MICHALKIEWICZ - Sojusznik czy fagas.doc

(29 KB) Pobierz
Michalkiewicz – Sojusznik czy fagas

Michalkiewicz – Sojusznik czy fagas?

Krwawy zamach w Hiszpanii wskazuje na to, że przeciwnicy interwencji amerykańskiej w Iraku nie rzucają słów na wiatr. Zapowiadali uderzenie na państwa współpracujące z Ameryką i uderzenie nastąpiło. Warto przypomnieć, że Polska też wysłała wojsko na wojnę z Irakiem i z tego tytułu jest uznana za państwo wrogie i umieszczona na liście celów. Ale skoro państwo prowadzi wojnę, to jest rzeczą całkowicie normalną, że i nieprzyjaciel dąży do przeniesienia wojny na terytorium swego wroga. Należy zatem spodziewać się również w Polsce podobnego uderzenia, jak w Hiszpanii. Jeszcze nikt nie wymyślił wojny bez ofiar.
Prezydent i rząd, a już specjalnie minister spraw wewnętrznych Józef Oleksy muszą oczywiście oddziaływać uspokajająco na opinie publiczną, jednak - powiedzmy sobie szczerze - nie można do ich deklaracji przywiązywać większej wagi. I to nawet nie dlatego, że nigdy nie wiadomo, kiedy pan prezydent Kwaśniewski mówi serio, a kiedy nie, tylko dlatego, że nasze służby specjalne nie są sprawniejsze od służb hiszpańskich i dotychczas albo kręcą lody razem z dawnymi kolegami ze Służby Bezpieczeństwa, albo zajmują się organizowaniem podsrywań polityków z przeciwnego obozu. Do tego nie trzeba wielkich umiejętności. Skoro zatem hiszpańskie służby specjalne, bądź co bądź bardziej doświadczone z terrorystami niż nasza gwiazda siedmiu wieczorów, pan detektyw-poseł Krzysztof Rutkowski czy pełniący obowiązki antyterrorystycznego barona Münchhausena pan poseł Dziewulski - jeśli te służby nie potrafiły zapobiec zamachowi, to cóż dopiero mówić o nas, jeśli nieprzyjaciel naprawdę się za nas weźmie? Krótko mówiąc, należy liczyć się z możliwością ofiar, jak to na wojnie.
Skoro jednak tak, to trzeba powiedzieć i panu prezydentowi, i panu premierowi, że dość żartów i przekomarzań. Skoro jest wojna, to wiadomo, że trzeba ponosić ofiary. Ale opinia publiczna musi wiedzieć - w imię czego. Jaki jest polityczny cel wojny, w której państwo polskie bierze udział oraz jakie korzyści polityczne i materialne ma z tego udziału państwo polskie wyciągnąć. Krótko mówiąc - za co mają ginąć żołnierze, a zwłaszcza cywile? Tymczasem pan premier Miller powiedział w telewizji, że jesteśmy w Iraku po to, by przekazać władzę jakimś Irakijczykom. Jeśli pan premier mówił serio, to są tylko dwie możliwości: tak może mówić albo kompletny idiota, albo jakiś zaprzedany agent. Jeśli ktoś widzi jakąś trzecią możliwość, to będę wdzięczny za wskazówki, bo ja nie widzę. Po pierwsze dlatego, że przed amerykańskim (i naszym) uderzeniem na Irak władzę w tym kraju sprawował Saddam Husajn, niewątpliwie rodowity Irakijczyk. Zatem rozpoczynanie wojny po to, by przekazać władzę Irakijczykom było z tego punktu widzenia przedsięwzięciem całkowicie bezsensownym. W takiej sytuacji pan prezydent Kwaśniewski, jako lojalny sojusznik USA, powinien prezydentowi Bushowi i Kondolizie taki zamiar wyperswadować. Jeżeli natomiast celem wojny było odebranie władzy Saddamowi Husajnowi po to, by przekazać władzę w Iraku jakiemuś innemu Irakijczykowi czy komuś "pełniącemu obowiązki Irakijczyka", to nasz udział ma sens o tyle, o ile Polska na takiej zamianie władzy w Iraku zyska konkretne korzyści. Czy pan prezydent albo pan premier wie, jakie to mają być korzyści? Czy wiedzieli o nich, kiedy z pominięciem Sejmu zdecydowali o rozpoczęciu de facto wojny z innym państwem? Czy wreszcie wiedzą o nich przynajmniej teraz? Kompromitująca historia przetargu na dostawę broni dla Iraku wskazuje, że niczego nie wiedzą. Zatem powtarzam: dość żartów!
Dlatego to powtarzam, że Polska, jako sojusznik Stanów Zjednoczonych w tej wojnie, ma prawo żądać takich korzyści od sojusznika, który po ustanowieniu zależnej od siebie władzy w Iraku tak wiele sobie obiecuje. Nie może być tak, że Polska zawiera ze Stanami Zjednoczonymi spółkę lwią, która, jak wiadomo, polega na tym, ze jeden wspólnik odnosi same korzyści, a drugi ponosi tylko koszty. Tzn. może tak być, ale tak być nie powinno. Polscy politycy powinni to szczerze naszym amerykańskim sojusznikom powiedzieć, jeśli ma się rozumieć, kierują się polskim interesem państwowym. Inaczej mogą postępować albo durnie, albo agenci. Wygląda jednak na to, że albo z tego, albo z tego, albo wreszcie z jakiegoś jeszcze innego powodu, nic im nie powiedzieli. Zatem głos powinna zabrać opinia publiczna, my, cywile, bo to my będziemy ewentualnie, co nie daj Boże, ginąć w zamachach. To my jesteśmy tu generałami. Dlatego mówimy naszym amerykańskim sojusznikom: słuchajcie Amerykanie! Chcemy być waszymi lojalnymi sojusznikami, ale nie fagasami. Dlatego prosimy, byście nam powiedzieli, czy za udział wojska polskiego w wojnie z Irakiem udzielacie Polsce zgody na militarną konwersję polskiego zadłużenia zagranicznego i poprzecie tę inicjatywę w Klubie Paryskim? Czy imieniem Rządu Stanów Zjednoczonych obiecujecie nam nie popierać już więcej żydowskich roszczeń majątkowych przeciwko Polsce?
Jak widzicie, nie wymagamy wiele. Nie domagamy się na przykład od Was, byście położyli kres wychodzącej z Waszego terytorium i organizowanej przez Waszych obywateli wojnie propagandowej prowadzonej przeciwko Polsce i międzynarodowej reputacji narodu polskiego. Rozumiemy, że to jest cena wolności słowa, wartości również dla nas cennej, o której wiemy, że ma i powinna zachować charakter bezwzględny. Ale właśnie w imię tej wolności pragniemy, by nasza przyjaźń i nasz sojusz polityczny i militarny, miał i zachował charakter partnerski. By mimo dysproporcji bogactwa i potęgi nie zdegenerował się w służalczość i nadskakiwanie. To Wam dziś mówimy i mamy nadzieję, że szczerze nam odpowiecie.

Stanisław Michalkiewicz

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin