Preston Fayrene - Tajemnicza kobieta.doc

(547 KB) Pobierz

 

 

 

 

Fayrene Preston

 

Tajemnicza kobieta

 

 

 

 

Dla Laury Parker Castoro, znakomitej pisarki i znakomitej przyjaciółki.


Rozdział 1

Bezksiężycowa noc miękkim całunem otuliła całe miasto, a nieprzeniknione ciemności i tajemnicze cienie spowiły je niczym kokon. W zadymionej sali baru „U Charliego" gwar rozmów mieszał się z dźwiękami starego pianina, wciśniętego gdzieś w kąt zatłoczonego pomieszczenia. Brzęcząca melodia „Satin Doll" Duke'a Ellingtona przebijała się przez jednostajny szum głosów, niekiedy zagłuszając je, czasem zaś, w jakiś niewytłumaczalny sposób, stając się ich częścią.

Chylący się ku ruinie bar „U Charliego" mieścił się przy bocznej ulicy w samym centrum dolnej dzielnicy St. Paul. U schyłku lat czterdziestych Charlie prowadził ten elegancki lokal, tłumnie odwiedzany przez całą elitę. Teraz jednak jego blask dawno już przybladł, a zamiast wytwornego towarzystwa zaczęli do niego przychodzić zupełnie inni bywalcy, często dość podejrzanej konduity i wywodzący się z zupełnie innego kręgu. To, kim się jest, czy skąd się przybywa, nie miało dla nich najmniejszego znaczenia, przynajmniej do momentu, dopóki miało się dwa dolary na drinka i nie wtrącało nosa w nieswoje sprawy. Rozglądając się po barze spod wpół przymkniętych powiek, Jerome Mailer jeszcze raz potwierdził w myślach swoją opinię, co do rodzaju miejsca. Szczególnie tego wieczora unosił się nad nim jakiś dziwaczny nastrój, emanujący z przypadkowej zbieraniny ludzi.

- Przepraszam.

Jerome uniósł głowę. To była ona! I stała tuż za nim! Poderwał się z miejsca. - Halo!

- Halo! - uśmiechnęła się. - Ciekawa jestem, czy miałby pan coś przeciwko temu, gdybym się do pana przyłączyła?

- Ależ skąd! - odpowiedział, uprzejmie odsuwając stojące przed nim krzesło. - Proszę usiąść. Ulokował ją przy stoliku, sam usiadł i wtedy pozwolił sobie na pierwsze dłuższe spojrzenie na nią.

Wszystkie jego wrażenia potwierdziły się. Była ciemną, mistyczną pięknością. Brązowe loki ocieniały jej twarz i opadały na przód białej sukni. Cienkie łuki brązowych brwi dodawały głębi jej fascynującym ciemnym oczom. Skóra kremowobeżowego koloru miała odcień i urok najdelikatniejszej porcelany. Była to jedna z tych kobiet, o których mężczyźni marzą przez całe życie.

- Jestem ciekawa... czy zechciałby pan zabrać mnie na noc do hotelu? - powiedziała. Zaskoczony Jerome znieruchomiał i zaniemówił na dłuższą chwilę. To było rzeczywiście nowe

doświadczenie! Chociaż kobiety często sugerowały mu tego rodzaju postępowanie, czekały z tym zazwyczaj dłużej niż minutę lub dwie od momentu spotkania.

- Przepraszam, nie usłyszałem... - wykrztusił zdezorientowany.

***

Od przeszło dwóch godzin Jerome siedział przy niewielkim stoliku, popijając samotnie szkocką i zastanawiając się, dlaczego to robi. Zauważył oczywiście wiele zaciekawionych spojrzeń, jakimi od paru godzin obrzucały go siedzące przy barze kobiety i, nie wpadając w zarozumiałość, był świadom, że zwraca ich uwagę jego korzystna powierzchowność. Wysoki, z gęstymi włosami koloru rudoblond i jasnoniebieskimi oczami, roztaczał wokół siebie aurę sukcesu i siły z równą łatwością, z jaką nosił swe drogie ubrania. Kobiety nie miały dla niego tajemnic. Wiedział, że pociąga je jego wygląd, wiedział też, że chcą z nim być, dlatego że je rozumie i potrafi dać im to, czego potrzebują.

Tego wieczora jednak nie bardzo potrafił poradzić sobie sam ze sobą. Był w nastroju, którego nie potrafił określić. Wcześniej spotkał się ze swoim przyjacielem i wspólnikiem z kancelarii adwokackiej Danielem Parkerem St. Jamesem. Bar „U Charliego" pełnił nieomal funkcję ich biura, od czasu do czasu wpadali tu obaj, by wypić drinka i spokojnie pogadać. Jednak Daniel opuścił go już dość dawno temu, pojechał do żony i dzieci przygotować się do podróży do Waszyngtonu, gdzie pełnił obowiązki specjalnego doradcy prezydenta do spraw wewnętrznych.

Może on sam został tu tak długo, dumał dalej Jerome, bo nie ma żadnej rodziny i nie ma żadnego domu, dokąd mógłby się śpieszyć? Nic specjalnego od dawna się w jego życiu nie wydarzyło. Nie ma też się zresztą na co skarżyć. W wieku trzydziestu pięciu lat osiągnął więcej, niż wielu mężczyzn mogłoby kiedykolwiek zamarzyć. Pochodził przecież z nikąd, z ulicy, był kiedyś zastraszonym, głodnym dzieciakiem. Patrząc wstecz, łatwo przypominał sobie dni, w których musiał kraść, by jakoś przeżyć. Wiele przysmaków, zupełnie codziennych dla jego rówieśników, takich choćby jak dżem truskawkowy, dla niego było zupełnie nieznane. Teraz był współwłaścicielem jednej z najbardziej szanowanych kancelarii prawniczych w kraju, a w spiżarni miał tyle dżemu truskawkowego, ile dusza zapragnie.

Nieświadomie przeciągnął się, aż sprowadzony z Anglii materiał jego świetnie skrojonej marynarki niepokojąco naprężył się na jego szerokich ramionach. Był znudzony. To wyjątkowo dziwne określenie na tak wypełnione, jak jego, życie. A jednak wszystko przychodziło mu za łatwo, od tak dawna nie musiał już o nic walczyć, że aż stało się to nudne. Właśnie nudne. Wszystko toczyło się tak jednostajnie! Może właśnie to było właściwe słowo na określenie stanu, w jakim się znalazł. Potrzebował jakiejś zmiany, czegoś, co wstrząsnęłoby jego dotychczasowym życiem.

I wtedy pojawiła się ona.

Piękna, tajemnicza kobieta opuściła powieki i spod przymkniętych długich, ciemnych rzęs powtórzyła miękko swoje pytanie: - Ciekawa jestem, czy zechciałby pan zabrać mnie ze sobą do hotelu na noc?

Odwlekając na chwilę odpowiedź, Jerome utkwił w niej wzrok. Była niewiarygodnie kusząca. Biała materia sukni spływała z wdziękiem z podniesionych modnymi poduszeczkami ramion na strome, pełne piersi. Oczarowany wyciągnął do niej rękę i uśmiechając się powiedział powoli: - Nazywam się Jerome Mailer.

Uścisnęła jego dłoń. - Mam na imię Jennifer. - Gdy to mówiła, maleńki dołeczek pojawił się i zniknął na jej lewym policzku.

- Jennifer...?

- Po prostu Jennifer - odpowiedziała mu, cofając rękę, a jej usta wygięły się w uśmiechu. Tym razem dołeczek przetrwał na jej policzku chwilę dłużej. Wielu mężczyzn mogłoby zapragnąć poświęcić życie na studiowanie tego dołeczka, pomyślał Jerome.

***

Najpierw wyczuł zapach jej perfum, co już było dziwne w tłocznym, zadymionym barze. Zapach owionął go od tyłu i od razu skojarzył mu się z wiosną. A na zewnątrz była przecież chłodna, jesienna noc!

Miękki materiał jej sukni otarł się o jego ramię, kiedy przechodziła obok niego. Tkanina była biała jak śnieg. Przez chwilę walczył z impulsem, by schwycić jej brzeg i zmiąć w dłoni jedwabną materię. Z dezaprobatą zmarszczył brwi. Co za idiotyczny impuls! Przecież byłoby to zupełnie nie w jego stylu. Nie zdążył jednak dłużej się nad tym zastanowić, cały pochłonięty obserwowaniem jej, gdy odchodziła od niego, niknąc wśród cieni i dymu, w jaki spowite było wnętrze baru.

Był coraz bardziej zaintrygowany. Ciemne, kasztanowate włosy opadały jej miękką falą poniżej ramion, biała suknia podkreślała smukłe plecy, wąską talię, pełne wdzięku kołysanie bioder. Spódnica sięgała jej do kolan, odsłaniając wyjątkowo zgrabne nogi w ciemnych pończochach z jeszcze ciemniejszym szwem, który dodatkowo podkreślał ich kształtną linię, przyciągając wzrok i kierując go aż do sznurowanych nad kostką pantofelków z odkrytą piętą.

- A zatem, po prostu Jennifer, czy napiłabyś się czegoś?

Potrząsnęła przecząco głową, rozwiane włosy, jak wachlarz opadły jej na oko i policzek. Spoglądając na niego spod tej błyszczącej grzywy, powiedziała: - Chciałabym raczej zapalić papierosa, jeśli miałbyś jednego.

Malutka lampka stojąca na środku stolika rzucała miękki blask na jej twarz, a widok ten wywoływał w jego lędźwiach intensywne uczucie ciepła. Jerome zawołał kelnerkę i wręczył jej kilka monet. - Paczkę papierosów, poproszę. - Spojrzał na Jennifer. - Czy masz zapalniczkę?

- Nie. - Odgarnęła z czoła włosy dłonią z pomalowanymi na czerwono paznokciami i popatrzyła w ślad za oddalającą się kelnerką, potem odwróciła się do niego i uśmiechnęła zniewalająco, a w drżeniu jej warg była jednocześnie i kokieteria, i dezaprobata wobec własnego zachowania. - Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że tak ci się narzucam?

Wybrała miejsce w rogu, niezbyt daleko od jego stolika, w spokojniejszym kącie sali i usadowiła się tam. Położywszy na blacie małą, płaską torebkę, czarny płaszcz przeciwdeszczowy przewiesiła przez stojącą obok niej ławeczkę, a potem skrzyżowała nogi i rozejrzała się wokoło. Teraz mógł zobaczyć jej profil. Była piękna - ale przecież on i tak już o tym wiedział.

Kelner podszedł do jej stolika, a ona coś zamówiła. Ciekaw był barwy jej głosu. Spodziewał się, że musi on być raczej niski i matowy.

- Obyło się bez użycia siły - uspokoił ją. - Przyglądałem ci się.

- Zauważyłam - odpowiedziała, śmiejąc się leciutko i z wdziękiem. - Ale zauważyłam też, że jest tu także wiele innych kobiet, które starały się zwrócić na siebie twoją uwagę. Jestem chyba jedną z... - szybkim spojrzeniem obrzuciła salę i oblizała wargi. Wargi miała czerwone, wilgotne i bardzo kuszące.

- Nie widziałem nikogo poza tobą - wyszeptał, myśląc o tym, że słusznie domyślał się - jej głos rzeczywiście brzmiał nisko i aksamitnie. Był jak przesiąknięta dymem ciemność.

Kelner wrócił z zamówionym przez nią drinkiem. Z tej odległości nie mógł rozpoznać, co to było, ona w każdym razie nie przywiązywała do tego wagi. Popijała alkohol małymi łykami, intensywnie przyglądając się siedzącym przy barze ludziom.

Nie martwił się za bardzo, że może na kogoś czekać. Tak długo, dopóki kobieta nie była mężatką, respektował jej prawo do uczciwej gry, a zauważył, że ta kobieta nie nosiła obrączki.

W jej brązowych oczach migotało coś nie dopowiedzianego. Znowu się uśmiechnęła, a on czekał, aż na jej policzku pojawi się nieuchwytny dołeczek. Pojawił się i nie rozczarował go.

Kelnerka podeszła do nich, przynosząc paczkę papierosów. Jerome podał jej ogień. Otulając bez cienia zażenowania jego dłoń własną, Jennifer z papierosem w ustach pochyliła się nad zapałką. Była w tym geście kusząca poufałość i jednocześnie zamierzona prowokacyjność kobiety światowej. Koniuszek papierosa rozżarzył się już, ale kiedy Jerome chciał cofnąć rękę, przyciągnęła ją z powrotem i sama zgasiła płomyk, dmuchając na niego leciutko. Jej ręka była w dotyku gładka i chłodna, ale Jerome poczuł, że robi mu się gorąco. Wrzucił zapałkę do popielniczki.

Zaciągnęła się głęboko i podniosła oczy, tak że spotkały się ich spojrzenia: jego - jasnoniebieskie i jej - ciemne, uwodzicielskie.

- Wiesz - szepnęła - ja właściwie nie palę.

- Nie?

- To znaczy paliłam, ale rzuciłam.

- A co cię skłoniło, żeby znowu zacząć?

Machnęła ręką, zostawiając pomiędzy nimi smugę białego dymu.

- Wieczorne podniecenie. Czujesz je?

- Tak - westchnął - czuję.

Pragnął, żeby na niego spojrzała. Nawet z tej odległości odczuwał jej obecność.

Ta kobieta uwodziła go, rzucając fascynujący urok poprzez smugi dymu, obserwował, jak leniwie poruszała ręką, pozornie nawet na niego nie patrząc. Pianista zaczął grać inną melodię Duke'a Ellingtona, „Sophisticated Lady". Mówiące o romansie słowa, które sobie przypomniał, rozpaliły jego wyobraźnię.

Na chwilę oderwała od niego wzrok, tak że tylko połowa jej twarzy była oświetlona przyćmionym światłem lampy, a druga pozostawała w głębokim cieniu. Potem znów spojrzała na niego.

- A w związku z tym, o czym mówiłam wcześniej...

Pociągnął duży łyk whisky, palący płyn przepływał mu przez gardło. Trzeba było podjąć jakąś decyzję.

- Nie musimy iść do hotelu. Mam niedaleko stąd całkiem przyjemne mieszkanie.

Jeszcze raz zaciągnęła się głęboko i powoli wydmuchnęła dym. Zauważył, że nie wypaliła jeszcze nawet polowy papierosa.

- Jeśli nie miałbyś nic przeciwko temu, naprawdę wolałabym hotel.

- Hotel - powtórzył zamyślony.

Jerome nie mógł oderwać oczu od tej kobiety. Szperała w torebce, szukając czegoś lub wyjmując coś. Nie, na pewno czegoś szukała, ponieważ po pewnym czasie wyciągnęła kartę kredytową i zaczęła się jej przyglądać, wodząc po niej palcem. Zastanawiał się, jakie wrażenie wywołałby dotyk jej palców na skórze mężczyzny. Na jego skórze. Czy pogłaskałaby go lekko jak plastykową kartę, czy może jej palce wbiłyby się w jego ciało z niepohamowaną namiętnością?

Jennifer rozłożyła ręce na stole i powiedziała, zniżając głos:

- Trudno mi to uzasadnić, ale byłoby mi wygodniej w hotelu.

Spróbował odepchnąć od siebie uczucie nagłej podejrzliwości. Dlaczego się wahał? Czyż nie na to czekał, od kiedy spojrzał na nią po raz pierwszy?

Nagle poczuł się rozbawiony. Poczuł się zafascynowany. I poczuł, jak bardzo jej pragnie. Chwycił jej rękę i podniósł ją do ust.

- Bardzo tego chcę, Jennifer. Czy moglibyśmy już wyjść? Mój samochód stoi przed barem.

- Tak - zaczęła się podnosić, ale znów usiadła. - To znaczy nie.

Jerome zakręcił szklanką z whisky i odstawił ją gwałtownie. Do diabła! Ta kobieta opętała go, a on nie znał nawet jej imienia. Obejrzał się w jej kierunku. Patrzyła na niego! Patrzyła na niego z wyrachowaniem, zaskakującym w zestawieniu z wrażliwością, którą spostrzegł wcześniej.

Potem rysy jej twarzy znieruchomiały: Utkwiła wzrok w kimś, kto znajdował się za nim. Obrócił się na krześle, by móc śledzić linię jej wzroku. Mogła wpatrywać się w jednego z dwóch mężczyzn stojących obok - siebie przy barze. Pierwszy był drobnej budowy i średniego wzrostu. Sprawiał wrażenie Europejczyka, stał oparty plecami o bar, trzymając szklankę piwa w ręku. Drugi był wyższy. Ubrany był w garnitur z kamizelką, na ramiona zarzucony miał prochowiec. Jerome odwrócił się z powrotem i napotkał jej wzrok. Tym razem nie przeoczył wyrachowania. Spojrzała w inną stronę.

Mijały minuty, a Jerome wpatrywał się w swoją szklankę. Ta pani była naprawdę ponętna. Ostatnio, jeśli czegoś zapragnął, zazwyczaj to otrzymywał. A teraz pojawiła się ona...

Jeszcze raz uległ pragnieniu, by na nią spojrzeć. Nie było jej! Jak mogła tak zniknąć bez śladu? Wiedział, że nie przechodziła przed nim. Nie mogłaby zrobić tego niepostrzeżenie. Wyczułby, że przechodzi. Wyczułby każdą komórką ciała. Do diabła! Jak mógł ktoś, kogo nigdy wcześniej nie spotkał, z kim nigdy nawet nie rozmawiał, kogo nigdy nawet nie dotknął, tak silnie na niego wpłynąć. A ona to zrobiła! A teraz odeszła, a on z zaskoczeniem uświadomił sobie, że razem z nią odeszła cząstka jego samego.

A wtedy nagle pojawiła się znowu za jego plecami i wszystko się zaczęło.

- Nie? - spytał z zaciekawieniem.

- No cóż, chodziło mi o to, że byłoby lepiej, gdybyśmy wzięli taksówkę.

Głęboko zakorzeniony instynkt, który towarzyszył mu od czasów, kiedy jako samotny, zastraszony chłopiec zakosztował przedwczesnej samodzielności, przebił się przez zmysłowe podniecenie.

- Czy mógłbym spytać, dlaczego?

Jennifer zaśmiała się wyzywająco. - Uwierzyłbyś mi, że po prostu lubię jeździć taksówkami?

- A czy jest jakiś powód, żeby ci nie wierzyć? - odpowiedział z czarującym uśmiechem.

- Nie, oczywiście, że nie. Chodźmy już - zerwała się od stolika.

- Chodźmy.

Jerome rzucił na blat kilka banknotów, wziął swój ciężki trencz, zarzucił go na ramię i podał jej płaszcz przeciwdeszczowy. Była to cienka, czarna impregnowana tkanina, mogąca chronić przed deszczem, lecz chyba tylko przed nim.

- Byłem tu cały wieczór. Czy może padać?

Spojrzała na niego, mrużąc oczy i powiedziała, ledwie otwierając usta: - Zawsze może zerwać się burza. Szczególnie w taką noc, jak ta. Nie sądzisz?

- Myślę, że tak.


Rozdział 2

Jerome zatrzymał przejeżdżającą przed barem taksówkę. - Dobry wieczór - powitał ich taksówkarz. - Dokąd jedziemy? Był to młody człowiek o nieprzyjemnym wyrazie twarzy. Jego nos wyglądał tak, jakby kilkakrotnie był kiedyś złamany. Napis na licencji mówił, że taksówkarz nazywa się Phil Waznoski.

- Niech pan jedzie prosto - powiedziała krótko Jennifer.

- Tak jest, proszę pani - młody człowiek dotknął palcami czapki i włączył licznik. Samochód ruszył. Opierając się łokciem o okno, a głowę podtrzymując kciukiem i palcem wskazującym, Jerome patrzył na nią zamyślony. Jaką grę tu prowadziła? Nawet jeśli nie chciał być podejrzliwy, rozumiał doskonale, że może zostać wplątany w jakiś układ. Był dobrze znany w całym stanie i miał wspólnika, który był doradcą prezydenta Stanów Zjednoczonych. Mogło być wiele powodów, żeby ktoś chciał spróbować skompromitować jego lub - za jego pośrednictwem - Daniela.

- Masz jakieś propozycje? - zapytał.

- W jakiej sprawie? - odpowiedziała, jakby była myślami tysiące mil stąd.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin