Mary Soon Lee LINIA MONTA�OWA POUFNE Do: Rada Nadzorcza Riotech Data: 10 pa�dziernika 2019 Potwierdzono zak��cenia w cyklu produkcyjnym. Wydajno�� robot�w spad�a przeci�tnie o 12 procent. Zalecenia: kontynuowa� dyskretne dochodzenie. W ci�gu pi�ciu dni we wszystkich zak�adach zaanga�owa� konsultant�w d/s oprogramowania. Wa�ne: w celu utrzymania notowa� firmy zachowa� �cis�� tajemnic�. Marianne czu�a jesie� nawet tutaj, w dzielnicy przemys�owej, w�r�d ponurych fabryk wyrastaj�cych z betonowej pustyni. Powietrze by�o wilgotne, a na chodniku le�a� pstrokaty dywan li�ci samotnego klonu. Schyli�a si�, wybra�a kilka li�ci, po czym starannie zawin�a je w apaszk�. Dobry znak przed pierwszym dniem pracy. Skr�ci�a w lewo, do wej�cia na teren fabryki Riotech; ze stalowej bramy ob�azi�a farba, w szerszej od innych szczelinie mi�dzy pr�tami zainstalowano czytnik kart identyfikacyjnych. Wsun�a swoj�, komputer za�wiergota� i brama otworzy�a si� przed ni�. Wesz�a do w�skiego korytarza. Ceramiczne p�ytki na pod�odze by�y ju� mocno wytarte, �ciany pokrywa�a paj�cza sie� p�kni��, ale system wentylacyjny z cichym pomrukiem wci�� toczy� walk� z temperatur� i wilgotno�ci� powietrza. Za brudnymi szklanymi drzwiami ujrza�a maszyny, z kt�rymi mia�a pracowa�. Ogromne wielor�kie roboty, osadzone na solidnych fundamentach, sta�y wzd�u� ta�moci�g�w. Niezliczone kamery - ich oczy - porusza�y si� na elastycznych wysi�gnikach. Marianne wstrzyma�a oddech, po czym g�o�no wypu�ci�a powietrze; by�y pi�kne. Solidna, rzeczowa obecno�� maszyn wywiera�a na niej wielkie wra�enie, troch� podobne do tego (cho� zarazem ca�kowicie r�ne), jakie j� ogarnia�o, kiedy obserwowa�a swego ma�ego robota domowego. Mechaniczne ramiona porusza�y si� z niezr�wnan� gracj�, wierc�c, natryskuj�c, przykr�caj�c i poleruj�c. W trakcie starannie zaprogramowanego ta�ca na liniach monta�owych powstawa�y delikatne szklane �uki, tarcze zegar�w, telewizory albo fujarki. Ka�da maszyna mog�a w okamgnieniu przerzuci� si� na kolejne zadanie, zgodnie z rytmem zam�wie� rynku. - Marianne, prawda? Jestem Arthur. Niemal podskoczy�a z zaskoczenia, ale pr�dko si� opanowa�a. Czarnosk�ry m�czyzna o siwych, kr�tko ostrzy�onych w�osach, si�ga� jej zaledwie do ramienia. By� chudy, ko�cisty i mia� na sobie blado��ty sweter, tak powyci�gany, �e si�ga� mu prawie do kolan. Zaprosi� j� gestem do niewielkiego, zawalonego ksi��kami gabinetu. Nie by�o tam klimatyzacji, w zwi�zku z czym w powietrzu, przesyconym intensywnym zapachem oprawionych w sk�r� tom�w, wisia�a niemal namacalna wilgo�. - Siadaj, prosz�. - Zgarn�� z krzes�a stos powie�ci Iana Fleminga z ogni�cie czerwonymi tytu�ami na grzbietach. - Napijesz si� kawy? Opr�cz niej mam tylko wod�. - Dzi�kuj�, mo�e by� kawa. - Marianne zerkn�a na piramid� kubk�w w zlewie. Zaschni�te plamy i smugi by�y koloru kawy. - Czy ty te� pracujesz w dziale informatycznym? Na pomarszczonej twarzy Arthura rozkwit� szeroki u�miech. Opar� si� o zlew i spojrza� na ni� �agodnymi br�zowymi oczami. - Przykro mi, ale tu nie ma dzia�u informatycznego. Jeste� tylko ty. - To niemo�liwe! Przecie� w tej fabryce pracuj� setki robot�w, wi�c... - Nie przejmuj si�. Zawsze doskonale dawa�y sobie rad�, nawet bez tak zwanych specjalist�w... Bez urazy. Widocznie jaki� znudzony cz�onek zarz�du doszed� do wniosku, �e zatrudniaj�c konsultant�w do spraw oprogramowania poprawi publiczny wizerunek firmy. Marianne z trudem prze�kn�a �lin�. Jej profesor ostrzega� j�, �e praca w przemy�le nie jest a� tak ekscytuj�ca, jak jej si� wydaje, ale problem polega� na czym� innym: zg�osi�a si� do pracy jako konsultant d/s oprogramowania, tymczasem dosta�a pod opiek� gromad� robot�w przemys�owych, mimo �e jej do�wiadczenia w tym zakresie ogranicza�y si� do uruchamiania i obs�ugi uniwersyteckich symulacji. Arthur postawi� przed ni� kubek z kaw�. - Na pewno dasz sobie rad�. Riotech nie zatrudni�by ci�, gdyby� nie mia�a odpowiednich albo nawet zbyt du�ych kwalifikacji. Boli ich to samo, co wszystkich: zbyt wielu ch�tnych do pracy, z kt�rymi nie wiadomo co zrobi�. Wzi�a do r�ki ciep�y kubek. Arthur doda� do kawy �wie�ej �mietanki. Prze�kn�a �yk aromatycznego p�ynu, my�l�c o robotach za drzwiami, o ich niczym nie zak�oconej, eleganckiej kompetencji. Mo�e rzeczywi�cie wszystko b�dzie dobrze. Chocia� Arthur zaproponowa�, �e zrobi dla niej miejsce w biurze, Marianne urz�dzi�a si� w hali produkcyjnej. Zdo�a�a wcisn�� biurko na platform� przy �cianie, z kt�rej wida� by�o ca�� lini� monta�ow�. Riotech nie dostarczy� jej �adnych instrukcji, wi�c grzeba�a w danych niemal na o�lep. Najpierw zaj�a si� specyfikacjami technicznymi maszyn, potem skoncentrowa�a uwag� na programach steruj�cych poruszeniami stalowych ramion, by wreszcie wzi�� si� za makropolecenia zawiaduj�ce dzia�aniem ca�ej linii. Podczas przerw przechadza�a si� po hali, przystawa�a co kilka krok�w i przygl�da�a si� ka�dej maszynie. Wieczorem, ju� w domu, wraca�y do niej reminiscencje tych spacer�w. Wystarczy�o, �eby potr�ci�a lamp�, a ju� jej ko�ysanie przywodzi�o na my�l powtarzaj�ce si� ruchy robot�w, chwil� potem za� przypomina�a sobie swoje odbicie w l�ni�cym metalowym kad�ubie albo rozmy�la�a o zaskakujacej delikatno�ci ci�kich maszyn, z niezr�wnanym wyczuciem pos�uguj�cych si� pistoletami natryskowymi. Rankiem �smego dnia Marianne odkry�a, �e dziewi��dziesi�t procent mocy obliczeniowej mikroprocesor�w jest nie wykorzystane. Zmarszczy�a brwi. Ka�dy z tych robot�w by�by w stanie dowodzi� eskadr� my�liwc�w. B�bni�c palcami w biurko, w zamy�leniu spogl�da�a z g�ry na maszyny. Zrewan�owa�y si� spojrzeniami licznych z�ocistych oczu. Zanim zorientowa�a si�, �e to kamery, zrobi�o si� jej gor�co, a na policzki wype�z�y jej piek�ce rumie�ce. Przypadkowa koordynacja ruch�w kilkudziesi�ciu spo�r�d kilkuset ruchomych kamer. Z trudem rozprostowa�a palce kurczowo zaci�ni�te na kraw�dzi biurka. Chyba powinna troch� odpocz��. Odchyli�a si� do ty�u razem z fotelem i wbi�a wzrok w sufit. Przez zatyczki do uszu przedziera�y si� odleg�e, st�umione odg�osy: po�wistywania, pomruki, �oskoty, skrzypienia i zgrzyty tworzy�y razem niemal co� w rodzaju muzyki. Mia�a wra�enie, �e ws�uchuje si� w szum fal rozbijaj�cych si� na odleg�ej pla�y albo w szum wiatru targaj�cego ga��ziami drzew. Nieco spokojniejsza, ponownie skoncentrowa�a uwag� na komputerowym terminalu. Si�gaj�c do klawiatury, zawadzi�a r�k� o kartk�; odruchowo odsun�a j� na bok, ale zaraz potem znieruchomia�a ze wzrokiem wbitym w papier. To nie by�a jej kartka. Na kremowym papierze znajdowa� si� delikatny rysunek przedstawiaj�cy rdzawoczerwone li�cie. U do�u strony li�cie by�y lekko ��tawe. Marianne przenios�a spojrzenie z rysunku na li�cie, kt�re zebra�a rankiem z ulicy i po�o�y�a na biurku, po czym odwr�ci�a si� w stron� robot�w. Wok� podstawy najbli�szego, na posadzce hali wala�o si� mn�stwo podobnych kartek. Wszystkie by�y pokryte rysunkami przedstawiaj�cymi klonowe li�cie w r�nych odcieniach szaro�ci, z�ota i czerwieni. Jej nagie ramiona pokry�y si� g�si� sk�rk�. Maszyny trwa�y w bezruchu: czterometrowe metalowe cielska z licznymi pot�nymi ko�czynami. Nie ba�a si� ani troch�; odk�d si�ga�a pami�ci�, marzy�a w�a�nie o takiej chwili, podczas d�ugich bezsennych nocy, kiedy le�a�a w ��ku i rozmy�la�a o czym� innym ni� o programach wprowadzanych rutynowo do elektronicznych uk�ad�w pami�ci. O czym� zupe�nie innym. Ale przecie� teraz nikt ju� nie traktowa� powa�nie takich pomys��w - mo�e z wyj�tkiem producent�w tandetnych horror�w. Komputer, na kt�rym pracowa�a na uniwersytecie, dysponowa� nie tylko wielokrotnie wi�ksz� moc�, ale tak�e najnowszym procesorem mowy. Zaczerpn�a g��boko powietrza, po czym pokr�ci�a g�ow�. Jedyny niespodziewany wybryk jej komputera - pojawienie si� na monitorze prostych, ale niezrozumia�ych piktogram�w - okaza� si� �artem jednego ze student�w ostatniego roku. Tutaj te� z pewno�ci� ma do czynienia albo z czyim� dowcipem, albo z b��dem w oprogramowaniu. Przysun�a klawiatur�, wywo�a�a na monitor tekst programu steruj�cego, po czym zacz�a sprawdza� go linia po linii. Zadanie robota polega�o na nanoszeniu celtyckich wzork�w na naczynia kuchenne; chocia� stara�a si� jak mog�a, nie by�a w stanie znale�� �adnego, cho�by najmniejszego punktu zaczepienia. Nie potrafi�a nawet wyt�umaczy�, w jaki spos�b maszyna uzyska�a dost�p do papieru. Od miejsca, w kt�rym mo�na by�o znale�� takie kartki, robota dzieli�o kilkana�cie metr�w. Arthur wpad� na chwil� i zapyta�, kiedy Marianne wybiera si� na lunch, ale ona nie mia�a czasu na takie g�upstwa. W�a�nie stara�a si� prze�ledzi� drog� przep�ywu informacji dostarczanych w��knami optycznymi, tylko cz�ciowo zmodyfikowan� przez dzia�aj�cy obecnie program. W tle wci�� powstawa�y, przekszta�ca�y si� i znika�y zagadkowe kszta�ty, generowane najprawdopodobniej przez niewykorzystywane obszary mikroprocesora. Od razu przysz�o jej do g�owy, �e powinna zawiadomi� Riotech, ale przypuszczalnie sko�czy�oby si� to tym, �e to j� obarczono by odpowiedzialno�ci� za wszystkie problemy, tym bardziej, �e przecie� �wiadomie naruszy�a warunki umowy: mia�a analizowa� programy przy terminalu w biurze, a nie tutaj, niemal na linii monta�owej. Kiedy b�l mi�ni grzbietu sta� si� nie do wytrzymania, podnios�a si� z fotela i wyruszy�a w d�ug� w�dr�wk� mi�dzy maszynami. W drodze powrotnej zebra�a z posadzki rysunki i przynios�a je na biurko. W�a�nie mia�a usi���, kiedy zobaczy�a zbli�aj�cego si� m�czyzn�. Mia� d�ugie jasne w�osy zebrane z boku w kucyk, ubrany za� by� w dopasowany zielony jednocz�ciowy garnitur. Str�j od razu jej si� nie spodoba�, chocia�, s�dz�c ze sposobu, w jaki m�czyzna go nosi�, zapewne stanowi� ostatni krzyk mody. Przybysz zatrzyma� si�...
ZuzkaPOGRZEBACZ