Muzyka która może zgubić - Ilona Rozmus .doc

(51 KB) Pobierz
"Muzyka, która może zgubić"

"Muzyka, która może zgubić"

 

„W muzyce tkwi jakaś wielka siła przekonywania”

John Milton


Sobota. Drugi, kulminacyjny dzień krakowskich Juwenalii. Rzesze młodych ludzi ciągną na stadion „Wisły”, by tym razem jawnie oddać się szaleńczej rozrywce. W programie wieczornym: koncert polskich gwiazd rocka - „Lady Pank”, „Kult” i wszechobecne piwo. Wtapiamy się w tłum, sycimy ostatnim punktem programu i wsłuchujemy w odgłosy tam-tamów dochodzących ze sceny, które drażniąco obwieszczają, że na koncert trzeba będzie poczekać, bo trwa jeszcze przygotowanie sprzętu. Ostatni punkt programu polepsza wszystkim humory i wprowadza w odpowiedni nastrój, niezbędny w dobrej zabawie. Tam-tamy milkną, słychać ryk podnieconej publiczności, witającej zespół, który właśnie wchodzi na scenę. Zaczyna się jazda. Wszyscy chwytają rytm, skaczą, zarzucają włosami, obijają się o innych. Tłum indywidualistów staje się jedną, ruchomą masą.

Stoimy daleko od sceny. Słabo widać, słabo słychać, marna zabawa. Brniemy do przodu. Jest coraz głośniej, coraz ciaśniej, w powietrzu unosi się coraz gęstszy odór piwa. Docieramy pod scenę. Znaleźliśmy się w oku cyklonu. Nie można stać, trzeba poddać się ruchowi wirującej masy. Pierwsze uderzenie nadchodzącej fali „pogujących” znieśliśmy mężnie, drugie powala jednego z nas. Próbujemy go podnieść, by nie padł ofiarą setki nadciągających butów, tratujących wszystko, co stanie im na drodze. Sytuacja robi się groźna, gdyż ostatni punkt programu osłabił leżącego i podniesienie go jest niezwykle trudne. Z obserwacji nadciągającej szarży wynikało, że nikt nie zauważył naszych dramatycznych zmagań i nie ma zamiaru zwolnić galopu. Dotarło do nas, że jeżeli w ciągu dwóch sekund nie poradzimy sobie z ciężkością leżącego, wszyscy będziemy stanowić posadzkę placu tanecznego.

Desperackim ruchem szarpnęliśmy poszkodowanego i postawiliśmy go na nogach, niestety zabrakło czasu na ucieczkę. Czekając na uderzenie, poczuliśmy, że jakieś ręce oplatają nas wkoło i odciągają z niezmierną siłą i prędkością na bok. Runęliśmy na ziemię, a sto par okuwanych „glanów” przetoczyło się obok naszych głów, wznosząc kłęby kurzu. - Boże - pomyślałam - o mały włos. Uratowali nas ci, którzy wybrali bezpieczniejszy wariant przeżywania koncertów - słuchanie i przyglądanie się wariacjom innych. Od tamtej pory również wybieram tę opcję uczestniczenia w koncertach.

Od tamtej pory prześladowały mnie także pytania, co by było, gdyby nam nikt nie pomógł? Czy ktoś lub coś zdołałoby zahamować tę pędzącą masę? Czy mogło dojść do tragedii?

Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. W lipcu 2000 roku media nagłośniły wydarzenia z koncertu Pearl Jam, który odbył się w Danii, w miasteczku Roskilde, gdzie odbywał się festiwal rockowy. Na koncert Pearl Jam przybyło 50 tyś. fanów. Jego przygotowanie techniczne okazało się być naganne. Słabe nagłośnienie zmusiło publiczność do napierania na scenę, pod którą odbywało się istne szaleństwo. Nikt nie reagował na prośby służb technicznych, by pozostać na miejscu i zachować spokój, nikt też nie zauważył upadających i deptanych, cały tłum pragnął tylko zbliżyć się do zespołu, który również desperacko próbował okiełznać rozszalałą publiczność. „Ludzie byli w transie i nie docierały do nich apele o spokój. Byli nie do opanowania” – opowiada jeden ze świadków zdarzenia. Na skutek uduszenia i stratowania zginęło 8 osób, a 25 zostało rannych, w tym 4 poważnie.

Śmierć pod sceną w Roskilde nie była odosobnionym przypadkiem. Podobne dramaty zdarzały się już w Europie i USA. W 1999 r., po koncercie rockowym w stolicy Białorusi, straciły życie 52 osoby. W 1979 r., w amerykańskim Cincinnati na koncercie grupy The Who, zginęło 11 osób, a 22 zostały ranne.

Zaskakujące jest to, co dzieje się z ludźmi podczas koncertów rockowych. Dlaczego nie reagują na tragedię, która toczy się wokół nich? Czy wszyscy są nieczułymi potworami? Co wprowadza ich w owy trans?

Milan Kundera, znany czeski prozaik i eseista, napisał: „muzyka zdolna jest wzbudzić potężne uczucia bez żadnej muzycznej sztuki”. Mówiąc o potężnych uczuciach, miał na myśli ekstazę. Zjawisko to tłumaczył następująco: „ekstaza oznacza „być poza sobą”, czynność przekraczania swej pozycji (stasis). „Być poza sobą” nie oznacza, że jest się poza chwilą teraźniejszą jak marzyciel, który ucieka w przyszłość lub przeszłość. Oznacza rzecz odwrotną. Ekstaza jest absolutnym utożsamieniem się z chwilą teraźniejszą, całkowitym zapomnieniem o przeszłości i przyszłości. Jeśli zatrzymamy przyszłość oraz przeszłość, chwila obecna znajduje się w przestrzeni pustej, jest poza czasem, na zewnątrz życia i jego chronologii, na zewnątrz czasu i od niego niezależna (...).”

Muzyka rockowa wprowadza publiczność w stan ekstazy. W jaki sposób? Jej rytm wybijany jest mocno i regularnie, motywy melodyczne są krótkie i bez przerwy powtarzane, nie ma kontrastów dynamicznych, wszystko jest fortissimo, śpiew preferuje najwyższe skale i przypomina krzyk. Tańczący wykonują gesty sami i zarazem z wszystkimi, muzyka przekształca jednostki w jedno zbiorowe ciało. Ciało, które „wychodzi poza siebie”, traci kontakt z rzeczywistością i nieświadomie doprowadza do tragedii. Stan, którego większość ludzi chce doświadczyć, okazuje się być zgubnym, dlatego działanie człowieka powinno obrać przeciwny kierunek, co również potwierdzają słowa Kundery: „Życie jest ciężkim, wiecznym wysiłkiem, by nie stracić siebie z pola widzenia, by być zawsze i silnie obecnym w sobie, w swojej stasis. Wystarczy wyjść na chwilkę z siebie, by od razu otrzeć się o obszar śmierci”. Niestety powszechnie szerzący się dzisiaj, szczególnie wśród młodzieży, libertynizm powoduje, że każdy chce opuścić swoje stasis i przeżyć coś niezwykłego, nie myśląc o tym, jakie mogą być tego skutki.

Muzyka, jeden z największych fenomenów człowieka, może leczyć, koić, uszczęśliwiać, ale także niszczyć, a nawet zabić. Niszczycielską siłę przypisuje się właśnie rockowi i bynajmniej nie z powodu śmierci pod sceną. Piosenkarze rockowi uznawani są dzisiaj za prawdziwych idoli, otoczeni niemalże religijnym uwielbieniem. Wielu młodych wpisuje do własnych dzienników teksty ich piosenek, utożsamiając się z ich treścią. Poprzez określony rodzaj muzyki młodzi mogą zapoznawać się z nowymi tematami i treściami. Tę „zaletę” muzyki, zwłaszcza popularnego rocka, dostrzegli wyznawcy szatana i w ostatnich latach rozwinął się, niestety, tzw. „satanistyczny rock”, inspirowany antywartością „rób, co chcesz”. Grupy reprezentujące ten rodzaj rocka, bo oczywiście nie cały rock jest satanistyczny, otwarcie wzywają do gwałtu, samobójstwa, nihilizmu i kultu szatana.

Rock satanistyczny nie jest fenomenem ostatnich lat, swoją historią sięga 1968 roku, kiedy The Beatles wydali swój „Devil`s White Album”. W piosence „Revolution Number Naine” przemysł płytowy po raz pierwszy zastosował tzw. przesłania podprogowe, aby przemycić „ewangelię szatana”. Przesłania podprogowe mają na celu ograniczenie świadomości słuchacza tak, aby przyjął on do podświadomości dowolną ich treść. Jak powstaje zapis informacji podprogowych? Istnieją dwa typy przesłań ukrytych: nagrania odwrotne oraz dwustronnie czytelne.

Te pierwsze powstają przy odwróceniu kierunku zapisu w momencie nagrywania dźwięku. Słuchając normalnie takiego utworu, odbiera się jedynie jakieś trzaski lub niezrozumiałe dźwięki, ale odsłuchując ich od tyłu można usłyszeć wyraźne słowa. Na płycie „A Kind of Magic” grupy Queen, na początku piosenki „One Vision” słyszy się jakby ryk lwa, jakiś pozbawiony sensu, niewyraźny dźwięk. Słuchając tego fragmentu w odwrotnym kierunku, rozpoznaje się wyraźny, ponury chór głosów, przypominający modlitwę z czarnej mszy: „My sweet satan, I`ve seen sabbath...”.

Przesłania dwustronne natomiast to zdania, które czytane z jednej i z drugiej strony, mają skrajnie różny sens. Specjalistami od takich zbiegów byli twórcy utworów Led Zeppelin. W piosence „Stairway to Heaven”, przesłuchując płytę od tyłu słyszymy: „Here`s my sweet satan(...)” („Oto mój słodki szatan, jego droga mnie nie smuci, bo szatan jest jej mocą, to on daje wzrost, ofiarując ci 666”). Również między piosenkami The Rolling Stones znajdują się hymny na cześć szatana, jak utwór „Sympathy for the Devil”, który stał się wręcz rewolucyjnym hymnem religii satanistycznej. Można wymienić jeszcze inne grupy: „The Who”, „Black Sabbath”, „Eagles”, „Christian Death”, „Prince”, „Zucchero” i wiele innych, których nikt nie podejrzewałby o taki rodzaj muzyki.

Przesłania do odczytu podprogowego wydają się trochę przestarzałe. Dziś nie ma już potrzeby ukrywania bluźnierczych treści chwalących szatana. Niektóre gwiazdy rocka otwarcie, z pewną dumą deklarują, że są satanistami. Pierwszym zespołem, który otwarcie używał tematów satanistycznych, był Black Sabbath. Jego wokalista Ozzy Osburne, w 1981 roku opublikował album „Diary of Madman”, na którym przedstawiono odwrócony krzyż, a w piosence „Suicide solution” („Samobójcze rozwiązanie”) nawoływał słuchaczy do samobójstwa. Ronnie James Dio, który zastąpił Osburne`a, na swojej pierwszej płycie „Holy Diver” przedstawił na okładce szatana patrzącego z nienawiścią na tonącego księdza, zakutego w żelazny łańcuch.

Najwięcej kontrowersji wzbudza postać amerykańskiego piosenkarza Marilyna Mansona. Manson, nazywając siebie „wszechmocnym antychrystem nowego tysiąclecia” w swoich utworach gloryfikuje śmierć, krew, przemoc i narkotyki. Zachęcając do buntu wobec wszelkich reguł, głosi nienawiść do księży, sióstr zakonnych i wszystkiego, co „pachnie” religią. Podczas swoich koncertów bezcześci krzyże, rani się i kaleczy różnymi narzędziami, epatuje wyuzdaniem. Kilka lat temu Manson spotkał Antona La Veya, założyciela amerykańskiego Kościoła Szatana, i został wyświęcony na „kapłana”. Jego płyty stały się przerażającymi spotami reklamowymi tej organizacji.

Jakie są satanistyczne ideały Marilyna Mansona? Piosenkarz streścił je w następującej deklaracji: „Satanizm nie oznacza adoracji diabła. Oznacza to, że człowiek powinien stać się swoim bogiem na ziemi. Nie powinien adorować nic i nikogo oprócz siebie samego”. Oto antywartości jakie ten rodzaj muzyki przekazuje młodzieży - prawdziwe „pranie mózgów”, które może sprowadzić młodych na drogę nihilizmu i nieufności, życie bez zasad i wyższych wartości.

Niestety skutki obcowania młodzieży z satanistycznym rockiem są coraz częstsze i coraz bardziej makabryczne. W prasie pojawiają się przejmujące grozą doniesienia o zabójstwach inspirowanych tą muzyką. Najbardziej wstrząsające miało miejsce we włoskim miasteczku Chawienne, gdzie 3 czerwca 2000 roku trzy siedemnastoletnie dziewczyny, w ofierze szatanowi, 19 pchnięciami noża zamordowały 61-letnią zakonnicę, siostrę Marię Laurę Mainetti. Sprawczynie tego zabójstwa okazały się być fankami Marilyna Mansona. W dzienniczkach dziewczyn znaleziono wiele fragmentów bluźniących przeciw religii, odwrócone krzyże, numer 666 w towarzystwie zdjęć i piosenek rockmena - satanisty. Po miesiącach dochodzenia udowodniono, że dziewczyny działały same i powodem zabójstwa było złożenie ofiary ludzkiej szatanowi.

Podobny dramat rozegrał się w 1996 roku w san Luis Obispo, miasteczku w Kalifornii. Trzech chłopców zgwałciło, torturowało i zamordowało w lesie piętnastoletnią dziewczynę, jako ofiarę złożoną diabłu. Utworzyli oni zespół rocka satanistycznego i byli przekonani, że ten krwawy ryt poprawi ich zdolności muzyczne.

Inny przykład morderstwa łączonego z rockiem ukazali amerykańscy uczeni w eseju „Cień szatana”. Przedstawiają oni historię czternastoletniego Tommy Sullivana, który studiował satanizm z tekstów piosenek heavy metalowych i książek. Pewnego dnia Tommy powiedział przyjacielowi, że we śnie ukazał się mu diabeł i rozkazał mu zabić swoja rodzinę. Tommy uderzył matkę co najmniej dwanaście razy, następnie, podpalając dom próbował też zabić ojca i brata. Na końcu zwrócił nóż przeciwko sobie, podciął gardło i puls, zmarł z powodu wykrwawienia.

To najbardziej makabryczne czyny niektórych fanów satanistycznego rocka, poza tym zarzuca się im gwałty, rozprowadzanie narkotyków, szantaże, profanacje grobów, kradzież czaszek i kości zmarłych oraz wiele innych wykroczeń.

Jakim trzeba być, żeby dokonać takich czynów? Jeden z włoskich instytutów podjął badania w tej materii. Wykazały one, iż grupa badanych to młodzież zamknięta w sobie, bezkrytyczna, o niskim poziomie autorefleksji i słabej wrażliwości, otwarta na wpływ telewizji, żyjąca mitami, w których pragnie odnaleźć swoją tożsamość.

W życiu żadnego z badanych rodzina nie spełniła swoich podstawowych funkcji.

Nasuwa się pytanie, co ostatecznie jest powodem takiego postępowania młodych ludzi; muzyka czy rodzina, a raczej jej brak? Młodzież pozbawiona pozytywnych wzorców i przykładów ze swojej rodziny, utożsamia się z piosenkarzem, bardzo często mitologizując jego osobę. Ucieka, chcąc zwalczyć obojętność otoczenia, własne frustracje, nudę, a przede wszystkim samotność.

Wielu młodych ludzi opływa we wszystko, niczego im nie brakuje, a najbardziej doskwiera im właśnie samotność. Brakuje im prawdziwej rodziny, gdzie każdy ma swoje role i obowiązki, gdzie rodzice zachowują się, jak rodzice i są dla swoich dzieci wzorcem. Rodzice nie tylko nie dają swoim dzieciom właściwego przykładu, ale sami je gorszą własnym postępowaniem. Zdrady, rozwody, przemoc, gwałty, doprowadzają do zupełnej negacji wartości rodzinnych oraz degradacji zasad moralnych, dochodzi również do zatarcia granicy między dobrem a i złem.

Zagubiona, ale i zbuntowana młodzież znajduje idoli w niebezpiecznej muzyce. To, oczywiście, nie usprawiedliwia tych, którzy wykorzystują cierpienie młodego człowieka, by go zniewolić i nim manipulować według własnych, potwornych zasad. Prawdą jest jednak, że łatwiej jest młodemu człowiekowi uchronić się przed czyhającymi na niego niebezpieczeństwami, jeżeli wychowuje się w domu pełnym miłości, szacunku, żyje według zasad, które nie godzą w jego godność ani godność drugiego człowieka. On nie musi szukać niczego ponad to, co posiada i nawet jeżeli zetknie się z muzyką satanistyczną i jej przekazami, będzie potrafił odróżnić dobro od zła.

 

Autor: Ilona Rozmus
"Psychologia i Rzeczywistość" nr 1/2003

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin