Robert Ludlum Dokument Matlocka Robert Ludlum urodzi� si� w Nowym Jorku w 1927 roku. Nim ol�ni� �wiat talentem literackim pracowa� jako aktor, a p�niej producent teatralny. Najwyra�niej to zaj�cie roznieci�o jego wyobra�ni� i wyczuli�o zmys� dramaturgiczny. Do�wiadczenia teatralne sprawi�y, �e w �wiecie fikcji porusza si� z i�cie fenomenaln� pewno�ci� i swobod�. Po��czenie talentu narracyjnego i umiej�tno�ci snucia zawi�ej acz precyzyjnej intrygi zaowocowa�o spektakularnym debiutem. Takie powie�ci jak "To�samo�� Bourne'a" i "Mozaika Parsifala" wynios�y Ludluma od razu na czo�owe miejsca list �wiatowych bestseller�w. Od jego ksi��ek nie mo�na si� oderwa�: pe�ne dynamicznej akcji, przemocy i brutalno�ci fascynuj� zawrotnym tempem; doskona�a konstrukcja dramaturgiczna, precyzyjne dawkowanie napi�cia wci�ga czytelnika bez reszty. Pisarstwo Ludluma jest tak sugestywne, �e w pewnym momencie tracimy orientacj� co jest fikcj�, a co rzeczywisto�ci�; wpadamy w hipnotyczny trans. Dlatego za nic w �wiecie nie wejdziemy do ciemnego pokoju i podejrzliwie przygl�damy si� otaczaj�cym nas ludziom, zewsz�d oczekuj�c zasadzki. W tym chyba tkwi sedno fenomenalnej poczytno�ci ksi��ek Ludluma. Kreowany przez pisarza �wiat walki dobra ze z�em jest tak wiarygodny, tak namacalnie realny, �e zaczynamy w nim �y� do�wiadczaj�c najbardziej nieprawdopodobnych i karko�omnych przyg�d. Do dzi� Ludlum napisa� 17 powie�ci: (w tym dwie pod pseudonimem Jonathan Ryder: "Halidon" i "Trevayne"). Zosta�y one wydane w ponad trzydziestu krajach w ��cznym nak�adzie 200 mln egzemplarzy. Dla Pat i Billa Jak m�wi stare hinduskie przys�owie: "Kiedy olbrzymy rzucaj� cie�, nadzieja w tym, �e ci� os�oni". Para Macellich to olbrzymy! 1 Loring wyszed� bocznymi drzwiami z departamentu sprawiedliwo�ci i zacz�� si� rozgl�da� za taks�wk�. By�o wiosenne pi�tkowe popo�udnie, dochodzi�a ju� niemal pi�ta trzydzie�ci i ruch na ulicach Waszyngtonu osi�gn�� szczyt. Loring z nik�� nadziej� stan�� przy kraw�niku machaj�c lew� r�k�. Mia� ju� zrezygnowa�, kiedy zatrzyma�a si� przed nim taks�wka, z�apana przez kogo� innego par� metr�w wcze�niej. - Jedzie pan w kierunku wschodnim? Niech pan wsiada, ten pasa�er nie ma nic przeciwko temu. Loring by� zawsze za�enowany w takich sytuacjach. Mimo woli podkurczy� prawe rami�, chowaj�c d�o� jak najg��biej w r�kaw, �eby os�oni� cienki czarny �a�cuszek okalaj�cy nadgarstek, zapi�ty na r�czce teczki. - Dzi�kuj� bardzo, ale przy nast�pnej przecznicy skr�cam na po�udnie. Odczeka�, a� taks�wka w��czy si� z powrotem do ruchu i zn�w zacz�� beznadziejnie macha�. Kiedy indziej zmobilizowa�by wszystkie si�y i ruszy� do akcji. Rozgl�da�by si� w obu kierunkach, wypatruj�c wysiadaj�cych pasa�er�w lub nik�ego �wiate�ka na dachu taks�wki, sygnalizuj�cego, �e jest do wzi�cia, je�li zdo�a j� dopa�� przed innymi. Dzisiaj jednak Ralph Loring nie mia� ochoty na biegi z przeszkodami. Nie potrafi� si� otrz�sn�� z przygn�bienia. W�a�nie by� �wiadkiem skazania cz�owieka na �mier�. Cz�owieka, kt�rego nie zna� osobi�cie, ale o kt�rym bardzo du�o wiedzia�. Pewnego nieznajomego, lat trzydzie�ci trzy, kt�ry mieszka� i pracowa� w odleg�ym o sze��set czterdzie�ci kilometr�w miasteczku w Nowej Anglii i nie mia� poj�cia ani o jego, Loringa, istnieniu, ani tym bardziej o zainteresowaniu, jakie budzi� w departamencie sprawiedliwo�ci. My�li Loringa wraca�y do du�ej sali konferencyjnej z ogromnym prostok�tnym sto�em i siedz�cych przy nim ludzi, kt�rzy wydali wyrok. Sam ostro si� temu sprzeciwi�. To wszystko, co m�g� zrobi� dla nieznanego cz�owieka, kt�rego z tak� precyzj� wmanewrowano w sytuacj� bez wyj�cia. - Pozwol� sobie panu przypomnie�, panie Loring - powiedzia� zast�pca prokuratora generalnego, kt�ry niegdy� sprawowa� funkcj� s�dziego w marynarce wojennej - �e gdzie drwa r�bi�, tam wi�ry lec�. Pewna liczba ofiar jest nieunikniona. - Ale tutaj okoliczno�ci s� inne. Ten cz�owiek jest niewyszkolony. Nie wie, kto jest wrogiem ani gdzie go szuka�. Sk�d m�g�by wiedzie�? Sami tego nie wiemy. - O to w�a�nie chodzi. - Tym razem zabra� g�os inny zast�pca prokuratora, ten z kolei zwerbowany z biura prawnego jakiej� korporacji, rozmi�owany w posiedzeniach i, jak Loring podejrzewa�, niezdolny do podj�cia samodzielnej decyzji. - Nasz obiekt jest wysoce mobilny. Niech pan spojrzy na charakterystyk� psychologiczn�: "nie bez wad, ale w najwy�szym stopniu mobilny." Dok�adnie tak. Stanowi jedyny logiczny wyb�r. - "Nie bez wad, ale mobilny!" Co to, do diab�a, ma znaczy�? Mo�e teraz ja pozwol� sobie przypomnie� szanownym zgromadzonym, �e pracuj� w bran�y od pi�tnastu lat. Charakterystyki psychologiczne to tylko og�lne wskaz�wki, s�dy, kt�re mog� si� potwierdzi� albo nie. By�bym r�wnie sk�onny wmiesza� w spraw� infiltracji obcego cz�owieka, co wzi�� na siebie odpowiedzialno�� za obliczenia matematyczne NASA. Odpowiedzia� mu przewodnicz�cy konferencji, zawodowy wy�szy urz�dnik. - Rozumiem pana obiekcje, w normalnych okoliczno�ciach przyzna�bym panu racj�. Jednak�e to nie s� normalne okoliczno�ci. Mamy zaledwie trzy tygodnie. Kwestia czasu przewa�a nad zwyk�ymi w takich razach �rodkami ostro�no�ci. - To ryzyko, kt�re musimy podj�� - oznajmi� by�y s�dzia. - Pan go nie podejmuje - zareplikowa� Loring. - Czy chce pan zrezygnowa� z tego zadania? - zapyta� przewodnicz�cy bez ogr�dek. - Nie, wezm� to na siebie. Ale niech�tnie. I chc� to oficjalnie zaznaczy�. - Jeszcze jedno, zanim si� rozejdziemy, panowie. - Radca prawny nachyli� si� nad sto�em. - To polecenie z g�ry. Wszyscy wiemy, �e za tym cz�owiekiem przemawia jego silna motywacja. Wynika to jasno z charakterystyki. Z naszych akt musi r�wnie jasno wynika�, �e wszelka zaoferowana nam pomoc nast�pi�a z jego strony dobrowolnie i na ochotnika. Jeste�my w delikatnej sytuacji. Nie mo�emy, powtarzam, nie mo�emy bra� na siebie za to odpowiedzialno�ci. Najlepiej by by�o, gdyby z akt wynika�o, �e to on sam si� do nas zg�osi�. Ralph Loring odwr�ci� si� z niesmakiem. Ruch na jezdni osi�gn�� apogeum. Loring w�a�nie mia� zamiar ruszy� pieszo przez dwadzie�cia par� przecznic do swojego mieszkania, kiedy przy kraw�niku zatrzyma�o si� bia�e volvo. - Wsiadaj! Wygl�dasz g�upio wymachuj�c tak r�k�. - Ach, to ty. Wielkie dzi�ki. - Loring otworzy� drzwi i wsun�� si� na przednie siedzenie, k�ad�c teczk� na kolanach. Tu nie musia� ukrywa� cienkiego czarnego �a�cuszka okalaj�cego nadgarstek. Cranston by� koleg� po fachu, specjalist� od zagranicznych tras przerzutowych. Wykona� wi�kszo�� prac przygotowawczych do operacji, kt�r� teraz przej�� Loring. - D�ugo trwa�a ta wasza konferencja. Osi�gn��e� co�? - Zielone �wiat�o. - Najwy�szy czas. - To zas�uga dw�ch zast�pc�w prokuratora generalnego i ponaglaj�cej notatki z Bia�ego Domu. - Nareszcie. Dzi� rano do wydzia�u geograficznego dotar�y ostatnie meldunki grupy �r�dziemnomorskiej. Potwierdzaj� masowy charakter zmiany szlak�w dostaw. Pola pod Ankar� i w Konya na p�nocy, o�rodki w Sidi Barrani i Rashid, a nawet w Algierii systematycznie ograniczaj� produkcj�. Bardzo nam to komplikuje �ycie. - Czego wy, do diab�a, chcecie? My�la�em, �e waszym celem jest wykurzenie ich. Niczym was nie mo�na zadowoli�. - Ty te� nie by�by� zachwycony. Mo�emy kontrolowa� trasy, kt�re znamy, ale co, na lito�� bosk�, wiemy o takich miejscach jak Porto Belocruz, Pilcomayo i dziesi�tki trudnych do wym�wienia miejscowo�ci w Paragwaju, Brazylii, Gujanie? To ca�kiem nowa dzia�ka, Ralph. - Wezwijcie do pomocy specjalist�w od Ameryki Po�udniowej. W CIA si� od nich roi. - Nie ma mowy. Nie wolno nam nawet poprosi� ich o mapy. - To idiotyzm. - To szpiegostwo. Musimy by� czy�ci. Musimy si� �ci�le trzyma� przepis�w. My�la�em, �e wiesz. - Wiem - odpowiedzia� Loring znu�onym tonem. - Ale to idiotyzm. - Martw si� o Now� Angli� w Stanach Zjednoczonych. Zostaw nam pampasy, czy jak im tam. - Nowa Anglia to cholerny osobny mikro�wiatek. To mnie w�a�nie przera�a. Co si� sta�o z tymi wszystkimi poetyckimi opisami jankeskiego ducha, wiejskich p�ot�w i oplecionych bluszczem ceglanych domk�w? - Nowa poezja. Daj sobie z tym spok�j. - Dzi�ki za g��bokie i szczere zrozumienie. - Widz�, �e jeste� zniech�cony. - Mamy za ma�o czasu. - Zawsze mamy za ma�o czasu. Cranston skr�ci� na szybsze pasmo tylko po to, aby zaraz si� przekona�, �e jest zakorkowane przy najbli�szej przecznicy. Z westchnieniem przesun�� d�wigni� automatycznej skrzyni bieg�w na pozycj� neutraln� i wzruszy� ramionami. Spojrza� na Loringa, kt�ry siedzia� ze wzrokiem wbitym pos�pnie w przedni� szyb�. - Przynajmniej masz zielone �wiat�o. To ju� co�. - Jasne. I do tego zielonego wsp�pracownika. - Ach, rozumiem. Czy to on? - Cranston wskaza� g�ow� teczk� Loringa. - Tak. Od dnia, kiedy si� urodzi�. - Jak si� nazywa? - Matlock. James B. Matlock II. "B" to Barbour; pochodzi z bardzo starej rodziny, a w�a�ciwie z dw�ch bardzo starych rodzin. Jest doktorem filozofii i wybitnym autorytetem w dziedzinie politycznych i spo�ecznych nurt�w w literaturze el�bieta�skiej. - Wielki Bo�e! I to maj� by� jego kwalifikacje? Gdzie i komu ma zacz�� zadawa� pytania? Na herbatce dla emerytowanych profesor�w wydzia�u? - Nie, je�li chodzi o wiek, jest w porz�dku. Jego kwalifikacje mieszcz� si� w tym, co s�u�ba bezpiecze�stwa okre�la mianem: "nie bez wad, ale w najwy�szym stopniu mobilny." Czy to nie pyszne okre�lenie? - Nowatorskie. Co to ma znaczy�? - Ma okre�la� m�czyzn�, kt�ry co� tam nabroi�. Mo�e nie spisa� si� w wojsku albo rozwi�d� z �on�, zapewne to pierwsze, ale mimo tego niewybaczalnego b��du da si� lubi�. - Ja ju� go lubi�. - Ja te�. To w�a�nie m�j problem. Obaj m�czy�ni zamilkli. Cranston pracowa� w bran�y do�� d�ugo, by wiedzie�, kiedy kolega musi pewne sprawy przemy�le� sam. I sam doj�� do konkretnych wniosk�w czy postanowie�. W wi�kszo�ci przypadk�...
ZuzkaPOGRZEBACZ