się szalenie prof. Marian Filar z Torunia. Na tamtejszym uniwersytecie, który zdaje się musi być niezłym parkiem jurajskim, powstała już komisja wystawiająca certyfikaty moralności, taka sama, jaką dla KUL-u wyznaczył Jego Ekscelencja. Toteż prof. Filar powiada, że podział na komuchów i antykomuchów nie ma już sensu. Ano, skoro wszyscy są na liście - to rzeczywiście. „Stalin wszystkich bojów naszą chwałą, Stalin to młodości naszej brat...!”. To znaczy - oczywiście nie żaden Stalin, uchowaj Boże! Apage! Co by na to powiedziała w Waszyngtonie Kondoliza. Młodości naszej drugiej patronują zombie w kopalnej postaci Tadeusza Mazowieckiego, który w ramach słynnej postawy służebnej podżyruje czek bez pokrycia Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, żeby po 50 latach od bolesnego zerwania wreszcie doszedł do skutku historyczny kompromis „Chamów” z „Żydami”.

              Ale, jak uczył Lenin, przecież nie Tadeusz Mazowiecki, nie Marek Borowski, nie Marek Belka, nie „charyzmatyczny” Jerzy Buzek ani nawet nie Andrzej Olechowski z „wywiadu gospodarczego” decyduje o sile partii, jaka by ona była - czy centrolewicowa, czy nawet centroprawicowa. O sile partii, owszem, decydują kadry, ale w tym właśnie mylił się Stalin, że myślał, iż „o wszystkim”. Tymczasem Lenin uczył, że „o wszystkim”, a więc i o sile partii decyduje więź z masami. Jak partia utrzymuje więź z masami, to wszystko jest w jak najlepszym porządku, Jak tylko traci więź z masami, to zaraz zaczynają się kłopoty. A zatem, czy inicjatywa partii centroprawicowolewicowej z udziałem Janusza Steinhofa, Tadeusza Mazowieckiego i Unii Wolności nie mogłaby nawiązać więzi z masami? Gdybym był consigliore prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, to bym doradzał jedno: Krzyknąć - LUSTRACJE ZATRZYMAM! Jestem pewien, że już następnego dnia centroprawicowolewicowa partia prezydenta Kwaśniewskiego miałaby milion gorliwych członków, a pozostałe 200 tysięcy z listy dołączyłoby w najbliższym tygodniu. Wsparcie medialne zapewniłaby „Gazeta Wyborcza”, bo w przeciwnym razie po co red. Michnik wracałby z ciepłych krajów? Nie tylko podcierałaby łzy, nie tylko podziwiała heroizm wzgardliwego milczenia Konstantego Geberta, ale wszystkim „Warzechom, Jerzynom, Perzynom” i innym gojom pokazałaby ruski miesiąc. Masy zobaczyłyby wreszcie, że znów ktoś myśli o państwie i zrozumiały, że jak jest taki rozkaz - to próżno wierzgać przeciwko ościeniowi. Zresztą w razie wątpliwości pewnie i Ekscelencja poćwiczyłby trochę postawę służebną, wypuszczając jeden czy drugi list pasterski. Krótko mówiąc, jedność moralno-polityczna narodu zostałaby przywrócona, dzięki czemu - kto wie - może dałoby się wytargować w gestapo jakieś znośniejsze warunki praktykowania postawy służebnej w Unii Europejskiej?

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin