Salvatore R. A. - Pięcioksiąg Cadderly'ego 01 - Kantyczka.pdf

(1219 KB) Pobierz
R
R.A. Salvatore
Pięcioksiąg Cadderlyego
Tom 1 - Kantyczka
( Przekład R.Lipski )
Prolog
Aballister Bonaduce wpatrywał się dtugo i zawzięcie w migoczące odbicie w swoim
zwierciadle. Przed nim rozciągały się góry pokryte lodem i naniesionym przez wiatr
śniegiem. Zaiste, najbardziej zakazane miejsce we wszystkich Krainach.
Jedyne co musiał zrobić, to przejść przez lustro na Wielki Lodowiec.
- Idziesz, Druzil? - zwrócił się czarnoksiężnik do nietoperzo-skrzydlego impa. Druzil
owinął się błoniastymi skrzydłami, jakby się zastanawiał.
- Nie lubię zimna - stwierdził, najwyraźniej nie mając ochoty na udział w tych
szczególnych łowach.
- Ja również - rzekł Aballister wsuwając na palec magiczny pierścień, ochraniający
przed zabójczym zimnem. - Ale yote rosną tylko na Wielkim Lodowcu.
Obejrzał się, by rzucić okiem na krajobraz malujący się na tafli magicznego
zwierciadła - ostatnią przeszkodę w jego poszukiwaniach, poprzedzającą początek podbojów.
Ośnieżony masyw górski był teraz cichy, choć n£ niebie wisiały złowieszcze czarne
chmury zwiastujące nadchodzącą burzę, która być może na wiele dni opóźni ich
poszukiwania.
- Tam musimy się udać - ciągnął Aballister, bardziej do siebie niż do impa. Urwał
nagle, pogrążając się we wspomnieniach, powracając do punktu zwrotnego w swoim życiu,
który miał miejsce ponad dwa lata temu, jeszcze w Trudnych Czasach.
Nawet wówczas był potężny, ale błądził po omacku.
Awatar bogini Talony wskazał mu drogę.
Aballister uśmiechnął się szerzej i zachichotał, odwracając się i przyglądając bacznie
Druzilowi, który podał mu sposób, w jaki mógł najpełniej zdowolić Panią Trucizn.
- Pójdź, drogi Druzilu - rzeki. - Przyniosłeś ze sobą przepis nj| klątwę chaosu. Musisz
tni towarzyszyć i pomóc w odnalezie~ ostatniej ingrediencji.
Imp wyprostował się i na wzmiankę o klątwie chaosu roz skrzydła. Tym razem nie
usiłował się sprzeciwiać. Podfrunął . Aballistera i przysiadł mu na ramieniu. W chwilę potem
obaj znaleźli li się po drugiej stronie magicznego zwierciadła, gdzie omiótł ie silny podmuch
wiatru.
Zgarbiony włochaty stwór, przypominający bardziej prymityv formę człowieka,
chrząknął, warknął i cisnął toporną włócznią pomimo iż z całą pewnością Aballister i Druzil
znajdowali się data ko poza jej zasięgiem. Mimo to stwór ponownie zawył triumfalnie,! jakby
9158605.001.png
tym rzutem odniósł symboliczne zwycięstwo, po czym wyć fał się do większej gromadki
jemu podobnych, pokrytych białyn futrem osobników.
- Nie sądzę, aby mieli ochotę pohandlować - rzekł Druzil, j stępując na ramieniu
Aballistera z jednej szponiastej łapy na drugą. |
Czarnoksiężnik pojął naturę jego znajomego podniecenia. Druzfll był istotą z niższych
światów, stworzeniem chaosu, i rozpaczliwiff| pragnął ujrzeć, jak jego pan - czarnoksiężnik
rozprawia się z ; wałymi półgłówkami - aby w ten sposób ów z dawna oczekiwany,!
zwycięski dzień stał się jeszcze przyjemniejszy.
- To taerowie - wyjaśnił Aballister, rozpoznając plemię. -dzicy i brutalni. Masz
całkowitą rację. Nie będą handlować.
Jego oczy zapłonęły gwałtownie, a Druzil ponownie podsko i klasnął w dłonie.
- Nie zdają sobie sprawy z mocy, jaką mają przed sobą! - wrzaski nął Aballister, a jego
głos podobnie jak gniew przybierał na sil< Oczyma duszy ujrzał w ciągu kilku sekund
wszystkie upiorne zda-. rżenia ostatnich dwóch długich, brutalnych lat. Stu ludzi poniosło |
śmierć w poszukiwaniu ulotnych ingrediencji klątwy chaosu; sfifl ludzi oddało życie, aby
zadowolić Talonę. Aballister również wyszedł z tego bez szwanku. Zrealizowanie klątwy
stało się je obsesją, siłą napędową życia, i starzał się z każdym kolejnym' kiem, wyrywając
sobie garściami włosy z głowy za każdym razem; | kiedy klątwa zdawała mu się wymykać.
Teraz był już blisko, tak blisko, że nieomal widział ciemne połacie yote za niewielkim pagór­
kiem, w którym znajdowała się jaskinia zamieszkiwana przez tae-rów. Tak blisko, a jednak te
nieszczęsne kretyńskie stworzenia stanęły mu na drodze.
Słowa Aballistera sprawiły, że taerowie drgnęli. Mamrocząc i bełkocząc uwijali się w
cieniu postrzępionej góry, przepychając się jeden przez drugiego, jakby usiłowali wytypować
przywódcę, który poprowadzi natarcie.
- Zrób coś szybko - zasugerował siedzący na ramieniu czarnoksiężnika Druzil.
Aballister spojrzał nań z ukosa i omal nie wybuchnął śmiechem.
- Zaatakują - wyjaśnił Druzil, usiłując zachować obojętny ton. - A co gorsza, na tym
mrozie drętwieją mi skrzydła.
Aballister pokiwał głową, słysząc tę trzeźwą uwagę. Zwłoka mogła go drogo
kosztować, zwłaszcza jeśli czarne chmury zwiasto-waty oślepiającą śnieżycę, która nie tylko
ukryłaby przed nimi miej-ce, gdzie rosły yote, ale i migoczące wrota, którymi mieli powrócić
do jego przytulnej komnaty. Wyjął niewielką kulkę, mieszaninę nie-toperzego guana i siarki,
zgniótł w ręku, po czym wymierzył jeden palec w grupkę taerów. Echo jego pieśni odbiło się
od górskiego zbocza i przemknęło z powrotem poprzez pustą połać lodowej równiny.
9158605.002.png
Uśmiechnął się, uznając za nader ironiczne, że ci głupi taerowie nie mieli pojęcia, co
właściwie zrobił.
Dowiedzieli się w chwilę później.
Tuż przed aktywizacją zaklęcia przez mózg Aballistera przemknęła okrutna myśl;
czarnoksiężnik uniósł nieznacznie zakrzywiony palec wskazujący. Ognista kula eksplodowała
nad głowami kompletnie zaskoczonych taerów, roztapiając zamarznięte okowy lodowej góry.
Ogromne bryły posypały się w dół, a tych, którzy nie zostali zmiażdżeni, porwały potoki
rwącej wody. Kilku członków plemienia usiłowało wygramolić się z grząskiej lodowo-
błotnistej brei, ale byli zbyt oszołomieni i pochłonięci próbą podniesienia się na nogi - gdy
nagle, ni stąd, ni zowąd - niepewny grunt wokół nich ponownie został skuty lodem.
Jedno z nieszczęsnych stworzeń zdołało się uwolnić, lecz Druzil poderwał się z
ramienia Aballistera i spikował w dół, atakując taera. Zakończony ostrym szponem ogon
impa przeciął powietrze, gdy mały stworek mijał chwiejącą się na nogach istotę, a Aballister
gromko zaklaskał w dłonie.
Taer schwycił się za zranione kolcem ramię, spojrzał ze zdumieniem na odlatującego
impa, po czym padł martwy na lód.
- A co z pozostałymi? - zapytał Druzil, ponownie przycupnąwszy na swoim stałym
miejscu.
Aballister zamyślił się nad losem ocalałych taerów; większość z nich nie żyła - kilku
jednak szamotało się bezradnie, uwięzionych w okowach bezlitosnego, zamykającego się
wokół nich lodu.
- Niechaj umrą powolną śmiercią - odrzekł i ponownie roześmiał się złowieszczo.
Druzil spojrzał nań z niedowierzaniem.
- Pani Trucizn nie pochwaliłaby tego - stwierdził, machając przed sobą zabójczym
ogonem, który przytrzymywał w jednym ręku.
- No dobrze - mruknął Aballister, aczkolwiek domyślał się, iż Druzil w ten sposób
zamierzał sprawić większą przyjemność sobie niż Talonie. Niemniej jednak argument uznał
za przekonujący; trucizna była ogólnie przyjętą metodą wieńczącą wszystkie dzieła Talony.
- Leć i skończ to - rzekł Aballister, zwracając się do impa. - Ja pójdę po yote.
Niebawem czarnoksiężnik wyrwał ostatni szarobiały grzybek rosnący na lodowcu i
wrzucił go do torby. Zawołał Druzila, który igrał z ostatnim, zawodzącym płaczliwie taerem,
śmigając ogonem w przód i w tył wokół głowy istoty, jedynej części ciała taera wystającej
ponad powierzchnię lodowej pułapki. Stwór konwulsyjnie targał nią z boku na bok.
- Dość - rzekł stanowczo Aballister.
9158605.003.png
Druzil westchnął i spojrzał ze smutkiem na nadchodzącego czarnoksiężnika. Surowy
wyraz twarzy Aballistera nie zmienił się ani na jotę.
- Dość - powtórzył.
Imp pochylił się i pocałował taera w nos. Stworzenie przestało skomleć i spojrzało nań
z zaciekawieniem, ale Druzil tylko wzruszył ramionami i wbił ociekające trucizną żądło w
sam środek łzawiącego oka taera, po czym gorliwie powrócił na swoje miejsce na ramieniu
Aballistera. Czarnoksiężnik pozwolił mu potrzymać woreczek z yote, aby w ten sposób
przypomnieć nieco rozkojarzonemu chochlikowi, że po drugiej stronie migoczących wrót
oczekiwały ich ważniejsze sprawy.
9158605.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin